Chodząc lub jeżdżąc po gdańskim bruku chwalimy go albo narzekamy na jego stan, ale z reguły nie zastanawiamy się nad jego historią. A jest ona długa i ciekawa. Najstarsze gdańskie ulice, których pozostałości odkryto na grodzie w zakolu Motławy, były moszczone drewnem.
Szeroka na 5,5 m główna ulica grodu była wymoszczona dranicami (ręcznie łupane deski) szerokości do 50 cm, ułożonymi na wzdłużnych belkach (legarach), połączonych w konstrukcję jarzmową.
Żeby dranice się nie przesuwały, w legary wbijano kołki, wchodzące w wycięte w nich otwory. Drewniane drogi służyły na błotnistych terenach także poza miastem. Dwa odcinki takiej drogi, być może jeszcze z czasów rzymskich, odkryto w okolicach jeziora Druzno – jeden długości 1230, drugi 640 m, oba szerokie na 3 m. W miarę zużywania się lub zapadania w błoto dokładano nowe warstwy legarów i dranic. Naprawiano tak tę drogę sześciokrotnie.
Kamienne – za czasów krzyżackich
Kamienne bruki pojawiły się w Gdańsku za czasów krzyżackich. Najstarsza wiadomość pochodzi z księgi kasowej z roku 1378/79. Zanotowano w niej wydatki na brukarzy (stenbrugere), a w 1381/82 – „na robienie bruku” (ad faciendum pavimentum). Regularnym wydatkiem była jedna grzywna (marka) równoważna mniej więcej 200 g srebra, licząca 4 wiardunki po 6 skojców po 30 denarów. W Krakowie, który miał bruki kamienne już w XIII wieku, wiadomości o wypłatach dla mistrza brukarskiego (magister pavimentorum) zachowały się z 1397 roku. Ówczesny bruk był dość prymitywny: na gruncie kładziono kamienie polne (otoczaki), średnicy kilku do kilkunastu cm, licząc na to, że stopy ludzi, kopyta koni i koła wozów ubiją je i zagęszczą, co zapewni im większą trwałość.
Część spadku – na drogi i ścieżki
Utrzymywanie i zakładanie nowych bruków w mieście wymagało stałych nakładów finansowych, pokrywanych zwykle z opłat sądowych. Po powrocie Gdańska do Polski wprowadzono dodatkowo rodzaj podatku od spadku – częśc sum zapisywanych w testamentach musiała być przeznaczona na na „drogi i ścieżki” (Wege und Stege). Początkowo było to 10 procent, potem przez pewien czas opłata była dobrowolna. W XII wieku ustalono ryczałtowo od każdego testamentu 10, później 60, na koniec 30 grzywien. W XVI wieku za brukowanie ulic odpowiadało trzech rajców, tzw. „panów brukowych” (Brückenherren). Ustalonych ilości materiałów (kamienie, balast itp) dostarczali mieszkańcy należącego do miasta terytorium wiejskiego.
W latach 1733-40 wydawano średnio na bruki 348 złotych na rok, W 1742-51 również 348, w 1753-56 – 377 zł. Był to znikomy ułamek całkowitego budżetu miasta, w którym średnie roczne wydatki samych tylko funduszy posiłkowych wynosiły w tych samych okresach 1 485 363, 709 147 i 867 733 zł. W latach 1788-91 wydatki na bruki stanowiły zaledwie 0,15 procent rozchodów.
Ówczesną postać i stan gdańskich bruków znamy z opisów. W anonimowej relacji angielskiej z 1734 roku czytamy:
„Bruki ich ulic Anglikowi wydają się bardzo nieregularne, niemożliwe do utrzymania równo, albo w tak ścisłym złączeniu jak nasze w Anglii, a w ich środku jest rząd większych kamieni; ale po krótkim czasie człowiek godzi się z nimi i wstydzi się narzekać, gdy widzi niewiasty stąpające po nich tak zręcznie, i to nawet w pantoflach, bez jednego fałszywego kroku….”
Ścieki do rynsztoków – i do Motławy
Ów charakterystyczny rząd szerszych kamieni w środku widać wyraźnie na sztychu Dickmanna przedstawiającym ulicę Długą w 1617 r.
Stan taki utrzymywał się jeszcze w XIX wieku. W 1835 r. Otto Eduard Dann pisał:
„Nasz bruk składa się z okrągłych, nieciosanych granitowych kamieni, a główne ulice posiadają rząd szerokich kamieni w środku; jednakowoż ostatnimi czasy wybrukowano kilka ulic na wzór szos bez tych szerokich środkowych kamieni. Do najrówniejszych nie można jednak tych bruków zaliczyć, to zaś ma lokalną przyczynę w częstym przerywaniu ich wykopkami. Mianowicie studnie miasta otrzymują wodę za pośrednictwem rur drewnianych, leżących w ziemi ok. 8 stóp, wymagających częstej naprawy, przy czym przy odtwarzaniu bruku nie zawsze zachowuje się ten sam kierunek. Większość naszych ulic ma wypukłość (w środku), a po jej bokach przebiegają zakryte rynsztoki do odprowadzania ścieków z domów i podwórek i wylewają je do Motławy, przez co unika się ich nieprzyjemnego zapachu. Przy takim urządzeniu utrzymanie czystości ulic jest bardzo łatwe i nie pozostawia nic do życzenia, tym bardziej że mieszkańcy Gdańska skrupulatnie czuwają nad ich czystością.
Wielka Aleja – jaskółką nowoczesności
Pierwszą jaskółką nowoczesności była założona w latach 1768-70 Wielka Aleja z Gdańska do Wrzeszcza – podwójna aleja lipowa, dłuższa niż słynna Pod Lipami (Unter den Linden) w Berlinie, a nawet niż o 100 lat późniejsze Pola Elizejskie w Paryżu. W latach 1803-5, już po rozbiorach, prywatny przedsiębiorca Matthias Broschki zbudował pierwszą prawdziwą „szosę” – drogę bitą z Gdańska do Nowego Portu, wybrukowaną wprawdzie nadal kamieniami polnymi, ale ułożonymi na szutrowej podsypce, z rowami odwadniającymi. Jej fragmenty zachowały się m.in. na odcinku ulicy Wiślnej w rejonie dawnego Urzędu Pocztowego nr 3. W 1819 r. umocniono „na wzór szos” starą drogę na południe – dzisiejszy Trakt św. Wojciecha. W 1823 powstał odcinek Szosy Pomorskiej z Wrzeszcza do Sopotu (dzisiejsza Grunwaldzka), w 1831 droga z Nowego Portu do Brzeźna itd. Ulice w mieście brukowano dalej w tradycyjny sposób.
Nowoczesne wodociągi i kanalizacja
Przełom nastąpił po założeniu w latach 1869-71 nowoczesnych wodociągów i kanalizacji. Od roku 1874 kładziono bruki uliczne z tzw. kamienia rzędowego (Reihensteine) czyli łamanego. Była to kostka granitowa, rzadziej bazaltowa (zachowana m.in. na ulicy Mniszki).
Po raz pierwszy wyodrębniono trotuary czyli chodniki, za pomocą granitowych krawężników. Oto specjalistyczny opis:
„Dawne bruki kładziono bezpośrednio na gruncie, nowe – na warstwie 10 do 25 cm żwiru. Na już umocnionych szosach kładzie się bruk z drobnych kamieni. Chodniki są z płyt granitowych, (drobnej) kostki kamiennej, mozaiki i klinkieru. W najnowszym czasie (1904 r.) stosuje się też coraz częściej sztuczny granit i płyty asfaltowe.”
Na mostach, dla zmniejszenia hałasu, kładziono kostkę drewnianą. Miasto zatrudniało 30 kamieniarzy. Materiał sprowadzano statkami z krajów skandynawskich, głównie Szwecji – taniej niż ze Śląska. Bruk z tych czasów przetrwał w wielu miejscach do dziś (najstarszy – z 1874 r. – wokół Kościoła Mariackiego), płyty chodnikowe po ostatniej w wojnie w większości zmarnowano.
Studzienka z 1617 roku, odbudowa przedproży
Gdyby to ode mnie zależało, to kształtując na nowo nawierzchnię ulicy Długiej, przyjąłbym za wzór szwajcarskie Berno: ściśle ułożony (to ważne zwłaszcza dla pań) bruk z granitowych kamieni rzędowych, brak chodników, wzdłużne pasy z inaczej ułożonej kostki podkreślające długość ulicy – to wszystko pasowałoby jak ulał do naszej Długiej. Odtworzyłbym też przynajmniej jedną z pięknych studzienek, pokazanych na sztychu z 1617 r. i, co niezmiernie ważne: pozostawiłbym możliwość odbudowy przedproży, których zachowane pod ziemią piwniczki można wykorzystać.
Bez względu na to, jaka zapadnie decyzja, nie powinno się tej możliwości przekreślać. Przedproża są jednym z najpiękniejszych elementów tożsamości naszego miasta.