„O kąpielach tu nie myśleć. Pogoda straszna, ciemno, wietrzno, zimno, zupełnie listopad. Mimo tego dzieciom pobyt nadzwyczajnie służy, ale na moich nerwach odbija się rozpaczliwie”.
Sienkiewicz Sopotu nie lubił. Tak pisał 4 lipca 1888 r. do znajomego. Matka jego zmarłej żony przywiozła dzieci Henia i Jadzię na kurację do Sopotu. Pisarz wkrótce dołączył, ale trafił na bardzo brzydką pogodę. Wytrzymał 2 tygodnie, wymknął się do Ostendy, ale wrócił 23 sierpnia i jeszcze 3 tygodnie mieszkał w uzdrowisku. „Zoppot jest straszną dziurą. Czarno, mokro, nudno, słowem obrzydliwie”. Pisarz mieszkał w wynajętej willi Neudorf przy Obrońców Westerplatte. Niestety, nie udało mi się ustalić dokładnej lokalizacji. Sienkiewicz nie mógł przypuszczać, ze jedna z willi sopockich kilka lat później zostanie nazwana Quo Vadis – od tytułu jego powieści.
Willa służyła jako pensjonat i znajdowała się przy Nordstrasse 5 czyli przy Powstańców Warszawskich 5, vis a vis Domu Zdrojowego. W domu pod tym adresem zamieszkał w roku 1904 Alfons Chmielewski – emerytowany sędzia z Człuchowa, społecznik, polski pozytywista. Dom sąsiadował z pensjonatem Idy Alsleben przy Seestrasse 63 (Bohaterów Monte Cassino) – sąsiadował tyłem. Ten pensjonat Alfons Chmielewski również nabył. 5 lat później zlecił Carlowi Kupperschmittowi połączenie obu budynków. Całość była 2-piętrowa od strony ulicy i piętrowa od strony podwórka.
Teraz Chmielewski mógł działać. Powstał tu pensjonat Quo Vadis, w zasadzie prowadzony przez matkę Wiktorię Marię Pstrokońską, sam Chmielewski skupił się na działalności patriotycznej. Odbywały się tu liczne spotkania zarówno kulturalno-oświatowe, jak i towarzyskie. Powstały tu organizacje: Towarzystwo Śpiewacze „Lutnia”, Polsko-Katolickie Towarzystwo Ludowe, Towarzystwo Przyjaciół Kaszub, a także Bank Ludowy, przedsiębiorstwo handlowe „Konsum-Kupiec”, spółdzielnia ludowa „Macierz Kaszubska” z biblioteką i księgarnią, spółka budowlana „Strzecha”, Polsko-Katolicki Związek Robotniczy i inne.
Alfons Chmielewski wykonywał mrówczą pracę od podstaw do końca I wojny światowej, gdy wyprowadził się do Wejherowa. Wojna „wymiotła” kuracjuszy z Sopotu i prowadzenie pensjonatu stało się niemożliwe. Po wojnie nieruchomość kupił mistrz rzeźnicki z Gdańska, z Długich Ogrodów – Friedrich Pieper, od strony Seestrasse urządził mieszkania, a od Nordstrasse hotel i cukiernię. Później jeszcze dwukrotnie zmieniali się właściciele.
Tej części Nordstrasse już nie ma. Miejsce nie miało szczęścia podczas działań wojennych. Zabudowa, podobnie jak leżący nieopodal hotel Werminghoff, została zniszczona. Po wojnie teren został wchłonięty przez obecny Plac Przyjaciół Sopotu. Sam Alfons Chmielewski został uhonorowany przez miasto otrzymując ulicę trochę bliżej alei Niepodległości.
Dlaczego Nowy Orlean? Od ażurowych, drewnianych werand, które nadawały „amerykański” charakter tej kuźni polskości.* Coby nie mówić, cały stary Sopot jest taki nowoorleański.
* Określenie zaczerpnęłam z książki Hanny Domańskiej „Magiczny Sopot”. Na niej też oparłam się w dużej mierze, szukając dziejów tej „sienkiewiczowskiej” willi.