Moje pierwsze starcie z bankiem było idealne.
Kolejne mniej mnie cieszą.
1. Karty płatnicze są do dupy – bo zbyt łatwo można je zgubić! Koszt nowej to chyba 20 rmb…
Wyjścia są 2.
– Zamówić kartę i odczekać tydzień.
– Zmiana nr konta i natychmiastowe wydanie karty.
2. Banki nie przyjmują obcej waluty, gdy banknot jest zbyt zużyty (przybrudzony, lub zbyt wytarty w miejscu zgięcia) = efekt, 140 USD nie do użycia.
3. Przelew z Polski do Chin idzie już chyba ponad miesiąc i jeszcze nie dotarł.
4. Najciekawszym jednak punktem programu była wypłata.
Okazuje się iż wszyscy pracownicy firmy MUSZĄ mieć konto w jednym banku – tym samym, w którym konto posiada firma.
Efekt jest taki, że zmieniając firmę Chińczyk zakłada nowe konto… i średnio ma ich 10… za każde płaci kilka RMB miesięcznie… i nie używa.
Dlaczego zatem nie zlikwiduje?
Bo aby zlikwidować konto, musi jechać do dokładnie tej samej placówki, w której je zakładał, i mu się nie chce.
I na tym się robi tutaj ogromne w skali kraju interesy!
Na połączeniu głupiej reguły i lenistwa.
5. Każdy z banków ma własne zabezpieczenia… w jednym nie działa strona pod Internet Explorer’em, w innym działa tylko na nim. W jednym można używać karty do płatności online, w drugim takiej opcji nie ma… a najwygodniej w tym celu i tak używać polskiej karty Visa, która to z kolei nie jest akceptowana w sklepach.
Zaczynam więc być coraz bardziej chiński, a może międzynarodowy, bo mam już konto w Europie, 2 konta w Chinach, a w przyszłym tygodniu jadę założyć konto w Hong Kongu. Dywersyfikacja!
Felieton ukazał się pierwotnie w dniu 25 listopada 2015 r. na blogu www.polakwchinach.pl