Przeczytałem artykuł Sieci „Czy Gdańsk chce do Niemiec?”. Okładka, w formie i treści, jest paskudna i co gorsze – zamykająca już na samym wstępie dyskusję. Bo po co sięgać do tekstu, skoro na froncie wszystko zostało „wyjaśnione”. Tak myśli wielu, co wnioskuje po licznych, podobnie paskudnych komentarzach ludzi – także niektórych dziennikarzy: „to szmata, nie brać do ręki”, „kto czyta takie ścierwo” itd.

Ja sięgnąłem, przeczytałem, a moja ocena jest niejednoznaczna. Kilka radykalnych tez, naciąganych teorii, powierzchownych refleksji – czuć, że piszący (przynajmniej dwóch z trzech), niewiele mają z Gdańskiem wspólnego. Plus przypisywanie sobie, jak rozumiem, niezasłużonych zasług – „dopiero po ukazaniu się w tygodniku Sieci fotorelacji z tego miejsca”… nie pierwsza była przypadkiem Gdańsk Strefa Prestiżu?

Omawiana w artykule fascynacja elit politycznych i kulturalnych Wolnym Miastem Gdańskiem mnie specjalnie nie dziwi – w pewien sposób wydaje się czymś naturalnym. Po dominującej w PRL „jedynie słusznej” polskiej perspektywie i wybiórczym badaniu części historii, zwrócenie uwagi na „niemieckość” Gdańska, stało się interesującym i według mnie wartościowym trendem.

Trendem, który – niestety – z czasem stał się dominującą linią opowieści władz o historii miasta. Zwraca zresztą na to uwagę w tekście (celnie) prof. Grzegorz Berendt.

Oczywiście, ów trend to, nie jak chcą autorzy, jedynie apoteoza Wolnego Miasta Gdańska, ale na genius loci nadmotławskiej metropolii – według owej „dominującej opowieści” – składają się: tradycja WMG, hanzeatycka spuścizna oraz idee wielonarodowej republiki miejskiej czasów nowożytnych.

I rzeczywiście, uczestnicząc prywatnie, potem jako dziennikarz w dziesiątkach spotkań i dyskusjach z udziałem przedstawicieli władz miasta, słyszałem taką właśnie opowieść. Warto w tym miejscu uczciwie dodać, że choć ta narracja dominowała, w przestrzeni miejskiej pojawiały się także ważne upamiętnienia dotyczące innych aspektów historii Gdańska – choć nie tak chętnie nagłaśniane.

Pewnym symbolicznym podsumowaniem „dominującej opowieści o Gdańsku” było przemówienie śp. prezydenta Adamowicza nad grobem Brunona Zwarry. Zwarry, który był głosem i sumieniem grupy marginalizowanej i szykanowanej w okresie międzywojennym, eksterminowanej w czasie wojny, brutalnie represjonowanej w rzeczywistości Polski Ludowej. Zwarry, dla którego w Gdańsku nie było tyle samo przestrzeni i czasu, co dla Güntera Grassa.

Prezydent mówił wówczas, że życie w WMG musiało być dla autora „Wspomnień gdańskiego bówki” i innych przedstawicieli gdańskiej Polonii, traumą. Dlaczego było traumą? „Trzeba zrobić więcej, aby przybliżać młodemu pokoleniu gdańszczanek i gdańszczan losy Polaków w okresie międzywojennym, które nie były sielankowe, były przepojone potwornymi kłótniami, swarami. To nie było wszystko piękne, cudne” – wyjaśnił P. Adamowicz w kolejnym zdaniu.

Czyli głównym problemem Polaków w WMG nie było szykanowanie polskiej mniejszości, ograniczanie jej przywilejów, nie był szalejący od pewnego momentu narodowy socjalizm, ale spory (realne) – między Polakami?

Podobne wypowiedzi gdańskich włodarzy przez lata szły w parze z marginalizowaniem niezwykłych miejsc pamięci takich jak Gedania, które raczej pokazywały zupełnie coś innego niż to, o czym mówił Paweł Adamowicz – zdolność współpracy między Polakami, tworzenie pięknych inicjatyw sportowych, artystycznych, patriotycznych, oddanie biało-czerwonym (właściwie biało-amarantowym) barwom.

Moja krytyczna ocenia polityki historycznej władz miasta nie wynika z ostatniej mody na „walenie” w gdańszczan za rzekomą „proniemieckość”. To wynik studiów, lektur, uczestnictwa w dziesiątkach (jak nie setkach) przemówień oraz dyskusjach, studiowania (pewnie niedostatecznego) historii miasta, co przełożyło się m.in. na trzykrotnym udziale w finale obywatelskiej edycji Olimpiady Wiedzy o Gdańsku.

Obawiam się, że „po okładce” każdy, kto wyrazi swoje wątpliwości dotyczące sposobu opowiadania o historii miasta, będzie apriorycznie negatywnie szufladkowany jako ten, który odmawia gdańszczanom polskości. Szkoda, bo dyskusja i także, moim zdaniem, odwrócenie (może zweryfikowanie) pewnych akcentów, są potrzebne.

Jan Hlebowicz – historyk, publicysta, autor książek

Bieg dziewcząt rozegrany na stadionie polskiego klubu sportowego „Gedania” we Wrzeszczu podczas Święta Sportu 11 IX 1938 r.
Bieg dziewcząt rozegrany na stadionie polskiego klubu sportowego „Gedania” we Wrzeszczu podczas Święta Sportu 11 IX 1938 r.

Jestem gdańszczanką w drugim pokoleniu, jak większość mieszkańców Gdańska w moim wieku. Mieszkam w poniemieckim domu, który zajęli moi dziadkowie, zaraz po tym jak opuściła go niemiecka rodzina.

Używam elementów kuchennej zastawy sygnowanej swastyką, moje sukienki wiszą na drewnianych wieszakach, podpisanych nazwami niemieckich rzemieślników, i sklepów działających w Gdańsku do 1945 roku. Kiedyś mieliśmy też popielniczkę z herbem i napisem Freie Stadt Danzig, ale się stłukła. Jak wiele innych ceramicznych i używanych na co dzień przedmiotów. Czy jestem ukrytą opcją niemiecką?

Obawiam się, że autorzy artykułu, który ukazał się w „Sieci” orzekliby: jak najbardziej tak. Trzej przyjaciele ze stolicy przyjechali do Gdańska i zapragnęli pobawić się w tropicieli niemieckości. Szukali jej wszędzie, dobrze, że nie używali przy tym żadnych antropometrycznych przyrządów.

Parafrazując słowa pewnego Gruzina: dajcie mi zlecenie, a niemieckość się znajdzie, o zamiarze odłączenia się Gdańska od Polski i przyłączenia do Rzeczy ma świadczyć m.in. kupno przez magistrat używanych, niemieckich tramwajów. A o tym, że gdańszczanie to już prawie nie Polacy, świadczy fakt, że kupują gdańskie flagi i w domach oglądają albumy ze zdjęciami dawnego, przedwojennego miasta, zapewne popijając przy tym Machandel i słuchając Wariacji Goldbergowskich. Następnie ci bogatsi wsiadają do samochodów z rejestracjami nawiązującymi do WMG, a plebs do tramwajów wyprodukowanych w Dortmundzie i jadą do Głównego Miasta odwiedzić muzeum prezentujące przedmioty z okresu Wolnego Miasta Gdańska i pod taką nazwą funkcjonujące (nie sądzę, żeby autorzy odwiedzili to miejsce, a na pewno nie byli w nim podczas wystaw przygotowywanych z okazji świąt narodowych. Polskich świąt narodowych). Pomijając fakt, że obrażają wielu gdańszczan, zarówno tych świadomych historii, jak i tych, którzy o Niemcach i II Wojnie Światowej to tylko na filmie o Hansie Klosie słyszeli, to takimi wymyślonymi zarzutami umniejszają i ośmieszają istotne problemy miasta.

Wśród tych idiotyzmów, przekłamań i półprawd ginie to, co prawdziwe i ważne. W artykule wspomniane są zaniedbania na Westerplatte, których nagłośnienie autorzy nieskromnie sobie przypisują, zapewne przez przypadek tylko zapominając, że to profil Gdańsk Strefa Prestiżu pierwszy podniósł alarm (broń Boże, nie podejrzewam ani przez chwilę, że mogło być to celowe przeoczenie, by nie psuć narracji o tych niemieckich gdańszczanach).

Zaniedbania miasta są bezsprzeczne, a biorąc pod uwagę historię tego miejsca, karygodne. Podobnie rzecz wygląda z innymi ważnymi dla polskiej historii miasta miejscami: stadionem Gedanii, ale też, nie wspomnianymi w artykule, a wołającymi o pomstę do nieba, piwnicami Poczty Polskiej (tej Poczty Polskiej, a nie mylonej z nią niemiecką placówką z napisem Postamt – to, w jakim są stanie, to jest skandal nie mniejszy niż Westerplatte). Polityka historyczna miasta, mająca na celu dbanie o ważne dla polskości miejsca i postaci, praktycznie nie istnieje. Wpadki z patronami tramwajów, marginalizowanie Zwarry, bo jest on tylko polski, a nie europejski, hołubienie w zamian Grassa, to wszystko prawda. Gdańsk nie miał i nie ma dobrego gospodarza, lista przewinień magistratu jest ogromna i dotyczy nie tylko podejścia do historii, ale w zasadzie każdego dowolnego zagadnienia.

Szkoda, że autorzy, zamiast poprzestać na tych prawdziwych i bolesnych problemach, grali w grę, kto złapie więcej Niemców.

Joanna Jarzęcka-Stąporek

Powojenny tramwaj w jasnych barwach. Rok 1966
Powojenny tramwaj w jasnych barwach. Rok 1966

Znowu wraca temat poczty gdańskiej, która stała się polską. Boję się czytać artykuły, bo co rusz wpadam na takie sformułowania. A więc po raz setny:

  • Postamt przy dworcu to była poczta WMG, nie polska, odkryty napis jest historyczny i niech wisi, budynek i tak jest prywatny
  • Rondo Graniczne WMG-RP – nie ma znaczenia; można można było nazywać, można było nie nazywać, można było postawić obok samą tablicę z opisem; ja jestem za tym, aby takie tablice stały w każdym miejscu, gdzie były budynki celne – to historia, nie gloryfikacja
  • białe tramwaje – za PRLu też bywały białe
  • nazista na tramwaju – wycofany, więc chyba z niedouczenia ktoś się na niego zgodził

Natomiast główny grzech miasta w tym temacie, to niedbałość o historię Gdańska, w tym polską z międzywojnia. Miasto przy różnych uroczystościach odwołuje się do „ducha miasta”, jakby ten duch istniał w jakimś oderwaniu do ówczesnych warunków historycznych. Miasto było wielkie, gdy było w granicach RP! To Polska błyszczała w Gdańsku! To Zygmunt August jest na ratuszu!
Oderwane traciło swój blask.
Cała obecna polityka budowlano-przestrzenna miasta zabija historię. Trudno znaleźć szacunek dla historii w zabudowie Wyspy Spichrzów, zabetonowanym Kanale Raduni czy w dewastacji najważniejszej drogi w Gdańsku, czyli Motławy.

Przyznajcie się, których Polaków z 20-lecia międzywojennego znacie? Komorowskiego i kogo jeszcze? Nie ma pamięci o nich i to jest naganne, żadnych opracowań, o nich się nie opowiada, a przyjechali na trudny teren, przyjechali, by wyrywać Gdańsk dla Polski. Nie tam jakieś białe tramwaje, ale ta pustka w opowieściach o polskich miejscach i polskich mieszkańcach w zgermanizowanym przez zabór mieście. Niby jest parę ulic, parę tablic, ale kto wie, gdzie był Dom Polski? Brudny cmentarz na Zaspie, handlowanie Gedanią, mierne Westerplatte,  brak dbałości o polską pocztę kolejową. Wiem, to własność PKP, ale kto ma dawać najjaśniejszy przykład, jak nie najwyższa władza w mieście?

Nic dziwnego, że trzeci maja kończy się w Gdańsku o osiemnastej.

I stalinowskie czasy w ustach Aleksandry Dulkiewicz, i nazistowskie nastroje na łamach Sieci  świadczą tylko o tym, że nie wiecie, o czym mówicie. Spasujcie.

Gedania
Teren Gedanii, stan z października 2016

Anna Pisarska-Umańska


12 thoughts on “Nie banalizujmy historii Gdańska – 3 felietony

  • Westerplatte jest Polskie a nie Gdański Land Germański !!!

    Odpowiedz
  • „Czyli głównym problemem Polaków w WMG nie było szykanowanie polskiej mniejszości, ograniczanie jej przywilejów, nie był szalejący od pewnego momentu narodowy socjalizm, ale spory (realne) – między Polakami?” naprawdę z przemówienia Adamowicza można było wysnuć taki wniosek ? Przecież to wyłącznie próba jątrzenia. Pan Hlebowicz sięgnął poziomu omawianej okładki.

    Odpowiedz
  • Ten jasny tramwaj z 1966 roku był w kolorze żółtym

    Odpowiedz
      • Alek, żółtym, nazywaliśmy go żółtek, był jedyny w gdańsku

        Odpowiedz
      • Ten tramwaj (przebudowany 4N) był w takim dziwnym kolorze (pewno jak to za komuny zmieszane resztki farb), może kojarzyć się z zółtym. Natomiast pierwsze tramwaje serii 102N i 102Na (przegubowce) były kremowe z czerwonymi pasami. Ich układ graficzny bardzo przypominał ten z tramwajów z czasów WMG.

        Odpowiedz
  • Przeczytałam artykuł w „Sieci” i muszę stwierdzić, że jest oparty na faktach, które obserwuję od lat jako gdańszczanka od urodzenia. Sama dodałabym garść innych, np. nadanie niektórym miejscom nazw od gdańszczan pochodzenia niemieckiego (Węzeł Groddecka, Skwer Guntera Grassa), również akcja prez. Adamowicza zamieszczania plakietek Niemców na budynkach, w których oni mieszkali. Niby nic takiego, ale jeśli głównie i natrętnie na postaciach z niemieckiej historii miasta jego władze budują swoją politykę historyczną, zaniedbując jednocześnie dziejowe związki z Rzeczpospolitą i ludzi, którzy je tworzyli i podtrzymywali, to wzbudzać może sprzeciw i obawy patriotów. Miałam wrażenie, że na takiej opcji śp. prezydent chętnie tworzył swój i miasta wizerunek, lansował swoją i miasta europejskość.
    Zresztą fakty przytoczone w artykule zostały potwierdzone we wszystkich trzech felietonach. I nie ma się co zżymać ich autorom, że jakoby gdańszczanie zostali obrażeni przez dziennikarzy z Warszawy, bo nie o nich był ten artykuł.

    Odpowiedz
    • Rodzina Groddecków mieszkała w XVIII wieku w Gdańsku – w POLSCE. Carl Groddeck był burmistrzem. Jeśli chce Pani go wyciąć, to musi wyciąć ponad 900 lat historii Gdańska i okroić ją tylko do Polski Ludowej i czasów najnowszych. To pokolenie Groddecków broniło Stanisława Leszczyńskiego przed wojskami rosyjskimi. To pokolenie Groddecków uruchomiło carillon na wieży kościoła św. Katarzyny i budowało kamienice na Drodze Królewskiej. Chce to Pani zanegować? wymazać? Po cóż czytać tę stronę, gdzie jest masa artykułów o dawnym Gdańsku? Adamowicz z ekipą popełnił wiele grzechów i nikt go tu nie broni, ale proszę o szacunek dla budowniczych tego miasta.

      Odpowiedz
      • Nie napisałam, że wycinać Groddecka, czy też wymazać, bo oczywiście, on również jest częścią historii miasta. Podałam to nazwisko jako przykład tendencji. Może panu się podoba polityka ostatnich „budowniczych tego miasta”, ja mam inne zdanie, raczej nazwałabym ich „betonowiczami tego miasta” i też proszę o szacunek dla podobnie myślących mieszkańców.

        Odpowiedz
  • Kolejne artykuły na temat „miłości Gdańska do Niemiec” pojawiające się w mediach powiązanych z PIS są elementem gry politycznej, do której portal GSP jest wykorzystywany. PIS w swoim stylu antagonizuje Polaków strasząc opcją niemiecką i budując podziały, próbując coś ugrać na gruncie dla nich
    nieprzychylnym. Zgodnie z motto Jacka Kurskiego, pewnie część z tych bzdur „ciemny lud kupi”. Staliście się „pożytecznymi idiotami” dla władzy. To wzruszające, że przynajmniej po części odcinacie się od tych absurdalnych artykułów, ale miejcie na względzie, że podsycając te nastroje, dajecie pożywkę „dziennikarzom” piszącym pod zamówienie władzy. Wyciągną z nich to co im pasuje, dołożą swoje i mają „zupę” dla gawiedzi łykającej propagandę sączącą się nieustannie z tych periodyków.
    Żeby nie było, nie twierdzę, że władze Gdańska nie popełniają błędów. Owszem, robią to i należy je punktować. Natomiast to co się dzieje w mediach,
    ta nagonka, szczucie, to jest gruba przesada nie mająca pokrycia w prawdzie. Szkoda, że tego nie widzicie.

    Odpowiedz
  • Gdańszczan postrzega się bardzo negatywnie,a powodów dostarczyli sami mieszkańcy Gdańska.

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.