Wystarczyłoby, gdybym stwierdził, że ze świadomością historyczną oraz wyczuciem polskiej racji stanu u wielu czołowych postaci opiniotwórczej elity politycznej i artystycznej jest dziś gorzej niż za komuny. Wystarczyłoby też, gdybym napisał, że dziś w Polsce mamy do czynienia z dyskryminacją ludzi inaczej niż te elity myślących.

I że przyprawianie tym inaczej myślącym gęby czarnego luda w debacie publicznej trwa w najlepsze. I jeszcze, że ten czarny lud spychany jest na margines, wręcz poza nawias „zdrowej tkanki postępowego społeczeństwa”. No i że takie spoczwarzanie ideologicznego, światopoglądowego wroga jest bardzo groźne, bo to faszystowskie metody. Mógłbym jeszcze dodać, że dziś modne jest nazywanie wolnością tego, co jest połamaniem wolności drugiego człowieka, prawa do własnych, niepłynących z nurtem postnowoczesności, przekonań. Nie powinienem pominąć i tego, że te jedynie słuszne postępowe elity próbują rządzić naszymi duszami, świadomością Polaków, naszym dziedzictwem.

I mógłbym tak jeszcze długo odwracać cytaty z wypowiedzi dla Deutschlandfunk prezydent Gdańska, Aleksandry Dulkiewicz, tyle że, moim zdaniem, przyrównywanie w publicznej debacie kogokolwiek współczesnego, funkcjonującego w głównym politycznym nurcie – jednostek lub grup – do postaci i formacji wyjętych z dziejów dwóch koszmarnych totalitaryzmów jest we współczesnej Polsce czymś ordynarnie niegodnym i nieuczciwym. W mojej ocenie, rozmiarem kłamstwa i podłości może równać się z kłamstwem oświęcimskim.

Są takie argumenty, takie tezy, takie porównania, których współcześni Polacy winni się wobec siebie wystrzegać jak ognia. Po pierwsze po to, byśmy nie stali się w niczym podobnymi do tych, do których ośmielamy się wzajemnie porównywać. Po drugie po to, by nikt nigdy nigdzie, w żadnym punkcie świata, nie uznał, że ma dowolne prawo do czynienia takich porównań wobec nas. Jeśli przestaniemy o to dbać (a formacja bliska prezydent Dulkiewicz nie dba już o to chyba wcale), historia stanie się naszym wrogiem ze skutkiem opłakanym dla nas wszystkich, bez względu na wyznawany światopogląd czy sympatie polityczne.

Wracając do niesławnego wywiadu dla niemieckiego radia – z jego realizacji, a przy tym niejako z jego treści, tłumaczyła się na łamach oficjalnej miejskiej strony propagandowej współautorka dzieła, Małgorzata Żerwe. Gdybyśmy uznali, że to, co mówi jest wyłącznie prawdziwe – bo też nie podobają się nam okładki prawicowych tygodników z Tuskiem w wehrmachtowskim mundurze albo zestawienie wizerunków włodarzy Gdańska z hitlerowskimi symbolami itp. itd. – musielibyśmy przymknąć oczy na inne fragmenty jej wypowiedzi. A są to fragmenty, w których Żerwe twierdzi z całą stanowczością m.in., że:

Zawsze jednak znajdą się też tacy, którzy nie są odporni na propagandę, mocno przeżywają to, co podawane jest przez rządowe media. Są wśród nich frustraci, zdolni do najgorszych czynów. Do zabójstwa Pawła Adamowicza doszło właśnie w takich okolicznościach. Nikogo z rządzących to nie otrzeźwiło? Czekają na kolejną tragedię? A potem co? Znowu będą wciskać, że nie mieli z tym nic wspólnego? Po prostu, przez przypadek przyszedł jakiś szaleniec i nie wiedzieć czemu doszło do tragedii? 

Jednym słowem Żerwe wprost przypisała winę za czyn szaleńca (który, z tego, co wiadomo, karmił się w więzieniu raczej prasą bliższą Platformie niż PiS-owi) znienawidzonym przeciwnikom politycznym. Owszem, nie tylko była dziennikarka Radia Gdańsk mocno w to wierzy. Cała Platforma Obywatelska i środowisko bliskie gdańskiemu ratuszowi przekonuje, kiedy tylko może, że Adamowicza zabiła „nagonka pisowskich mediów”. Zapominając, dlaczego i za co Adamowicz był tak sekowany oficjalnie i prywatnie przez dzisiejszych obrońców jego pamięci (że o wypowiedziach Jarosława Wałęsy w Radiu Gdańsk czy taśmach Neumanna nie wspomnę).

Gdyby jednak Żerwe na tym poprzestała… Niestety, dalej jest jeszcze mocniej, bowiem padają takie zdania:

Wyraziła to, co czuje wiele osób. Prezydent Dulkiewicz uważa, że Polska jest w trudnym momencie swojej historii, że po ćwierćwieczu budowania demokracji nasze społeczeństwo dało władzę ludziom, którzy realizują autorytarny model rządzenia. Przecież co najmniej pół kraju to widzi i rozumie. Była demokracja, jest dyktatura. Oni odbierają Polakom wolność „metodą salami”: plasterek po plasterku. Podobnie robili hitlerowcy od chwili zwycięstwa w demokratycznych wyborach w styczniu 1933 roku. I Aleksandra Dulkiewicz właśnie o tym powiedziała, że jej to przypomina sytuację w III Rzeszy. Hitlerowcy zaczęli od demokratycznego zwycięstwa, a potem krok po kroku odebrali Niemcom i wolność, i demokrację. Zahipnotyzowali swoją ideologią wielką część społeczeństwa, a z przeciwnikami brutalnie się rozprawili. Przecież tak to wyglądało. 

Tych słów nijak nie da się wytłumaczyć. Żerwe w tym, co mówi idzie bodaj jeszcze dalej i jeszcze mocniej, niż zapędziła się Dulkiewicz, stawiając swoje tezy na antenie. Zarówno Żerwe, jak i Dulkiewicz znieważają tymi tezami pamięć ofiar hitleryzmu i stalinizmu, choć pewnie nie zdobyły się na taką refleksję ani przez moment.

Żerwe raczyła zauważyć też, że:

Ludzie Prawa i Sprawiedliwości od lat porównują gdańszczan do hitlerowców. Tak było z Donaldem Tuskiem, tak było z Pawłem Adamowiczem i tak jest teraz z Aleksandrą Dulkiewicz. Wystarczy przypomnieć złośliwe okładki prawicowych tygodników z Tuskiem w mundurze Wehrmachtu, z postaciami Adamowicza i Dulkiewicz, które zestawiono z hitlerowskimi flagami przy pomniku Obrońców Wybrzeża na Westerplatte.

Co do wspomnianych okładek – nigdy nie powinny się zdarzyć. Jednak jest różnica między taką tępawą okładką a oficjalną, publiczną wypowiedzią polskiego polityka (oczywiście polityczki!) na łamach niemieckiego publicznego nadawcy, skierowaną do niemieckiej opinii publicznej. To już nie jest wewnętrzna naparzanka żurnalistów. To sygnał płynący w świat. Jego odbiorcy już wiedzą, co mają myśleć o Polsce.

Nie od dziś, ani nie od wczoraj, w obszarze „polityki historycznej” władze gdańska poruszają się jak słoń w składzie porcelany (pamiętamy, co swego czasu o przyczynach napaści Niemców na Polskę mówił wiceprezydent Grzelak). Ostatnie dni przyniosły jednak poszerzenie zakresu tej niezdarności, a może nawet szkodliwej ignorancji. Z ignorancji uczyniono oficjalne narzędzie polityczne gdańskiego samorządu. Narzędzie do użytku wcale nie samorządowego, a w znacznie szerszej skali. Skali, do której ani Dulkiewicz, ani Grzelak nie dorośli. Skali, z którą mierzenie się, samorządowcom nie przystoi. Owa ignorancja oraz brak wrażliwości historycznej i społecznej, podszyte pogardą dla drugiej strony sporu, łączą się tu z pychą. To bodaj najgorsze połączenie cech wielu polityków. Z pychy i pogardy rodzi się bowiem poczucie lepszości i wyższości.

Rodzi się nowa elita, z nowymi, nadanymi sobie na mocy przekonania o własnej wyjątkowości, prawami. Historia zna takie przypadki.

Paweł Ilski

Dodaj opinię lub komentarz.