Dla młodego Horst’a Willner’a, dziewiętnastoletniego chłopaka, z małej saksońskiej wsi Klotzsche (od 1950 dzielnica Drezna), przygoda z wojskiem rozpoczęła się w 1938 r. Przygoda to właściwe słowo, gdy zostaje się przyjętym do marynarki. A zwłaszcza do tej jej elitarnej formacji, którą są łodzie podwodne. Wkrótce związał się ze służbą na stałe i rozpoczął szkolenie w szkole oficerskiej.

W lipcu 1942 wyruszył na stanowisku pierwszego oficera na U-405 w swój pierwszy bojowy rejs. Drugi rejs skończył w październiku. Musiał on równie dobrze wypaść, skoro nie było żadnych przeciwwskazań co do rozwoju dalszej kariery. Został skierowany na szkolenie dowódców w 24. Flotylli (Treningowej) w Memlu. Już 15. grudnia 1942 r. w stopniu porucznika, objął dowodzenie U-58, w związku z czym jego okręt cumował już w bazach w Gdańsku i Gdyni.

Wtedy też, zaczęła się jego druga cywilna historia. Na przepustkach młody, świetnie prezentujący się w mundurze oficer, odznaczony Krzyżem Żelaznym, nie musiał długo czekać na swoją partię. Wpadł w oko Urszuli Meinhardt, pochodzącej z niezbyt zamożnej części mieszkańców Gdańska. Może zresztą było całkowicie na odwrót i to ona została wybranką jego serca? W każdym razie 11. grudnia 1943 r. para wzięła ślub w Sopocie. Skromne przyjęcie urządzono w sali Cassinohotel. Zachowało się zdjęcie ślubne, gdzie pan młody dumnie prezentuje się w mundurze już z dwoma Żelaznymi Krzyżami, a 23-letnia panna młoda, w białej sukni trzymająca bukiet. Ten śliczny bukiet ma też swoją historię, ukazującą w jakich warunkach przyszło młodym rozpoczynać swój start życiowy. Był on przez nich na tą uroczystość wypożyczony. Cóż takie ciężkie wojenne czasy.

Horst Willner z żoną i córką, źródło: tinypic.com
W lutym nowego roku Willner otrzymał nowy przydział. Dowództwo szkolenia łodzi U-96. To jest dokładnie ta sama łódź, której historia stała się scenariuszem dla filmu „Das Boot” (1981, reżyseria Wolfgang Petersen). Po czteromiesięcznym okresie dowodzenia został w lipcu skierowany na szkolenie na nowym okręcie Typ XXI. W październiku przejął na takim dowodzenie. Numer łodzi podwodnej to U-3505, zwodowany w lokalnej gdańskiej stoczni F. Schichau. Od 7. października 1944 trwało na nim szkolenie załogi.

źródło: www.uboat.netW tym okresie małżonkowie są bardziej zaaferowani swoimi własnymi sprawami. Urszula jest w ciąży i oboje z niecierpliwością oczekują  narodzin dziecka. Na miejsce narodzin wybierają prywatną klinikę mieszczącą się, w wynajmowanych zapewne pomieszczeniach. Budynek ten szczęśliwie ocalał do dzisiejszych czasów i mieści się przy ul. Sobieskiego 35 w Sopocie. W nim w nowy rok 1945 r. urodziła się im córka (pierwsza z trzech), której nadano imię Barbara – na cześć patronki marynarzy i rybaków, flisaków i wodniaków, a także ochrony wobec burz i pożarów. A te, zwłaszcza ostatnie, zbliżały się wraz z postępami Armii Czerwonej. Dla oficera i to marynarki nie było więc zapewne większych przeszkód, by dostać wymarzoną przepustkę na statek ewakuacyjny. Żona wraz z córką zostały szybko i bez zbędnych formalności zaokrętowane w Gdyni (wówczas Gotenhafen). Jako jedne z wielu osób, dla których ten piękny statek miał być drogą do ocalenia. Na jego burcie widać było nazwę „Wilhelm Gustloff”, był to dzień 30. stycznia 1945. Nie wiadomo, co skłoniło Oberleutnanta Willera, by po jakimś czasie wrócić na jego pokład. Może stał się już rasowym marynarzem, ze sporym zasobem przesądów i zabobonów właściwym ludziom morza? Fakt pozostaje faktem – coś go „tknęło” i wrócił z powrotem. Szybko odnalazł kabinę z rodziną i sprowadził ich na ląd. Urszula zdążyła się pożegnać ze swoimi znajomymi z sopockiego klubu tenisowego. I jak się okazało po kilku godzinach, widziała się z nimi już po raz ostatni.

przeczytaj

W połowie lutego dotarł rozkaz o przeniesieniu okrętu do 5. Flotylli (Treningowej) w Kilonii. Kolejny dziwny zbieg okoliczności, mający wpływ na późniejsze losy tylu ludzi, to kolizja U-boota z jednym kutrów tzw. „Schnelboot”. Na tyle poważna, że okręt musiał zostać naprawiony, co spowodowało dalszą, kilkudniową zwłokę z wypłynięciem.
22. marca wszystko już jest gotowe do wypłynięcia w morze. Pozostaje tylko jeszcze jedna sprawa – jak wydostać z nadciągającego piekła żonę i córkę? Zgodnie z rozkazami nie wolno było przewozić cywili na okrętach. Dla niepoznaki, Urszula została przebrana w strój marynarza, a dziecko zapakowane do marynarskiego worka. I tak zakamuflowani zostali przemyceni pod pokład okrętu. Tu już oczywiście nie można było trzymać ich pobytu w tajemnicy. Jeden z oficerów, ośmielony tym faktem, postanowił także zaokrętować błąkające się po nadbrzeżu cztery nastolatki. Dwie były w szkole klasztornej, a w przyszłości z jedną z nich ożenił się. To nie wszyscy. Zabrano także składający się z 12-16 latków oddział Hitlerjugend składający się ze 100 czy nawet wg. niektórych 120 członków. I tak z ponadnormatywną załogą o 7 wieczór okręt odpłynął z Gdańska na Hel, obierając następnie kurs na Bornholm. I nie był to łatwy rejs. By uniknąć wykrycia, ograniczył prędkość do 12 węzłów, dzięki czemu zredukował hałasy. Na morzu sztorm, a do tego wnętrze okrętu wypełnia „zapaszek” choroby morskiej trawiącej transportowanych cywili. Do Bornholmu docierają po dwudziestu godzinach. Tam siedmiogodzinny postój i znów w morze. Mają tym razem 150 mil do pokonania. Po kolejnych 40 godzinach, 28. marca, okręt szczęśliwie dociera do portu w Travemünde. Rodzina i cywile opuszczają okręt, jeszcze tylko kolega robi Willner’owi pamiątkowe zdjęcie z córką, trzymaną na rękach.

Do Kilonii okręt dociera 2. kwietnia 1945 r. Załoga dostaje tak upragnioną przepustkę, a na pokładzie pozostaje tylko 5 osobowa wachta. Na szczęście tak mało, bo następnego dnia w nalocie 1.000 bombowców okręt trafiony tonie a wraz z nim łącznościowiec Heinrich Liebetrau. Można więc nie bez przesady powiedzieć, że okręt  specjalnie powstał dla jednej, jedynej misji. Misji, w której przyczynił się do tego, by uratować wiele istnień ludzkich.

Ocalała załoga dostaje do służby identyczną jednostkę o numerze U-3034, na której pełni służbę do 5. maja 1945, kiedy po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia na pokładzie, na 5 minut przed kapitulacją topi swój okręt we Flensburg Fjord.

Horst Willner zmarł w 1999, żona Urszula w 2014. W 60 lecie rejsu urządzono spotkanie uratowanych i członków załogi. Powstał też przy tej okazji film dokumentalny „Verbotene Rettung” zrealizowany przez ARTE w 2006 r. W nim w postać swojego dziadka, dowódcy okrętu wcielił się jego wnuk Björn.

Michał Piotr Moszczyński

Zdjęcia okrętów (U-Boot Typ VIIC) pochodzą z „U-Boot im Focus”, zeszyt Nr. 2/2007, Wyd. Luftfahrtverlag-Start, Bad Zwischenahn, Axel Urbanke,  zima 1940/1941. Okręt widoczny po lewej to „Erwin Wassner” – wsparcie-baza dla łodzi podwodnych, zatopiony przez RAF pod Kilonią 23/24 lipca 1944.

3 thoughts on “Miłość, wojna i U-booty

  • Te łzawe historyjki możecie sobie drukować w niemieckich gazetach w Niemczech!!

    Odpowiedz
    • KCN głupszego komentarza nie mogłeś dać?

      Odpowiedz
  • Prawidłowe określenie to nie łodzie, a okręty podwodne :)

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.