Nie znamy daty przeprowadzki Instytutu Kultury Miejskiej do nowej siedziby w Kunszcie Wodnym, bo nawet Instytut tego nie wie. Nie wiemy nawet, kiedy sam Kunszt zostanie oddany do użytku publicznego. Wiemy za to, jak może wyglądać Gdańsk za 50 lat. Wiemy to dzięki… Instytutowi Kultury Miejskiej. Do czego nam ta wiedza? Ja nie wiem, ale Instytut na pewno wie.

Tak wyobrażano sobie Gdańsk w przyszłości, konkretnie w 2000 roku. Pocztówka z początku XX wieku. Estakada kolejowa przez Drogę Królewską.
Tak wyobrażano sobie Gdańsk w przyszłości, konkretnie w 2000 roku. Pocztówka z początku XX wieku. Estakada kolejowa przez Drogę Królewską.

Zacznijmy od początku. W ubiegłym roku IKM zlecił firmie infuture.institute przeprowadzenie badania „Gdańsk przyszłości”. Jego zwieńczeniem i fizyczną emanacją jest raport, który właśnie został opublikowany. W badaniu chodziło o wypracowanie wizji (jak się okazało, konkretnie czterech) Gdańska w roku 2070. Że takie badania są prowadzone, pisały portale i informowało radio jeszcze w listopadzie. Że zwykle są one kosztowne, mam nadzieję, że powszechnie wiadomo. Dlaczego więc dopiero teraz, kiedy znamy treść raportu, uaktywnili się wszyscy jego krytycy? Dlaczego nikt wcześniej nie krytykował, nie obruszał się na zaproszenie do udziału w „sesji radykalnego śnienia”? Najprawdopodobniej dlatego, że nikomu nawet się nie śniło, iż efektem tych działań będzie tak radykalny wytwór wyobraźni wart w rynkowym przeliczniku 47 tys. zł. Wytwór, który internetowi złośliwcy określili od razu jako „bajki z mchu i paproci” o roku 2070.

Działania podjąć, technologie wdrożyć!
Swoją drogą, w kontekście snucia wizji odległej przyszłości ma w sobie coś z symbolu fakt, że z dawnych szumnych zapowiedzi IKM: „Zmieniamy siedzibę! Już w 2018 roku Instytut Kultury Miejskiej będzie działał w Kunszcie Wodnym na Targu Rakowym!” w roku 2021 pozostała niepewność i wielka niewiadoma dotycząca rzeczywistego terminu planowanej przeprowadzki planowanej przecież tuż-tuż…

No ale przyjrzyjmy się temu, co ludzi irytuje w najnowszym przedsięwzięciu Instytutu. Przede wszystkim sensowność przeprowadzenia badania. Przypomnijmy: jego efektem są cztery wersje wizji tego, jak Gdańsk będzie wyglądał za 50 lat. Ludzie jakoś słabo rozumieją zasadność wydania niemal 50 tys. zł z miejskiego budżetu na mówienie o tak odległej przyszłości, kiedy nie są na bieżąco rozwiązywane dzisiejsze problemy mieszkańców.

Wśród głosów krytycznych pojawiają się uwagi m.in. o kiepskiej jakości komunikacji publicznej, złej jakości dróg, fatalnym systemie gospodarki odpadami komunalnymi, betonowaniu przestrzeni miejskiej, o niskiej jakości ekipy zarządzającej miastem itp., itd.

Badania futurystyczne – scenariusze przyszłości – to nic nowego w zarządzaniu miastami, są zresztą częścią wielu innych dziedzin. Czy jednak dziś, tu i teraz, są naprawdę tak niezbędne dla funkcjonowania i rozwoju Gdańska? Na 1 000 procent nie! Powiedzmy wprost – w tym mieście są instytucje i grupy społeczne dziś znacznie bardziej potrzebujące gotówki, nawet najdrobniejszej, niż IKM. Na pewno „Gdańsk przyszłości” to nie było to, czym IKM musiał się zajmować w ostatnich miesiącach. Gdańszczanie nie rozumieją zasadności takiego wydatku i ja też nie rozumiem. A uzasadnienie zawarte w raporcie jakoś mnie nie przekonuje:

„Scenariusze przyszłości to narzędzie wykorzystywane w zarządzaniu strategicznym, które pozwala lepiej zrozumieć, jak można funkcjonować w danej rzeczywistości. Scenariuszy nie należy traktować jako mających się spełnić przepowiedni, ale jako pewną wizję przyszłości, rodzaj ćwiczenia strategicznego, które pozwala zidentyfikować ewentualne szanse i zagrożenia oraz wskazuje, jakie działania należy podjąć czy też jakie technologie wdrożyć. (…)”.

Naprawdę, za rok, dwa, a może i trzy nie dało się takiego badania przeprowadzić? Ja wiem, że „Gdańsk 2070” ładniej brzmi niż „Gdańsk 2073”, jakoś tak bardziej okrągło, ale naprawdę, to rzeczywiście był taki istotny czynnik dla przeprowadzenia badań?

Skoro jednak badanie przeprowadzono i powstał raport, a w raporcie zapisano, że dzięki badaniu wiemy, „jakie działania należy podjąć czy też jakie technologie wdrożyć”, to oczekuję, że te działania zostaną podjęte, a my dowiemy się, jakie to działania i jaki jest ich harmonogram oraz koszt. No bo skoro już dziś sprawdzamy, co może czekać Gdańsk za 50 lat, to chyba nie po to, żeby działanie scedować na następne pokolenia za lat 20 czy 30.

Aby język giętki ukrył wszystko, co pomyśli głowa
Co do samego badania – cztery scenariusze: pogrążone megapolis, społecznoczułe technium, kooperatywna homeostaza i błękitna autonomia zostały wypracowane na bazie: wywiadów eksperckich, sesji radykalnego śnienia, creative games i analizy danych, a efektem zastosowania tych technik było opracowanie shift cards. Z kolei shift cards były dość szczegółowe, dotyczyły ważnych szczegółów, m.in. microlivingu, technofeudalizmu, algorytmizacji życia, odwróconej piramidy mobilności, czy agetech. Zastosowanie takich narzędzi i pojęć czyni raport przejrzystym. Tym bardziej, że nieskomplikowany, niewykluczający język stosujący proste słowa-klucze, jak jadalne parki, miasta-gąbki, smog cyfrowy, hydroponika albo uprawa aeropiniczna, umożliwia każdemu szybką analizę treści raportu.

Taaak… Mam nadzieję, że Czytelnicy wyczuli nutę sarkazmu. Tekst raportu jest hermetycznym przekazem skierowanym do wąskiej grupy specjalistów. Zamieszczenie na końcu słowniczka pojęć, którymi posłużyli się w opracowaniu wcale sprawy nie ułatwia, wręcz pokazuje, że tekst jest nieprzejrzysty. Zajrzyjmy do słowniczka, a tam np.:

„Miasto relacyjne – Koncentracja na relacjach i stopniu powiązań społecznych (i nie tylko) między osobami (oraz nie-ludźmi). Opiera się na etyce troski, która zakłada, że nikt nie jest pozostawiony samemu sobie, a społeczeństwo musi skupiać się przede wszystkim na najsłabszych”.
„Agatech – Starzejące się społeczeństwo staje się jednym z głównych wyzwań, również dla miast. Rozwój sektora technologii przeciwko starzeniu się (agetech) czy technologii ulepszających ludzi (het – Human Enhancement Technologies) może wpłynąć na poprawę jakości życia najstarszej grupy mieszkańców”.

Pytanie brzmi: dla kogo jest ten raport?

Czterej jeźdźcy fantazji
Wróćmy do czterech wizji przyszłości, które roztoczyli przed nami fachowcy z infuture.institute. Zastanawiam się, dlaczego tylko cztery? Dlaczego nie sześć? Tak wyszło z badań? Dlaczego np. rozciągająca się nad wodą Błękitna Autonomia nie ma alternatywy w postaci ulokowanej na wodzie Pływającej Symbiozy? Dlaczego dystopijne (tak, wiem, trudne słowo, ale w obliczu nienachalnej przejrzystości raportu nie mogę się powstrzymać) Pogrążone Megalopolis nie odbija się w zwierciadle Trybalistycznej Anarchokracji? A gdzie Miasto Wolności i Solidarności?! W roku 2070 nic nie zostało z ducha tej idei?! Rozmieniła się, przepoczwarzyła w Społecznoczułe Technium, albo Kooperatywną Homeostazę?! Na tym spełzły starania dzisiejszych włodarzy, na tyle zdała się cała ta „narracja społecznej wrażliwości”?

W badaniach jakościowych, a z takimi mamy do czynienia w tym raporcie, mniejsze znaczenie ma statystyczny – liczebny – dobór próby. Istotniejszy jest tu zasięg strukturalny. Autorzy raportu piszą, że wśród badanych byli urzędnicy, dzieci, społecznicy, akademicy, artyści, a także tzw. zwykli mieszkańcy. Chciałbym wiedzieć, jak kształtowały się klasyfikacyjne proporcje poszczególnych grup. Czy „zwykli mieszkańcy” zgłosili się licznie i chętnie, czy nielicznie i niechętnie? Chciałbym też wiedzieć, czy głosy wszystkich uczestników badań miały równą wagę? (Np. waga głosu ucznia szkoły podstawowej przy tworzeniu scenariusza przyszłości odległej o pół wieku, kontra waga głosu osoby 60+). Kolejne pytanie, jakie mi się nasuwa, dotyczy rozmówców w wywiadach eksperckich. Czy wszyscy zaproszeni do udziału w badaniu eksperci przyjęli zaproszenie? Dlaczego zdecydowano się na tych konkretnych specjalistów, a pominięto np. specjalistów z zakresu bezpieczeństwa publicznego czy hydrologii?

Kilka fragmentów raportu budzi moje wątpliwości…

  • „Przestało funkcjonować pojęcie własności. Świadomość minionych i nadciągających kryzysów sprawia, że mieszkańcy wolą mieć dostęp do produktów i usług niż je posiadać. Modele subskrypcyjne obowiązują w każdym aspekcie życia – pracy, nauce, zdrowiu, mieszkalnictwie. Dominują kooperatywy mieszkaniowe, czyli miejsca, gdzie pod jednym dachem mieszka grupa osób czy rodzin, wspólnie zarządzając przestrzenią”.
  • „Edukacja prowadzona jest w trybie elastycznym, co oznacza szerszy i bardziej spersonalizowany dostęp do wiedzy bazującej m.in. na doświadczanym przez mieszkańców modelu życia w permanentnej gotowości na zmiany”.
  • „Masowa urbanizacja spowodowała, że Gdańsk nie jest już miastem – stał się obszarem zurbanizowanym, rozlewając się na wszystkie okoliczne wsie i miasteczka”.

To tylko drobny wybór pośród wielu smakowitych kąsków. Co do pierwszego fragmentu powiem tyle, że taka zmiana społeczna nie mogłaby się odbywać w obrębie jednego miasta, jakkolwiek byśmy je sobie wyobrażali. Ten projekt wykracza daleko poza miejskie ramy. Musimy to przyznać, nawet jeśli mamy głęboko w sercu wizje snute przez Benjamina Barbera w słynnym dziele „Gdyby burmistrzowie rządzili światem”. Zatem, by zbudować takie miejskie universum, należy je osadzić w uniwersum znacznie bardziej rozległym.

Jeśli chodzi o fragment drugi, to cóż, nie rozumiem… Za słaby jestem, chyba dlatego nie zostałem futurologiem.

A w przypadku trzeciego wyimka z tekstu – to zjawisko właśnie się zaczyna, nie trzeba 50 lat na jego ziszczenie. Obstawiam maksymalnie dwie dekady. Zwłaszcza jeśli zarządzający miastem nie wrócą do koncepcji miasta dzielnic, zamiast wspierać miasto osiedli.

Stary Rynek Oliwski w przyszłości widzianej oczami wyobraźni twórcy pocztówki sprzed 100 lat
Stary Rynek Oliwski w przyszłości widzianej oczami wyobraźni twórcy pocztówki sprzed 100 lat

Strategia nie przetrwa?
No ale właśnie, czy władze miasta mają jakąkolwiek koncepcję rozwoju Gdańska? Nie w perspektywie półwiecza, ale choćby kilku, kilkunastu najbliższych lat? Ano mają! „Gdańsk 2030 plus. Strategia Rozwoju Miasta” to się nazywa. Kosztowało 15 tysięcy i powstało w formule konsultacji społecznych przeprowadzonych w 2015 roku.

Jak czytamy w tekście uzasadnienia odpowiedniej uchwały:

„Przeprowadzenie konsultacji projektu programów operacyjnych do dokumentu >Gdańsk 2030 Plus Strategia Rozwoju Miasta< przyczyni się do wzmocnienia idei społeczeństwa obywatelskiego oraz umożliwi kontynuację partycypacyjnego procesu konstruowania założeń do nowych dokumentów strategicznych dla Miasta Gdańska w długoletniej perspektywie. Zasadne i nieodzowne jest zaproszenie mieszkańców oraz podmiotów społecznych i gospodarczych do wyrażenia swojej opinii lub zgłoszenia uwag do projektu dokumentu zawierającego zbiór strategicznych przedsięwzięć, które będą w dużej mierze stanowiły o dalszym rozwoju miasta i uwzględniały oczekiwania społeczne”.

A to już cytat z tekstu Strategii:

„Celem Strategii jest określenie priorytetów, które będą podstawą dla rozwoju za 20 lat, a nawet dłużej. Wychodząc naprzeciw potrzebom mieszkańców, zarówno obecnych, jak i przyszłych, Strategia nakreśla kierunki, które będą wzmacniały potencjał społeczny, gospodarczy i kulturowy Gdańska. Daje podstawy do świadomego kształtowania procesów zachodzących w mieście oraz wzmacnia impulsy rozwojowe metropolii gdańskiej i całego Pomorza”.

No i co dalej? Dalej muszę przedstawić kolejny zestaw pytań i wątpliwości. No bo skoro powstała Strategia, to teraz jest, mam nadzieję, wdrażana. Tym bardziej, że w tekście dokumentu wskazano na bardzo konkretne wyzwania związane z rozwojem miasta. No i zadeklarowano wdrożenie właściwych programów operacyjnych. Czy możemy oczekiwać jakichś okresowych (dorocznych?) raportów z przebiegu realizacji Strategii?

Zauroczył mnie szczególnie jeden fragment dokumentu:

„Gdańsk 2030 Plus to:

  • nowoczesna metropolia, świadoma swojego dziedzictwa wyrastającego z wolności i solidarności, kształcąca się, otwarta na zmiany i nowe idee, inicjująca je, wyprzedzająca innych
  • wielofunkcyjny węzeł dynamicznych przepływów ludzi i idei, technologii i kapitału, port innowacyjnej gospodarki przyjaznej środowisku, dostępna dla każdego i bezpieczna przestrzeń dla rozwoju mieszkańców i realizacji ich aspiracj
  • ponadregionalny ośrodek rozwoju, lider zmian na lepsze, inicjator współpracy wyzwalającej synergię działań
  • Gdańsk 2030 Plus to miasto będące na Plusie – demograficznym, obywatelskim, gospodarczym, transportowym, kulturowym
  • zawsze o krok przed innymi – magnes przyciągający wszystko co najlepsze: kreatywnych ludzi, innowacyjne technologie, wartościowe idee
  • wraz z obszarem metropolitalnym, najważniejszy w tej części Europy węzeł przepływów – oparty o port, lotnisko, autostradę, kolej i rurociągi, ale także uczelnie, instytucje i firmy. To wielowymiarowa platforma, łącząca przepływy towarów, ludzi, pomysłów, informacji i kapitałów, umożliwiająca wzmacnianie synergii oraz tworzenie wartości dodanej
  • otwarte, mobilne oraz innowacyjne, współpracujące z metropolią i regionem, umiejące cały czas uczyć się i odpowiadać na potrzeby mieszkańców
  • piękne, atrakcyjne, bezpieczne i zdrowe, rozwijające się harmonijnie, dbające o swoje dziedzictwo historyczne i walory przyrodnicze, dostępne, niewykluczające i dające równe szanse wszystkim mieszkańcom
  • zapewniające dobrą pracę, wysoką jakość życia, dające mieszkańcom powody do dumy z przeszłości i nadzieje na przyszłość”.

Prawda, że pięknie? Aż chce się czekać na ten 2030 rok! No to dlaczego 40 lat później to wszystko miałby trafić szlag i z cudownego Gdańska na Plusie zrobi się Pogrążone Megalopolis?! Co pójdzie nie tak? Czy perspektywa roku 2030 jest zbyt krótkowzroczna, czy może raczej wizje roku 2070 są zbyt rozbuchane? A może da się jednak połączyć oba porządki, oba opracowania? Dzieli je ledwie pięć lat, a perspektywy diametralnie różne. I jeszcze jedno – czy przy opracowaniu wniosków z badań i raportu fachowcy z infuture.intitute w ogóle wzięli pod uwagę Strategię oraz to, jakie efekty społeczne i infrastrukturalne przyniesie jej wdrażanie? Bo jeśli oparli się tylko na badaniach własnych, bez wykorzystania miejskich materiałów źródłowych, to znowu – albo ich praca jest niekompletna, albo znaczenie miejskich opracowań z minionych lat jest żadne.

Niewinni marzyciele
Władze Gdańska mają jeszcze tylko 9 lat na zrealizowanie marzeń spisanych w Strategii. Marzenia mają to do siebie, że łatwo je zawrzeć w sformułowaniu „zawsze o krok przed innymi”, albo „piękne, atrakcyjne, bezpieczne i zdrowe”. Gorzej, gdy przechodzimy do szczegółów i widzimy wokół siebie szarą codzienność – to co nas w mieście śmieszy, tumani, przestrasza.

Uważam, że wobec ryzyka zmarnotrawienia tych współczesnych marzeń oraz wobec trwającego od miesięcy, towarzyszącego nam poczucia niepewności, snucie kosztownych wizji na przyszłe pół wieku i sesje „radykalnego śnienia o mieście”, są przejawami megalomanii i ucieczki od bieżących problemów. To jakieś kompletne rozproszenie, niezdolność do skupienia się na „tu i teraz”. Zabawa. O tyle bezpieczna, że dziś perspektywa 50 lat wydaje się odległa i z jednej strony zakłada margines czasu, bo właśnie – „jeszcze jest czas”, a z drugiej za 50 lat niespecjalnie będzie kogo rozliczać z trafności przewidywań i realizacji scenariuszy bezpieczeństwa. Najprawdopodobniej nikt o raporcie infuture.institute nie będzie już pamiętał. Może nawet nie będzie ani tej firmy, ani IKM. Jeśli ktoś dogrzebie się do informacji, że kiedyś taki dokument w ogóle powstał, raczej potraktuje to jako historyczną ciekawostkę, a nie cokolwiek istotnego z perspektywy dekad. Taki mam scenariusz przyszłości.

Dariusz Olejniczak

Dodaj opinię lub komentarz.