Długie i burzliwe dzieje gdańskiego grodu, prócz kronik historyków, zapisane są również w ziemi. Co rusz słychać w Gdańsku o kolejnych ciekawych, czy wręcz rewolucyjnych odkryciach archeologów, które zmieniają nasze spojrzenie na przeszłość miasta.

Latem 2015 roku badania archeologiczne prowadzono w rejonie historycznej dzielnicy Długie Ogrody przy ulicy Sadowej. Początki osadnictwa na tych terenach wiążą się z powstaniem grobli, której przebieg wyznaczają dzisiejsze ulice: Długie Ogrody oraz Elbląska. W XIV wieku wzdłuż grobli rozwinęła się osada przedmiejska, która przybrała kształt wsi – ulicówki zachowany w swym ogólnym kształcie aż do 1945 r. Domy mieszkalne i zabudowania gospodarcze wybudowano wzdłuż ulicy, a na zapleczach działek znajdowały się ogrody. Na przedmieściu założyli swoje warsztaty powroźnicy wytwarzający liny okrętowe, wyplatacze mat i rogóżek, które służyły do mocowania towarów transportowanych na statkach.

Napoleoński karabin w Gdańsku

Wykop archeologiczny wyznaczono w miejscu, gdzie od schyłku średniowiecza do końca XVIII wieku istniały ogrody warzywne i sady owocowe. Na początku XIX wieku założono tu ogólnodostępny ogród o charakterze rozrywkowym, a następnie teatr funkcjonujący do 1933 roku. Archeolodzy natrafili na liczne ślady związane z funkcjonowaniem ogrodów, a następnie teatru, w tym na wiele przedmiotów zgubionych lub wyrzuconych przez ich właścicieli. Jednym z przedmiotów wyrzuconych na śmietnik jest wymontowany z karabinu zamek skałkowy wyprodukowany w cesarskiej manufakturze w Charleville we Francji.

Napoleoński karabin w Gdańsku

Odkryty zamek skałkowy pochodził z francuskiego muszkietu, czy też karabinu, który wszedł na uzbrojenie armii królestwa Francji w 1777 roku… I tutaj zaczyna się pierwszy problem z nazewnictwem… Muszkiet, czy karabin?

Muszkietem nazywano w Polsce, jak i w Europie, broń gładkolufową z zamkiem lontowym lub kołowym, którą z racji ciężaru podczas oddawania strzału ustawiano na specjalnej podpórce, tzw. forkiecie (nazywanym ze staropolska kozią nogą lub widelcem). Etymologia słowa muszkiet prawdopodobnie wywodzi się od włoskiego rzeczownika moschetta (muszka), którym określano niewielki występ na krańcu lufy pełniący funkcję prymitywnego przyrządu celowniczego, co przetrwało w języku polskim w postaci frazeologizmu: wziąć kogoś na muszkę. Kiedy muszkiety zaczęto zaopatrywać w zamek skałkowy w I poł. XVII wieku, ciężar broni obniża się z 7-10 kg do 4,7-5 kg. i niepotrzebnym stało się używanie forkietu. Wówczas w Polsce nazwę muszkiet zaczyna wypierać określenie skałkówka. Pojawia się również termin flinta, gdy na uzbrojenie wojska polskiego wchodzi broń saska, np. karabin wzoru 1722 czyli Sachisische Ordinare Flinte v. Jahre 1722, lub fuzja od francuskiej broni strzeleckiej, jak Fusil d’Infanterie modele 1717. W czasach Księstwa Warszawskiego upowszechnia się dopiero termin karabin, który określa strzelecką broń gładkolufową z zamkiem skałkowym. Innymi słowy, możemy powiedzieć w skrócie, iż karabin to muszkiet wyposażony w zamek skałkowy.

Karabin skałkowy fusil d’Infanterie modele 1777 był odpowiedzią francuskich rusznikarzy na doświadczenia wojny siedmioletniej (1756-1763), gdzie ogólnie rzecz biorąc francuska armia, jak i będący na wyposażeniu francuskiej piechoty karabin skałkowy wzór 1717, nie spisały się najlepiej. Karabin modelu 1777, nieco zmodyfikowany w roku IX (czyli 1801, wedle rewolucyjnej maniery liczenia lat od 1792 roku, czyli roku ustanowienia pierwszej republiki francuskiej), nazywany był modelem IX. Karabin miał długość 152 cm (długość lufy 113 cm), ważył 4,6 kg, posiadał kaliber 17,5 mm, bagnet długości 48 cm. Broń ta służyła całej napoleońskiej piechocie, z wyjątkiem woltyżerów i Starej Gwardii. Broń tą produkowano w manufakturach w Charleville (z niej pochodzi odkryty na wykopaliskach zamek), ale także w innych np. jak Liege, Maubeuge, St.-Etienne, Genewie, Lille, itd.

Mechanizm ładowania karabinu był następujący. Z otwartego, papierowego ładunku na panewkę sypało się niewielką ilość prochu tzw. podsypkę, uprzednio odciągnąwszy kurek na pierwszy stopień (zapadka blokowała pierwszy ząb orzecha), po czym, zamykając krzesiwo, zakrywano proch na panewce. Pozostałą część ładunku (ok. 10 gram prochu) wsypywało się do lufy, po czym wrzucało i ubijało się stemplem kulę i kawałek papieru, który pełnił funkcję przybitki. Przybitka miała za zadanie uszczelnić kulę w lufie, aby gazy prochowe nie uchodziły bokami, ponieważ ołowiane kule nie były dokładnie dopasowane do średnicy lufy karabinu.

Schemat zamka skałkowego karabinu wg. Olega Sokołowa (Armia Napoleona. Oświęcim 2014 s. 122)
Schemat zamka skałkowego karabinu wg. Olega Sokołowa (Armia Napoleona. Oświęcim 2014 s. 122)

Aby wystrzelić należało odciągnąć kurek na drugi stopień, po czym nacisnąć spust. Ten działał na zapadkę, która zwalniała drugi ząb orzecha, dzięki czemu kurek z odpowiednio uformowanym kawałkiem krzemienia, czyli skałką (krzemień w ołowianej oprawie zakładano między szczęki kurka, a następnie ściągano śrubą), uderzał skałką w lustro krzesiwa (wygiętą, stalową płytkę), krzesząc iskry. Podczas krzesania równocześnie odchylało się krzesiwo odsłaniając proch na panewce, na który spadały iskry. Zapalony proch na panewce przekazywał ogień przez kanał zapałowy do głównej komory lufy, któryż to ogień zapalał wsypany tam proch, co powodowało eksplozję i wyrzucenie kuli z lufy.

Ładunek karabinowy składał się ze zwiniętej, papierowej tutki, zawierającej 25-27-gramową ołowianą kulę oraz 12,5 grama czarnego strzelniczego prochu. Ładunki były rozdawane żołnierzom w paczkach po 10 lub 15 sztuk i umieszczane w skórzanych ładownicach zawierających 3 lub 4 takie paczki. W ładownicy znajdowały się też wymieniane co 50 strzałów trzy zapasowe skałki, śrubokręt i fiolka z oliwą. Proch składał się w 3/4 z saletry, w 1/ 8 z węgla i w 1/8 z siarki.

Według regulaminów francuskich z tej epoki, należało opanować 12 chwytów ładowania broni oraz trzy chwyty dotyczące przygotowania broni do strzału. Doświadczony żołnierz próbował czasem skrócić ładowanie karabinu, umieszczając kulę i przybitkę w wylocie lufy. Uderzano następnie kolbą o ziemię i sprawiano, że przybitka i kula osuwały się w dół lufy. Było to możliwe tylko na suchym i twardym podłożu. Przeciętnie żołnierz mógł oddać dwa-trzy wystrzały na minutę. W czasie regularnego ognia szybkostrzelność spadała na skutek czynników psychofizycznych działających indywidualnie na strzelca (stres pola walki, zmęczenie, lekka rana, uszkodzenie broni itd.). Pamiętajmy, że nagar ówczesnego prochu zapychał lufę i po oddaniu pewnej liczby wystrzałów należało ją wyczyścić wyciorem ze szmatą. Według „Podręcznika dla oficerów francuskiej artylerii” Gassendiego zalecano czyszczenie lufy po 60-65 wystrzałach. Jeśli w bitewnym ferworze wycior uległ uszkodzeniu lub został zgubiony, lufę czyszczono… oddając doń mocz, naturalnie jeśli aktualne warunki pola bitwy na to pozwalały. Poza tym należało również po ok. 50 strzałach wymienić skałkę, naostrzyć, lub ustawić ją odpowiednio w szczękach kurka, aby zapewnić prawidłowe działanie, ponieważ śruby mocujące skałki miały tendencje do odkręcania się.

Napoleoński karabin w Gdańsku

Mechanizm zamka wymagał staranniej konserwacji, a jedna zbyt silnie dokręcona śruba zakłócała działanie istotnych części zamka na skutek zwiększonego tarcia, zmniejszając siły nacisku sprężyn. Nieraz zabrudzeniu ulegał otwór zapałowy (czasami zbyt wąski), do którego czyszczenia żołnierz używał przetyczki (wąskiego szpikulca). Zabrudzenie otworu zapałowego skutkowało tym, że pomimo poprawnego działania mechanizmu zamka i zapalenia prochu na panewce, nie dochodziło do podpalenia głównego ładunku w lufie.

Ciężko określić skuteczność ognia karabinowego epoki napoleońskiej. Mamy oczywiście wiele barwnych opisów bitew tejże epoki wspominających o morderczych salwach z obu stron, koszących szeregi nacierającego wroga. Opisom ogromnych strat zadawanych przez ogień karabinowy epoki napoleońskiej tak naprawdę brakuje pewnych danych empirycznych, jakimi można się posłużyć. Posiadamy również relacje z bitew, kiedy ustawione w czworobok bataliony piechoty oddawszy salwę z 30 kroków nie trafiały w ani jednego z atakujących je kawalerzystów! Celność ognia zależała od poziomu wyszkolenia strzelających żołnierzy, ukształtowania terenu oraz innych, wyżej wspomnianych czynników.

Wedle jednakże pewnych ustaleń, skuteczność salwowego ognia karabinowego na polu bitwy wynosiła wówczas 27-41 % skuteczności na odległości około 60-70 metrów. Warto dodać, iż wedle pruskich ćwiczeń strzeleckich na poligonach z 1810 roku, skuteczność ognia muszkietowego z tejże odległości wynosiła ok. 75-81 %, co tylko potwierdza różnice pomiędzy w miarę bezstresowym treningiem a polem bitwy z towarzyszącymi tym samym okolicznościami obniżającymi celność ognia pojedynczego żołnierza. W każdym bądź razie wedle pruskich doświadczeń, na 200 strzałów z odległości 75 m, karabin wz. 1777 AN IX uzyskiwał 151 trafień do tarczy wielkości człowieka, podczas gdy pruski Nothardgewehr (karabin Notharda wz. 1805) na tym dystansie uzyskiwał 92 trafienia.

Pamiętajmy, że na polach bitew doby napoleońskiej żołnierze piechoty liniowej (nie myląc z woltyżerami i piechotą lekką) nie prowadzili w zasadzie ognia indywidualnego, stosowano tylko zmasowany ogień dający największą skuteczność. Ogień ówczesnych gładkolufowych muszkietów w zgrupowanie wrogich wojsk mógł wyrządzić straty z ok. 200-300 metrów, ale raczej nie było mowy o trafieniu indywidualnym we wrogiego żołnierza. Większość zawodowych oficerów piechoty negowała celowość prowadzenia ognia powyżej 234 m. Powszechnie uważano, że każdy, kto został trafiony mierzonym strzałem z odległości ok. 150-170 m, miał wyjątkowego pecha. Warto jeszcze dodać, że wystrzelona kula muszkietowa mogła pokonać dystans ok. 400 m, ale nawet celny strzał z tej odległości nie był w stanie wyrządzić już żadnych szkód. Przy wystrzale na 390 m średnie odchylenie kuli wynosiło 65 cm. Trzeba pamiętać, że z racji stożkowatej formy lufy, której ścianki zwężały się do części tylnej od wylotu, należało do bliskich celów mierzyć pod, a do dalekich celów należało mierzyć powyżej. W „Książeczce oficera piechoty” francuskiego pułkownika Bardina zalecano: ze 100 m celować w kolana, z 200 m celować w pas, z 300 m celować w kapelusz.

Napoleoński karabin w Gdańsku

Generalnie karabin wzoru 1777 AN IX, charakteryzował się dużą niezawodnością jak na tamte czasy, dzięki zmianie kształtu krzesiwa, co dawało dłuższy czas iskrzenia skałki i odrzucenia krzesiwa we właściwym momencie. Wynikiem tego liczba niewypałów spadała do jednego na 15 strzałów, podczas gdy standardem ówczesnej broni skałkowej był jeden niewypał na siedem strzałów. Francuska broń, być może za wyjątkiem okresu rewolucji francuskiej i schyłku cesarstwa, była wykonywana solidnie w manufakturach i cechowała się małą awaryjnością, co potwierdzają liczne dokumenty z kontroli tejże broni składowanej w magazynach. Karabin wpisał się w historię Rewolucji Francuskiej oraz I Cesarstwa Francuskiego i pozwolił święcić tryumfy napoleońskim kohortom na ówczesnych polach bitew.

Artykuł konsultowany był merytorycznie z panem Remigiuszem Pacerem (widocznym na zdjęciu z repliką karabinu skałkowego model 1766) członkiem grupy rekonstrukcyjnej z okresu wojen napoleońskich.

Jakub Prager i Anna Longa

One thought on “Napoleoński karabin w Gdańsku

  • Kawał historii i super znaleziska. Gratulacje dla Autorów!

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.