Jedyną aktywnością prezydent Aleksandry Dulkiewicz, dotyczącą bezpośrednio przyziemnego życia codziennego gdańszczan, o której wiemy ze „społecznościówek”, była ostatnio obecność w pobliżu kościoła św. Piotra i Pawła związana z pożarem świątyni. Pani prezydent ogłosiła też publicznie, że miasto przyznało dodatkowa kasę na in vitro oraz na darmowe szczepionki HPV. No i – nie zapominajmy – pracowała w zespole kryzysowym na okoliczność zagrożenia powodziowego.

Poza tym, na co dzień, prezydent Dulkiewicz sprawia wrażenie, jakby jej jedynym etatowym zajęciem była walka o Polskę, Europę, świat. No i walka z PiSem o Westerplatte. To znaczy, walka o utrzymanie polskości tej daleko wysuniętej placówki. A utrzymać polskość Westerplatte można jedynie walcząc z PiSem o prawo do administrowania terenem muzeum.

Oświadczam, że jako Prezydent Gdańska nie pozwolę zredukować Gdańska do Neptuna i Żurawia. Gdańsk jest częścią Polski i nie da się z niej wypchnąć – Aleksandra Dulkiewicz/gdansk.pl

Ostatnio zaś Aleksandra Dulkiewicz świętuje w tymczasowej siedzibie urzędu miejskiego, czyli w Europejskim Centrum Solidarności. Świętuje z okazji 30-lecia „częściowo wolnych” wyborów z 1989 roku.

Świętowanie z dziewuchami na tzw. paradzie równości w duchu otwartego konserwatyzmu trochę jej nie wyszło, więc teraz stara się osłodzić sobie tęczową porażkę świętem wolności i solidarności.

Dulkiewicz

No, dobra, ale o czym to ja chciałem…?  Ano o tym, że prezydent Aleksandra Dulkiewicz znacznie bardziej i z większym zaangażowaniem, zajmuje się wartościami, wolnościami, prawami, Europami i innymi tematami „fundamentalnymi i ponadczasowymi” niż stanem dróg w mieście, czystością powietrza (Hello, wiara! Co jest z wami? Temat już jest passe?), jakością komunikacji miejskiej, urzędniczymi absurdami itepe, itede.

No, nie leżą pani prezydent sprawy przyziemne i już. Ja to rozumiem, ja to szanuję. Ma pani prezydent ludzi od tego, od tych trudnych lokalnych tematów, więc sama może powalczyć o wolną Polskę. Może, a nawet musi. Taki imperatyw wewnętrzny i dźwiganie spuścizny.

Ów imperatyw kiełkował w pani prezydent od dawna, a od jakiegoś czasu realizuje się w postaci udziału Aleksandry Dulkiewicz w kółku zainteresowań pod tytułem „oderwijmy ten ohydny PiS od żłoba!”. Do kółka należy – rzecz ujmując w skrócie – totalna opozycja z licznymi samorządowcami i fanklub tejże działający w środowiskach medialno-celebryckich.

To właśnie na potrzeby działalności tego klubu pani prezydent użyczyła w ostatnich dniach Europejskie Centrum Solidarności z przyległościami. Oficjalnie – na okoliczność obchodów 30-lecia. Chciała przy okazji wmanewrować w swoje plany premiera Mateusza Morawieckiego zapraszając go na te obchody. Gdyby premier skorzystał z zaproszenia usłyszałby, że misją pani Dulkiewicz i jej koleżeństwa jest odsunięcie PiS od władzy, bo w przeciwnym razie jesienią „będzie po samorządowcach” (czyli po nich, czyli po opozycji złożonej z samorządowców nieprzychylnych władzy centralnej).

  • obejrzyj: 

Oskarowa rola prezydent Dulkiewicz

Dulkiewicz 3.06.19

Aleksandra Dulkiewicz naprawdę wierzy w misję, której się podjęła. Tą misją nie jest Gdańsk. Gdańsk w tej misji pełni rolę środka, nie celu. Służy jako barykada i mównica. Prezydent Aleksandra Dulkiewicz zrobiła z miasta nad Motławą tarczę, na której wypisała kilka słów: Wolność, Solidarność, Demokracja, Równość. Wszystkie z wielkich liter, ma się rozumieć. I uznała pani prezydent, że to są jej drogowskazy. A jak jej, to i cała reszta musi kroczyć zgodnie z nimi.

Pani prezydent uznała również, że największym wrogiem Gdańska i jego mieszkańców jest władza centralna w Warszawie. Nie chce dostrzec, że wrogami jej współobywateli są zwykłe „bolączki życia codziennego”, na które ona musi znaleźć receptę i na pewno tą receptą nie jest walka z „warszawską dyktaturą”.

Pani prezydent Aleksandra Dulkiewicz nie zauważyła także w swym hiperdemokratycznym uniesieniu, że od śmieszności dzieli ją tak mało – kilka wielkich słów, kilka pustych gestów.

Aleksandra Dulkiewicz nie jest demiurgiem nowej Polski. Nie jest mężem stanu. Nie jest wytrawnym graczem, w klubie do którego aspirowała, a do którego przyjęto ją awansem ze względu na okoliczności. Nie jest wybitną oratorką i nie jest intelektualistką ogarniającą ogół spraw. Mówi wciąż to samo i w tej samej tonacji. Co gorsza, mówi to nie tylko urbi, ale i orbi. Mówi, bo tego od niej oczekują klubowi koledzy.

Ci klubowi koledzy i środowiskowe media starają się uczynić z Aleksandry Dulkiewicz świecką miejską świętą. Robią to z zaangażowaniem i wiarą w dzieło, jednak moim zdaniem pewnego dnia przegrzeją. Po prostu ludziom się to znudzi. Ta kichotowska szarża na rzekome siły zła i konserwy w wykonaniu pani prezydent. Ta abstrakcja górnolotnych myśli. Znudzi się to, że nie zajmuje się miastem, a urządza je jako tło do politycznej walki o rząd dusz. Znudzą się te jej apele o to czy tamto. Bo na domiar złego Aleksandra Dulkiewicz nie ma charyzmy ani matki tego miasta, ani matki narodu. Nie jest polską Merkel, Thatcher czy Matką Teresą. I nigdy nie urośnie do ich miary, bo spaliła się już na starcie.

Don Kichot

źródło: Kuryer Galicyjski

Paweł Ilski

8 thoughts on “Pani prezydent ratuje świat, kto uratuje panią prezydent?

  • Wypociny. Widać, że ktoś nie lubi Pani Prezydent a na dodatek nawet nie sobie trudu, bo dowiedzieć się co tak naprawdę robi P. Dulkiewicz.

    Odpowiedz
  • wszystko prawda. p. dulkiewicz to miernota… nietesty… budyń był cynicznym oszustem, ale przynajmniej inteligentnym

    Odpowiedz
  • Strefa Prestiżu brzmi dumnie, a powinna się nazywać – zlewnia pomyj.

    Odpowiedz
  • Gdańsk Zlewnia Pomyj? Tak złego zdania o Gdańsku nie mamy.

    Odpowiedz
  • Można sobie grać w pingponga, odbijać wzajem swoje poglądy, emocje i sympatie, ale tu mowa jest jednak o sprawach naprawdę bardzo poważnych. Rzeczywiście lepiej byłoby pani prezydent zająć się sprawami funkcjonowania naszego miasta, porządku na ulicach, szukania najlepszych rozwiązań w komunikacji – etc. Bo gdy bierze się za sprawy teologii – mało – implantowania swoich w tej kwestii wyobrażeń – przekracza granicę, wchodzi w sprawy wagi większej niż kwestie życia i śmierci. Pani prezydent napisała: Miłość nie wyklucza nikogo. Hmm. Miłość ma swój porządek, możemy to nawet czytać w naturze, możemy tego doświadczać nawet na swojej fizjologii. Ile i jakich mniej i bardziej subtelnych zdarzeń i procesów musi nastąpić – w odpowiedniej kolejności, w odpowiednim porządku – aby powstał człowiek. Miłość i porządek są sobie bliskie i niezbędne. Miłość nie spełnia się bez porządku, bez Ładu. Miłość nie sprowadza się do przyjemności pocierania – a już jak kto pociera i czym to wszystko jedno. Pani prezydent – niech pani sięgnie po Pismo Święte.

    Odpowiedz
  • T jest prawdziwy zakres obowiązków PMD – opublikowany na stronie oficjalnej Gdańska. Reszta to czysta polityka uprawiana za nasze ( obywateli Gdańska) pieniądze… Trzeba będzie za tą „resztę” wystawić polityczny rachunek !

    „Prezydent Miasta Gdańska jest organem wykonawczym Miasta Gdańska,

    wykonuje uchwały Rady Miasta Gdańska i zadania gminy określone przepisami prawa, w szczególności:

    przygotowuje projekty uchwał Rady Miasta,
    określa sposób wykonywania uchwał,
    gospodaruje mieniem komunalnym,
    realizuje budżet,
    zatrudnia i zwalnia kierowników miejskich jednostek organizacyjnych,
    kieruje bieżącymi sprawami Miasta oraz reprezentuje je na zewnątrz,
    podejmuje decyzje w sprawach zwykłego zarządu majątkiem Miasta,
    wydaje decyzje w indywidualnych sprawach z zakresu administracji publicznej,
    wykonuje zadania przy pomocy Urzędu Miejskiego,
    jest kierownikiem Urzędu Miejskiego,
    określa w regulaminie organizacyjnym organizację i zasady funkcjonowania Urzędu Miejskiego,
    powierza Zastępcom Prezydenta, Sekretarzowi Miasta oraz Skarbnikowi Miasta prowadzenie określonych spraw Miasta w swoim imieniu.”

    Odpowiedz
  • Prezydenci występują w takich miejscach w których ich nigdy nie powinno być:::: mają pewien szacunek , godność , dbałość o miasto ale nie można z nogami włazić w błoto i mówić że pachnie….

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.