Po reformacji katolicy na Dolnym Mieście chodzili do św. Mikołaja, protestanci do św. Barbary. Tak było przez 300 lat. I wtedy pojawił się Anioł Dolnego Miasta. Prof. Januszajtis pisze, że anioły pojawiają się i znikają nie wiadomo, kiedy i gdzie. Takim aniołem była Felicitas Tietz.
Felicitias była wątła i słabego zdrowia. Jeździła po całej Europie i zbierała fundusze na budowę szpitala oraz kaplicy na Dolnym Mieście. Otrzymywała pieniądze, cenne dary, które pieniężyła, i klejnoty, które zostały później wkomponowane w monstrancję. Od papieża Piusa IX otrzymała kamień z katakumb, który w 1853 r. posłużył jako kamień węgielny pod kaplicę Niepokalanego Poczęcia NMP przy szpitalu NMP.
Neogotycki kościół ukończono w 1860. Służył nie tylko chorym, ale wszystkim wiernym Dolnego Miasta. Z czasem go rozbudowano i zawisły dzwony.
Felicitas w 1858 r. wyjechała do Anglii po kolejne datki i … słuch o niej zaginął. Podobno wybierała się nawet do Ameryki. Nie ma też (przynajmniej na zewnątrz kościoła) żadnej tablicy pamiątkowej poświęconej tej dobrodziejce Dolnego Miasta.
Bóg zsyła swoje anioły, by wykonały jakąś pracę, a potem je zabiera, by nie skalały swoich skrzydeł brudem tego świata.
Piękne
dziękuję
ten pich na ulicy to bezmyslne utrudniają nam przejazd samochodami .