Gdańsk po I rozbiorze wszedł w wyniszczającą wojnę celną z Berlinem, co sprzyjało rozwojowi Elbląga. Część elit gdańskich, gdy II rozbiór stał się faktem, widziała w nim (w tym rozbiorze) możliwość zakończenia sporu i szansę na rozwój miasta. Jednak nikt z gdańszczan nie poszedł na współpracę z zaborcą. Przyjęto system biernego oporu.
Prusacy zlikwidowali gdańską samorządność i wprowadzili biurokrację, a gdańszczanie odmawiali objęcia stanowisk. Przynajmniej nikt o znaczącym nazwisku. Uformowała się swoista opozycja, która doszła do głosu dopiero w 1805 roku przy wyborach do rady. Poza tym akcentowano różnice kulturalne i dworowano sobie z pruskiej gruboskórności. III rozbiór przyniósł włączenie Warszawy i dolnego odcinka Wisły do Prus i Gdańsk wtedy lekko odetchnął otrzymując kontakt z dawnym zapleczem. I chociaż autonomia miasta cierpiała, to ukazała się szansa na rozwój. Nastąpiło ożywienie gospodarcze, wzrosła liczba ludności i to nie tylko dlatego, że miasto zasiliło 6000 Prusaków. Nadal najważniejszym gdańskim partnerem była Anglia. W 1801 r. 74% zboża szło do portów angielskich. To wychodzenie na prostą zostało przerwane przez Napoleona, wroga Anglii i mało zważającego na położenie gospodarcze podbijanych miast. Ustanowione Księstwo Warszawskie zostało odcięte od Gdańska, a Napoleon wypowiedział w Gdańsku gospodarczą wojnę Anglii. Tym samym miasto zdegradował. Kongres Wiedeński, który w 1815 roku porządkował Europę po upadku cesarza, oddał Kongresówkę pod władzę cara Rosji. Gdańsk stał się daleką pruską prowincją i miastem koszarowym.
Napoleon musiał zdobyć Bałtyk, jeśli chciał ugodzić Anglię. Stąd jego wielkie zainteresowanie Hamburgiem i Gdańskiem. W latach 1803-06 Hamburg przeżywał rozkwit. Miasto starało się nie angażować w spór francusko-pruski, by zachować wolny handel, jednak podstawą tego handlu była wymiana z Anglią.
Wobec zabiegów dyplomatycznych Prus i wywiadu francuskiego miasta hanzeatyckie – Hamburg, Brema i Lubeka – starały się wypracować własną linię polityczną, czyli de facto ściśle przestrzegać neutralności. Wszystkie trzy miasta postanowiły tytułować się „freie Hansestadt”.
Jednak dyplomacja francuska była zręczniejsza. Francuzi zapewniali mieszkańców, że zachowają ich niezależność. Napoleon: „interes handlowy Francji i Niemiec wymaga, aby te miasta na stałe pozostały niepodległe pod protekcją Europy i aby nie wchodziły do żadnego związku.” Osobliwie wyglądała ta „niepodległość” w wydaniu Napoleona i jego świty. W trakcie wojny w 1806 Francuzi zajęli te miasta w ciągu 2 tygodni i splądrowali. Cesarz stwierdził, że teraz muszą uczestniczyć w blokadzie kontynentalnej Anglii (Anglia eksportowała do Europy 40% swojej produkcji przemysłowej). Dwa dekrety z 1807 r. stwierdzały, że każdy statek zmierzający do portów angielskich będzie zajęty przez Francję.
Jednak każdy kij ma dwa końce i blokada boleśnie uderzyła w Europę, a zwłaszcza w Hamburg. Wszystkie towary angielskie na terenie miasta uległy konfiskacie, razem z angielskimi statkami, wszyscy Anglicy na terenie miast hanzeatyckich zostali więźniami stanu. Do miast spłynęli francuscy żołnierze wraz z celnikami w liczbie 300, oczywiście na koszt ich mieszkańców. Żołd, utrzymanie wojskowych szpitali, koszary, opał, wyżywienie plus 16 mln franków kontrybucji – to dostał Hamburg, który stwierdził, że może zapłacić tylko 6 mln (pamiętamy, że Gdańsk dostał 30 mln kontrybucji). To już przekraczało zdolności finansowe Hamburga.
Czy blokada była skuteczna?
Przedstawiciele Hamburga, Bremy i Lubeki pospieszyli do cesarza na przedyskutowanie obciążeń, ale cesarz akurat bawił na Mazowszu, więc spotkali się z ministrem Talleyrandem. Ten zapewniał, że chodzi wyłącznie o Anglię i nawet jest skłonny odpuścić Bremie. Faktycznie wojska francuskie opuściły Bremę, ale tylko na kilkanaście dni.
Do spotkania z cesarzem doszło 19 lipca 1807 r. w Dreźnie. Senatorowie domagali się ogłoszenia neutralności, otwarcia portów i ograniczenia samowoli celników. Na to Napoleon: „Sprawa miast hanzeatyckich stoi w zasadzie dobrze, zaś naszym celem jest, aby i Gdańsk do nich dołączył”. A poza tym to miasta muszą ponosić koszty zagwarantowania im wolności. Delegacji gdańskiej, która w tym czasie była w Dreźnie, Napoleon już przyjąć nie zdążył.
Hamburg, który BYŁ wolnym miastem, w 1811 został wchłonięty przez Francję i 2 lata później doszło tam do rewolty (Hamburg wszedł w skład Niemiec dopiero w 1871). Napoleon zresztą miał różne pomysły, komu dać te miasta. Złudzenia co do wolności gospodarczej trwały do 1809 r. Coś tam projektowano, czego nawet cesarz rozważyć nie chciał. Miasta nawet zgodziły się przyozdobić swoje bandery herbem „Nowego Karola Wielkiego Europy”, a same przybrać tytuł „Miast Imperium Hanzeatyckiego”, ale to było bez sensu, bo i tak musiały flagi zmienić. Blokada Anglii miała być bezwzględna. Jednak udawało się ją ominąć, za co intendent Massias został z Gdańska odwołany. Czasem stosowano łapówki, a czasem towar wysyłano okrężną drogą. Przemyt generalnie kwitł.
Kontrabanda mocno rozwijała się w Hamburgu. Agent francuski pisał, że nie da się skontrolować portu, przez który dziennie przewija się 10 000 ludzi. Kiedyś go zastanowiły liczne orszaki pogrzebowe z portu do miasta. Po skontrolowaniu kilku okazało się, że zamiast nieboszczyków w trumnach znajdują się towary kolonialne. Szefem policji portu był zaufany człowiek Anglików. Więzienia były przepełnione przemytnikami, towary palone.
Nieszczelność blokady sugerowała Napoleonowi, że jego ludzie biorą łapówki (i to wielomilionowe), więc ich wymieniał. Afery łapówkarskie skończyły się tym, że żaden statek nie mógł opuścić portów w Hamburgu, Bremie, Lubece i Gdańsku bez ważnej licencji wydanej przez władze francuskie (60 franków za każdą tonę ładunku). Dokumenty musiał własnoręcznie wypisywać rezydent lub konsul. Statki mogły zawijać wyłącznie do Dunkierki, Nantes lub Bordeaux. Tam kolejny protokół.
W 1807 powstało Wolne Miasto Gdańsk, nowy senat, a na miasto spadła 30 mln kontrybucja. Gdańsk nie za bardzo protestował, o ile w ogóle protesty by coś dały. Być może wysokość kontrybucji wzięła się z dosyć uległej postawy gdańszczan. Ale Gdańsk sądził, iż za tę cenę otrzyma większy teren oraz połączenie lub nawet przyłączenie do Księstwa Warszawskiego. Szybko okazało się, że to mrzonki i Gdańsk postanowił dołączyć do pozostałych trzech miast, aby wskrzesić Ligę Miast Hanzeatyckich pod gwarancją wielkich mocarstw. Napoleon trochę obawiał się reakcji Prus i Rosji i dlatego zostaliśmy wolnym miastem, a nie zostaliśmy przyłączeni do Francji (trochę także obawiał się swojego sprzymierzeńca Księstwa Warszawskiego). Dla Hamburga, Bremy i Lubeki Francuzi przygotowali projekt konstytucji, będący prologiem do inkorporacji, np. zakazano zawierania jakichkolwiek traktatów politycznych i handlowych bez zgody Napoleona (brzmi groźnie? Spoko, Unia Europejska też majstruje przy polityce).
Gdańsk pozostał miastem formalnie niezależnym, francuski gubernator musiał w jakimś stopniu liczyć się z głosem Senatu. Jednak blokada kontynentalna była klęską dla miasta. W 1800 r. udział Anglii w eksporcie gdańskiego zboża wynosił 89%. Doszło do wielu bankructw domów handlowych i armatorów. Za to rosły fortuny wojskowe i spekulanckie. Gubernator Jean Rapp należał do najbogatszych ludzi w Europie. Na domiar złego towary płynące Wisłą z Księstwa Warszawskiego zostały przez Prusaków obłożone wysokimi cłami.
W 1805 r. zawinęły do Gdańska 1194 statki (różne)
- w 1809 – 51,
- w 1810 – 291,
- a w 1812 – 34.
W 1806 r. ludność Gdańska wynosiła ok. 44 000 mieszkańców,
- w 1812 – 30 000,
- w 1813 – 16 000.
W ciągu jednego roku ubyło 14 000 ludzi – połowa. Epidemie, głód, emigracja. Niech dzisiaj wyjedzie z Gdańska połowa ludności.
Rewers i awers srebrnego grosza wybijanego w Gdańsku w 1812 r. za okupacji francuskiej. Mennica Johanna Meyera była gdzieś na końcu Kocurki.
Zdobywaniem Gdańska w 1807 kierował marszałek Lefebvre. Podobno zasłużył się pod Jeną, więc dostał zadanie od Napoleona. Pod Gdańskiem walczył dzielnie. Jak napisał prof. Samp, wg relacji świadków: „potrafił zeskoczyć z konia, rozpiąć płaszcz, wyrwać doboszowi bęben. Osobiście brał udział w ataku na jedno ze wzgórz okalających Gdańsk od zachodu”.
Jego żona, Madame Sans Gene, czyli Pani Beceremonialna, w kulturze masowej zajęła poczytne miejsce za sprawą Sophii Loren (film z 1961 pod tym właśnie tytułem). Madame Sans Gene to paryska praczka, która prała i cerowała koszule oraz kalesony francuskim żołnierzom za czasów Napoleona. Dosyć bezpośrednia w zachowaniu, której maniery bawiły i zawstydzały Paryż. Radzono marszałkowi, by się z nią rozwiódł, bo marszałkowi nie przystoi mieć żony, która do ministra mówi „Obywatelu ministrze, daliście tu nam pyszne żarcie!” i ledwo umie czytać i pisać.
Ale marszałek miał podobny rodowód. Był synem policjanta. Mając 17 lat wstąpił do gwardii francuskiej i przez kolejne 15 lat był zwykłym żołnierzem. Dorabiał jako nauczyciel. Oberżystkę Katarzynę Hubscher poznał w rodzinnym, alzackim miasteczku Rouffach, ale ona ani myślała wiązać się ze zwykłym żołnierzem. Wyjechała do Paryża, by tam zatrudnić się jako praczka, a Lefebrvem zainteresowała się, gdy awansował na sierżanta. Wzięli ślub w 1783 r., a dzieci rodziły im się rok po roku. Mieli ich 14, z których 12 nie przeżyło wieku niemowlęcego, a pozostałych dwoje i tak nie przeżyło rodziców. Katarzyna została wielką damą dworu I Cesarstwa, a dwór miał ubaw z jej nieokrzesanych manier. Również w wieku XIX była bohaterką komedii.
Marszałek brał udział w zdobywaniu Gdańska w 1807, za co otrzymał tytuł księcia Gdańska. Tym samym jego żona została księżną Gdańska, ale nigdy w naszym mieście się nie pojawiła. Mimo swoich manier, a może dlatego, całe życie pomagała potrzebującym i nigdy nie tworzyła barier międzyludzkich.
Mam tu ciekawą akwafortę przedstawiającą zdobycie wyspy Ostrów w nocy z 6 na 7 maja w czasie oblężenia Gdańska w 1807 r. Trwa jeszcze desant żołnierzy francuskich, badeńskich i polskich przepływających na łodziach przez Wisłę, gdy na wyspie podjęta już została walka wręcz z zaskoczoną atakiem rosyjsko-pruską obsadą posterunku. Atak zakończył się opanowaniem wyspy i zdobyciem Szańca Wapiennego. Spowodowało to odcięcie Gdańska od pomocy militarnej ze strony morza. Widok jest od strony północno-zachodniej, od Nowych Szkotów, w tle wieże kościołów, zachowana jest poprawność topograficzna. W zdobywaniu miasta mieli udział Polacy. Napoleon nie docenił krwi, którą tu wylali. Mamił ich tak, jak mamił innych, wykorzystując ich waleczność i nadzieje.
Na innej rycinie francuscy saperzy starają się zburzyć drewnianą palisadę i zasypać fosę u podnóża Góry Gradowej. Generał Kirgener po prawej obserwuje postępy prac. U góry obrońcy starają się nie dopuścić do odcięcia lin przewiązujących bale, które miały służyć do zepchnięcia podchodzących Francuzów. Wiadomo,że francuski ochotnik Francois Vale odciął takie bale, ale przypłacił to śmiercią.
15 czerwca 1807 w katedrze Notre Dame zaabrzmiało uroczyste „Te Deum” na cześć cesarza.
Napoleon w 77 Biuletynie Wielkiej Armii wyraził się: ” „Gdańsk skapitulował. To piękne miasto znajduje się w naszej władzy. Zastaliśmy 800 dział, wszelkiego rodzaju magazyny, więcej niż 500 tys. kwintali zboża, poważne zapasy win i wódek, wielkie ilości płótna i materiałów zaopatrzeniowych wszelkiego rodzaju dla wojska. W końcu to miejsce o wielkim znaczeniu militarnym znajduje się w naszym ręku”.
Anonimowy autor relacji wydanej w Hamburgu „Gdańsk podczas oblężenia w 1807 roku”:
„Widok obecnego Gdańska jest przerażający. Nowe Ogrody leżą zburzone, Stolzenberg jest straszliwą ruiną, podobnie bogata Szkocja. Aleja leży wyrąbana, a pozostała część uszkodzona, Wisłoujście i Nowy Port wypalone i puste. Stare Miasto straszliwie ucierpiało. Prawe Miasto mniej, ale też na Prawym Mieście nie ma ani jednego całego okna. Naliczono około 2000 uszkodzonych domów, bez spichlerzy, a z tego ponad 700 zburzonych. Gałęzie wszystkich drzew zostały użyte do faszyn: pościnano stare kasztany i olszyny na wałach do tego stopnia, że nie ma nadziei, żeby pnie mogły się kiedyś zazielenić, a wiele z nich wycięto. Jednym słowem, trzeba na to przynajmniej życia ludzkiego i wiele dobrej woli, aby zatrzeć wspomnienia roku 1807”.
W czasie wjazdu Napoleona dzwony kościelne milczały.
„Napoleon jest raczej niskiego wzrostu, a w każdym razie nie przekracza średnio wysokiego mężczyzny. Jego ciało jest bardziej krępe aniżeli chude. Kształt jego głowy jest raczej okrągły aniżeli wydłużony. Karnacja skóry stanowi coś pośredniego między barwą brązową a żółtą i ma w sobie więcej niezdrowego niż zdrowego i świeżego. Lecz jego oczy, oczy poruszające się tak gwałtownie, rzucają błyskawice wszędzie tam, gdzie pada jego wzrok. Jego chód cechują krótkie, szybkie kroki. Nosi zielony mundur z gwiazdą na piersi, mały trójkątny kapelusz i żółte ubranie. I gdyby nie honory, jakie mu oddawano, nigdy nie wziąłbym tego człowieka za Napoleona”. Tak opisywano wodza podczas wjazdu do Gdańska 1 czerwca 1807 roku (wcale nie 27 maja).
Ponoć wjazd wcale nie był szumny. Napoleon wjeżdżał po oblężeniu, nieproszony i rajcowie miejscy nie bardzo wiedzieli, jak się zachować. Nie wysłano żadnej delegacji miejskiej. Wydaje się, że poniższy obraz to czysta propaganda.
A teraz parę słów o tym, jak Napoleon drenował gdańską kasę miejską. Banalnie proste – zabrać mienie i żądać pieniędzy za zwrot. Otóż, na tydzień przed powołaniem do życia pierwszego Wolnego Miasta Gdańska, co – jak wiemy – miało miejsce 21 lipca 1807 r., gubernator Rapp kazał intendentowi Emilandowi Marie Chopinowi sporządzić wykaz mienia należącego do króla pruskiego. Intendent to było stanowisko francuskiego administratora. No i ten Chopin chodził po mieście i pieczętował dobra, które król pruski ukradł w 1793 r., przeprowadzając II rozbiór. Było to 30 obiektów, w tym domy akcyzy i loterii, poczta, Spichrz Królewski, inne spichrze i magazyny, dużo w Nowym Porcie. Do dzisiaj istnieje protokół konfiskaty.
Włączenie Spichrza Królewskiego mocno oburzyło władze miejskie. Poszło odwołanie do Rappa. Podkreślono w nim, że wprawdzie spichrz podlegał bezpośrednio pod króla pruskiego, ale ten król pruski najzwyczajnie go zrabował w 1793. Jest to więc własność miasta, a przecież Napoleon daje mu teraz niepodległość. Rapp miał przykaz od Napoleona zdobyć przychylność gdańszczan, więc zastanowił się. Poprosił Chopina o dokładny raport na ten temat. Chopin podtrzymał swoje stanowisko, argumentując, że spichrz otrzymał Kazimierz Jagiellończyk w zamian za liczne przywileje nadane miastu. Odtąd był w posiadaniu królów polskich – że tak powiem – przechodził z monarchy na monarchę, aż trafił na Fryderyka Wilhelma III. Naturalne jest więc, że skoro Napoleon zdobył miasto i został kolejnym jego władcą, to należy mu się spichlerz.
Rapp przychylił się do tej opinii (no, jakżeż inaczej). Miasto nie ustępowało. Królewski był potężnym magazynem, a cesarz obiecał znieść blokadę kontynentalną (jeszcze wtedy ufano Napoleonowi, mimo poświęcenia połowy fortuny każdego mieszkańca, by spłacić kontrybucję). Senat argumentował, że w księgach hipotecznych spichrz figuruje jako własność gminy miejskiej. Nie miał podlegać automatycznie każdemu kolejnemu władcy, tylko zasłużonym protektorom. Nazwa nic nie ma do tego, tak jak spichrz „Elbląg” z powodu swojej nazwy nie należy do Elbląga, czy „Toruń” do Torunia. Chopin wymyślił wtedy, że jak mieszkańcy chcą, to niech go sobie odkupią. I tak się stało. Senat jeszcze oponował, że żaden z królów po Jagiellończyku nie miał prawa swobodnego dysponowania spichrzem, tym bardziej sprzedawania go, ale Chopin zaszantażował sprzedaniem go w ręce prywatne. Nie przejął się także argumentem, że Książę Warszawski Fryderyk August będzie patrzył nieprzychylnie.
Poszły na to ostatnie miejskie pieniądze.
30 mln franków to była najwyższa kontrybucja nałożona przez Napoleona na zdobyte w latach 1806-07 miasto. I Gdańsk ma tę palmę pierwszeństwa. I żadne inne miasto nie regulowało haraczu tak regularnie i z poświęceniem jak Gdańsk. Jednak Francuzom ciągle było mało.
25 października 1807 podpisano z datą wsteczną układ, na mocy którego Gdańsk odkupił od cesarza całą własność króla pruskiego, zrabowaną w II rozbiorze, w tym Spichrz Królewski, wszystkie budynki, magazyny i składy, łąki i pastwiska za cenę 510 000 franków. 1/4 natychmiast, reszta w ciągu 6 miesięcy. Siedziba Rappa miała być utrzymywana na koszt miasta. Dla Francji to był szybki zastrzyk pieniężny. Złagodzenie blokady nie nastąpiło. Rok później większość odzyskanych dóbr spłonęła w pożarze i nie wiadomo, czy to zemsta pozostałych pruskich urzędników, czy zaniedbanie francuskich żołnierzy.
Innym przykładem skoku Napoleona na kasę Gdańska były fundusze celowe. Cesarz rozkazał opróżnić i wywieźć kasy miejskie przeznaczone na konkretne cele publiczne. To były pieniądze, które nie były własnością miasta, ale były mu powierzone przez fundatorów na konkretne zadania. I tak z tych środków finansowano publiczne szkoły (kasa szkolna), duchownych i kościoły (kasa kościelna), biblioteki, sieroty (kasa sieroca), inwalidów, nieuleczalnie chorych, ubogich. Było to jedyne źródło finansowania tych obszarów życia społecznego. Do szczególnie ostrego zatargu doszło w przypadku sierot i ubogich.
- przeczytaj: O francuskim wyciąganiu kasztanów z ognia
Pieniądze wywiózł intendent generalny Wielkiej Armii hrabia Daru. Władze miejskie szybko zainterweniowały u Chopina żądając oddania zawartości kas – własności miejskiej, nie króla pruskiego. O, dziwo, Chopin stanął po stronie mieszkańców. Ale może nie było to takie dziwne, bo zwyczajnie dostał łapówkę. Wystosował list do Daru, w którym czytamy m.in. „Przed wejściem naszych oddziałów nie było ani jednej istoty ludzkiej w Gdańsku, która nie miałaby zapewnionej opieki.” Dalej, argumentował, wszystkie instytucje publiczne są zrujnowane, a przecież cesarz na pewno nie chciałby pozostawić takiego wrażenia po swoim pobycie.
Gdańsk jednocześnie interweniował w samym Paryżu. Zabiegi te spowodowały zwrot kasy sądowej (Kolegium Sprawiedliwości). Ale z resztą było bardzo trudno. Francuzi potraktowali zrabowane kasy jako zabezpieczenie na wypadek, gdyby Gdańsk nie spłacał kontrybucji.
Ale Gdańsk spłacał.
Senat podkreślał, że pieniądze w kasach dla sierot i ubogich pochodzą ze szczodrobliwości instytucji i osób prywatnych, zostały przekazane miastu na mocy testamentów, ale miasto jest tu tylko dysponentem, a nie właścicielem. A już król pruski ma do tego najmniejsze prawo i nie wolno tych pieniędzy zabierać. Los biednych nie powinien być władzy obojętny.
W międzyczasie Chopina zastąpił Mikołaj Massias i oświadczył on, że gotówki nie ma, bo poszła na pokrycie długów cesarza. Miasto nie ustępowało i zażądało (wszystko w formie próśb) zwrotu przynajmniej gotówki z kasy sierot i ubogich. W przypadku tych dwóch kas chodziło o sumę 103 000 talarów pruskich. Gdańsk ledwo zipiał finansowo.
Kasy, owszem wróciły, ale tylko znajdujące się w nich dokumenty, bez gotówki.
Z jednej strony Francuzi „bali się”, że Gdańsk przestanie płacić, z drugiej Massias pisał do Paryża, że gdańszczanie płacą, bo uważają dług (kontrybucję) za „sprawiedliwą i świętą”. Daru z uporem maniaka powtarzał, żeby gdańszczanie się nie martwili, bo pieniądze zaliczy na poczet kontrybucji, a przecież nie o to chodziło (łączna kwota w kasach wynosiła 625 455 franków i 14 centymów + talary pruskie). Dopiero 17 sierpnia 1810 r. Napoleon nakazał bezzwłocznie zwrócić kasy. No i zwrócili…
Hrabia Daru kazał wystawić obligacje na tę kwotę. Miasto mogło je sobie sprzedać i tak odzyskać pieniądze, czego oczywiście nigdy nie uczyniono, bo obligacje nic nie były warte.
Okupacja francuska trwała do 2 stycznia 1814 r. Wcześniej przez prawie rok trwało kolejne oblężenie, tym razem rosyjsko-pruskie, ponieważ Napoleon zadecydował, że linia obrony po odwrocie z Moskwy będzie na Wiśle z Gdańskiem jako głównym punktem oporu. Oblężenie zakończyło się po wielkim pożarze Wyspy Spichrzów.
Poniższa litografia przedstawia jedną z ostatnich akcji zainicjowanych przez francuskie wojsko, przeprowadzoną 5 listopada 1813 w okopach Sobieszewa. Kompania kpt. Chambure’a, „diabelska kompania”, składała się ze ściśle wyselekcjonowanych ludzi i nazywana była Dziećmi Straconymi (les enfans perdus). I otóż ta kompania dokonała brawurowego nocnego wypadu z Gdańska na oblegające wojska rosyjskie. W efekcie zniszczono wiele magazynów, skrzyni z amunicją (powybuchały), zginęło bądź odniosło rany 150 Rosjan. Potyczka była krwawa, ale Francuzom udało się wrócić do miasta.
Innym razem Chambure wraz ze swoimi ludźmi korzystając z mgły przemykał od drzewa do drzewa wzdłuż Wielkiej Alei Lipowej (w nocy 16/17 listopada), by w końcu usiekać paru ludzi i w armacie zostawić księciu Wirtembergii liścik: „Książę, ponieważ twoje pociski psują mi sen, musiałem przyjść i zniszczyć twoje moździerze. Nie budź mnie więcej, bo będę zmuszony złożyć ci ponownie wizytę”.
Te dwa wydarzenia z bojowego życia kapitana podawane są na wszystkich stronach biograficznych. 2 stycznia 1814 Chambure został więźniem garnizonu gdańskiego. Potem wysłany do Sankt Petersburga, z niewoli powrócił 30 maja. Miał więcej szczęścia niż jego żołnierze. Tych car wysłał w głąb Rosji.
źródła:
- „Historia Gdańska” pod red. Edwarda Cieślaka, Wyd. Morskie Gdańsk 1978
- Władysław Zajewski „Wolne Miasto Gdańsk pod znakiem Napoleona”, Wyd. Littera Olsztyn 2005
- „Gdańsk i okolice 1793-1914. Miasto. Ludzie. Wydarzenia w rysunku i grafice” katalog wystawy, Muzeum Narodowe w Gdańsku 2014
- Friedrich Gottlieb von Duisburg „Wolne Miasto Gdańsk 1809”, Oficyna Pomuchel Malbork 2016
- meisterdrucke.ie
- frenchempire.net
- aukcja OneBid