Wysokość słupka zdaje się być najważniejszą rzeczą dla Ciotki Szefowej… Odkąd przyszła, ciągle coś zmienia, kombinuje, nikt nie wie, o co chodzi…
W firmie (nie tylko w naszym dziale) pojawił się jakiś dziwny przemiał ludzi… pogłowie zdecydowanie wzrosło, a twarze zmieniają się z uśmiechniętych w skupione, zdołowane, aż w końcu okazuje się że na krześle siedzi zupełnie inna osoba. I to dosłownie.

Za imionami już dawno przestałem podążać. Ludzie przychodzą i odchodzą. No i te cholerne słupki…
Co tydzień przynajmniej 2 zebrania, na których siedzę dwie godziny jak małpa, bo 99,9% spotkania jest po chińsku, od jakiegoś czasu nikt sobie nawet nie zadaje trudu, by coś przetłumaczyć.

W sumie i tak te spotkania mnie nie dotyczą, ale siedzieć trzeba, bo to mój dział.

Ostatnio miałem drobną spinę z Ciotką (różnica w postrzeganiu sytuacji klienta – no, po to tu jestem. Różnice kulturowe), ale właśnie pakowaliśmy się do domu, więc stwierdziła – pogadamy jutro, na zebraniu.
No i kolejne zebranie po chińsku… kawę wysiorbałem i widzę, że na tablicy pojawiły się słupki, wykresy  i jakieś rysunki fabryk, ciężarówek i mnóstwo strzałek i znaków zapytania.

Pytam, o co biega?
Kombinują jak zwiększyć sprzedaż – Mówię zatem: Mam trochę notatek i rysunków w kompie przed nosem – mogę wam coś pokazać…
Szefowa na to „Don’t chellenge me!” W wolnym tłumaczeniu: „wyzwanie”, „pojedynek”, „podważanie autorytetu”… i żeby tego nie robić.

O.K. i prysł mit chińskiej pracy zespołowej.
Z jednej strony cisną, z drugiej nie pozwalają nic robić… Piąte koło u wozu – Szkoda mojego czasu.
I tak kilka dni później podpisałem papierek o zakończeniu kontraktu.
Podczas spijania herbatki powiedziałem, że przedłużanie kontraktu nie wchodzi w grę,. Ciotka obróciła się na krześle do stosu formularzy i zdaje się z nabytą już rutyną i zaskakującą wprawą wyciągnęła odpowiedni z odpowiedniej przegródki, bez mrugnięcia powieką wskazała palcem, gdzie złożyć podpis. O dziwo, druczek był dwujęzyczny… znaczy się,, nie tylko ja zmierzałem do tego tematu.

Ciężar spadł mi z pleców i zaoferowano mi płatny urlop do końca grudnia.
Płakać nie będę :) Ale trzeba wykombinować, co dalej.

slupki

Więc się przeszedłem po mieście. I w Pingzhou, gdzie mieszkałem w ubiegłym roku, zauważyłem grupę wykańczanych właśnie wieżowców.
No, pamiętam, że wykop robili, a tu w niektórych już mieszkają ludzie, są sklepy, kawiarnie i neony, a kolejnych (zdaje się  siedem) jest już zylion pięter, ale są jeszcze owinięte rusztowaniami i otoczone dźwigami.

No tak… też ich ktoś ciśnie o wysokość słupka…

fooky

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *