Karol X Gustaw patrzy na skuty lodem Mały Bełt. Jest rok 1658, koniec stycznia i za chwilę ruszy po Małym Bełcie do Danii, a raczej na Danię. Była to przeprawa, o której rozpisywały się dwory europejskie.

Karol X Gustaw nad Małym Bełtem

Ale ja w zasadzie nie o Karolu, ale o zimie przełomu lat 1828/29, która była preludium do najbardziej niszczycielskiej powodzi w dziejach Gdańska. Zima zaczęła się w listopadzie 1828. W drugiej połowie grudnia (dokładnie 18-28 grudnia) doszło do gwałtownych i obfitych deszczów w górnym i środkowym biegu Wisły. Stan wód podniósł się znacząco przy jednoczesnych mrozach w biegu dolnym. 30 grudnia mrozy osiągnęły temperaturę -30 stopni. Gwałtowność oziębienia była tak wielka, że na Zatoce Gdańskiej zamarzła falująca tafla wody. Po Wiśle można było chodzić, zresztą po Zatoce również – aż do Płw. Helskiego. Nastąpiła seria bardzo niskich temperatur i obfitych śniegów. Wtedy jeszcze nikt się nie przejmował, bo nie była to pierwsza taka zima, ale z czasem zaczęły płynąć pierwsze sygnały zaniepokojenia od strony mieszkańców Żuław.
Najstarsi mieszkańcy pamiętali skutki zapchania lodem koryta Wisły w roku 1784 i 1786. Przez cały ten okres od ok. 1784 do 1830 trwało tzw. minimum Daltona, czyli mała epoka lodowa. Zresztą Karol X Gustaw ze swoimi podbojami też trafił na minimum, ale Maundera. Nie brakuje głosów dzisiaj, że współczesne ocieplenie to nic innego, jak wychodzenie z epoki lodowej, która trwa od średniowiecza (mniej więcej 1300 rok). W skali wieku Wszechświata 700 lat to naprawdę mało.

Wracając jednak do zimy 1828/29, to spokojnie można było przejechać Zatokę Botnicką z Finlandii do Sztokholmu. Pokrywa lodu na Wiśle przekraczała 95 cm, dochodząc nawet 1,20 m. Do 26 marca można było ją przekraczać ciężkimi wozami, a po Zalewie Wiślanym jeździć do połowy kwietnia. Najpierw ocieplenie ogarnęło górny bieg Wisły. 21 marca w okolicy Krakowa ruszyły pierwsze lody. 26 marca na Dolnej Wiśle nastąpiły ulewne deszcze, ale pokrywa lodu jeszcze 1 kwietnia dochodziła do jednego metra.

Karol X przeprawia się przez zlodowaciały Mały Bełt, 1658.

Wkrótce nastąpił bardzo szybki przybór wody w Wiśle z powodu wzrostu spływu topniejących mas. 3 kwietnia ruszyły lody koło Warszawy zwiększając napór na wody dolnej Wisły. Tu jednak lody ruszyły dopiero 6 kwietnia i to tylko do Białej Góry. Nogat stał (na Nogacie dopiero 13 kwietnia). Stało także drugie ramię Wisły. Na odcinku od Torunia do Tczewa wały zostały przerwane w 77 miejscach na łącznej długości 7600 m. Niektóre odcinki wałów zostały doszczętnie rozmyte. 5 kwietnia lód zniszczył drewniany most w Toruniu.

Na 774 km Wisły, czyli w pobliżu bydgoskiego Fordonu utworzył się wielki zator lodowy, który doprowadził do przerwania prawego wału Wisły w 40 miejscach na odcinku 2,6 km. Kolejny zator pojawił się na 822 km na Nizinie Chełmińskiej i 6 kwietnia przerwał wał w wielu miejscach. W zasadzie przerwania wału szły wraz z ruszającą krą. 8 kwietnia zator utworzył się koło Białej Góry. Stan wody w Białej Górze wynosił 10,49 m ponad średni poziom morza, tj. tylko 1,2 m poniżej ówczesnej korony wałów. Lody ruszyły, ale w nocy zawiał północno-wschodni orkan, który spiętrzył wodę o dodatkowe 2,5-4 m. W tej sytuacji musiało dojść do przelania się wody ponad koronę. Doprowadziło to do przerwania wału o 4 nad ranem dokładnie na wysokości Ptaszników i w pobliżu Giemlic. Długość wyrwy wynosiła 375 m. Wiele potencjalnych wyrw udało się opanować, ale tej nie.
Obraz dolnej Wisły musiał być i straszny, i niesamowity. Było to jedno wielkie rozlewisko, z którego wystawały czubki drzew i pojedyncze dachy domów. Ginęło bydło, zniszczeniu ulegały zapasy zimowe, pasze i całe domostwa. Niektóre wsie były zmywane w całości z powierzchni ziemi. Nie było jak się chować w domach. A to wszystko było tylko preludium do tego, co wydarzyło się w Gdańsku i na Żuławach.

Wał p/powodziowy w Ptasznikach, zdj. R. Kopittke

Stoję na wale p/powodziowym w Ptasznikach. W tym miejscu 9 kwietnia 1829 r. doszło do przerwania wału i wody ruszyły na Gdańsk. Czoło fali powodziowej szło prosto na Trutnowy.  Woda z Wisły wlewała się z natężeniem ok. 1300 m3/sek. I wlewała się tak do 18 kwietnia, wypełniając prawie całkowicie pojemność Żuław Gdańskich (ok. miliard m3). O 8 rano fala dotarła do Trutnowych, a pod wieczór do Gdańska.
Trzeba pamiętać, że woda szła nie tylko przez Żuławy, ale również samą Wisłą z prędkością przepływu 2200m3/s (za Gdańską Głową). Ogólnie Wisła przed Nogatem miała przepływ 10700m3/s. Za Nogatem, ale przed Szkarpawą 6800 m3/s. Nogat 3900 m3/s, a Szkarpawa 3300 m3/s. Mieszkańcy Gdańska tej nocy 9/10 kwietnia nie spali.

Poniższa mapka Jerzego Makowskiego pokazuje miejsca P1 i P2 przerwania wałów. Strzałki u góry pokazują kierunek przemieszczania się fali żuławskiej. Punkt P3 nad Wiśliną to miejsce, gdzie doszło do przerwania kolejnego wału. Stan wody osiągnął 4,30 m ponad średni poziom morza, tj. ok. 0,96 m ponad koronę wału. To oznaczało, że doszło do pięknego i przerażającego zjawiska, podczas którego woda z rozlewiska powodziowego przelewała się poprzez koronę do Wisły, czyli do rzeki, którą w Ptasznikach opuściła, co oznaczało potężny wir. To stało się w nocy 11/12 kwietnia. Punkt P4 to miejsce nad jeziorem Zaspa, w Brzeźnie, gdzie 13 kwietnia masy wody przerwały wydmy, by spłynąć do Bałtyku. Od jeziora do morza powstało efemeryczne koryto. Wydawać by się mogło z tego prostego schematu, że powódź ominęła Gdańsk. Nic bardziej mylnego. W mieście rozgrywała się tragedia.

Miejsce przerwań wałów P1 i P2/ J. Makowski

Fala powodziowa z żuławskiego rozlewiska wlała się do Gdańska wszystkimi bramami od strony południowej i wschodniej, zalewając 3/4 jego ówczesnej powierzchni. Był wieczór 9 kwietnia 1829 r. Najpotężniejsze uderzenie nastąpiło w Kamienną Śluzę, która została rozerwana. Przez całą noc powstawały grupy pomocy ze sprzętem pływającym, ratujące nadciągających z Żuław powodzian. Powstawały punkty przygotowujące kwatery, odzież i wyżywienie, zwłaszcza ciepłe posiłki.  Woda niszczyła wszystko na swojej drodze – śluzy, rowy, mosty.  Ostatnia kra, która wpadła do Bałtyku, wyrzucona przez Wisłę, zabrała ze sobą prom wojskowy z ludźmi w głąb Zatoki Gdańskiej, na odległość ponad 7,5 km. 10 kwietnia około godz. 18 uderzono w dzwon sztormowy umieszczony na Bramie Długich Ogrodów. Był to uznany sposób ogłoszenia stanu klęski powodziowej. Oznaczało to, że od tej pory należy udzielać niezbędnej pomocy powodzianom, bez nakazu czy polecenia. To był obowiązek. Wieczorem zapłonęło na tej samie bramie ognisko z drewna i smoły wskazujące powodzianom na łodziach i ekipom ratowniczym kierunek do miasta. Płonęło przez całą noc, noc w  noc.

Kamienna Śluza na granicy Dolnego Miasta i Starego Przedmieścia

W nocy z 10 na 11 kwietnia poziom wody w Gdańsku wzrósł jeszcze o 0,89 m. Okolice Motławy i Raduni były zalane aż po dachy domów, Długie Ogrody stały w wodzie o wysokości 1 m, całe Dolne Miasto kąpało się do wysokości drugiego piętra, zaś Neptun na Długim Targu został prawdziwym władcą morza wyłaniającym się z wody. Trzeba było opróżnić dolne kondygnacje spichrzów, ale prawdziwy dramat był ze składami drewna, które spływając potężnym nurtem uszkadzały urządzenia portowe i częściowo zatopione budynki. Z wielkim wysiłkiem udało się to opanować. Na domiar złego 11 kwietnia cały dzień trwała śnieżyca.
Kulminacja stanu wody osiągnięta została 11 kwietnia o godz. 17. Na Ołowiance było to 3,36 m ponad średni poziom morza (mierzony w Amsterdamie – Morze Północne, taki był punkt odniesienia), czyli o 0,78 m wyżej niż w 1775 r.
Można powiedzieć, że szczęśliwie woda znalazła ujście do Bałtyku, bo rozlałaby się jeszcze szerzej, jednak cała ta fala musiała przejść przez ówczesny Gdańsk. Woda wdzierała się przez przerwane wały żuławskie aż do 18 kwietnia. Właściwie oprócz Wisły i Motławy, które wystąpiły z brzegów, przez Żuławy Gdańskie i miasto płynęła druga Wisła. Obecny przepływ Wisły to ok. 1000 m3/sek. Wówczas płynęło 1300, a właściwym korytem 2200.
W okolicach Płoni, gdzie powstał wir, stan wody osiągnął 4,30 m ponad średni poziom morza. Wszystkie domostwa na Stogach zostały zniszczone. 12 kwietnia ok. 20 w Wisłoujściu poleciał pierwszy dom, przez noc dalszych 17, rano 13 kwietnia kolejne 2; zostały 63, które trzeba było rozebrać. W Wisłoujściu woda sięgała 1 m, mieszkańcy schowali się w twierdzy.  Poniższy rysunek przedstawia kierunek odpływu wody powodziowej.

Przebieg odpływu wody po przerwaniu wału w miejscu P4/ J. Makowski

Główna Wisła, że tak powiem, niosła 10 razy więcej wody niż obecnie, nawet Szkarpawa 3 razy więcej niż Wisła obecnie. Strzałki na poniższym schemacie pokazują przerwany wał. Zniszczenia miasta byłyby mniejsze, gdyby dokonano większej liczby przerwań wałów wzdłuż Wisły Gdańskiej. Za brak takich decyzji urzędnicy gdańscy zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Do tego szalał orkan od morza z prędkością 200 km/h.

Wały są zwodnicze. Chronią przed małą powodzią czy podtopieniem, przy dużej w przypadku przerwania rzucają ten żywioł w jedno miejsce. Dają także złudzenie bezpieczeństwa, bo z reguły zaraz za wałem osiedlają się ludzie. Okazuje się, że wtedy lepsze jest szerokie rozlanie się rzeki i osiedlanie się poza terenem zalewowym.

Powódź z roku 1829 zalała na Żuławach 47 wsi, tj. 340 km2 zamieszkałych przez ok. 16 700 ludzi. 11 000 straciło dach nad głową (dwie trzecie). Zginęło 30 osób i 6000 dorosłych zwierząt hodowlanych oraz cały drobny inwentarz żywy. Nie było ani jednej kury pod Gdańskiem. Przepadła pasza i żywność. Można było zapomnieć o uprawach w sezonie wiosenno-letnim, doszło do wielkiego zapiaszczenia Żuław.

Straty w ludziach byłyby większe, ale mieszkańcy Żuław z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie wiadomość o powodzi z 1542 r., kiedy zginęło 5000 ludzi i od tamtego czasu trzymali łódki przy swoich domach. Jeszcze po ostatniej wojnie można było znaleźć domy z kółkami do mocowania łódek. Łódki musiały być trzy: jedna dla domowników, druga dla zwierząt, trzecia dla sąsiada.

Rozdział przepływów Wisły w dniu 9 kwietnia 1829 r. na wszystkich ramionach ujściowych Wisły/ J. Makowski

Woda w Gdańsku stała dwa tygodnie. Koncertujący wówczas w Berlinie skrzypek Nicolo Paganini przeznaczył swoje dochody dla poszkodowanych – „Łzy nieszczęśliwych zostaną osuszone wtedy dopiero, gdy przenikną one do wszystkich serc”.

Pozostały dwie kwestie związane z powodzią: znaki wielkiej wody, czyli upamiętnienie powodzi z 1829 r. i pytanie, czy obecnie możemy spać spokojnie.
Znaków w Gdańsku zachowało się pięć i zaznaczyłam je na mapce, tzn. były jeszcze w 1970, bo „zachowało się” to wielkie słowo.

Mapa rozmieszczenia znaków wielkiej wody 1829 we współczesnym Gdańsku

1. Brama Nizinna – na zachodnim filarze na wysokości 1,6 m, znak nieczytelny i zniszczony; miał dzięki Strefie Prestiżu być uczytelniony, byliśmy na rozmowach, dostarczyłam odpowiednie zdjęcie, pokazałam palcem; niestety, miasto – po obietnicach przywrócenia znaku – po cichu odwróciło się od tego pomysłu.

2. Kamienna Śluza – na wschodniej ścianie, wyeksponowany.

Znak wielkiej wody na Kamiennej Śluzie, 1829

3. spichlerz  Panna na Ołowiance – południowo-zachodni narożnik, wyeksponowany na wysokości 1,45 m.

Znak powodzi z 1829 na spichlerzu Panna, poniżej kreski oznaczające powodzie z 1775 i 1745.

4. Brama Świętojańska – północny filar na wysokości 0,84 m, zniszczony, ale jest zaznaczone miejsce, gdzie był.

Miejsce, gdzie kiedyś był znak wielkiej wody 1829 na Bramie Świętojańskiej.

5. Baszta Łabędź – od strony wschodniej na wysokości 1,40 m, zniszczony; jest cień szansy, że zostanie przywrócony.

Znak wielkiej wody 1829 na Baszcie Łabędź, 1968 r, zdj. A. Majewski

Wcześniej było ich więcej w Gdańsku: niezachowany dom przy Rycerskiej, nieistniejąca Brama Oliwska na wys. 1 m, Brama św. Jakuba. Może warto zwrócić na nie uwagę przy przyglądaniu się starym fotografiom?

Oczywiście, znaki są również na Żuławach. Najważniejszy na kościele w Trutnowach. Pozostałością powodzi są też uszkodzenia gruntu w miejscu, gdzie doszło do przerwania wału, czyli w Ptasznikach, co objawia się w postaci przywałowych stawów -> https://bit.ly/3CpzMhR

Znak wielkiej wody 1829 na kościele w Trutnowach

Poniżej mapa z 1833 r., a więc cztery lata po powodzi. Jeziora Zaspa obecnie nie ma, „rozwój” je wykończył. Pamiętamy, że fala powodziowa przelała się przez jezioro i uderzyła w pas nad morzem torując sobie drogę ujścia. Pozostałością tych wydarzeń są te dwa jeziorka, których dzisiaj też już nie ma.

Mapa z 1833 r. z zaznaczonymi pozostałościami po wielkiej powodzi sprzed 4 lat

Teren we  wschodniej części parku brzeźnieńskiego jest mocno przeorany, miejscami o dużej wilgotności. Park ten swój kształt w tym miejscu na pewno zawdzięcza powodzi.

Ukształtowanie powierzchni we wschodniej części parku w Brzeźnie.

No, więc, czy możemy spać bezpiecznie, skoro jest przekop, są śluzy, są wały?
Analiza danych z okresu 190 lat (1799-1989) mówi, że zima 1828/29 wcale wyjątkowa nie była. Lata mokre i suche cyklicznie wymieniają się. Są więc wezbrania wód większe i mniejsze. Są roztopy obfite i mniej obfite. Ale żeby na Żuławach wystąpiła powódź na wielką skalę, musi się nałożyć kilka czynników. Nie tylko olbrzymie ilości kry czy wody spływające z całej Polski, ale również to, co znamy tu doskonale: cofka, czyli wezbranie sztormowe od strony morza. Wiatry blokują wtedy ujście. Najbardziej ewidentnym „owocem” takiej symbiozy płynącej kry i morskiego sztormu jest powstanie Wisły Śmiałej. Prawdopodobieństwo rośnie, jeśli morze jest jeszcze skute lodem.

Zagrożenie Gdańska powodzią wywołaną przez lody morskie barykadujące swobodny odpływ wód rzecznych jest cechą charakterystyczną i powtarzającą się w przypadku powodzi w rejonie ujścia Wisły. – Jerzy Makowski, IBW PAN.

Jeśli wystąpią wysokie wezbrania roztopowe i dojdzie do zatoru z kry powyżej 4 m, to kolokwialnie rzecz ujmując – mamy przekichane. Sytuacja robi się niebezpieczna, gdy pochód lodów zaczyna się w drugiej dekadzie marca. Im później, tym gorzej. Jest jednak jeszcze jeden czynnik, traktowany trochę po macoszemu – stan wałów.

Volendam w Holandii podczas powodzi w 1916 r. Pękły wały, 16 osób zginęło, zdj. autor nieznany.

Wały się starzeją.
W roku 1993 stwierdzono wiele nieprawidłowości w utrzymaniu wałów. Być może ich stan się polepszył od tego czasu, zdarzają się remonty wałów, czy jednak dotyczą wszystkich?
Wały żuławskie budowano bez uszczelniania, bez prognozy filtracji wód i bez analizy rozmieszczenia materiału w całej strukturze budowli. Na wielu odcinkach spotyka się nieprawidłowy układ gruntów, co prowadzi do zwiększonego przesiąkania. Efektem przesiąkania są przecieki i wysięki z gruntu oraz erozja wewnętrzna.
Jeśli tego się nie zlikwiduje, to gdy nadejdzie powódź, już jest za późno. Zabezpieczanie wałów w czasie klęski powodziowej jest bardzo trudne. Jest wtedy zima lub wczesna wiosna, niskie temperatury, często noc, ulewne deszcze, lodowata woda, grzęzawiska, trudności z dojazdem środków transportu i przelewająca się woda przez koronę wału. Gdy wyrzucana jest kra, robi się śmiertelnie niebezpiecznie.

Nadradca Gdańskiego Związku Wałowego H. Bertram uprzedzał w 1936 r.: gdy na wałach występują już duże i groźne uszkodzenia, to fizyczny wysiłek ludzki niczego już nie jest w stanie dokonać.
W walce z żywiołem nie godziny się liczą, ale kwadranse i w te kwadranse nie da rady włożyć ogromu pracy.
Zniszczenia wałów dokonują również zwierzęta i jeżdżące po nich samochody. Nieprawidłowości są w wypasaniu zwierząt na międzywalu, czyli na terenie między linią brzegu rzeki a wałem, co uświadomił mi wałowy z Kiezmarka. Międzywale to nie hala w Tatrach, gdzie bydlątka i owieczki mogą skubać sobie dowolnie. Międzywale spełnia rolę retencyjną i nie może być nadmiernie wyskubane. W kwietniu 1924 r. wały przeciekały w 300 miejscach. Ale nie tylko w 1924. Rok 2017 jest nam zdecydowanie bliższy: Przeciekają wały na Żuławach.

Oczywiście, nie musi dojść do powodzi. W 1924 i 1979 zapobieżono katastrofie. I całkiem możliwe, że wały wytrzymają jeszcze wiele lodów. Jednak nie ma żadnej gwarancji, że za rok nie trafi nam się zima 1978/79, albo nawet 1828/29. Do tego cofka i jesteśmy ugotowani, a raczej zalani.
Także  ujście Wisły nie może być płytkie, bo w 1829, przy głębokości 3 m, doszło do zamarznięcia miejscami aż do dna i utworzenia pola lodowego, lodołamacz też musi mieć odpowiednią głębokość do wpłynięcia. Obecnie wynosi ona 4,5 m. O to trzeba ciągle dbać, bo Wisła niesie ze sobą wielkie ilości różnego materiału.

Przerwany wał w czasie powodzi w Holandii w 1953 r., zdj. autor nieznany.

I teraz proszę sobie wyobrazić: przed przekopem Wisła najpierw oddawała część wody Nogatowi, potem Szkarpawie. Teraz mamy przekop i śluzy na Nogacie i Szkarpawie. Śluzy się zamykają i cała ta masa wody idzie jednym korytem – przekopem. Gdyby w tym momencie doszło do przerwania wałów po lewej stronie, to mamy Armageddon. Przerwanie plus zamknięcie wszystkich ujść Wisły przez sztorm.
Straty wielokrotnie wyższe od tych z 1829 r. Ciekawe, czy rafineria ma zabezpieczenia p/powodziowe? Co będzie się działo z trującą hałdą w Wiślince? Ile firm buduje się na Żuławach Gdańskich myśląc o zagrożeniu powodziowym? Deweloperka mieszkaniowa już wkracza na tereny depresyjne.
Ratunkiem dla Gdańska, by nie przepłynęła nam Wisła przez miasto, jest Wisła Śmiała. Ona musi być drożna, to do niej trzeba kierować całą wodę z Żuław. Ale najpierw zadbać o wały i dbać cały czas.

Anna Pisarska-Umańska

  • J. Makowski „Największa katastrofalna powódź w dziejach Gdańska i prawdopodobieństwo jej powtórzenia w obecnych warunkach”, Instytut Budownictwa Wodnego PAN, Gdańsk 1994
  • A. Majewski  „Znaki wielkiej wody w Gdańsku i na obszarze Żuław Wiślanych”, Przegląd Geofizyczny, XV(XXIII), z. 1, Warszawa 1970
  • R. Cieśliński „Znaki wielkiej wody na terenie miasta Gdańska”, Inżynieria Morska i Geotechnika nr 1/2017
  • M. Grześ „Historia powodzi na Wiśle w świetle tablic wielkich wód”, Instytut Geografii Instytut Geografii UMK
  • M. Prabucka „Znaki Wielkich Wód na Żuławach Wiślanych”, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń 2009

2 thoughts on “Największa powódź w dziejach Gdańska

  • P.Anna Pisarska-Umańska super opracowanie tematu w zwięzły ciekawy opis zdarzeń z historii oraz zagrożenia dla współczesnych. Życzę wytrwalosci i powodzenia w staraniach aby przywrócić historyczne znaki na murach o wysokości wody w czasie powodzi. W Niemczech HISTORYCZNE OZNACZENIA WYSOKOŚCI WODY W POWODZI SĄ PIECZOŁOWICIE ODNAWIANE i każde pokolenie widzi zagrożenie powodziowe które było i być może będzie.
    Bardzo dziękuję za interesujący artykułprzeczytany z ogromnym zainteresowaniem .

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.