Ruiny zamku Urquhart znajdują się mniej więcej w połowie długości Loch Ness. Robiąc to poniższe zdjęcie nie wiedziałam, że na wprost, po drugiej stronie jeziora, znajduje się Boleskine House, niegdyś posiadłość Jimmy Page’a z Led Zeppelin. Nabył ją w 1970 r. i sprzedał 22 lata później. Nabył, bo interesował się okultyzmem, a dom należał pierwotnie do sławnego okultysty Aleistera Crowleya. Nad Loch Ness zaprowadziło mnie całkowite zaćmienie Słońca w marcu 2015 roku.
Początki parafii Boleskine sięgają wieku XIII. Krążyła nawet legenda o lokalnym czarodzieju, który wskrzeszał zmarłych. Dwór powstał w 1760 r. na miejscu świątyni, która razu pewnego zapaliła się i spłonęła zabijając wszystkich zgromadzonych w środku. Zbudował go pułkownik Archibald Fraser jako dworek myśliwski. Był to płaski, jednokondygnacyjny budynek, rozbudowywany do 1830 r., posiadający nawet tunel jako połączenie z cmentarzem. Okultysta Crowley kupił go w 1899 r. na miejsce swoich obrzędów. Dla niego miejsce to było idealne – odosobnione, na północ od salonu umieścił oratorium – całe w lustrach, z oratorium wychodziło się na taras pokryty drobnym piaskiem rzecznym. Było tam również specjalne miejsce – loża – gdzie gromadziły się wywołane duchy.
Nie wiem, jak często Crowley uprawiał tu magię, ale do pewnego rytuału przygotowywał się pół roku. Pół roku celibatu i abstynencji od alkoholu. Celem obrzędu było przywołanie własnego anioła stróża, ale także 12 królów i książąt piekielnych, aby ich związać i wyrzucić z życia okultysty. Po latach Crowley przyznał, że te eksperymenty wymknęły mu się spod kontroli. W czasie obrzędu został wezwany przez zakon Złotego Brzasku do Paryża i nigdy go nie dokończył. Pech chciał, że podobno przywołał 115 złych duchów, w tym samego Lucyfera. To miało tłumaczyć późniejsze wydarzenia w Boleskine.
Aleister Crowley kupił dwór w 1899 r. i wywołał tam 115 demonów, z którymi nie mógł sobie dać rady; sam się stamtąd wyprowadził w 1913 r. Był twórcą filozofii mającej wyzwolić człowieka z wszelkich ograniczeń narzuconych przez wychowanie i społeczeństwo, takiego ówczesnego “róbta, co chceta”, ale w gorszym wydaniu. Oczywiście, przejawiało się to w nieskrępowanym kolekcjonowaniu kochanek i kochanków, ale przede wszystkim zanurzone było w mrocznej magii. Do tego narkomania i nadużywanie leków (miał przegniły nos). Zmarł w ubóstwie i samotności w 1947 r. Niczego mu nie udowodniono, ale podejrzewany był o zabójstwa i eksperymenty z ciałem i krwią zabitych osób. Ponoć zmasakrowane ciała kochanków grzebał w tunelu łączącym Boleskine z cmentarzem. W czasie obrzędów zmuszał ludzi do picia krwi kota. Na pewno tak było w 1923 na Sycylii, gdzie jeden z jego wyznawców zatruł się tym kotem i zmarł. Włoskie społeczeństwo nie zostawiło na nim suchej nitki i musiał stamtąd wyjechać. W Wielkiej Brytanii nazywany był “najgorszym człowiekiem na ziemi”.
Ogólnie jego życie było dość bogate w ekscesy. Już matka nazywała go “bestią 666”, gdy był niegrzeczny, który to przydomek uwielbiał. W czasie studiów grał w szachy po dwie godziny dziennie, był zapalonym alpinistą (okultyści też mają hobby). Chodzą słuchy, że był tajnym, brytyjskim agentem, ale także niemieckim, sam wspominał o pracy w wywiadzie USA.
Crowley twierdził w 1909 r., że w czasie rytuału nawiązał kontakt z istotą międzywymiarową, którą nazwał LAM. Szukał portalu-przejścia dla kosmitów z odległych zakątków Wszechświata. Crowley określił istotę jako demona, ale też rzekł ′′Dzisiaj nazywamy ich aniołami i demonami, jutro nazwiemy je czymś innym.” I narysował. Trzeba powiedzieć, że demon mocno przypomina poczciwego rozbitka z Roswell.
Bestia 666 był inspiracją dla Timothy Leara – psychologa i popularyzatora LSD, uważanego za ojca ruchu hippisowskiego, Paul McCartney był na tyle nim zafascynowany, że umieścił go na okładce płyty “Sgt. Pepper’s…”. Ozzy Osbourne i Rolling Stones poświęcili mu piosenki, a my wszyscy zawdzięczamy mu znak zwycięstwa “V”, który rozpowszechnił Winston Churchill podobno pod wpływem Crowleya.
Co jednak z duchami, które uwolnił w Boleskine?
Na pierwszy ogień poszedł opiekun Crowleya, Hugh Gillies, stracił dwoje dzieci. Sam Gillies próbował zabić żonę. Dom powoli okrywał się złą sławą, np. widziano mroczne postacie, w słoneczny dzień w pokojach panowała ciemność, zaobserwowano przenoszenie się przedmiotów i chodników.
W 1960 w sypialni Crowleya nowy właściciel, major Edward Grant popełnił samobójstwo strzałem w głowę. Jego gospodyni Anna MacLaren miała 7 dni wcześniej wizję jego śmierci. A dokładnie – pracując w ogrodzie usłyszała pojedynczy strzał. Pobiegła do domu, ale nic nie odkryła, nic się wtedy nie stało.
W 1962 posiadłość kupił hochsztapler Dennis Lorraine (daty w różnych źródłach rozbiegają się). Jego żona Molly dowiedziała się, że żona majora nazywała się Mary Lorraine, więc nalegała, by kupić ten dom. Lorraine założył tu fikcyjną fermę świń o nazwie Cadno, a akcje sprzedał podrzędnemu aktorowi Georgowi Sandersowi. Potem opowiadał, że wszystkie świnie zdechły, ale do końca życia (zmarł bez środków do egzystencji) spał z rewolwerem pod poduszką. Można jednak przypuszczać, że był to efekt jego hochsztaplerskiego życia.
Sanders natomiast zapowiedział, że skończy ze sobą w wieku 65 lat, zażywając barbiturany. 23 kwietnia 1972 r. w hotelu pod Barceloną pozostawił samobójczą notatkę, która brzmiała: „Drogi świecie, wyjeżdżam, bo się nudzę. Czuję, że żyłem wystarczająco długo. W tym słodkim szambie zostawiam was ze swoimi zmartwieniami. Powodzenia”. Miał rzeczywiście 65 lat i połknął 3 butelki Nembutalu.
Kolejnymi właścicielami było nieznane z nazwiska małżeństwo. Po miesiącu mieszkania mężczyzna opuścił dwór, pozostawiając w nim niewidomą małżonkę.
Gdy Jimmy Page, gitarzysta Led Zeppelin, zafascynowany okultyzmem, kupił go w 1970 r., dom był bardzo zaniedbany. Mieszkał w nim tydzień. Page w wywiadzie 1975 r. mówił, że wyczuwał tam dziwną energię i dochodziło do niewytłumaczalnych zjawisk. Niemniej jednak wyremontował go i do 1992 r. powierzył opiece swojemu przyjacielowi Malcolmowi Dentowi.
Dent był sceptyczny wobec paranormalnych zjawisk, ale po kilku tygodniach zaczął słyszeć pomrukiwanie na korytarzu. Milkło, gdy zatrzymywał się przed sypialnią. Dent doświadczył tam najbardziej przerażającej nocy swojego życia. Obudził się, bo usłyszał jakby dzikie zwierzę parskało pod drzwiami sypialni i waliło w nie. Usiadł na łóżku i tak siedział z otwartym nożem, a rano długo bał się wyjść z pokoju. „Cokolwiek tam było, było czystym złem”, mówił. Jedna z jego przyjaciółek twierdziła, że została w nocy zaatakowana przez diabła.
Chodniki nadal się przemieszczały, ale także zwijały się dywany, krzesła zamieniały się miejscami, a drzwi same otwierały się i zamykały. Zwłaszcza nie podobały się domowi remonty. Dent był kolekcjonerem krzeseł znanych ludzi (miał m.in. krzesło Rudolfa Valentino). Oddał je do renowacji tapicerowi, ale on pomylił tabliczki i zamienił krzesła Crowleya z Marie Lloyd (śpiewaczka musicalowa). Po pewnym czasie Dent zauważył, że krzesło błędnie oznaczone jako Marie Lloyd uparcie się przestawia tak, aby się wyróżnić wśród innych.
Być może Dent nauczył się z tym żyć, bo wytrwał do końca, czyli do 1992 roku, kiedy Page sprzedał Boleskine małżeństwu Ronaldowi i Annette MacGillivray, które urządziło tu hotel. Przez 10 lat nic się chyba nie działo, bo małżeństwo twierdziło, że świetnie tu się bawi. Jednak próbowali zamalować magiczne symbole na posadzce i nie mogli. Symbole ciągle wychodziły.
Kolejny właściciel to holenderska milionerka Trudy Piekaar-Bakker, która tu zamieszkała sezonowo z rodziną. 23 grudnia 2015 r. dom stanął w płomieniach. Uszkodzenia były poważne i w kwietniu 2019 r. wystawiono go na sprzedaż. Posiadłość nabyła fundacja Boleskine House w celu przekształcenia jej na centrum New Age. W lipcu 2019 znowu stanęła w ogniu, tym razem policja orzekła celowe podpalenie. Jeszcze w styczniu tego roku fundacja, szukając środków na nowy dom, sprzedawała torby z gruzem w cenie 49 funtów za sztukę.
Do Boleskine można podejść. Po jednej stronie wąskiej drogi jest cmentarz, po drugiej ruiny dworu. Jednak ponoć nie jest to proste. Pewna blogerka udała się tam pewnego razu z przyjaciółmi. Oni poszli od razu do domu, ona zaczęła od cmentarza. Nie była w stanie go przejść, czując dziwny niepokój. Może to tylko wyobraźnia, ale uciekła stamtąd szybko, wpadając na znajomych, którzy również uciekli spod zgliszczy, odpychani dziwną siłą.
Jimmy Page umożliwił pewnej ekipie nakręcenie filmu dokumentalnego o Boleskine. Nie znalazłam daty, ale znalazłam relację filmowców BBC. Może więc chodzi właśnie o to wydarzenie. Notorycznie psuł im się sprzęt. Podczas nocnej sesji na cmentarzu wybuchły wszystkie światła, przepaliły się bezpieczniki, przewróciły stojaki z kamerami, a załoga została obsypana szkłem. Inna sesja w tym miejscu też się nie udała, bo na zdjęciach wyszła dziwna aureola z mgły. Mgła rujnowała też inne ujęcia, choć faktycznie jej nie było. Gdy kręcono ujęcie o psach Crowleya, zmarłych od użądlenia, ekipa została zaatakowana przez owady. Niektórzy przeżywali nocne koszmary z Crowleyem, jednym telefony dzwoniły seriami ot tak sobie, innym budziki bez nastawiania. Nagrywały się dziwne wrzaski.
Skończyło się egzorcyzmami.
Okoliczni mieszkańcy niechętnie mówią o Boleskine. Mówią, że woleliby Nessie kąpiącą się przy brzegu niż ten nawiedzony dwór. Nic dziwnego, oprócz dziwnych “obecności” doświadczają również pielgrzymek różnych fanów okultyzmu.