W ostatnim „amerykańskim” artykule pisałam o Idaho, koncentrując się na równinie rzeki Snake. Dziś pojedziemy trochę bardziej na północ, wzdłuż pasa zaćmienia, które przyszło mi tam oglądać 21 sierpnia 2017 roku. Wyruszyliśmy tam dzień przed zaćmieniem, by zorientować się w ewentualnych utrudnieniach, czyli po prostu zbadać teren i oszacować czas podróży do zaćmieniowej miejscówki.

Kolej w Bliss

Przez Bliss i Shoshone skierowaliśmy się w stronę rezerwatu Kratery Księżyca. Po drodze można było zauważyć pola zajęte przez turystów na czas zaćmienia, także tubylcy wywieszali na domach oferty z wynajmem powierzchni na czas tego zjawiska. W którymś miejscu i my  będziemy musieli stanąć, więc bacznie się przyglądaliśmy. Władze stanowe zabraniały zatrzymywać się podczas zaćmienia na poboczu. Trzeba pamiętać, że wprawdzie faza całkowita trwała tylko ok. 2 minut, ale oczekiwanie na nią i faza częściowa to godzina i druga godzina już po fazie całkowitej, choć mniej emocjonująca. W zasadzie jest to czas, kiedy pije się szampana.

Miejscówka zaćmieniowa

W czasie tego objazdu – aż do interesującej  miejscowości Arco – towarzyszyły nam Góry Pionierskie (Pioneer Mountains), nazwane tak na cześć XIX-wiecznych osadników szukających tędy dojścia do Oceanu Spokojnego. Pamiętacie, że biegł niedaleko szlak oregoński i prawie pół miliona ludzi szło, by rozpocząć nowe życie na zachodzie Ameryki.

Góry Pionierskie

Punktem orientacyjnym pionierów był Big Southern Butte. Jest to jedna z największych kopuł wulkanicznych na Ziemi, a właściwie są to dwie połączone kopuły lawowe o średnicy podstawy 6,5 km i łącznej objętości około 8 kilometrów sześciennych.  Liczy sobie 300 000 lat i wznosi się na wysokość 762 m (2301 m n.p.m.), ale bardzo samotnie i pewno dlatego był to drogowskaz dla wędrowców.

Big Southern Butte

Tutaj w tym miejscu poniżej, robiąc zdjęcie, patrzyłam w kierunku Ketchum i Doliny Słońca (z lewej za pasmem gór), o których pisałam jako miejscu zamieszkania i pochówku Ernesta Hemingwaya.

Góry Pionierskie

Góry Pionierskie w Idaho zajmują w miarę równy kwadrat 32 x 29 km. Najwyższy szczyt to Szczyt Hyndmana 3660 m n.p.m., zdobyty w 1889 r. Jeśli ktoś chciałby popatrzeć na okolicę z jego wierzchołka, to może to uczynić klikając w ten link.

Góry Pionierskie

Ta czarna ziemia to nie ziemia, a lawa. Po prawej stronie drogi 26 rozpościera się Craters of the Moon National Monument and Preserve, czyli w skrócie rezerwat Kratery Księżyca. Księżyca, bo widoki iście księżycowe. Tu panował na drodze lekki tłok związany z zaćmieniowymi turystami, którzy wybrali się na zwiedzanie.

Rezerwat Kratery Księżyca

Rezerwat został założony w 1924 r., a prezydent Bill Clinton poszerzył jego teren. To obszar młody, położony na płaskowyżu, liczy sobie od 2000 do 15 000 lat. Są to rozległe pola lawy bazaltowej z licznymi jaskiniami, rurkami lawowymi. Najściślejszej ochronie podlega 1000 km2 obszaru wulkanicznego. Ponoć wygląda to nieziemsko, a w tym krajobrazie księżycowym ćwiczyli niektórzy astronauci misji Apollo.

Rezerwat Kratery Księżyca widziany z samochodu

Ponoć jest to teren uśpiony i do erupcji powinno dojść w ciągu najbliższych 900 lat. Od 2000 lat jest tu cicho. Jest tu ciekawa roślinność, 25 stożków wulkanicznych, 60 strumieni lawy i Wielka Szczelina Idaho. NASA wybrała sobie ten teren na obserwację całkowitego zaćmienia Słońca.

Rezerwat Kratery Księżyca

I tak dojechaliśmy do Arco – kolejnego wyjątkowego miejsca, jedynego takiego na świecie, bowiem miasteczko słynie z tego, że jako pierwsze w dziejach ludzkości zostało oświetlone energią atomową. A na skalistym wzgórzu Number Hill  absolwenci  wydrapują datę ukończenia szkoły.

Number Hill w Arco

Arco pierwotnie nazywało się Root Hug (taki „splot korzeniowy”), ale mieszkańcy wystąpili o zmianę nazwy i zdecydowano się na nazwisko niemieckiego wynalazcy i pioniera w dziedzinie transmisji radiowej, głównego  inżyniera Telefunken, Georga von Arco, który w tym czasie, czyli w 1903 r., odwiedzał Waszyngton. Telefunken produkował radiowe lampy próżniowe.

Wykorzystanie energii jądrowej związane jest z pobliskim centrum badawczym  Idaho National Laboratory. Zostało ono założone w 1949 r. pod nazwą National Reactor Testing Station, później zmieniało nazwę kilkakrotnie.  Od 1942 r. był to teren testowania uzbrojenia marynarki wojennej. Pod koniec lat 40-tych Komisja Energii Atomowej szukała miejsca, gdzie mogłaby testować możliwości i zagrożenia reaktorów (tzw. reaktorów hodowlanych, badawczych). Okolice Arco oferowały tańsze rozwiązania energetyczne (dostęp do wody na przykład) niż inne miejscowości, a także gwarantowało, że nie będzie problemu z osiedleniem się dodatkowej liczby ludzi.

Okolice Idaho National Laboratory

Później trzeba było wybrać jedno z okolicznych miast na kwaterę główną nowej instytucji. Leonard Johnston, spec od energii jądrowej, miał o tym zadecydować. Przyjechał do Idaho i wtedy rozpoczął się konkurs piękności. Miasta prześcigały się w prezentacji swoich najlepszych stron. Imprezy, spotkania, prelekcje… Biznesmeni z Idaho Falls postanowili zabrać Johnstona na wycieczkę po zabytkach, szkołach i parkach. W tej wycieczce towarzyszyły mu najpiękniejsze mieszkanki miejscowości, same młode żony. Przekaz miał być taki: „nie ma tu kulturowej pustyni, są same atrakcyjne rzeczy i wszystko, co się z tym wiąże”. Do tego na przybycie Johnstona wyprowadzono na drogę maszyny budowlane i wysypano ziemię,  robiąc wrażenie, że miasto się rozwija i tworzy nowe połączenia drogowe. W ten sposób Idaho Falls zostało siedzibą energetyki atomowej.

Droga w kierunku Blackfoot, na południe od Arco

20 grudnia 1951 r. popłynęła pierwsza energia z reaktora EBR-I i zapaliły się cztery 200-watowe żarówki.  Ten reaktor jest już zabytkiem, można go zwiedzać. W 1955 r. inny reaktor Borax-III oświetlił miasteczko Arco, po raz pierwszy w historii świata energia jądrowa została użyta pokojowo. Ale Laboratorium dzierży również inną palmę pierwszeństwa: 3 stycznia 1961 r. w reaktorze SL-1 doszło do pierwszego wypadku śmiertelnego. Na skutek wybuchu pary zginęły trzy osoby. Są to pierwsze na świecie przypadki śmiertelne związane z energią jądrową i jak dotąd jedyne w Stanach Zjednoczonych. Chodzą plotki, że wybuch był próbą morderstwa dwóch osób i samobójstwa trzeciej, bowiem jeden z operatorów, uwikłany w trójkąt miłosny, z przygnębienia i zazdrości chciał się pozbyć żony i jej kochanka, również operatorów.

Obecnie Laboratorium zajmuje się nie tylko energią jądrową, ale również energią alternatywną i cyberbezpieczeństwem. Pracuje tam ok. 4000 osób. Z 50 reaktorów, które tu powstały, działają jeszcze trzy. Budżet roczny to 1,2 mld dolarów.

Snake River Plain

Za Acro zrobiliśmy pętlę i wróciliśmy do Hagerman, co zajęło nam 3,5 godziny. Cały ten rekonesans pasa zaćmienia to 6 godzin jazdy. Zważywszy, że rano oglądaliśmy skamieliny w Hagerman i dolinę rzeki, to wracaliśmy już wieczorem. Po drodze oczywiście – toalety! Toalety jak pałace.

Nazajutrz nastąpił ten najważniejszy dzień – dzień całkowitego zaćmienia Słońca, 21 sierpnia 2017 r. Mogłabym pisać dużo, dlaczego na ten dzień oszczędzałam przez długie miesiące, dlaczego tych spektakli na niebie nigdy dość. Mogłabym pisać o spotkaniach po latach tych samych ludzi na kolejnych zaćmieniach. Ja bardzo rzadko wyjeżdżam za granicę. Wszystkie moje zaoszczędzone pieniądze pochłaniają pogonie za przesuwającym się cieniem Księżyca po Ziemi. Obawiam się jednak, że dla wielu ludzi te emocje nic nie znaczą, bo kto nie widział, nie jest w stanie sobie wyobrazić. Żadne zdjęcie nie odda tego dotyku Wszechświata.

Mapa USA z pasem zaćmienia. Strzałką zaznaczyłam nasze miejsce.

Tak więc 21 sierpnia wyjechaliśmy z motelu w Hagerman o 4 rano, by wbić się w pas zaćmienia i zająć dogodne miejsce w oczekiwaniu na najpiękniejsze widowisko na niebie. Zapas czasu był odpowiedni w razie jakiejś przeszkody lub tłoku na drodze. Faza całkowita miała się zacząć o 10.33. Najważniejsze było dotrzeć do pasa szerokości 115 km, bo na tej szerokości faza całkowita była widoczna. Do pasa mieliśmy pół godziny. A potem ulokować się dogodnie w jakimś miejscu, nie na czyimś polu i nie na autostradzie. Im bliżej linii centralnej, tym lepiej, bo wtedy zjawisko trwa dłużej. W tym przypadku 2 minuty 17 sekund. Później okazało się, że na tym wąskim skrawku ziemi, wzdłuż całych Stanów Zjednoczonych, stanęło 20 mln ludzi.  Samych mieszkańców jest tam 12,25 mln, a mieszkańców okolicznych, turystów krajowych i zagranicznych przybyło ok. 7 mln. To chyba najliczniej oglądane zaćmienie w historii ludzkości.

Tak więc wyjechaliśmy w kierunku Arco tą samą drogą stanową 26, co dzień wcześniej. Do pasa mieliśmy pół godziny, ale do Arco, za którym planowaliśmy się zatrzymać – dwie.

Przed nami jechało kilka pojazdów, ale z czasem zostaliśmy sami na pustej szosie. Nasz samochód sunął samotnie przez bezbrzeża Idaho, sporadycznie mijane przez inne wozy. Wszyscy byliśmy pod wpływem wielkich emocji, bo dla tego dnia tutaj przyjechaliśmy, a teraz już tylko odliczaliśmy ostatnie godziny.

Droga 33 za Arco w kierunku Howe

Za Arco przejechaliśmy jeszcze godzinę, zanim zdecydowaliśmy się zatrzymać. Droga 33 nie tylko przecinała linię centralną zaćmienia, ale i otaczała Idaho National Laboratory od północy. Mogliśmy więc zobaczyć jeden z reaktorów, ale czy on był czynny, to nie wiem.

Reaktor Idaho National Laboratory

Zatrzymaliśmy się przy toaletach – przypuszczam, że specjalnie wystawionych dla turystów tego dnia. Tutaj dołączyli nasi znajomi i tutaj pięknie powitał nas wschód Słońca. Gdzieś po tej stronie nieba Księżyc czaił się blisko zmierzając na ustalone pozycje.

Wschód Słońca nad Mud lake

Było po siódmej, dwie godziny do początku fazy częściowej i postanowiliśmy tu zostać.  Tu była linia centralna, miejscowość Mud Lake, a 500 m dalej parking z oczekującymi już łowcami. Dobrze jest oglądać zaćmienie w większym gronie i to najlepiej międzynarodowym. To okazja do wspólnych i wzruszających przeżyć.

Nasza miejscówka zaćmieniowa w Mud Lake

Poniżej wstawiam kilka zdjęć z fazy przygotowawczej, zanim nastąpił pierwszy kontakt, tj. Księżyc dotknął tarczy słonecznej. Jak widać, nad głowami latały nam różne obiekty, trzeba było ustawić sprzęt, założyć folię Baadera na lornetki (bo tylko tak można fazę częściową obserwować), a także porozmawiać z sąsiadami.

Ludzie przyglądali nam się z zaciekawieniem, bo było nas trochę, mieliśmy takie same koszulki z wypisanymi miejscami dotychczasowych zaćmień, biało-czerwone flagi i robiliśmy najwięcej zamieszania ustawianiem aparatów, wywoływaniem efektu pin hole i zawieszaniem materiału, by nagrać na nim zjawisko shadow bands. A tutaj droga stanowa 33:

Początek fazy częściowej, czyli pierwszy kontakt, zawsze jest emocjonujący. Wtedy zaczyna się coś nieodwołalnie, a jedynym zmartwieniem pozostaje pogoda, ale tutaj wiedzieliśmy, że ona nie przeszkodzi. Przez całą fazę częściową (która trwa ok. godziny) nie powstała ani jedna chmurka. Patrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem: udało nam się. Nieprawdopodobne, udało się.

Próbujemy wywołać efekt pinhole, najlepiej wychodzi on, gdy światło słoneczne przedziera się przez liście, ogólnie chodzi o małe otwory i szczeliny:

Mocujemy białą tkaninę, bo może uda się skamerować efekt shadow bands, czyli drgających wiązek światła, które pojawiają się tuż przed fazą całkowitą:

Jedna kamera będzie wycelowana w ten samochód

Nasi sąsiedzi i my przed fazą całkowitą –  widać różnice w oświetleniu:

Kolory w czasie procesu zasłaniania Słońca przez Księżyc szarzeją. Nie jest prawdą, że robi się coraz ciemniej. Nikt, kto był na zaćmieniu, tak nie powie. To nie zmierzch. Nurkowanie w ciemność to dosłownie ostatnia minuta fazy częściowej. Natomiast przez cały ten godzinny okres, w miarę ubywania światła słonecznego, kolory tracą swoją intensywność – szarzeją. Świat robi się szklisty. Przy fazie 75% wyraźnie już widać te zmiany. Gdy tak stałam i patrzyłam, nie mogłam uwierzyć, że uda nam się to przeżyć. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a więc musiało się udać. Nic nie mogło przeszkodzić. Zrobiliśmy wszystko, by być w tym miejscu i to miejsce nam wynagrodziło. Krzyczeliśmy w kilku językach, za ile minut faza całkowita. Napięcie jest tak duże, że nawet trudno  to opisać. Ktoś do mnie powiedział: „Ania, uda nam się” –  ze zdziwieniem i jednocześnie oszołomieniem. Patrzyliśmy na siebie w taki sposób, jakbyśmy wpadli tu z innej rzeczywistości.

Poniżej wklejam trzy zdjęcia tego samego miejsca – przed zaćmieniem, w trakcie fazy częściowej i w trakcie fazy całkowitej. Między pierwszym a drugim jest godzina różnicy. Między drugim a trzecim dwie minuty.

Kolory przed zaćmieniem
Kolory w czasie fazy częściowej
Kolory w czasie fazy całkowitej

Faza całkowita trwała w naszym Mud Lake dwie minuty i siedemnaście sekund.  Najpiękniejsze zdjęcia tego zjawiska, jakie widziałam, zrobili ludzie w Parku Narodowym Grand Teton w Wyoming:

Korona była olbrzymia. Rozkładała się na niebie jak welon. Składanka Allana Coffelta wisi u mnie na ścianie:

Po zaćmieniu jeszcze łzy, szampan, wspólna fotka i godzina, kiedy Słońce z Księżycem robią drogę powrotną. Parking opustoszał. Ta druga faza częściowa nie cieszy się dużą popularnością. Zostaliśmy do końca, ale emocje wyciszają się bardzo.

Z wszystkich osób na tym zdjęciu tylko dla dwóch to zaćmienie było pierwszym w życiu. Bezapelacyjnie palmę pierwszeństwa dzierży Jarek: osiem zaćmień całkowitych i obrączkowych: Hiszpania 2005, Turcja 2006, Syberia 2008, Chiny 2009, Australia 2012, lot nad Wyspami Owczymi 2015, USA Idaho 2017, Chile 2020. Pandemia zabrała mi Argentynę.

I tak nasze dwa samochody rozjechały się w swoje strony. Nasz podążył w kierunku Yellowstone i co dalej się działo, możecie przeczytać w artykule o tańczących z bizonami. Następnym razem opiszę krainę westernów – Monument Valley.

A zaćmienie całkowite każdy powinien obejrzeć w życiu choć raz. Dlatego pomyślcie, czy nie dać sobie szansy i nie pofrunąć do Meksyku lub Texasu w 2024 roku. Warto.

Anna Pisarska-Umańska

Dodaj opinię lub komentarz.