Artykuł pierwotnie został opublikowany w serwisie mojaorunia.pl

Urzędnicy – z prezydent Dulkiewicz na czele – lubią chwalić się piękną stroną Gdańska, ale miasto ma też swoje ciemne strony. Przykładem są pustostany, które straszą wyglądem i stanowią realne zagrożenie np. dla młodzieży.

Orunia, pustostany
Orunia, pustostany

Jedna z lokalnych fundacji nakręciła krótki film i wysłała listy do wiceprezydenta i konserwatora zabytków. Temat nie jest łatwy, a winą można obarczać tutaj: magistrat, konserwatora, ale i samych mieszkańców.

  • Konserwator mówi: Nie można wyburzać, bo wartość historyczna. Trzeba remontować
  • Miasto mówi: nie mamy pieniędzy, wielu remontów nie będzie
  • Budynki niszczeją, a jak pokazują na swoim filmie społecznicy z gdańskiej Oruni, stanowią coraz większe zagrożenie np. dla młodzieży
  • Kilka osób nagrało film z „wycieczki” po pustostanach. Widoki są porażające
  • Autorzy listu do urzędników wiedzą, że nie ma tutaj prostych rozwiązań, a sytuacja jest patowa. Proszą jednak o pilne spotkanie

Zamurowane drzwi okna, dziurawe podłogi, schody trzymające się na przysłowiowe słowo honoru – w Gdańsku nie brakuje budynków, które powoli zamieniają się w kompletne ruiny. W wielu z nich nikt już nie mieszka, ale mimo to są wciąż odwiedzane. W pustostanach walają się butelki, resztki jedzenia, ubrania, znaleźć można stare kanapy, czy fotele. Czasami nawet pozostałości ognisk. Regularnie urzędują tu ludzie, mimo że teoretycznie miasto zamknęło dostęp do takich budynków.

Nie ma prostych odpowiedzi. Jest impas
Sprawą od lat interesują się m.in. przedstawiciele Domu Sąsiedzkiego „Gościnna Przystań”. To ludzie, którzy działają w gdańskiej dzielnicy Orunia-Św. Wojciech-Lipce. Dzielnica oddalona jest zaledwie kilka kilometrów od ścisłego centrum miasta i ma sporo zniszczonej, często przedwojennej zabudowy.

Nie ma tutaj łatwych odpowiedzi. Winą za rozpadające się kamienice niektórzy obarczają miasto, inni wskazują na dewastujących i niepłacących czynszu mieszkańców, jeszcze kolejni – pokazują konserwatora zabytków, który – ich zdaniem – niezbyt interesuje się tę częścią miasta.

Miasto toczy swoistą wojnę z konserwatorem, ale można odnieść wrażenie, że nie o oruńskie kamienice, a raczej o zabytki w centrum. Gdy pytaliśmy miejskich urzędników i konserwatora o „oruńskie pustostany” każda ze stron miała swoje tłumaczenia.

Przeczytaj też:

Urzędnicy mówili nam o braku funduszy na remonty kamienic i o twardej polityce konserwatora, który nie chce pozwolić na wyburzenie nawet największych ruder. Z kolei konserwator argumentował, że zaniedbania są winą miasta i trudno od niego wymagać, by pozwolił na wyburzenie przedwojennych kamienic.

Jest więc swoisty impas. Konserwator mówi: Nie można wyburzać, bo wartość historyczna. Trzeba remontować.

Miasto mówi: Nie wyburzamy, ale nie mamy pieniędzy, by wyremontować wszystkie stare kamienice.

Budynki niszczeją więc coraz bardziej i stanowią coraz większe zagrożenie dla ludzi. Niekiedy przestają istnieć, bo co rusz w dzielnicy wybuchają kolejne pożary.

„Ten film to nasze wołanie o pomoc”
Społecznicy z Oruni mają dość tej dziwnej wojny na linii konserwator-miasto i pytają, czy musi dojść do tragedii, by obie strony znalazły jakiś kompromis?

Ludzie z Gościnnej Przystani nagrali też film, gdzie pokazują kilka zrujnowanych adresów na Oruni. Także w środku. Obrazki robią wrażenie i działają na wyobraźnię. „Ten film to nasze wołanie o pomoc” – podkreślają jego twórcy.

Jeden z autorów filmu menadżer Gościnnej Przystani Przemysław Kluz zwraca uwagę, że najbardziej zagrożone są tutaj młode osoby, które odwiedzają takie miejsca. Kluz wie co mówi, on i jego ekipa z domu sąsiedzkiego od lat zajmuje się pracą z okoliczną młodzieżą. Z jego inicjatywy działa też Dzielnicowy Zespół Bezpieczeństwa Dzieci i Młodzieży, gdzie zasiadają także ludzie „z zewnątrz” – policjanci, strażnicy miejscy, czy ludzie z MOPRu.

Oprócz filmu ludzie z Gościnnej Przystani napisali też list. Wysłali go do wiceprezydenta Piotra Grzelaka i konserwatora zabytków Igora Strzoka.

Orunia, pustostany
Orunia, pustostany

Co jest ważniejsze? „Wartość historyczna”, czy bezpieczeństwo dzieciaków?
Autorzy dokumentu piszą, że w takich pustostanach często przebywają osoby bezdomne, ale i młodzież. Na Oruni – jak przypominają – dochodzi do licznych pożarów budynków, a służby co jakiś czas sprawdzają i zabezpieczają pustostany. ” Po krótkim czasie zabezpieczenia są likwidowane przez nielegalnych użytkownikach pustostanów”.

W liście zwraca się uwagę, że pustostany nie mają zgody konserwatora zabytków na wyburzenie, bo podnoszona jest tutaj „wartość historyczna”.

„Sytuacja stała się patowa – z jednej strony dbałość o dziedzictwo kulturowe, na którym nam wszystkim zależy, z drugiej bezpieczeństwo ludzi, a w szczególności dzieci i młodzieży, a także budowanie estetycznej i bezpiecznej przestrzeni publicznej” – czytamy w liście.

Autorzy zdają sobie sprawę, że nie ma tutaj prostych rozwiązań. Proszą o wspólne spotkanie i „pilne pochylenie się nad problemem”. Swym filmem i opublikowanym listem chcą „sprowokować do dyskusji całą społeczność”.

Piotr Olejarczyk, mojaorunia.pl

2 thoughts on “Orunia – wołanie o pomoc

  • „Co jest ważniejsze? “Wartość historyczna”, czy bezpieczeństwo dzieciaków?” To jest źle postawione pytanie. Powinno brzmieć: Co jest ważniejsze – wartość historyczna i bezpieczeństwo dzieciaków, czy wątpliwe wydatki miasta, typu portal za 4,3 mln zł, nowoczesne „dzieła sztuki”, lansowanie się w Wyborowej i Newsweeku? Pierwotne pytanie pomija właściciela tych budynków i jestem przekonana, że PWKZ nie zależy na stwarzaniu zagrożenia. A to, że miasto ma w głębokim poważaniu wartości historyczne, wszyscy wiemy.

    Odpowiedz
    • Mieszkam na Oruni i często widzę jak dzieciaki ganiają w tych budynkach na ul ,, przytorze,, . Podobnie jest na Trakcie św Wojciecha ( były komisariat, czy stara apteka) Żal, żal, zal… Ale, wątpię by coś w tej kwestii się zmieniło… Tam już są chętni na teren.

      Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.