W marcu minęła 31 rocznica dokonania pewnego przestępstwa – rabunku. W dodatku świętokradczego.
20 marca 1986 roku o godzinie 7.40 do komendy MO (zwanej wówczas Miejskim Urzędem Spraw Wewnętrznych) w Gnieźnie zadzwonił proboszcz parafii archikatedralnej. Poinformował, że ktoś zrabował z katedry srebrne ozdoby z zabytkowego sarkofagu św. Wojciecha.
Rabusie do świątyni dostali się na linkach alpinistycznych. W tym czasie prowadzony był remont kościoła. W przypadku tej kradzieży złodziejom nie chodziło o sam XVII-wieczny relikwiarz, ale o srebro. Artystyczna wartość zniszczonych i skradzionych przedmiotów nie interesowała ich ani trochę. Rabunek był po prostu bezprecedensowym aktem wandalizmu. Po chamsku, łomami i brzeszczotami wyrwali i wycięli ozdoby dewastując całość.
Bracia Krzysztof i Marek M. oraz towarzyszący im Waldemar B. oderwali od srebrnej trumny pastorał, mitrę, ewangeliarz, który św. Wojciech trzymał w ręku, i poduszkę, na której się wspierał. Odłamali także skrzydła sześciu orłom stanowiącym podporę trumienki i oderwali zdobiącego ją anioła. Pozbawiony nóg tułów męczennika zabrali w całości. Okazał się ciężki i trudny do przewiezienia. Odrąbali więc siekierą głowę i rękę, a resztę zakopali w piasku w pobliżu katedry z zamiarem zabrania łupu w dogodniejszym momencie.
Śledczym łatwo nie było, pomogło dopiero wyznaczone kilkaset tysięcy złotych nagrody. Milicjanci „dostali cynk” i 26 marca odnaleźli fragmenty zrabowanych przedmiotów w… Gdańsku, w garażu na Przymorzu na ul. Obrońców Wybrzeża, obok domu, gdzie mieszkali złodzieje. Ten dom dzisiaj już nie istnieje. W tym miejscu jest obecnie parking centrum Leclerc. Odciski z obuwia z domu braci M. opowiadały śladom znalezionym w katedrze. Na jednym z odzyskanych brzeszczotów odkryto odcisk palca Marka M., a ślady po srebrze wykryto też na ubraniach zatrzymanych. Ponieważ sprzedaż relikwiarza w jego oryginalnej postaci była praktycznie nierealna, złodzieje postanowili go przetopić. Do prowadzących sprawę dotarła informacja, że w jednym z garaży Gdańska trzech mężczyzn przetapia palnikiem acetylenowym jakieś blachy – najprawdopodobniej srebrne. Wszystkim postawiono zarzut kradzieży z włamaniem na sumę 53 mln 740 tys. zł. Na podstawie zeznań Krzysztofa M. aresztowano pomysłodawcę napadu – Piotra N. Odpowiedzialni za kradzież dostali po 12–15 lat więzienia.
Relikwiarz był jednak zdewastowany – arcydzieło wykonane przez … gdańszczanina Petera van der Rennena w 1662 r. (dobrze, że chociaż relikwie nie ucierpiały).
Przystąpiono do rekonstrukcji wykorzystując oczywiście, również to przetopione srebro skonfiskowane rabusiom.
A kto rekonstruował relikwiarz?
Tej odpowiedzialnej pracy podjął się… gdańszczanin – nasz znakomity Wawrzyniec Samp. Ukończył ją w 1989 roku i znowu możemy zachwycać się pięknem…
Nasze miasto ciągle przewija się w tej opowieści, ale jeśli chodzi o postać św.Wojciecha (Adalberta), to jego związki z Gdańskiem są zdecydowanie dużo, dużo dłuższe.
Wszak to on, biskup praski, w połowie marca 997 roku stanął w Gnieźnie, życzliwie przyjęty przez Bolesława Chrobrego. W porozumieniu z księciem pragnął prowadzić misję na obrzeżach państwa Polan, w pogańskich Prusach. Męczeńska śmierć Wojciecha nastąpiła w Świętym Gaju, nieopodal Dzierzgonia i Pasłęka z rąk tych, których chciał nawracać. Ale zanim tam dotarł, po drodze zawitał oczywiście do Gdańska.
„Urbs Gydannyzc”- tak w żywocie świętego nazywa nasze miasto benedyktyński mnich z klasztoru na Awentynie. Jest to pierwsza pisana wzmianka o grodzie nad Motławą.
Prusom nie podobało się to, że Adalbertus wchodzi w ich zwyczaje i chce je zmieniać. Po zabiciu go jego głowę zatknięto na żerdzi i skierowano w stronę Polski, ciało zaś wrzucono do rzeki. Głowę udało się wykraść i przywieziono do Gniezna. Do dzisiaj, po różnych dziejowych perypetiach „potroiła się”. Oprócz Polski o autentyczności swoich egzemplarzy przekonani są mieszkańcy czeskiej Pragi, a także Akwizgranu. Ciało misjonarza (tylko, czy aby na pewno jego, wszak było już bez głowy) wykupił Bolesław Chrobry na wagę złota i z wielką czcią przewieziono je do Gniezna. Potem ciało świętego przechodziło przez różne ręce. Po drodze kondukt zatrzymał się w okolicach Gdańska i do dziś w tym miejscu mamy dzielnicę Gdańsk Św Wojciech.
Tak więc związki Gdańska z postacią świętego są bardzo bliskie, na różnych płaszczyznach.
Relikwiarz w Gnieźnie znowu zachwyca swym pięknem, a jeżeli ktoś nie może tam pojechać, by go obejrzeć, to w Archikatedrze Oliwskiej tuż przed ołtarzem głównym jest jego miniatura. Zawiera relikwie – fragment kości przedramienia głównego bohatera mojej opowieści.
A gdyby ktoś chciał sobie bardziej „beletrystycznie” przybliżyć temat, to polecam znakomitą książkę „Gra w kości” Elżbiety Cherezińskiej.
Ewa Czerwińska, przewodnik po Trójmieście
autorka blogu Trójmiejskie opowieści przeróżnej treści