Trzy gdańskie spółki są zaangażowane w eksploatację stadionu w Letnicy. Obiekt miał generować przyjemności społeczne i ekonomiczne – od lat generuje koszty wyższe niż przychody. W ciągu ostatnich 4 lat jego operator odnotował 4 mln zł straty – spółki miejskie wykupiły za to udziały za 26 mln złotych. – Finanse stadionu to w radzie miasta temat tabu – mówi „Gazecie Gdańskiej” radny Karol Rabenda, wiceprezes Porozumienia.

Po 9 latach funkcjonowania spółka gminna Arena Gdańsk Operator, zarządzająca stadionem piłkarskim w Letnicy, raportuje ponad 19 mln zł straty. Za ostatni rok było to 0,61 mln złotych, a w 2018 ponad 2,5 mln złotych. W ciągu minionych trzech lat wydatki spółki na usługi obce wzrosły z 10 do 13,2 mln złotych. Tylko za samą dzierżawę stadionu od głównego udziałowca zarządcy obiektu, spółki Arena Gdańsk, z rachunku AGO zapłacono w ub. roku 948 tys. zł., a bywały lata, gdy kwota ta była wyraźnie wyższa i przekraczała 2 mln zł.

Stadion Miejski w Gdańsku
Stadion Miejski w Gdańsku

Finanse stadionu to temat tabu
We wnioskach dla wspólników przedłożonych w sprawozdaniu rocznym 2019 prezesa Tomasz Niskiego jako główne zadanie dla zarządu wskazuje się „przedłużenie umowy ze sponsorem tytularnym”. Czyli Energą SA. To od 3 do 4,5 mln zł rocznie, ok. 20 proc. przychodów ze sprzedaży usług. Wśród nich zarząd wymienia 22 mecze Lechii i jako pierwsze z innych ważnych… spotkanie świadków Jehowy. Raduje też fakt, że w turnieju dla dzieci zagrało 9 zespołów, odbył się też prestiżowy mecz gdańskich lotników z portu im. L. Wałęsy z amatorami futbolu z linii Wizzair. Nieźle jak na stadion wybudowany z pieniędzy miejskich za ok 0,8 mld zł

– Finanse stadionu to temat tabu w radzie miasta. Miały być wielkie koncerty, miało być miejsce rozrywki, miała być kura znosząca złote jajka a poza Lechią i czasem reprezentacją nic wielkiego od lat tam się nie odbywa. Słyszymy tylko o kosztach, a prawda jest taka, że bez zewnętrznego finansowania to wielki ciężar dla miasta. Nie znam pomysłów pani prezydent na rozwiązania pozytywne – mówi „Gazecie Gdańskiej” radny Karol Rabenda, wiceprzewodniczący „Porozumienia”.

Z Placzyńskim do Europy
Dziesięć lat temu gdańska Lechia, wówczas własność Andrzeja Kuchara, podpisywała umowę na funkcjonowanie z konsorcjum marketingowym, która miała przynosić rocznie 8 mln zł przez 10 lat. Warunkiem dostępu do portfeli europejskich potentatów miało być przejęcie stadionu przez Lechię Gdańsk. W lipcu 2010 umowa taka została zawarta. Powołana w tym celu spółka Lechia Operator miała płacić właścicielowi stadionu rocznie 2 mln zł netto i 5 proc. od przychodów marketingowych.

Według Pawła Adamowicza, umowa którą Biuro Inwestycji Euro Gdańsk 2012, dzisiejsza Arena Gdańsk, podpisało w 2010 roku ze spółką Lechia Operator – od 2015 Areną Gdańsk Operator – wspieraną przez firmę Sportfive Andrzeja Placzyńskiego i HSG Zander, „miała charakter innowacyjny, mieszczański, rynkowy – koszty i przychody miały być równe”, gdańskich podatników stadion miał nic nie kosztować, a dostarczać przyjemności „przyciągając dobre widowiska z dziedziny rozrywki, kultury”.

Od czasu tego uniesienia prezydenta spółka miała 5 prezesów i… dość stabilną radę nadzorczą, którą do sierpnia ub. roku kierowała popularna w Oliwie przy ul. Grunwaldzkiej 597 Halina Płonka, a od września ub. roku interesu gminy dogląda Ryszard Trykosko, zarazem wykonawca zlecanych przez gminę inwestycji.

Z wielkich zapowiedzi, które P. Adamowicz ogłosił przy okazji nawiązania współpracy z konsorcjum A. Placzyńskiego w zasadzie nic się nie udało. Spółka Lechia Operator miała za to coraz większe problemy ze swoimi lokalnymi zobowiązaniami, a rynek europejski, do którego dostęp miało ułatwić 125 ekspertów ekipy Sportfive&Zander pozostał nieczuły na gdańskie względy.

Ostatni poważny koncert odbył się na Stadionie Energa Gdańsk w 2017 roku. Był to występ zespołu Guns N’ Roses. W roku 2019 zarząd AGO wykazał blisko 700 tys. odwiedzających, 185 wydarzeń korporacyjnych, 142 wydarzenia sportowe i 32 imprezy masowe – w tym 22 występy Lechii. Sprzedano także 33 775 biletów dla zwiedzających stadion.

Miliony na ratunek przed blamażem
Co innego wierzyciele prywatnej jeszcze spółki. By uniknąć głośnego skandalu trzeba było przeprowadzić operację ratunkową za pieniądze miejskie. 29 maja 2012 10100 udziałów Lechii Operator obejmuje za 1,01 mln zł Gdańska Agencja Rozwoju Gospodarczego chroniąc firmę przed upadkiem a prezydenta Gdańska przed blamażem tuż przed Euro 2012. Prezesem spółki tego samego dnia zostaje Borys Hymczak, dotychczasowy wiceprezes GARG-u, który pokieruje operatorem do 2013 roku, gdy ustąpi z funkcji na rzecz Tomasza Kowalskiego. Nie mija rok a udziały GARG-u rosną do 60100 sztuk wartych 6,01 mln zł. Po upływie kolejnych 18 miesięcy GARG powiększa swoje zaangażowanie do 9,7 mln zł i ma już 97 tys. udziałów. Ostatni ruch prezes GARG-u, dziś zastępca A. Dulkiewicz, Alan Aleksandrowicz, wykonuje 26 lutego 2015. Udział GARG-u w kapitale Areny Gdańsk Operator ma od tego dnia wartość 11,2 mln (112 tys. udziałów).

W sierpniu 2017 do udziałowców Arena Gdańsk Operator dołącza właściciel stadionu, spółka miejska Arena Gdańsk. Z jej zarządu odchodzi najpierw prezes Iwona Żygowska, a rada nadzorcza deleguje na funkcje p.o. prezesa swojego członka Andrzeja Bojanowskiego, wieloletniego zastępcę P. Adamowicza. 23 sierpnia 2017 roku prezydent odwołuje A. Bojanowskiego z rady Areny Gdańsk, a rada w której jest już A. Dulkiewicz – oraz Teresa Blacharska i Sebastian Susmarski – powołuje A. Bojanowskiego na prezesa zarządu spółki, właściciela kosztownego stadionu. Dzień później Arena Gdańsk staje się głównym udziałowcem Areny Gdańsk Operator obejmując 155 tys. udziałów wartych 15,5 mln złotych. Nowym prezesem operatora z kapitałem 26,7 mln zł chwilę wcześniej został Tomasz Niski, b. szef Polska Press w Gdańsku, menedżer o uznanej pozycji na rynku mediów.

Nic zatem nie zostało z naiwnych przekonań b. prezydenta, by „koszty utrzymania stadionu nie obciążały podatników, wiadomo, że infrastruktura sportowa kosztuje, ale w przypadku PGE Areny (umowa na 7 mln zł rocznie na 5 lat – red.) jest już prawie pewne, że miasto Gdańsk nie będzie musiało dokładać pieniędzy, wybraliśmy bardzo dobry model współpracy” – P. Adamowicz tłumaczył ludowi gdańskiemu swój innowacyjny pomysł gospodarczy na przeskalowany stadion.

Gdzie był Midas
– Obserwując ten obiekt od chwili jego budowy dochodzę do wniosku, że mieliśmy rację zarzucając P. Adamowiczowi gigantomanię. Wielomilionowe raty kredytów i odsetki spłacane są z gdańskich podatków. Nie przewidziano, że miasta nie stać na organizację koncertów stadionowych, a dwa mecze w miesiącu dają mikroskopijny przychód. Loże stadionowe wynajmowane przez komunalne spółki (m.in. Gdańskie Autobusy i Tramwaje za ok. 0,3 mln zł, SNG, GPEC, urząd miejski) łatają dziurawy budżet komunalnego operatora. W maju wymieniono murawę, która po kilku miesiącach nie nadawała się do użytku, a koszt wymiany to blisko milion złotych. Jeśli zaś teraz słyszymy, że stadion może stracić hojnego sponsora nazwy, to mam przekonanie, że jego budowniczy nie był Midasem i koszty będą obciążać budżet – uważa szef opozycyjnego klubu PiS, Kazimierz Koralewski.

Sponsor od zaraz…
W swoim sprawozdaniu za 2019 T. Niski potwierdza istotne znaczenie dla wyniku spółki przychodu od sponsora tytularnego, ale napomyka też, że „mogą być trudności z pozyskaniem lub kontynuacja umowy ze sponsorem tytularnym. Podpisanie umowy – obowiązującej do października 2020 – wskazuje jako pierwsze z kluczowych zadań zarządu w 2020 roku. Drugi to przedłużenie umowy z Lechią, jedynym stałym partnerem, która za udostępnienie stadionu na mecze płaci jednorazowo ok. 120 tys. zł. Nie ma prawa do sprzedaży lóż, a musi płacić za ich obsługę ochronę i catering. Dla porównania warszawska Legia płaci rocznie 3 mln złotych za 30 dni meczowych, a Wisła Kraków w czasie pandemii tylko 40 tys. złotych.

Znaczenie wpływów od sponsora obiektu rośnie gdy spojrzy się na dotychczasowe wyniki eksperymentu biznesowego polegającego na funkcjonowaniu dwóch powiązanych ze sobą spółek dla eksploatacji jednego boiska z przyległościami.

Straty zamiast zysku
Z materiałów dostępnych publicznie w KRS wynika, że podsumowana strata Areny Gdańsk Operator, spółki spółek miejskich należących do zasobu komunalnego Gdańska, sięga 19,1 mln zł. W żadnym z ostatnich czterech sezonów firmie nie udało się wypracować dodatniego wyniku ze sprzedaży usług. Strata w 2016 wynosiła 506 tys. zł, w 2017 – 481 tys. zł, w 2018 – 2,54 mln zł, w 2019 – 725 tys. zł. Przychody ze sprzedaży wzrosły w tym czasie z 16 mln zł do 18,5 mln zł, rosły też koszty od 16,47 mln zł do 19,1 mln zł. W tym czasie o 30 proc. wzrosły wydatki na usługi zewnętrzne – z 10,2 mln zł do 13,1 mln zł. Na wynagrodzenia ok. 21 pracowników spółka wydawała rocznie ok. 2 mln złotych co pracę w AGO czyniło atrakcyjną. Zarząd spółki zarabiał rocznie 180-190 tys zł, poza rokiem 2017, gdy łącznie wypłacono dwóm prezesom, staremu i nowemu, 271 tys. zł.

Przyjemnie wzrosły płace w radzie nadzorczej. Od 46 tys. zł w 2017 do 81 tys. zł w 2019. Przy pięciu posiedzeniach w roku to dla 3 osób wynagrodzenie godziwe. Spółka dawała też radę z obsługą leasingu 6 samochodów, w tym 5 osobowych. Co nie dziwi mimo, że w gdańskim magistracie polecają do komunikacji rowery a nawet hulajnogi Gwoli prawdy, w roku 2017 spółka odnotował jednorazowo nieopisane przychody operacyjne w kwocie 4 mln zł, co przełożyło się na dodatni wynik końcowy na poziomie ponad 0,4 mln. zł.

Unik radnej PO
Od oceny rezultatów eksploatacji flagowej inwestycji urzędu w infrastrukturę sportowa uchyliła się dyplomatycznie Beata Jankowiak, radna PO, przewodnicząca Komisji Sportu i Turystyki Rady Miasta Gdańska. W przesłanym mailu rezolutnie wyjaśniła, że „Komisja Sportu i Turystyki zajmuje się tematami z zakresu sportu i turystyki, a za nadzór oraz sytuacje finansową spółek miejskich odpowiadają inne komisje, takie jak Komisja Budżetu czy Polityki Gospodarczej”. Co niezupełnie jest prawdą bo zadaniem własnym komisji jest m.in.tworzenie warunków do rozwoju sportu,jego promocja no i opiniowanie zamierzeń w zakresie inwestycji i remontów związanych ze sportem, turystyką i rekreacją.
– Zażądamy wyjaśnień dotyczących aspektów finansowych obsługi stadionu przez dwie spółki miejskie. Ważne, by gdańska społeczność dowiedziała się jak prezydent Dulkiewicz ma zamiar ten problem rozwiązać. Bo budowanie jego pomyślności na przejazdach rowerem przez tunel, imprezach piwnych, kulinarnych czy warsztatach dziennikarskich to kiepska perspektywa na zbilansowanie strat – mówi z kolei K. Koralewski.

Bez finału LE
Jeszcze w marcu 2019 prezes Niski miał nadzieje, że uda się zrealizować planowane przychody z organizacji finału Ligi Europejskiej, że odbędzie się koncert Zagrobelnego oraz inne wydarzenia, które przyniosą wymierne korzyści z eksploatacji wizytówki Gdańska dla całej pomorskiej społeczności.

Spółka pod jego kierownictwem zakładała, że epidemia koronawirusa ustąpi i sezon 2020 przyniesie finansowe wytchnienie.

Jego następca, Łukasz Wysocki, już takich złudzeń mieć nie może. Z ustaleń dziennikarzy „GG” wynika, że w staraniach o pozyskanie sponsora dla stadionu, nie mógł liczyć na szczególne wsparcie władz miasta. Może za to z rozrzewnieniem poczytać starsze gazety, w których Paweł Adamowicz ładnie opowiada jak przekonał prezesa Energi, Andrzeja Tersę, do wyłożenia od 15 do 21,5 mln złotych na sponsoring stadionu.

Adamowicz marzył – mieszczanie płacą
„Prawa własności pozostaną w mieście, ale też partner (Lechia Operator/Arena Gdańsk Operator – red.) ponosi wyłączna odpowiedzialność za funkcjonowanie stadionu. Strona przyjemna to możliwość czerpania pożytków z wynajmu powierzchni komercyjnej, której jest sporo(…) Tak korzystnej umowy według mojej wiedzy nikt nie ma w Polsce”.

To prawda. Żaden impresariat sportowy nie wymagał od podatników wyłożenia 26 mln złotych. Tyle wymagało do tej pory pudrowanie stadionu.

wybrzeże24.pl

One thought on “Arena blamażu – dopłacają gdańszczanki i gdańszczanie…

  • Nigdzie na świecie tego typu obiekty nie są komercyjne, Gdańsk nie stanowi wyjątku.

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.