Podróże

Ameryka: Góra, która stała się jeziorem.

Tą górą jest Mazama – wulkan, który wybuchł 7400 lat temu, i zapadł się tworząc w swoim kraterze dogodne miejsce do zbierania się wody.  W sieci  można znaleźć  przepiękne zdjęcia tego miejsca  – błękity  i różne niebieskości,  nieskazitelnie czysta  tafla  wody w zagłębieniu krateru – postanowiliśmy więc włączyć Jezioro Kraterowe do swojego  programu zwiedzania. Niestety, życie bywa złośliwe  i tego dnia przez Oregon przechodziły fale dymu z  okolicznych pożarów,  co zaważyło na widoczności. Pożary w Oregonie są czymś normalnym  i  nawet przed parkiem  narodowym  Crater Lake rozciągały się olbrzymie połacie wypalonego lasu.

Mazama znajduje się w paśmie wulkanów w Górach Kaskadowych, ciągnącym się od północnej Kalifornii, poprzez Oregon i Washington, do Brytyjskiej Kolumbii w Kanadzie. Góry Kaskadowe zaczęły wypiętrzać się 7 mln lat temu na skutek parcia oceanicznej płyty tektonicznej  na płytę kontynentalną. Wiemy, że ten obszar wypiętrzenia jest cały czas mocno sejsmiczny. Przez  400  000 lat  na skutek erupcji wypiętrzyło się  kilkanaście wulkanów (St. Helen choćby ostatnio dawała się we znaki),  a 5400 lat p.n.e.  doszło do potężnego rozerwania Mazamy i doszło do zapadnięcia się szczytu, tworząc w ten sposób wgłębienie w kraterze.

Mazama wybucha,  obraz Paula  Reckwood, zasoby Crater Lake National  Park Museum:

Pumeks został rozrzucony w promieniu 140 km. Sam wulkan przed wybuchem miał wysokość 3700 m n.p.m. (obecnie 2487 m). Jezioro Kraterowe jest więc jeziorem kalderowym, mimo swojej nazwy (kraterowe powstają bez wybuchu). Tak więc wjeżdżamy w to katastroficzne miejsce.

Najpierw parking z widokiem na Góry Kaskadowe. Wokół jeziora jest droga, można więc objechać je dookoła, co uczyniliśmy tylko w części z powodu braku paliwa. Niby można objechać w godzinę, ale  to nieprawda, więc jeśli los Was tam rzuci, lepiej mieć więcej paliwa w zbiorniku.

Samo jezioro leży na wysokości 1882 m n.p.m.  czyli klify krateru wznoszą się ponad taflą na 600 m.

Muszę przyznać, że stojąc na brzegu urwiska miałam w pierwszym momencie trudności  z wypatrzeniem wody. Wszystko zanurzone w dymie. Drugiego brzegu nie widać.

Z czasem udało się wychwycić coś z tych obiecanych błękitów. Przy dobrej pogodzie musi tu być rewelacyjnie. Jezioro ma krystalicznie czystą wodę – widoczność dochodzi w głąb do 40 m (porównywalne więc by było z samym Bajkałem, które też  miałam przyjemność podziwiać przy okazji innego zaćmienia Słońca w 2008 r.).

Jezioro jest prawie okrągłe – 8 x 9,6 km i dzierży tytuł najgłębszego jeziora w Stanach Zjednoczonych (najstarsze też przyszło nam zobaczyć), tj. 594 m, średnio 350. Dziewiąte na świecie.

Na jeziorze można wypatrzyć wysepkę – Wyspę Czarodziejów, która utworzyła się na skutek erupcji wulkanicznych  (są dwie – druga mniejsza Merriam  Cone). Można do niej popłynąć łodzią, co jest pioruńsko drogie, ale ponoć widoki z dna krateru niezapomniane. Myślę jednak, że przy tym zadymieniu brzegów krateru byśmy i  tak nie zobaczyli.  Może nie bez powodu tak wiele w sieci jest zdjęć zimowych.

Z jeziora ani do jeziora nie wpływa żadna rzeka. Cała woda to efekt nagromadzenia się wód opadowych ze śniegu i deszczu.  I ten proces zajął przyrodzie 720 lat.

Na tafli jeziora unosi się DZIADEK. Na zdjęciach go nie widać, ale musicie uwierzyć – pływa tak sobie od 100 lat. Dziadek dlatego jest dziadkiem, bo jest wiekowy. To 9-metrowy pień drzewa pływający po tafli jeziora przynajmniej od 1902 roku, kiedy po raz pierwszy go odnotowano (w tym to roku założono park narodowy Jeziora Kraterowego). Ale ponoć widziano go również 6 lat wcześniej. Dziadek pływa pionowo. 1,2 metra wystaje nad wodę.; ma średnicę 60 cm, a jego wiek szacuje się na 450 lat.  Drzewo jest w stałym ruchu, ma więc na koncie tysiące kilometrów.

Dziadek dużo podróżuje, a czasem zaskakująco szybko. Od 1 lipca do 30 września pokonał 100 kilometrów, a w jednym szczególnie wietrznym dniu przebył 6 km. – John Doerr, przyrodnik

To strażnik jeziora – Old Man of the Lake (Stary Człowiek Jeziora). W 1988 roku postanowiono go przywiązać do wyspy, ale wtedy wody jeziora wzburzyły się i Stary Człowiek wyrwał się z więzów, by nadal pływać samotnie.  Ponieważ go nie widzieliśmy,  na pocieszenie zostaje nam fakt, iż ostatnimi czasy  poruszał się po tej właśnie stronie, po której objeżdżaliśmy jezioro.

Jezioro ma jeszcze jedną ciekawostkę: komary. Składają one jaja pod powierzchnią wody, a te opadają na dno, zagrzebują się w ziemi, przepoczwarzają i wypływają na wierzch. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie ta głębokość.. Cały cykl łopatologicznie na tym rysunku znalezionym w sieci:

W zasadzie  tylko 2% objętości jeziora zostało przebadane –  znaleziono bakterie żyjące bez dostępu światła i gorące, wulkaniczne źródła pod dnem.   Gruby mech  oplata   klify   na głębokość 120 metrów pod wodą. Mchu jest bardzo dużo.

Wybuch Mazamy pobrzmiewa w ustnych przekazach Indian Klamath. Dla nich to  miejsce (zwane Giiwas) było zawsze szczególne i wierzyli, że wody zamieszkują potężne siły. Pierwszym człowiekiem nie-Indianinem, który zobaczył jezioro był John Wesley Hillman  w 1853 r. Nazwał je Deep Blue Lake. Później przechrzczono je na Blue Lake, Lake Majesty i ostatecznie Crater Lake (najbrzydziej).

Przyszłość Jeziora Kraterowego wydaje się przesądzona. Mazama nie jest wygasłym wulkanem. Pewnego dnia się przebudzi.

Anna Pisarska-Umańska

Dodaj opinię lub komentarz.