Piotr Jan Nasiołkowski
Ósmy dzień mojego życia nie był bynajmniej ósmym dniem tygodnia. Akurat w ósmym dniu mojego życia dokonał się ostatni akt mordu sądowego popełnionego na generale „Nilu” – Emilu Fieldorfie. Kiedy wiadomość o moich narodzinach dotarła wreszcie na Kreml – Józef Stalin doznał wylewu. A kiedy mnie ochrzczono, gruzińskie „Słoneczko Narodów”- zgasło na zawsze… Swojego pierwszego wyczynu antysocjalistycznego dopuściłem się 1 maja 1956 roku, kiedy to wskazując na trybunę frontalnie ozdobioną podobiznami czterech mędrców komunizmu, na cały głos publicznie wrzasnąłem; a co to za dziady brodate? Zrodzony wówczas ze strachu widzianego w dziadkowych oczach – mój kompleks brody sprawił, że noszę – posiwiałą już dziś – brodę nieprzerwanie od samej matury, bo dwie wcześniejsze brody musiałem zgolić. Kiedy tylko skończyłem cztery lata nauczyłem się czytać i niezwłocznie zadeklarowałem się, że będę „akatem”, bo jeszcze nie potrafiłem składnie wypowiedzieć „adwokatem”.
Byli tacy, którzy uznali wtedy, że mam przewrócone w głowie. Starając się im zrobić na przekór – zostałem jednak tym adwokatem, co pozwoliło mi poznać dogłębnie ludzką naturę. Im lepiej ją poznaję – tym bardziej kocham konie. Upadek jeździecki sprawił, że stało mi się coś w głowę, i tuż po sześćdziesiątce – zacząłem pisać wiersze, dość agresywnie atakujące nieprawość zrodzoną z głupoty, obłudy i polityki.
Jako, ze zostałem przeczołgany przez dwa uniwersytety – mam dwa razy tyle koleżanek i kolegów ze studiów niż ich się zazwyczaj miewa. Moim ideałem kobiety jest Hannah Arendt, zaś wzorem wszelkich cnót męskich – Winston Churchill. Moje biurko zdobi popiersie Sokratesa. Niektórzy myślą, że to Włodzimierz Lenin. Humanistycznie życiowo rozczarowany poszukuję przyczyn istniejącego, katastrofalnego stanu rzeczy w historii, co sprawiło, że wydałem dużo pieniędzy na wydanie dwóch książek. Napisałem także scenariusz filmowy i… zobaczymy, co też jeszcze popełnię.