Ciekawostki z Wieży Więziennej, ale również z Katowni – cały kompleks nazywa się Zespołem Przedbramia. Niniejszy artykuł nie ma zadania opisać historię tego przybytku, zapewne arcyciekawą, ale „pochodzić” i pozwiedzać, poszukać  starych pomieszczeń, umiejscowić je w tym pięknym ponurym gmaszysku. 

Przeciętny gdańszczanin wie tylko tyle, że było to więzienie, obecnie Muzeum Bursztynu, ale nic bliżej. I do tego zdarza mu się mylić jedno z drugim, czyli więzienie z katownią. Chodźmy więc pozwiedzać.

Wchodzę na dziedziniec od strony ulicy Długiej. Między bramą a kratą po prawej stronie są dwie pary drzwi. Jedno to wejście na klatkę schodową. Po lewej też były drzwi. Prowadziły do mieszkania pierwszego klucznika, który dbał o zamykanie bram. Drugi klucznik mieszkał na wprost, za dziedzińcem i kolejną kratą, po lewej stronie. On z kolei miał za zadanie zakuwać i rozkuwać więźniów. Zaopatrywał ich także w jedzenie i picie.

Pierwsze wejście po prawej (w głębi, zdjęcia niżej) prowadzi na górę. Tam potem pójdziemy. Tu na dole mamy cele. Są trzy i, jak pisze Barthel Ranisch, zamykano tu więźniów, „co z taczkami chodzili”. To znaczy, byli skazani na roboty przymusowe i do ich zadań należało czyszczenie ulic z nieczystości oraz pomoc przy budowie fortyfikacji.  Była to ciężka praca fizyczna, wielogodzinna, eksploatująca siły skazańców. Mimo tego byli uważani za szczęśliwców, bo codziennie bywali w mieście, choć przykuci do taczek. Była to funkcja resocjalizacyjna więzienia (pierwsza taka funkcja w Polsce). W głębi po lewej widać okienko i jest to latryna. I to nawet piętrowa. Cele nazywały się Sowa i Fortuna, a trzecia nie wiem, bo Ranisch nie wspomina. Na zdjęciu widać również zwisające kajdanki. Były to tzw. kuny, które wraz z metalową obręczą unieruchamiały więźnia, ale dzięki temu mógł on „spacerować”. Prawo do spaceru przysługiwało wszystkim więźniom. Na zdjęciu czarno-białym ten sam dziedziniec, tyle że przed wojną. Widać drzwi do dawnego pomieszczenia latryny. Pewno był tu jakiś magazyn, bo obiekt został przejęty przez wojsko, a potem Czerwony Krzyż, także antykwariat.

Nora Żmii to pomieszczenie całkiem spore, bo o wymiarach 3,5 x 4,5 m, wys. ok. 5 m i znajdujące się 2,5 pod ziemią. Rozpościera się pod dziedzińcem. W  dokumentach podobno jest zapisane, że gdzieś takie pomieszczenie dla skazanych na śmierć głodową powinno się znajdować, ale po pierwsze – prof. Januszajtis tłumaczy nazwę jako „Wydrza Nora” (Otterloch), a po drugie bardziej prawdopodobne wydaje się, że był to karcer dla szczególnie nieposłusznych więźniów. Być może kończyło się to zgonem z głodu.  Gdański wymiar sprawiedliwości nie znał kary śmierci poprzez zagłodzenie. „Dostępne” były inne śmierci: powieszenie, ścięcie, spalenie na stosie i łamanie kołem. Loch powstał w 1588 r.

Ranisch pisał w 1708 r., że w wieżyczce znajdują się „piękne kamienne kręcone schody na górę, ośmioboczne, a prowadzą aż ponad dach nad Katownią”. Wejście na schody jest od strony dziedzińca i prowadziły one do sali przesłuchań, czy – jak kto woli – izby tortur. Była to właściwa katownia – Peinkammer.

W Wieży Więziennej zachowało się 8 oryginalnych drzwi i wrota w przejeździe bramy. Pochodzą z końca XVI wieku. Te tutaj to wejściowe do wieży z poziomu dziedzińca. Jest na nich nawet herb Gdańska i napis „Danzig”. O ile herb moje oczy są w stanie wypatrzeć, to napis już niestety nie, pewno jest gdzieś u góry. Schody w tym miejscu też są oryginalne i bardzo zużyte. Kto był, wie, jakie wrażenie jest wchodzić po nich. W tym miejscu jest klatka schodowa. Idzie do góry przez całą wieżę, ale i można odbić od niej w bok i łącznikiem przejść do katowni.

Z klatki schodowej – tej z oryginalnymi drzwiami – wchodzi się na pierwsze piętro i można wejść do łącznika – to ta konstrukcja po lewej. Jest tam 5 cel o nazwach: Rak, Byk, Świnia, Kruk i Wilk.

Zespół Przedbramia nie powstał w celach penitencjarnych. Został zaadaptowany do nich w końcu XVI wieku. Wtedy właśnie powstał łącznik. Prace rozpoczęły się w 1586 r., a pretekstem był ostrzał Stefana Batorego 9 lat wcześniej. Cały Zespół uległ przebudowie i otrzymał nowe szczyty i zdobienia (jeszcze bez kamieniarki przy wjeździe od strony zachodniej). Fortyfikacja stała się więzieniem i pełniła tę funkcję aż do lat 80. XIX wieku (z krótkim epizodem na początku II wś, gdy więziono tu Polki). Nb. zabytek miał być rozebrany w latach 20. jako szpecąca staroć i dzięki miłośnikowi Hansowi Rhaue podjęto remont (Rhaue był właścicielem antykwariatu Starogdańska Oficyna i miał sklep w łączniku na dole). Wracamy jednak do XVII wieku.
Cele były tu i w samej wieży, były także trzy w katowni. Łącznie 16, w których przebywało do 20 więźniów. To były ciemnice. W samej wieży funkcję okien pełniły otwory strzelnicze, ale w łączniku żadnych okien nie było. Przebito je w XVIII w, a nawet w jednej celi dopiero w 1820 roku. Wychodziły na korytarz. Więźniowie mogli być przykuwani do ścian, mogli być również chłostani. Ale niewinni raczej tu nie przebywali.
Zdjęcie bardzo podobne do poprzedniego, ale o czym innym. Teraz patrzymy na katownię. To małe okienko na wprost to okno korytarza, z którego robiłam zdjęcie latrynie. Z korytarza wchodzi się do trzech szczególnych cel. Dwie zewnętrzne umieszczone są w ciekawych miejscach, ale o tym za chwilę. Cele nazywały się: Lis, Zając oraz Abel i Zbrodnia Kaina. Ranisch pisze, że były to najgorsze ze wszystkich cel. Przeznaczone były dla „morderców i tych, którzy śmierć spowodowali”.
W Gdańsku karę dożywotniego więzienia wprowadzono pod koniec XVII w., wydaje się więc, że cele te pierwotnie nie były celami na dożywocie; mogły służyć do oczekiwania na wyrok. Mogły to też być cele aresztanckie, bowiem nad nimi widzimy okna właściwiej katowni, czyli sali przesłuchań lub po prostu izby tortur. Parafrazując, można powiedzieć, że to taka ówczesna prokuratura, skąd wydobywano zeznania. Jednak nie mówię tu o jakimś szczególnym znęcaniu bez pokrycia. Postępowanie śledcze mogło być wszczynane tylko na podstawie twardych dowodów. Nie można było pomawiać, bo za to groziła kara. Składający skargę musiał być osobą wiarygodną, musiał mieć co najmniej dwóch świadków o nieposzlakowanej opinii i nie przyjmowano zeznań w stylu „słyszałem od…”, jedynie to, co widziałem. Zeznania składano w obecności oskarżonego. W przypadku wątpliwości co do winy należało oskarżonego uwolnić po to, by nie skazać niewinnego. W przypadku ewidentnej winy i nieprzyznania się do niej przystępowano do tortur, z tym że skala cierpień nie mogła przerosnąć kary, która czekała za to przestępstwo. Kat więc musiał być dobrym anatomem i musiał różnicować tortury w zależności od płci, wieku i odporności na ból. Nie stosowano tortur wobec kobiet w ciąży, małoletnich, wojskowych, miejscowych VIPów i doktorów nauk.
Wachlarz wymierzanych kar w wyrokach sądowych był szeroki i nie trzeba było kończyć w celi więziennej. Można było na przykład delikwenta wygnać z miasta.
Ranisch tak pisze o katowni: „…która co prawda stąd ma nazwę, że tutaj złoczyńcy przez pana sędziego i pana podsędka są przesłuchiwani. Kiedy nie chcą zeznawać, pachołkowie kata rozciągają ich na ławach i męczą, tak że pod wpływem ciężkich razów muszą wyznać prawdę. Izba bywa też wykorzystywana do narad wojennych panów oficerów, gdy odprawiają sąd nad swoimi żołnierzami. Jest też w szczególności używana co miesiąc na wypłatę miesięcznego żołdu dla żołnierzy i wchodzi wówczas jeden po drugim przez jedne drzwi i wychodzi przez drugie. Przy stole przy drugich drzwiach siedzi pan komisarz wojenny, panowie asesorzy i niektórzy wysocy oficerowie. Pisarz werbunkowy stoi przy stole I wręcza każdemu jego kopertę z pieniędzmi.” Wychodzili zapewne przez ośmioboczną wieżyczkę po prawej.
Nad salą sądową widać jeszcze jedno okno. Przed więzieniem było tam mieszkanie komendanta odwachu. Później – nie wiem.
Z czasem ograniczono stosowanie tortur. Od 1633 r. nie tylko potrzebna była zgoda sądu na ich stosowanie, również zgoda burgrabiego. Z biegiem lat, poprzez wiek XVII i XVIII znaczenie kata malało i głównie zajmował się on utrzymaniem miasta w czystości.
Wydaje mi się, że prawie całą opowieść o Zespole Przedbramia można poprowadzić z poziomu dziedzińca. Tu jest niemalże wszystko.
Co jeszcze można wypatrzeć z tego miejsca? Jasna, duża wnęka na wysokości V piętra nie była taka pusta. Był tam namalowany św. Jerzy. Można by go odtworzyć, gdyby komuś się chciało. Pod wnęką, na IV piętrze znajdowały się dwie izby dla żołnierzy. Dach Wieży Więziennej był błękitny, a te urocze łuki nad otworami strzelniczymi to ośle grzbiety.

 

Wspominałam o ciekawym usytuowaniu cel w katowni. Były trzy pod izbą tortur, na poziomie pierwszego piętra. Otóż dwie skrajne mieściły się w dawnych basztach obronnych z XV wieku. Baszty zostały wkomponowane w nowy budynek pod koniec wieku XVI. Na szczęście ta część budynku przetrwała do naszych czasów i te oryginalne baszty widać w formie wypukłości po obu stronach katowni. Nigdy nie zastanawialiście się, dlaczego katownia ma taki nieforemny kształt?

Okienko z tym białym to autentyczne okienko prosto ze średniowiecza. Najpierw było to okienko strzelnicze, potem celi „Abel i Zbrodnia Kaina”. Grubość murów między celami dochodziła do 4 m. Więźniowie spali w nich na dębowych ławach, z których dwie dotrwały do lat 80. i zostały zniszczone w czasie remontu. Z tej strony widać jeszcze jedną interesującą rzecz, a właściwie nie widać. Przed bramą, 6 m pod ziemią znajduje się kazamata. Schodzi się do niej w prześwicie bramy, ale miejsce obecnie jest zasłonięte. Z kazamaty odchodzą dwa tunele, dzisiaj zamurowane – jeden w kierunku banku Biskupiej Góry, drugi w kierunku Góry Gradowej. Ktoś odkrył, że z Biskupiej Góry również taki tunel odchodzi.  Z ust wiarygodnych wiem, że b. prezydent Adamowicz osobiście wchodził do kazamaty, obiecując uczynić z niej atrakcję dla  gdańszczan. Poniżej wklejam dwa zdjęcia z wnętrza; znalezione gdzieś w sieci wieki temu, więc autor proszony o ujawnienie się.

Gdy patrzy się na Wieżę Więzienną z przodu, to można ciekawe rzeczy odkryć. W dolnym prawym rogu są zaznaczone drzwi kata, ale obok widać dwa zamurowane, półokrągłe wyjścia. To ślady wyjść na ganek z XV wieku, czyli na taki drugi łącznik. Pierwszy był między Katownią a Wieżą, a drugi między Wieżą a Bramą Długouliczną. Nawet chronologicznie pierwszy był właśnie ten. Oba łączniki przerzucone były nad fosami. Miały otwory strzelnicze, żeby można było (jakżeby inaczej) strzelać. Mniej więcej na środku zdjęcia widać poziomą linię – nierówną. To blanki (albo linia końcowa wcześniejszej wieży). Wieża była podnoszona. Wystrzeliła w górę w 1506 roku, a ostatecznego kształtu nabrała w 1586 (data rozpoczęcia robót), kiedy to przystosowano ją do celów penitencjarnych. Łącznik, po którym chodzimy (czyli dziedziniec) był mostem wspartym na arkadach, których część zachowała się pod ziemią.

Jeśli wejdziemy przez główne drzwi na klatkę schodową, to na pierwszym piętrze możemy pójść do Izby Żałobnej. Albo nawet musimy, bo są tam muzealne kasy.
Barthel Ranisch: „Skazane osoby, które zasłużyły na śmierć, przez trzy kolejne dni muszą siedzieć [w Izbie Żałobnej], strzeżone dniem i nocą przez pachołków kata. Przychodzi też codziennie ksiądz, który odpuszcza grzechy i pociesza. Obok tej izby są murowane kręcone schody, które mają przejście na pręgierz od ulicy i otrzymują tam oni tyle rózg, na ile zasłużyli.”
Tak więc z tej sali schody prowadzą do pręgierza, ale można też do niego dotrzeć z zewnątrz. Te same schody wiodły na górę, gdzie na szczycie wisiał Dzwon Bramny. Dzwon rano i wieczorem przez pół godziny obwieszczał otwieranie i zamykanie bramy.
Nad Izbą Żałobną mieści się cela dla żołnierzy (II piętro) i nazywa się Lew. Na III piętrze podobnie – cela Jednorożec. Były tam piece kaflowe. Na IV piętrze podobnie. V i VI piętro to już poddasze. A na poddaszu można zasnąć. Gdy zwiedzałam wieżę kilka lat temu, jedna z pań kustoszek  pokazywała mi miejsce, gdzie każdy, kto usiadł, zasypiał. Nie turyści, bo ci nie siadali, ale każdy, kto tam na górze pilnował, zasypiał. Pani wskazywała na budowę dachu i przepływ energii. W końcu było chyba coś na rzeczy, skoro tak mocno skrzypiało w wieży, że odprawiono egzorcyzmy?
Przygotowując te opisy, zdałam sobie sprawę, że muszę po raz kolejny odwiedzić Wieżę Więzienną, by jeszcze raz – uważniej – rzucić okiem na rozkład pomieszczeń i zrobić odpowiednie zdjęcia. W zasadzie powyżej I piętra koncentrowałam się na bursztynie, ale teraz zrobię inaczej.

Jeszcze raz spojrzenie na Wieżę Więzienną, tym razem przedwojenną. Na samym dole wejście na dziedziniec, który przed XVI wiekiem był łącznikiem i wiódł do  baszt obronnych, przeistoczonych w katownię.
Drzwi po prawej prowadziły do pręgierza. Kat wychodził na półpiętrze na zewnątrz. Był tu podest. Drzwi katowskie zaginęły. Koło nich widać zamurowane wyjście na ganek (to samo z drugiej strony), bo z tej strony w XIV wieku był drugi łącznik biegnący do Bramy Długoulicznej.
Po obu stronach wieży biegną otwory strzelnicze. Schody kręciły się tylko z prawej strony, wspinały się na samą górę. Z lewej schodów nie było.
I piętro – Izba Żałobna, II, III i IV piętro – pomieszczenia dla żołnierzy, ale również były tam cele dla więźniów. Między II a III piętrem widać nierówną, poziomą linię – tu były blanki przed przebudową w 1506 r.

Ale najwięcej problemów mam z planami Zespołu Przedbramia.  Jesli wytrwałeś, Czytelniku, do tej pory, to może dojdziesz do wniosku, że to, co pisałam o rozmieszczeniu pomieszczeń, to bzdura. To jest rzut dziedzińca. Po lewej jest ulica Długa.

  • K1 i K2 – mieszkania kluczników
  • C – cele
  • KS – klatka schodowa
  • WN – Wydrza Nora
  • W – ośmioboczna wieżyczka
  • L – latryna
  • P – wejście z ulicy na pręgierz
  • B1 i B2 – XV-wieczne baszty zamienione w katownię.
  • A znaki zapytania to są właśnie znaki zapytania.

Pisałam o dwóch drzwiach w przejściu naprzeciwko klucznika, ale na planie są trzy wejścia. Jedno prowadzi na półpiętro, nie ma swojego ciągu na I piętrze, drugie prowadzi do jakiegoś pomieszczenia, trzecie to schody na górę. Po co schody na górę, skoro są schody od pręgierza? Znalazłam gdzieś również opis, że na poziomie dziedzińca powinny być kuchnia i kuźnia. Być może te większe pomieszczenia pełniły taką funkcję, ale być może mieszkanie K2 zostało na taką kuchnię przerobione, bo oba miały być pod sklepieniem katowni. Ranisch jednak wyraźnie pisze o mieszkaniu klucznika pod katownią, który zakuwał więźniów. Logiczne się wydaje, że skoro zakuwał, to kuźnia była koło niego. Co z kuchnią?
Na poniższym schemacie z 1893 r. pojawiają się kolejne pomieszczenia. Biała plama, która była prawdopodobnie pomieszczeniem strzelniczym, wygląda tu jak schody i są one na każdym piętrze. Może więc były (i są ?) schody wzdłuż tamtej strony, dorobione w czasach późniejszych? Pewno już to ktoś gdzieś opisał, a ja się dręczę, ale przyjemnie jest odkrywać coś samemu.
To by było na tyle.

PS. Małe uzupełnienie do artykułu. Herbów Gdańska bez korony mamy jak na lekarstwo. Ale nad zachodnim wjazdem do Katowni, można go wypatrzeć. Sąsiaduje z herbem  Zakonu Krzyżackiego  i oba zostały tu umieszczone w latach 20-tych XV wieku. Jest to prawdopodobnie najstarszy herb Gdańska. Herby są takie wciśnięte, bo kamieniarka przyszła dużo później i zwyczajnie zdominowała oba elementy. Pochodzi ona z rozebranej Bramy św. Jakuba, co nastąpiło po jej wybuchu w 1815 r.

Anna Pisarska-Umańska 

Wieża Więzienna, Gdańsk, województwo pomorskie, Polska

Dodaj opinię lub komentarz.