Starałem się o kontakt z panem Doślą w ciągu ostatnich 2 tygodni poprzedzających tekst z Dziennika Bałtyckiego, w sprawach związanych z realizacją projektu „Drogi do Wolności” i innych planowanych realizacji kommemoratywnych w Stoczni. Ponieważ nie odbierał telefonu, nagrałem się na sekretarkę. Przesłałem mu w tej sprawie także sms przed ok. 2 tygodniami. W piątek 16.07 rano dzwoniłem dwukrotnie. Pan Dośla oddzwonił tegoż ranka. Na moją propozycję spotkania stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, bo sprawami, o których pisałem, zajmuje się „Solidarność” na poziomie centralnym. Nie wykazywał ochoty do spotkania także „w innych tematach”, co zaproponowałem, więc zakończyłem rozmowę telefoniczną stwierdzeniem, że gdyby były jakieś sprawy wymagające spotkania, jestem do dyspozycji.
Pan Wojewoda D. Drelich w ŻADNYCH rozmowach ze mną w ciągu ostatniego roku nie poruszał tematu mobbingu. Temat ten zresztą nie istniał w WUOZ w 2020 roku, „wbrew konsekwentnie manipulatorskim„sensacjom” re
z poważaniem I. Z. Strzok
To były odpowiedzi Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Igora Strzoka na moje pytania odnośnie kontaktów z nim Krzysztofa Dośli (przewodniczącego Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”) oraz wojewody pomorskiego Dariusza Drelicha. Przypomnijmy: 16 lipca br. ukazał się w Dzienniku Bałtyckim artykuł Karola Ulicznego „Nieprawidłowości w urzędzie konserwatorskim? Inspektor pracy zawiadamia prokuraturę. 27 wniosków pokontrolnych!”.
Co można przeczytać w artykule?
Karol Uliczny: Rolę mediatora miał przybrać również wojewoda Dariusz Drelich, ale jak widać, bez skutku. Do momentu publikacji, konserwator nie odniósł się do naszych pytań w sprawie stawianych zarzutów.
Krzysztof Dośla: Próbowaliśmy podejmować rozmowy z panem konserwatorem, w celu poprawy tej sytuacji. Niestety nie znalazł dla nas czasu.
Gdzie leży więc prawda? Swoje pytania red. Uliczny wysłał do Igora Strzoka dzień przed publikacją artykułu. W takim terminie nie miał szans otrzymać odpowiedzi. Zadałam również pytania Krzysztofowi Dośli odnośnie „podejmowanych rozmów z panem konserwatorem” i wojewodzie Dariuszowi Drelichowi o jego mediację w tej sprawie. Do dnia publikacji tego artykułu odpowiedzi nie otrzymałam.
W artykule czytamy więc m.in. o trudnościach NSZZ „Solidarność” w reprezentowaniu praw i interesów swoich członków na terenie urzędu. Związkowcy mieli być pomijani przy ustalaniu nagród, przy wyborze instytucji finansowej w pracowniczych planach kapitałowych. Nie mogli wchodzić do niektórych pomieszczeń wykorzystywanych w codziennej działalności WUOZ. Być może nawet dyskryminowano osoby niepełnosprawne. Okręgowy Inspektorat Pracy sformułował 27 wniosków pokontrolnych, które w artykule zabrzmiały jak oskarżenia. Jest to więc jedna strona konfliktu. Jak więc przedstawia się obraz z drugiej strony?
przeczytaj:
Otóż 27 wniosków w piśmie OIP z dnia 18 czerwca br. to zalecenia do realizacji, 8 zawiera uzasadnienie, w tym tylko jeden mówi o mobbingu i brzmi on: Z treści obowiązującej u pracodawcy Wewnętrznej Polityki Antymobbingowej wynika, iż pracodawca raz w roku ocenia, czy postanowienia Wewnętrznej Polityki Antymobbingowej są właściwie wykonywane. Pracodawca nie przedstawił inspektorowi pracy żadnych dokumentów potwierdzających dokonanie ww. corocznej oceny realizacji postanowień Wewnętrznej Polityki Antymobbingowej.
Pozostałe to np. pobieranie nr PESEL po zawarciu umowy o pracę (czyli nie powinno go być na umowie), prawidłowe zapisywanie w treści świadectw pracy informacji dotyczących ilości całego urlopu wypoczynkowego oraz bezpłatnego, przestrzeganie obowiązku uwzględniania orzeczeń lekarskich o braku przeciwwskazań do wykonywania określonej pracy, precyzyjne określenia w regulaminie pracy i w kartach pracy. Większość punktów dotyczy kwestii urlopowych. Są również kwestie związane z PPK, utrudnianiem dojścia do pomieszczeń zakładowych i podejściem do osoby niepełnosprawnej.
PWKZ przyjął te punkty do realizacji, na niektóre udzielając krótkich wyjaśnień, i może sprawy by nie było, gdyby nie informacja o wmieszaniu prokuratury, przypominanie o ubliżaniu, mobbingu i przeładowywaniu pracą ponad kompetencje. WUOZ czeka więc obszerniejsze złożenie wyjaśnień, o ile wiadomość o prokuraturze jest prawdziwa, bo do dnia publikacji artykułu nie otrzymał oficjalnie żadnej informacji.
Co ciekawe, kontrola z Inspekcji Pracy przepytała tylko trzy osoby (i to wszystkie skarżące) oraz społecznego inspektora pracy. Nie zapytała innych pracowników. Co jeszcze ciekawsze, jedna z osób na stanowisku kierowniczym wniosła o kontrolę czasu pracy podległych jej pracowników (którym ustalała ten czas), wiedząc, że finalnie za wszelkie zaniedbania i tak odpowie konserwator.
WUOZ zatrudnia 49 pracowników, część z nich jest zrzeszona w dwóch związkach zawodowych – NSZZ „Solidarność” (tzw. „prawdziwa Solidarność”) i Solidarność ’80 (po kilkanaście osób). W styczniu 2020 ten pierwszy związek złożył wniosek do Państwowej Inspekcji Pracy o przeprowadzenie kontroli (zarzuty: dużo pracy, nieuzgadniane premie, brak podwyżek). Wybrałam się do WUOZ i rozmawiałam z pracownikami – jeden związek jest niezadowolony, drugi nie stawia zarzutów. Jak to możliwe? Wydaje się, że tu właśnie przebiega linia konfliktu, choć prawdopodobnie tłem wydarzeń są inne sprawy. Na marginesie – podwyżki zależne są od budżetu państwa, a premie uznaniowe są uznaniowe z definicji i nie podlegają konsultacjom.
Zdaniem PWKZ grupa skupiona wokół NSZZ „Solidarność” prowadziła działania obstrukcyjne w swoim zakładzie pracy, nawet posuwając się do strajku włoskiego (strajk włoski – forma strajku aktywnego polegająca na wykonywaniu przez pracowników obowiązków służbowych w sposób skrajnie drobiazgowy, co powoduje blokadę działania zakładu w sposób zbliżony do strajku pasywnego). Niedawno Igor Strzok otrzymał do podpisania dokumenty z 2019 r. Znacie Państwo te narzekania na długie czekanie na odpowiedź konserwatora?
Była w tej grupie osoba, która w czerwcu br. została dyscyplinarnie zwolniona, m.in. z powodu toczącego się śledztwa w prokuraturze za naruszenie ustawy o służbie cywilnej. Zainteresowanie prokuratury dotyczy kwestii podwójnej lojalności pracownika wykonującego zlecenia administracji samorządowej w obszarze odpowiedzialności urzędu ochrony zabytków. A jeszcze ściślej rzecz ujmując: mówię o wieloletnim pracowniku – inspektorze terenowym, który był motorem działań obstrukcyjnych wobec pracodawcy – Igora Strzoka – i który przyjmował wynagrodzenie zarówno z WUOZ, jak i z samorządu jednej z żuławskich gmin za czynności na rzecz tej gminy w obszarze kompetencji WUOZ. Podwójna lojalność była oparta o podwójne wynagrodzenie.
Zdaniem konserwatora osoba ta nie kontrolowała podległych sobie pracowników, były duże opóźnienia w odpowiedziach, wnioski nie były rozpatrywane, pozwolenia nie były wydawane, były akceptowane przez nią nadgodziny, a problemy zatajane. WUOZ rocznie rozpatruje ok. 20 000 spraw. Gdy Igor Strzok był w delegacji, dokumenty nie były podpisywane i cała procedura przez to spowalniana. Odchodząc, wyczyściła dane i wszystkie swoje decyzje.
Była tam również osoba, wobec której konserwator miał zastrzeżenia z powodu zniszczonych trzech elewacji kościołów i nie akceptował jej projektów. Bo Igor Strzok nie miał sprawdzać projektów, miał je akceptować automatycznie. Odnośnie osoby niepełnosprawnej – ta osoba miała zakres obowiązków przydzielony jej za poprzednich konserwatorów. Zanim przyszedł Igor Strzok, zakres nie budził kontrowersji czy oporu. Zaczął budzić wraz z nadejściem nowego pracodawcy. Odmowa podjęcia pracy w zastępstwie usprawiedliwionej nieobecności innego pracownika spowodowała to, co było łatwe do przewidzenia: nieodbieranie telefonów i płynące z tego powodu skargi na konserwatora, że nie można się dodzwonić. Ucięto jej etat z powodu szeregu nieprawidłowości w prowadzeniu dokumentacji i wielu opuszczonych dni w pracy (na 254 tylko 101 było przepracowanych, mniej niż 50%). Wstawiła się za nią cała „prawdziwa Solidarność” poczytując to za dyskryminację.
Ile osób odeszło od konserwatora? Komentarze internautów co jakiś czas grzmią o „wielu pracownikach”, którzy nie mogą znieść mobbingu i odchodzą. Faktycznie zostało zwolnionych dyscyplinarnie trzech, a czterech odeszło ze względów ekonomicznych bądź innych prywatnych, nie formułując żadnych zarzutów.
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Być może to, że przed Igorem Strzokiem więcej pracowników podejmowało decyzje, nie ponosząc za nie odpowiedzialności? W wywiadzie dla red. Ewy Budnik w styczniu 2020 r. Strzok powiedział: „Nie jestem od automatycznego zatwierdzania projektów”. Może to się nie podobało?
W lutym 2021 r. doszło do zawarcia porozumienia pomiędzy pracodawcą – PWKZ – a reprezentacją osób zatrudnionych. Dotyczyło wyboru instytucji finansowej zarządzającej pracowniczym planem kapitałowym. Wybór PPK odbył się zgodnie z procedurą i dokonali tego sami zainteresowani pracownicy – dwóch, bo tyle ich przystąpiło (w tym jedna z NSZZ „Solidarność”).
- przeczytaj: Odpowiedź PWKZ na zarzuty Piotra Grzelaka
Do społecznego inspektora pracy w WUOZ nie wpływały żadne skargi (sprawdziłam). Zdaniem pracowników, z którymi rozmawiałam, „za Igora Strzoka” pracuje się lżej – nie w sensie, że pracy jest mniej, ale jest bardziej merytoryczna. Wydaje się więc, że artykuły prasowe i rozdmuchiwanie afer w WUOZ mają za zadanie stworzyć obraz konserwatora despotycznego i gnębiącego pracowników. Jak to wpływa na wizerunek tego urzędu? Ten despota na początku pandemii pozwolił pracownikom wybrać dni i godziny świadczenia pracy w siedzibie WUOZ, resztę zostawiając jako pracę zdalną. Każdy takie godziny sobie wybrał i podpisał stosowne oświadczenie. Jednak NSZZ „Solidarność” postanowiła w środku pandemii, w godzinach pracy, zrobić swoje zebranie – 15 osób na 12 m2 w siedzibie WUOZ. Pomijając już samą pandemię, to 15 osób przez dwie godziny chciało pozbawić urząd 30 godzin pracy. Głównie jednak względy pandemiczne zadecydowały, że Igor Strzok zabronił wejścia do tak małego pomieszczenia. Zaowocowało to, jak wiemy, zgłoszeniem do prokuratury.
Z informacji, do których dotarłam, wynika, że nie było łatwo w WUOZ ustalić terminy urlopów. Niektórzy związkowi pracownicy działali obstrukcyjnie (podobnie z wyborem PPK). Niektórzy nie uznawali za właściwe wytłumaczyć się z nieobecności w pracy. Pod koniec roku 2019 komisja zakładowa – jeszcze wtedy „Solidarność” liczyła więcej członków – poprosiła ich o „szukanie haków” na Strzoka, a jeden z nich zostawił w pracy karteczkę odnośnie dokumentu, o który prosił: To mi już nie jest potrzebne, można ewentualnie sobie tym tyłek podetrzeć.
I ostatnie wydarzenia. Na moje pytania wysłane do jednego z członków Solidarności nie trzymałam odpowiedzi, czyli od trzech tygodni. Dotyczyły działań pro-pracowniczych związku. Jak wspomniałam, nie otrzymałam również odpowiedzi od wojewody Drelicha i przewodniczącego Dośli. 20 lipca jeden z pracowników WUOZ wystąpił do Przewodniczącego Zarządu Regionu o kontrolę jednostki zakładowej.
Wkrótce potem liczba członków w związku spadła tak, że prawdopodobnie ulegnie on samorozwiązaniu.
Wygląda więc na to, że Igor Strzok ma twardy orzech do zgryzienia. Może i dobrze, że stanowisko zajmie prokuratura. Wiele spraw zostanie wyjaśnionych. Czy jednak redaktorzy z innych mediów przekażą wyniki ustaleń, jeśli nie potwierdzą one oskarżeń? Czy może ta aura „Sodomy i Gomory” w urzędzie dobrze komponuje się z atakami na konserwatora płynącymi z Urzędu Miejskiego i od niespełnionych architektów pragnących wstawiać szklano-betonowe pudełka na teren pomnika historii, jakim jest Gdańsk w XVII-wiecznych obwarowaniach? Kto by chciał pracować w takim przybytku nieprawości?
To, co naprawdę jest problemem pracowników WUOZ, to niskie płace, brak własnej siedziby i daleko położone archiwum.
Brak słów na to co odprawia się w tym urzędzie i podległej delegaturze w Słupsku. Wszytsko jest jedną wielką ustawką, ręka rękę myje.