Tak, tak, chodzi o Gdańsk. Jeśli ktoś myśli, że Gdańsk był od wieków miastem wolności, demokracji i co tam jeszcze chcecie, no, to nie był. I nie chodzi o skromne 6 lat wpływów czy rządów partii nazistowskiej. W czasach złotego rozkwitu Gdańska wykluczano całe grupy ludności.
Taką grupą wykluczoną byli partacze, czyli ci czeladnicy, którzy nie mogli zostać majstrami, choćby ze względu na niemożność wniesienia stosownych opłat. Gnieździli się na poddaszach czy przedmieściach, najczęściej po prostu wyrzucani poza mury. Nie daj Bóg było znaleźć partacza w mieście. Co jakiś czas cechy organizowały naloty na prywatne mieszkania – właściciel domu płacił karę, a wyroby i narzędzia ulegały konfiskacie. Szły za tym awantury, bójki i procesy w sądzie. Towary partaczy były tańsze, gorsze, choć i zdarzało się, że czasem lepsze niż cechowe. Do miasta płynęły więc wielkie ilości pieczywa, mięsa, wyrobów tkackich, skórzanych, metalowych i innych. Jak oni to wnosili, to nie wiem, ale w bramach miejskich czuwali kontrolerzy cechów. Nawet, gdy komuś się udało wwieźć, to po ulicach krążyli pachołkowie miejscy i delegaci cechów, którzy konfiskowali towar.
Przełom XVI i XVII wieku odnotował procesów samych krawców ponad 100. Cechy wprowadzały więc nowe ograniczenia – podwyższano opłaty wstępne przy przyjęciach do cechu, co wcale nie hamowało zjawiska. Pogłębiające się różnice majątkowe wśród rzemieślników sprzyjały powstawaniu warstwy ludzi, która nie była w stanie zbyć swoich towarów, tym samym tworząc grupę najemników zatrudnianych w pierwszych manufakturach. Pierwszymi zakładami, które to zastosowały, były browary.
Nazwa „partacz” pochodzi od „a parte” – oddzielnie, osobno, na stronie.
Ograniczenia dotyczyły także lekarzy.
Na leczenie? Nie! Nie dostawał pozwolenia na osiedlenie się! W ogóle wynocha z miasta!
W sumie miało to ręce i nogi, bo zawsze zachodziło prawdopodobieństwo, że taki bez stosownych pozwoleń i tak będzie po cichu leczył, narażając mieszczan, albo zasili warstwę biedoty i żebraków. Podobnie było w przypadku chirurgów (cyrulików). Ci dodatkowo musieli zdać egzamin mistrzowski, niezależnie od tego, co mieli w papierach. Różnica między doktorem medycyny a chirurgiem była taka, że ten ostatni leczył słabsze choroby i to raczej te występujące NA powierzchni ciała, lekkie operacje, wyrywał zęby, puszczał krew, czyścił uszy i golił.
Tak samo utrudnienia spotykały mennonitów i Szkotów. Nie na darmo Stare Szkoty nazywają się, jak się nazywają.
Czy to znaczy, że w Gdańsku nie było wolności? W porównaniu z innymi miastami polskimi – bardzo dużo. Wszak Gdańsk miał prawo bić własne monety, wypowiadać wojny i wysyłać własnych posłów na europejskie dwory. Jednak w obszarze wewnątrzmiejskich stosunków społecznych było to normalne miasto swojej epoki.
Ba, ponoć pierwsza na świecie maszyna przędzalnicza z prawdziwego zdarzenia powstała u partacza w Gdańsku. Cech, obawiając się konkurencji, wyrzucił maszynę do Motławy, a wynalazcę zabił. W ten więc sposób rewolucja przemysłowa zaczęła się w Anglii, a nie w Polsce. Szkoda, szkoda :)
Ilustracje pochodzą z Kodeksu Baltazara Behema z XVI w.