Strefa obywatelska

Dlaczego dziennikarze trójmiejskiej „Gazety Wyborczej” tak się mylą?

Małgorzata Tomczak, publicystka Gazety Wyborczej publicznie przyznała, że w relacjach z granicy polsko-białoruskiej „wytwarzana była fałszywa wiedza”. To, co w tym przypadku jest zaskakujące to fakt, że ktoś sam przyznał się do pomyłki. Niemniej jedna wpadka potwierdza pewną regułę. Otóż lista wpadek-artykułów, które dopuścili się dziennikarze związani z trójmiejskim oddziałem Gazety Wyborczej może zaskakiwać.

Siedziba Agory S.A. i „Gazety Wyborczej” w Warszawie, fot. Adrian Grycuk Wikipedia

W Gazecie Wyborczej 17 listopada ukazał się artykuł Małgorzaty Tomczak. Autorka przyznała, że relacjonując sytuację na wschodniej granicy pisała konfabulacje. “Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę. Kryzys na granicy polsko-białoruskiej jest od dwóch lat prezentowany w dwóch narracjach: tej otwarcie antyimigracyjnej i odwołującej się do bezpieczeństwa oraz tej humanitarnej, skupionej na łamaniu praw azylowych i często nawiązującej do Zagłady” – wyjaśniła Tomczak w artykule pt. „Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta – osoby takie, jak w filmie Holland, są na granicy wyjątkami.”

Ten drugi dyskurs, funkcjonujący wcześniej głównie w relacjach aktywistów i niektórych mediów, w ostatnich miesiącach cementują książka Mikołaja Grynberga ‘Jezus umarł w Polsce’ i film ‘Zielona Granica’ – przyznała publicystka. Jak dodała, tytuły, które “funkcjonują w debacie jako niemal dokumentalne zapisy sytuacji na granicy, to w rzeczywistości ukazują tylko jej niewielki, przefiltrowany odcinek”.

Autorka podkreśliła, że większość osób próbujących przedostać się do Europy stanowią mężczyźni. “W ostatnim roku kobiety stanowiły jedynie 10 proc., a dzieci – 17 proc., z czego wiele to 16-17-latkowie. Mówimy, że prawicowa propaganda wypacza obraz migracji, nie pokazując dzieci i kobiet, a robimy to samo – z tym, że statystyka stoi po ich stronie” – napisała.

“Tak zwane ‘wiodące media’ publikowały i publikują mnóstwo historii krzywd, które miały spotkać imigrantów, włącznie z ‘masowymi grobami’ i ‘ciałami płynącymi graniczną Swisłoczą’ (którą miejscami chyba można by z racji zmiennej szerokości po prostu przejść) – była to jedna z opowieści, którą usłyszeli aktywiści i przekazali dalej” – przekonuje Tomczak.

Gdzie jest Eileen? W nocy przy polsko-białoruskiej granicy zaginęło 4-letnie dziecko uchodźców, wyborcza.pl

Tomczak przywołała też rzekomą “historię Eileen”, która miała być zaginioną na granicy z Białorusią iracką czterolatką. “Co z opowieścią o ‘małej Eileen’ – czterolatce, której zaginięcie w lesie mieli zgłosić aktywistom jej wypchnięci na Białoruś rodzice? O sprawie pisały wszystkie media, interweniował rzecznik praw obywatelskich, a potem temat nagle się urwał. Wróciłam do postów i dziesiątek artykułów z tamtych dni: gigantyczne wzburzenie na polskie służby – ‘morderców’” – napisała.

Dziś wiemy, że Eileen nie istniała. Była to jedna z opowieści, którą usłyszeli aktywiści i przekazali dalej –  dodała.

Sęk w tym, że historia to efekt pomyłek umyślnych bądź nie. Lista wpadek-artykułów, które dopuścili się dziennikarze związani z trójmiejskim oddziałem Gazety Wyborczej.

Sprawa księdza Jankowskiego
Kolejny przykład? W Sądzie Okręgowym w Gdańsku w marcu tego roku zapadł nieprawomocny wyrok w procesie z powództwa trzech sióstr ks. prałata Henryka Jankowskiego, przeciwko spółce Agora, wydawcy „Gazety Wyborczej” za tekst w dzienniku, w którym duchowny został m.in. oskarżony o seksualną przemoc wobec nieletnich.

Powództwo wytoczyły siostry prałata: Urszula Jabłońska, Renata Nagórska i Irena Jankowska przeciwko pozwanym Agora S.A. w Warszawie, Mariuszowi Burchartowi i Jarosławowi Kurskiemu – wydawcy oraz redaktorom naczelnym tygodnika Duży Format, oraz strony wyborcza.pl.

Przeczytaj też:

Sprawa dotyczy ochrony dóbr osobistych powódek, jako sióstr ks. prałata Henryka Jankowskiego, które miały zostać naruszone publikacją w dniu 3 grudnia 2018 r. artykułu „Sekret Świętej Brygidy. Dlaczego Kościół przez lata pozwalał księdzu Jankowskiemu wykorzystywać dzieci?” autorstwa nieżyjącej już Bożeny Aksamit (zmarła w 2019 r.). Powódki domagały się trwałego usunięcia artykułu z publikatorów w części dotyczącej wykorzystywania dzieci oraz wystosowania w nich przeprosin.

Przewodnicząca składu orzekającego sędzia Beata Grygiel-Stelina powiedziała, że sąd częściowo uznał powództwo sióstr prałata Jankowskiego. W uzasadnieniu sąd przyznał, że dał wiarę zeznaniom Barbary B., która twierdziła, że jako mała dziewczynka w latach 1967-70 (miała wtedy 10-12 lat) była wielokrotnie seksualnie molestowana przez księdza Henryka Jankowskiego, ówczesnego wikarego w kościele św. Barbary w Gdańsku.

Zdaniem sądu autorka nie dochowała należytej staranności odnośnie informacji na temat śmierci koleżanki Barbary B., która miała popełnić samobójstwo. Sąd podkreślił, że pozwani nie przekazali żadnych dowodów, że w okresie 1967-70 jakakolwiek dziewczynka odebrała sobie życie i nie wykazali, iż autorka podjęła działania, by zweryfikować informację o samobójstwie dziecka.

– Sąd uznał, że podając informację, że ksiądz prałat Henryk Jankowski miał być ojcem dziecka 16-latki, która z tego powodu popełniła samobójstwo, nie została zachowana rzetelność dziennikarska – mówiła sędzia Beata Grygiel-Stelina. Jednocześnie sąd oddalił powództwo wobec wszystkich pozwanych zakazu publikowania materiałów na temat prałata Jankowskiego, że w latach 1967-70 dopuszczał się czynów pedofilskich.

Publikacja w „GW” z grudnia 2018 r. wywołała falę protestów przeciwko czczeniu pamięci duchownego. W nocy z 20 na 21 lutego 2019 r. doszło do przewrócenia pomnika ks. Jankowskiego, który stanął w 2012 r. w Gdańsku staraniem społecznego komitetu.

Sprawa Włodkowskiej
Portal Press.pl ujawnił treść uzasadnienia wyroku dot. zabójstwa Pawła Adamowicza. Czytamy w nim m.in.: „W dniu 13 stycznia 2020 r. na łamach tej gazety („Gazety Wyborczej” – przyp. red.) ukazał się artykuł autorstwa świadka pt. »Stefan W. Posiedzę dwa lata i wyjdę«. Autorka przedstawiła w nim uzyskane od rzekomego znajomego Stefana W. informacje, zgodnie z którymi oskarżony, w grudniu 2018 r., spotkał się z mężczyznami ze świata przestępczego Warszawy, poruszającymi się samochodem marki Audi, którzy mieli zlecić mu zabójstwo Pawła Adamowicza”.

„W ocenie Sądu zarówno treść w/w. artykułu prasowego jak i tłumaczeń Katarzyny Włodkowskiej, dlaczego, pomimo prawomocnego zwolnienia jej przez Sąd z tajemnicy dziennikarskiej, nie chciała odpowiedzieć na zadawane jej pytania, były nieprawdziwe”.

Zdaniem Sądu „Katarzyna Włodkowska podała opinii publicznej zmyślony stan faktyczny, aby na tak nośnym, interesującym ówcześnie wydarzeniu zbudować kapitał popularności. Ani zasady logiki ani materiał dowodowy zgromadzony w sprawie nie potwierdziły bowiem jej wersji”.

Sąd Okręgowy w Gdańsku: Katarzyna Włodkowska zmyśla, aby „zbudować kapitał popularności”, press.pl

Utrudnianie postępowania
Sąd podkreślił, że Włodkowska „utrudniła prowadzenie postępowania w niniejszej sprawie”, zmuszając organa ścigania do badania wątku gangsterów z Warszawy, który okazał się błędnym tropem śledztwa. „Należy jeszcze raz podkreślić, że wersja, którą świadek zaprezentowała w swoim artykule i którą również próbował przeforsować swego czasu oskarżony nie została uznana za wiarygodną. W istocie cały materiał dowodowy odnoszący się do pobudek Stefana W. jej przeczył” – napisała sędzia Aleksandra Kaczmarek.

Sąd Okręgowy w Gdańsku: Katarzyna Włodkowska zmyśla, aby „zbudować kapitał popularności”.
Do treści uzasadnienia na łamach Gazety Wyborczej odniosła się Włodkowska.

„Odtworzyłam ostatnie tygodnie z życia zabójcy, Stefana Wilmonta, nieznane kulisy zbrodni oraz własne ustalenia. Wynikało z nich, że Wilmont przedstawiał się jako fanatyczny przeciwnik Platformy Obywatelskiej, a zabójstwo dokładnie zaplanował. I rozumiał konsekwencje tego zamachu„, napisała.

„Moje ustalenia były sprzeczne z opinią biegłych powołanych przez prokuraturę. Twierdzili oni, że w chwili dźgania prezydenta nożem Stefan Wilmont był niepoczytalny. Na wniosek rodziny Pawła Adamowicza zabójca został ponownie przebadany. Dziś już wiemy, że miał tylko częściowo zniesioną poczytalność (oznacza to, że może odpowiadać przed sądem), a nowy zespół biegłych podważył, że choruje na schizofrenię„, dodała.

Stanowisko pani Katarzyny Włodkowskiej na łamach portalu wyborcza.pl
Katarzyna Włodkowska o kulisach powstawania reportażu „Stefan W. Posiedzę dwa lata i wyjdę” (wyborcza.pl)

Stanowisko pani Katarzyny Włodkowskiej na łamach portalu wyborcza.pl, wyborcza.pl

Artykuł na portalu press.pl „Katarzyna Włodkowska broni się, że chroni informatorów. Jednak nie zawsze tak robi”

Przeprosiny za oklaski
Redakcja „Gazety Wyborczej Trójmiasto” w 2018 r. przeprosiła panią Agnieszkę Szydłowską, dziennikarkę Programu Trzeciego Polskiego Radia, za sugerowanie, że to ona jest związana z przerwaniem oklasków po pokazie filmu „Kler” Wojciecha Smarzowskiego podczas 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Chodziło o przyznanie nagrody „Złotego Klakiera”.

Przeprosiny dla Agnieszki Szydłowskiej, trojmiasto.wyborcza.pl

W pierwotnej wersji tekstu „Prezes Radia Gdańsk zablokował nagrodę, gdy wszystko wskazywało na to, że wygra film „Kler”. Dziennikarze „Wyborczej” napisali, że z decyzją o przerwaniu zliczania czasu trwania oklasków związana jest Pani Agnieszka Szydłowska. Nie było to prawdą, a słowa te w sposób niefortunny (!) znalazły się w naszym tekście.

Panią Agnieszkę Szydłowską bardzo przepraszamy, napisała redakcja.

Mevo
Cofnijmy się do 2019 r. W plebiscycie „Gazety Wyborczej” pn. „Sztormy”. Wyróżniono projekt Mevo – system roweru miejskiego, który nie zdążył okrzepnąć.

Echo Gdańska #10 – 40 kg i 160 mln MEVO. Ciąg dalszy artykułu pod filmem.

Fakt, że Mevo dostało wyróżnienie pokazało powagę i jakość kapituły. O nagrodzie trudno wspomnieć. Na siłę próbowano wyróżnić projekt przygotowywany przez liberalno-lewicowe środowiska. W momencie decyzji o przyznaniu nagrody ten system nie działał, miał ogromne opóźnienie – i ktoś to nagrodził. A jeśli o wyborze wygranego zadecydowali na godzinę przed rozdaniem nagród (gala była drugiego dnia działania systemu), to jest to jeszcze większa tragikomedia.

Ktoś może na koniec powiedzieć, że tylko ten, co nic nie robi, się nie myli. W trudnych tematach warto zadać sobie pytanie: czy warto w ogóle o tym pisać? W Gazecie Wyborczej chyba nikt nie zadaje sobie tego pytania, bo pomyłki zdarzają się w kluczowych artykułach – o znaczeniu politycznym. A przeprosin i tak nikt potem nie czyta.

Maciej Naskręt

Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030 PROO

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *