Uwaga – to jest artykuł o Rewolucji Francuskiej, więc miło nie będzie.

W szwajcarskiej Lucernie znajduje się bardzo interesujący pomnik – w parku przy Denkmalstrasse wykuty w kamieniu kona w bólach lew. Pomnik jest całkiem spory, cała jaskinia ma 10 m długości i 6 m wysokości i został wykuty w 1821 r. przez Lucasa Ahorna wg projektu Bertela Thorvaldsena, autora projektów pomników księcia Józefa Poniatowskiego i Mikołaja Kopernika w Warszawie.

Löwendenkmal, Lucerna; źródło: www.explorial.com

Lew jest przebity włócznią. Jego głowa spoczywa na tarczy z burbońskimi liliami, obok leży broń i druga tarcza – ze szwajcarskim krzyżem. Lew niejako bierze te lilie w opiekę, a pomnik jest hołdem dla Gwardii Szwajcarskiej, lojalnej i wiernej, która oddała życie w obronie króla Ludwika XVI, oddała na próżno. Pod jaskinią w opisie podano dwie daty: 10 sierpnia 1792 i 3 września 1792.

  • 10 sierpnia 1792 król  Ludwik XVI przestał być królem.
  • 3 września 1792 major Karl Joseph Anton Leodegar von Bachmann, jeden z dowódców Gwardii na dworze monarchy, na skutek wydarzeń z sierpnia został zgilotynowany.

Co wydarzyło się zatem 10 sierpnia 1792 roku?

Konający lew, zdj. Gunasekhar Karri

Zanim przejdę do wydarzeń, należy wspomnieć, jaką formacją była Gwardia Szwajcarska. To była (i jest nadal w Watykanie) najstarsza armia na świecie – najemnicy ochraniający monarsze dwory europejskie. Współczesne przepisy mówią, że muszą być to katoliccy kawalerowie, wysocy, po służbie wojskowej, o nieskazitelnej opinii i dobrego zdrowia, w wieku od 19 do 30 lat. Takie są przepisy w Watykanie. W XVIII wieku, gdy Szwajcarów można było spotkać na dworach królów, były zapewne podobne. Ta postawność i miły wygląd mogły być powodem niedającej się inaczej wyjaśnić wściekłości paryżanek pastwiących się nad gwardzistami. Ale o tym trochę później.

Pierwsza szwajcarska  konstytucja federalna z 1848 r. zakazała Szwajcarom służby na obcych dworach (z wyjątkiem papieża), ale wcześniej można ich tam było spotkać, a zwłaszcza na dworze francuskim. Tam pojawili się najwcześniej, bo w 1471 r. jako niewielka siła Hundred Swiss (Cent-Suisses), a po formalnym ustanowieniu Gwardii Szwajcarskiej w 1506 r. zostali uzupełnieni przez pułk. Cent-Suisses pełnili obowiązki strażnicze wobec króla i ceremonialne (zostali zlikwidowani w marcu 1792), a pułk chronił drzwi, bramy i zewnętrzne obwody pałaców królewskich. Były to formacje zdyscyplinowane i oddane swojej służbie. W czasie wydarzeń, o których piszę, liczba żołnierzy wynosiła ok. 900.

Grenadier Gwardii Szwajcarskiej we Francji, 1779

Formalnie rzecz biorąc, 10 sierpnia 1792 król nie przestał być królem. Nastąpiło to kilka tygodni później, gdy zniesiono monarchię konstytucyjną. Jednak stało się to na skutek wydarzeń sierpniowych, gdy sankiuloci (najbardziej radykalni rewolucjoniści Paryża i najbiedniejsi), zniecierpliwieni brakiem realizacji ich żądań obalenia monarchii, przystąpili do szturmu na pałac Tuileries, gdzie król mieszkał po przetransportowaniu z Wersalu.

Ludwik XVI nie prowadził już zaciągu do Gwardii. Kazał  oddać Gwardii Narodowej amunicję i osiem armat. Gwardii, która była przesiąknięta duchem rewolucji. Może przez jego słabość i naturalną dobroć musiało dojść do masakry. 7 sierpnia Ludwik rozkazał trzystu żołnierzom eskortować konwój ziaren w Normandii, co uszczupliło siły w Paryżu. W tym samym czasie, o czym król musiał wiedzieć, sankiuloci podzielili między siebie 80 tysięcy nabojów. 47 z 48 sekcji sankiulotów głosowało za usunięciem króla.

Wczoraj postanowiliśmy jednogłośnie, że jeśli królowi stanie się krzywda, a u stóp królewskich schodów nie spocznie przynajmniej 600 czerwonych kaftanów, będzie to dla nas plama na honorze. Pragnę nawet znaleźć się wśród ofiar, jesli to mogłoby uratować tego nieszczęsnego monarchę – podporucznik Louis de Forestier. 

sankiuloci

Niektórzy gwardziści szybko wrócili z urlopów, niektórzy zaciągnęli się dopiero wtedy. 8 sierpnia ruszyły do Paryża bataliony gwardzistów skoszarowane w Rueil i Courbevoie. Każdy miał 20-35 nabojów. Nie zmieniło to jednak układu sił. Obroną miał kierować podpułkownik markiz de Maillardoz, który szybko przystąpił do organizacji. Było to jednak trudne ze względu na rozległe położenie budynków królewskich i układ ulic. Głównym zwolennikiem stawiania oporu był major Bachmann.

9 sierpnia Komuna (rewolucyjny rząd Paryża) uprzedziła Zgromadzenie Narodowe, że jeżeli do północy nie uchwali detronizacji króla, zostanie ogłoszona wojna domowa. Przedmieścia wrzały, podburzane przez Dantona, wskazującego na gwardzistów szwajcarskich, „przybocznych tyrana”. Wg niektórych świadków tamtych wydarzeń, gdyby wówczas gwardia otoczyła króla, mogłaby z nim wyjść i opuścić Paryż. Ale to było 9 sierpnia. Dzień później sytuacja już wyglądała inaczej. O świcie bulwary Sekwany oblepione były 30 tysiącami ludzi, uzbrojonymi w piki, kosy, bagnety, rożny i widły. Straże Gwardii Narodowej nie zrobiły nic, same oddawały broń rewolucjonistom.

Tłum ruszył, a po drodze masakrował dla wprawy. Dziewięć głów niesiono na pikach na czele pochodu. Tymczasem na królewskim dziedzińcu o 6 rano gwardziści uderzali w bojowe werble. Byli na nogach od północy. Król przeszedł koło nich obojętnie, odwiedził kilka posterunków i – przekonany przez syndyka komuny Roederera – postanowił się nie opierać w trosce o „dobrych obywateli, których sprawa jest jego własną”. Królowa wpadła w szał, ale Ludwik był głuchy na jej argumenty. Monarcha nie zrobił nic. Zabrał swoją rodzinę i eskortowany przez stu Szwajcarów (wraz z markizem de Maillardoz) schował się w budynku Zgromadzenia. Tam Szwajcarzy zostali później aresztowani. Wszystkich pozostałych swoich gwardzistów zostawił w Tuileries, czyli ok. 800.

Dowództwo przejął najstarszy oficer, kapitan Durler, który postanowił ściągnąć wszystkie jednostki do obrony pałacu.  Przypuszcza się, że tłum liczył już 100  tysięcy osób. Była 9 rano. Poleciały pierwsze kamienie i wkrótce porąbano pierwszą bramę. Na głównych schodach stały 4 oddziały gwardzistów budzących respekt. Stali w milczeniu. Ktoś z rebeliantów próbował pertraktować ze Szwajcarami, ale Durler był nieugięty. W tym samym czasie sześciu żołnierzy zostało zakłutych pikami na dziedzińcu. Potem Gwardia Narodowa otworzyła ogień  w kierunku schodów.

Gwardia Szwajcarska w czasie szturmu na Tuileries, Henri-Paul Motte, 1892

Jedna salwa Szwajcarów  wystarczyła, by oczyścić dziedziniec. Kapitan postanowił więc zrobić wypad i zdobyć kilka dział. Jednak wobec braku amunicji ich los był przesądzony. Tłum również atakował Szwajcarów eskortujących króla. Ludwik, chętny do manifestowania swojego humanitaryzmu, wysłał do pałacu rozkaz wstrzymania ognia. Na bileciku napisał: „Król rozkazuje Szwajcarom wycofać się do koszar. Sam znajduje się na terenie Zgromadzenia Narodowego”. Jednak posłaniec, hrabia d’Hervilly, przekazał co innego: „Rozkaz króla: udać się do Zgromadzenia Narodowego!” Gwardziści zrozumieli, że król jest w niebezpieczeństwie i około 200 ruszyło go ratować. Hrabia usiłował naprawić swój błąd, ale kapitan – wobec sprzecznych rozkazów – osobiście pobiegł pod gradem kul do Zgromadzenia. Tam król mu napisał: „Król rozkazuje Szwajcarom natychmiast złożyć broń i wycofać się do koszar”.

Na wieść o tym, że mają oddać się wrogowi bezbronni, niektórzy Szwajcarzy zapłakali. Rzeczywiście zdali broń, co wcale nie powstrzymało tłumu od ataków. Część z nich poprowadzono do ratusza i tam od razu zamordowano, odarto z mundurów, okaleczono i wrzucono do grobów. Ogrody Tuileries zostały usłane dywanami ciał w czerwonych mundurach. W pałacu jeszcze było walczących 450 żołnierzy, więc żeby ich wykurzyć, wzniecano pożary w komnatach. Podporucznik Hubert de Diesbach, gdy skończyły mu się naboje, walcząc na śliskich od krwi schodach, rzucił się na bagnety ze słowami: „Nie warto żyć, gdy zginęło tylu dzielnych ludzi!”.

„Szturm na Tuileries” Jacques Bertaux, 1793
masakra Gwardii Szwajcarskiej

Brak amunicji nie powstrzymał sankiulotów przed rzezią. Właściwie wtedy zaczęła się na dobre. Przez pałacowe pokoje rozpoczęła się gonitwa za Szwajcarami. Ogłuszano ich, patroszono, wbijano na pal, wykrwawiali się na śmierć. Kobiety ściągały z nich spodnie, kastrowały i wiązały sobie kokardy z ich jelit. Chorążemu Georgesowi de Montmollin pożarto serce. Młodych doboszy wyrzucano na pikach przez okno. Mordowano lekarzy i dzieci. Sceny sadyzmu i kanibalizmu były przerażające. Sankiulockie dzieci kłóciły się o części ciała, a ich rodzice stawiali martwych żołnierzy na nogi, policzkowali i wrzeszczeli: „To co dopiero żołnierz! Dać mu w gębę i pada!”

Te wydarzenia obserwował Bonaparte, który – określając króla durniem – skonstatował: „Nawet eleganckie kobiety poczynają sobie bardzo nieprzyzwoicie z trupami Szwajcarów”. Francuski bibliograf Ghislain de Diesbach twierdzi, że ten sadyzm miał podłoże seksualne. Szwajcarzy byli bardzo przystojni, uchodzili za świetnych kochanków  i tego dnia wszystkie wzgardzone kobiety mogły dokonać swojej zemsty.

W komnacie królowej schroniło się pięciu mężczyzn i dwie kobiety. Kobiety wyrzucono przez okno. Trzem Szwajcarom poderżnięto gardła, czwartemu obcięto nogi i też wyrzucono przez okno. Piąty uciekł przez komin.  50 gwardzistów batalionu Courbevoie i 15 Rueil, którzy przybyli do Paryża, zostało zamordowanych bezbronnych. W całym mieście trwało polowanie na Szwajcarów, także odźwiernych i duchownych. Mordowani byli również  Francuzi ubrani na czerwono.

Ci gwardziści, którzy przeżyli, dobijani byli w celach. Rannego kapitana Rodolphe’a  de Reding jeden ze strażników wziął na plecy, by drugi mógł mu ściąć głowę. 2 września został zamordowany markiz de Maillardoz. Jego małżonka zaniemówiła i do końca życia nie powiedziała już żadnego słowa, gdy dowiedziała się, w jaki wyrafinowany sposób zginął. Dzień później na szafocie stanął major Karl Joseph Anton Leodegar von Bachmann. 3 września 1792 i to jest ta druga data na pomniku w Lucernie.  Poszedł na śmierć w czerwonym mundurze gwardzisty.

Inne artykuły o Rewolucji Francuskiej:

Zginęło 26 oficerów i 850 podoficerów i żołnierzy. Odnalezione szczątki umieszczono w paryskich katakumbach. W 1798 r. Francja zaatakowała Szwajcarię i państwo to stało się Republiką Helwecką. Republika francuska, wymachując Deklaracją Praw Człowieka i Obywatela, grabiła, obciążała podatkami i zamykała Szwajcarów w kościołach, i podpalała. Tak uczyniono w 9 kościołach w Stans i Unterwald. Nigdy rząd francuski za te akty nie wyraził skruchy.

Na fali wydarzeń z sierpnia 1792 wypłynął Danton. Brał pieniądze zarówno  od tych, co zamawiali zamieszki, jak i od tych, którzy chcieli je uśmierzyć.  Był prokuratorem generalnym, palcem nie kiwnął ani w sierpniu, ani we wrześniu, gdy wyrzynano gwardzistów w więzieniach. Przed śmiercią, kiedy ścinano mu włosy, dowcipkował: „Podczas rewolucji dobrze się bawiłem. Wydałem sporo pieniędzy, nieźle sobie popiłem i zaznałem uciechy z niejedną dziewczyną. Teraz pora spać.”

Pomnik w Lucernie odsłonięto w 1821 r. w obecności tych, którzy przeżyli. Słowa nad jaskinią mówią: „Za lojalność i odwagę Szwajcarów” (Helvetiorum Fidei ac Virtuti). Ten – zdaniem Marka Twaina – „najbardziej żałobny i wzruszający kawałek kamienia na świecie” jest hołdem złożonym wszystkim żołnierzom szwajcarskim służącym obcym mocarstwom na przestrzeni dziejów, ale przede wszystkim honoruje wierność królowi francuskiemu, aż do oddania życia.

Jestem zakochany w moim królu – napisał jeden z gwardzistów na murach Wersalu.

Anna Pisarska

 

źródła:

  • Andrzej Cisek „Kłamstwo Bastylii”, Oficyna Wydawnicza Finna, Gdańsk 2006
  • „Czarna księga rewolucji francuskiej” pod red. R. Escande, Wyd. Dębogóra 2015
  • https://explorial. com
  • Bibliothèque Nationale de France

Dodaj opinię lub komentarz.