No i jestem!

Za mną 3 tygodnie urlopu i wycieczek po Polsce…
Za mną 5 godzin w polskim busie…
Za mną podróż największym (hehehehe) polskim metrem…
Za mną poszukiwania autobusu na Okęciu i próby kupienia biletu w niedziałających automatach…
Za mną indoktrynacja antyterrorystyczna, nawołująca do bycia pipą – mam swoje, odmienne zdanie na ten temat!
Za mną oficjalne ważenie niemal pustej walizki… ale w sumie czego prawdziwy facet potrzebuje na drugim końcu świata? He he…
Za mną 6 godzin czekania na Okęciu…
Za mną 2 godziny lotu do Moskwy, i kolejne czekanie na lot…
Za mną bieganie po lotnisku z najmłodszą babcią świata…
Za mną zmiany bramek…
Za mną kolejne długie godziny lotu do HK i wyczekiwania w samolocie bez klimy…
Za mną godzina w autobusie i 15 min w pociągu w Hong Kongu…
Za mną przejście graniczne…
Za mną godzina w metrze i 10 min w taksówce.

Dotarłem!
Jestem w… domu (?)

I nadal odsypiam, bo łącznie trwało to około 1,5 doby.

Ale co to za babcia?
Ano, gdy siedziałem sobie w poczekalni na lotnisku w Moskwie, zagadała do mnie jakaś, dość latynosko wyglądająca kobietka… Patrząc, że 25 wiosen mooooże miała.
No i pyta, czy lecę do Hong Kongu, bo ona nie jest pewna, czy to tutaj, bo na bilecie ma napisane (tak jak ja) terminal F, bramka 50.
Więc mówię, że tak, lecę do HK i że mam taką nadzieję, bo bynajmniej to samo mam na bilecie.

No i laska poszła i zniknęła w tłumie.
Po 10 minutach wróciła z informacją, że nie widzi tego lotu na tablicy odlotów…
Podrapałem się po głowie, i poszliśmy szukać informacji.
Tam jakaś kobiecina po konsultacjach telefonicznych doszła do tego, że faktycznie nastąpiła zmiana… Terminal D, bramka 29…

I tak zaczęliśmy zwiedzanie lotniska. Podczas tego marszu dowiedziałem się, że jest z Nikaragui, że mieszka w Shenzhen ze swoim mężem… że ma syna w Genewie… że syn pracuje… i że 7 miesięcy temu została babcią! Pokazała też zdjęcia wnuka.

Nieśmiało zapytałem… „to ile ty masz lat?!?”

Usłyszałem 39, a moja szczęka z hukiem trzasnęła o podłogę…

Dowiedziałem się również że Nikaragua jest bardzo otwarta i przyjazna na obcokrajowców chcących się osiedlić i prowadzić tam interesy, że jest tanio… i że są wielkie i ładne plaże, że pogoda podobna jak w Shenzhen…

W chwilę po tym dotarliśmy do bramki 29, gdzie znów się okazało, że to nie tu. Nasz odlot przesunięto do bramki 28. Więc przebiegliśmy jeszcze 50 metrów..
I to tyle, bo w samolocie się rozdzieliliśmy.
Niestety, jak się okazało, to nie był koniec kłopotów.
W Moskwie – szacuję – było ze 30 stopni… samolot na pełnym słońcu, a gdy zapakowano na pokład pasażerów, okazało się,  że nie możemy jeszcze startować, gdyż obsługa naziemna grzebie jeszcze w klimatyzacji.
I tak przeczekaliśmy kolejnych ~75 minut… a aluminiowa, skrzydlata puszka ogrzewana z zewnątrz słońcem  i od wewnątrz cielskami setek pasażerów, nagrzała się do chyba do 50 stopni, co zapoczątkowało niemal zamieszki… Chińczycy rzucali się do stewardess, że żądają włączenia klimy, że zgłoszą skargi…

Cóż… nie kumają komunikatów po angielsku, to nie znają powodu braku klimy…

Ale to nic!

Najbardziej mnie rozwaliła skuteczność ochrony i kontroli…
Siedząca w tym samym rzędzie co ja chińska, leciwa kobiecina, wyciągnęła z torby jabłko i nieskromnych rozmiarów nóż kuchenny… (zdaje się sztuczne ząbki mało skuteczne), spokojnie je kroiła, a z równie wielkim spokojem obok przechodziła obsługa samolotu… i nic!

Zero komentarza, zero wykręcania rąk i odbierania niebezpiecznego, zakazanego przedmiotu…
Zero reakcji! Dopiero gdy podjąłem próby filmowania z ukrycia tego noża, kobiecie chyba zrobiło się głupio i dyskretnie nóż schowała…

To samo w na przejściu granicznym HK-Chiny. Osoby odpowiedzialne za kontrolę bagażu podręcznego, nawet nie siedziały przed monitorami od x-ray’a.
Wszytko by przepuścili.

Podsumowując:
Ciekawych ludzi się poznaje i ciekawe rzeczy się widzi.

A już w Chinach, nowości – koleżanka z pracy złamała nogę, więc na kolację powitalną zabierze mnie Helly (informatyk) i Monika z naszego działu.

Czy ja jestem j głodny, i śpiący, czy tylko śpiący?

fooky

Dodaj opinię lub komentarz.