W pierwszej części artykułu poświęconego bp. Konstantynowi Dominikowi przedstawiłam jego dzieciństwo, młodość oraz pierwsze lata pracy duszpasterskiej, najpierw w Gdańsku, potem w Chełmnie. W 1911 r. został przeniesiony do Pelplina, by pracować w tamtejszym Seminarium Duchownym.

ks. Konstantyn Dominik po konsekracji na biskupa

30 I 1928 r. ks. Dominik otrzymał papieską nominację na stanowisko biskupa sufragana (czyli pomocniczego) diecezji chełmińskiej (po śmierci dotychczasowego sufragana, Jakuba Klundera).
Przez kilka najbliższych lat nadal pracował w Seminarium i mieszkał w tym budynku (na pierwszym piętrze najstarszego skrzydła). Dopiero w 1932 r. przeprowadził się do swojej kanonii, gdzie zamieszkał ze swoją najmłodszą siostrą Cecylią (która opiekowała się nim aż do jego śmierci) oraz gospodynią, Elżbietą Kass. Jego kanonia była urządzona bardzo skromnie, bez zbędnych wygód. W jednym z pomieszczeń znajdowała się prywatna kaplica. Na tyłach domu mieścił się ogród, po którym biegały kury. Bp. Dominik znany był z sympatii do zwierząt. Chętnie karmił stadko kur, które garnęły się do niego.

Był człowiekiem skromnym, nigdy nie zależało mu piastowaniu zaszczytnych stanowisk. Brzydził się pochlebstwami. Lubił pozostawać w cieniu, zamiast przyjmować pochwały. Dlatego wcale nie okazał entuzjazmu na wieść o nominacji papieskiej. Czuł się niegodny, a poza tym obawiał się nowych obowiązków.
Sakrę biskupią przyjął 25 III 1928 r. Mieszkańcy Pelplina zgotowali nowemu biskupowi niespodziankę: z sympatii do niego zgromadzili się tegoż dnia wieczorem pod oknami jego mieszkania. Przybyli też przedstawiciele władz oraz różnych stowarzyszeń, także orkiestra miejska i chór kościelny.
Wygłoszono przemówienia, odśpiewano religijne pieśni.

Kanonia bp. Dominika, do której przeprowadził się w 1932 r.

Z tej też okazji ks. Dominik otrzymał kilkaset listów i telegramów z gratulacjami, które – o, dziwo – przetrwały zawieruchę wojenną (przechowali je potomkowie rodziny Dominików, zamieszkali po wojnie w Oliwie). Pochodziły one zarówno od osób duchownych (również innych obrządków), jak i świeckich.

Tablica pamiątkowa na fasadzie dawnej kanonii bp. Dominika

Ks. Dominik skromnym i dobrym człowiekiem pozostał do śmierci; mawiano, iż „szaty biskupie” nie zmieniły go.
Najczęściej ubierał się nadal w czarną sutannę z pektorałem na piersi, a na głowę zakładał piuskę. Przy czym zawsze dbał, by jego ubiór był schludny: kołnierzyki i mankiety śnieżnobiałe, wykrochmalone i wyprasowane, a buty lśniące.

Pozostał czuły na krzywdę innych oraz biedę. Systematycznie wspierał materialnie ubogich; finansował naukę i utrzymanie młodzieży z biednych rodzin, starał się o stypendia dla takich uczniów.
Dzielił się z potrzebującymi tym, co miał np. swoją odzieżą, obuwiem i bielizną. Nadmierne wyzbywanie się stanu posiadania zaniepokoiło jego siostrę Cecylię, która zaczęła oznaczać bieliznę brata monogramem. Nie stanowiło to dla biskupa przeszkody w przekazywaniu i takiej bielizny ubogim: mawiał, że będą mieli pamiątkę po nim.
Nie ganił dzieci, które kradły jabłka z jego sadu, twierdząc, że pewnie czyniły to z głodu. Nadzorował pracę Caritasu swojej diecezji. Z jego inicjatywy powstało Apostolstwo Chorych, którego celem była opieka nad chorymi z ubogich rodzin.
Dzięki takiej ofiarnej postawie porównywano go do św. Wincentego. Nazywano go ojcem ubogiego ludu.

Dzięki temu zyskał zaufanie swoich wiernych, którzy bardzo lubili zasięgać jego rad w trudnych sprawach; chętnie powierzali mu swe zmartwienia. Mawiano: „Idź tylko do Dominiczka, on ci dobrze poradzi”.

Od momentu objęcia nowych funkcji kościelnych jego grafik stał się napięty. Jednakże dzięki odpowiedniej organizacji pracy, potrafił godzić rozmaite obowiązki. Jego dewizą była stara maksyma: „Ora et labora”. Postrzegano go jako „męża pracy”, gdyż nie uznawał odpoczynku biernego. Znany był ze swej punktualności i obowiązkowości, dzięki czemu ze wszystkich zajęć i spraw wywiązywał się w terminie. Niczego nie  zaniedbywał. Wszystkie wykonywał należycie mimo pogarszającego się z czasem, stanu zdrowia. Zawsze miał czas dla gości; w razie niespodziewanych odwiedzin odrywał się od swych obowiązków, bo drugi człowiek był dla niego najważniejszy.

Budynek kurii biskupiej w Pelplinie

Jednym z nowych obowiązków ks. Dominika jako biskupa były częste wizytacje parafii znajdujących się na terenie diecezji. Przeprowadzał je niezwykle skrupulatnie, notował wszelkie uchybienia, by w czasie kolejnej wizyty sprawdzić, czy niedociągnięcia zostały naprawione. Księża mieli zwyczaj mawiać, iż było „ładnie, ale dokładnie”.
Kontrolował administrację danej parafii, sprawdzał księgi, pilnie obserwował samych księży, oceniał wystrój świątyni, stan wyposażenia: szat i naczyń liturgicznych oraz obrazów i rzeźb. Lubił czyste wnętrza, ozdobione bukietami ze świeżych kwiatów. Jeżeli dostrzegł wewnątrz świątyni zniszczone elementy wystroju, polecał proboszczowi zadbać o ich naprawę.
Uboższe parafie wspierał.

Za każdym razem witany był z sympatią przez delegacje władzy świeckiej oraz mieszkańców. Ci zaś przygotowywali przemowy, recytacje, przedstawienia teatralne.

W 1932 r. wystąpiły u niego pierwsze symptomy poważnej choroby: białaczki. Konsultacji udzielali mu w Gdańsku lekarze: dr Kramer i van der Reise. Zgodnie z ich zaleceniem odbył kurację nad Adriatykiem. Szczęśliwie jego choroba rozwijała się bardzo powoli, powodując tylko nieznaczne osłabienie organizmu.
Autor biografii biskupa przytoczył dość dziwne zdarzenie. Otóż na wieść o postawionej diagnozie, jeden z pracowników pelplińskiej kapituły, ks. Zygmunt Rogala powiedział: „Chętnie bym ofiarował swoje życie, gdybym mógł uratować naszego sufragana”. Po pół roku kapłan ten zmarł, a choroba u biskupa przestała się rozwijać.
Dopiero tragiczne wydarzenia września 1939 r. wywołały u biskupa ogromny stres, który nasilił objawy choroby. Początkowo pojawiło się tak silne osłabienie, że przestał wstawać z łóżka. To zaś uchroniło go przed aresztowaniem. Odnotowano następujące zdarzenie, które miało miejsce jesienią 1939 r. Do drzwi kanonii zapukało dwóch funkcjonariuszy gestapo. Otworzyła im Cecylia, siostra biskupa. Na pytanie „Czy jest Dominik?” usłyszeli odpowiedź, iż jest obłożnie chory i leży w łóżku. Na to jeden z gestapowców stwierdził, iż „z łóżkiem go przecież nie weźmiemy”, po czym obaj odeszli.
Poza tym znane są relacje świadków, iż bp Dominik wzbudzał niewytłumaczalny lęk u niemieckich żołnierzy. Czuli się przy nim bezsilni, onieśmieleni, niemal sparaliżowani. Być może dzięki temu ocalił życie.

Dawny szpital NMP przy ob. ul. Kieturakisa

Kiedy stan zdrowia biskupa uległ nieznacznej poprawie, 31 I 1940 r. na rozkaz gauleitera Alberta Forstera, został on przewieziony do Gdańska z zakazem opuszczania miasta. Towarzyszyła mu siostra Cecylia i gospodyni Elżbieta Kass.
Umieszczono go w gdańskim szpitalu NMP przy Schleusengasse (ob. ul. Kieturakisa), prowadzonym przez boromeuszki. Siostra przełożona starała się dostarczać duchownemu nieco lepsze racje żywnościowe. Zezwalała na odwiedziny licznie przychodzących do szpitala Polaków. Swoje życzliwe nastawienie musiała jednak maskować przed resztą personelu w obawie o własne życie.
Po kilku miesiącach nastąpiła znaczna poprawa stanu zdrowia biskupa; zamieszkał wówczas przy Heumarkt (ob. Targu Siennym) w nieodbudowanym po wojnie domu należącym do sióstr elżbietanek. Zajmował w nim dwa pokoje na piętrze, których okna wychodziły na ulicę. W pobliskim domu (także należącym do zakonnic) znajdowała się na drugim piętrze kaplica. Budynek ten przetrwał wojnę. Przez wiele lat gospodarzyły w nim nadal elżbietanki; po wykwaterowaniu zakonnic i przeobrażeniu otaczającego go terenu został włączony w kompleks centrum handlowego Forum Gdańsk.
Biskupa odwiedzali zarówno Polacy, jak i Niemcy; w tym mieszkańcy Pelplina. Przychodzili do niego prosząc o dobrą radę, o modlitwę lub chcąc podzielić się swymi kłopotami, smutkiem po stracie bliskich lub utracie dachu nad głową.

W tamtym czasie był wielokrotnie wzywany na długotrwałe, męczące przesłuchania. Próbowano nakłonić go do podpisania Volkslisty. Za każdym razem odmawiał. W lutym 1942 r. gestapowcy wyznaczyli mu dzień 15 marca, jako ostateczny termin powzięcia decyzji w tej sprawie. Miał im odpowiedzieć: „Wtedy to już Bóg za mnie rozsądzi”. Dziwnym zrządzeniem losu na początku marca wystąpiły u niego ostre bóle w jamie brzusznej. Wezwany lekarz, dr Neukirch stwierdził zapalenie wyrostka robaczkowego. Zaordynował przewiezienie do szpitala NMP celem przeprowadzenia operacji. Tę zaś wykonano dopiero po trzech dniach, stwierdzając pęknięcie wyrostka, a w konsekwencji uogólniony stan zapalny. To zaś nie rokowało nadziei na uratowanie życia.

Grób bp. Dominika na gdańskim cmentarzu w Starych Szkotach

Informację o krytycznym stanie zdrowia, biskup przyjął ze spokojem. Miał ucieszyć się z faktu, iż nie będzie więcej wzywany na przesłuchania.
Przed śmiercią przekazał kilku osobom swoją ostatnią wolę dotyczącą miejsca pochówku. Prosił by pogrzebano go na cmentarzu w Starych Szkotach obok kościoła św. Ignacego. Zależało mu jednakże , by po odzyskaniu niepodległości przez nasz kraj (w co głęboko wierzył) jego szczątki zostały przeniesione na cmentarz w Pelplinie.

Zmarł 7 III 1942 r. Na wieść o jego śmierci przybyli do szpitala liczni gdańszczanie z kwiatami, którymi udekorowali jego łóżko. W ostatnich chwilach towarzyszyła mu siostra Cecylia, która pozostała w Gdańsku do swej śmierci w 1945 r. Spoczęła na cmentarzu obok brata, gdzie do dziś znajduje się jej grób.
Pogrzeb biskupa odbył się 10 marca. Pochowano go obok dużego drewnianego krzyża. Ten zaś przewrócił się w czasie wichury w 1951 r. , po czym ustawiono go kilka metrów bliżej kościoła.
Grób biskupa znajduje się nadal w tym samym miejscu, mimo dokonanej w marcu 1949 r. ekshumacji. Łaciński napis na płycie z piaskowca jest słabo czytelny. Zawiera on również informację dotyczącą daty ekshumacji.

Grób bp. Dominika na cmentarzu w Pelplinie

W czasie czynności związanych z ekshumacją świadkowie stwierdzili, iż zwłoki wraz z szatami biskupa zachowały się w bardzo dobrym stanie. Przełożono je do nowej trumny, którą 6 III 1949 r. przewieziono ciężarówką do Pelplina.
Została złożona na tamtejszym cmentarzu obok mogiły zamordowanych w 1939 r. członków kapituły chełmińskiej.

Jak wspomniałam, bp. Dominik czuł się Polakiem i nigdy nie wyparł się swoich korzeni. W okresie II RP został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Z powodu swojej skromności założył go tylko dwa razy, m. in. w 1935 r. w czasie uroczystości poświęcenia mostu w Toruniu. W pierwszych dniach września 1939 r. powierzył go zaufanej osobie, Łucji Karolinie Czerniejewskiej, która przekazała go krewnym biskupa.

Biskup Dominik patronuje ulicom w niektórych miastach, np. w Pelplinie. W Gdańsku – Starych Szkotach nadano jego imię Domowi Parafialnemu przy kościele św. Ignacego.
Po wojnie odsłonięto tablicę upamiętniającą biskupa (z napisem w języku kaszubskim) na ścianie budynku przy Targu Siennym, należącym w tamtym czasie do elżbietanek – w którym znajdowała się wspomniana przeze mnie kaplica. Niestety, w czasie kapitalnego remontu, jakiemu poddano obiekt ten w ostatnich latach, tablicę zdjęto.

Dawny dom sióstr elżbietanek z kaplicą na piętrze

Bp. Konstantyn Dominik był „kapłanem świątobliwym i był miłym, towarzyskim, naturalnym i kulturalnym człowiekiem. (…) Miłośnikiem braci i całego ludu” (ks. dr Franciszek Sawicki). Takim pozostał w sercach tych, którzy go znali.

Maria Sadurska

3 thoughts on “Syn pomorskiej ziemi – cz. 2

  • Serdecznie dziękuję za te słowa o zapomnianym ks.biskupie. sporo pracy poświęciła pani tej wspaniałej postaci.Czytałem z tym większym zainteresowaniem,że miejsca pokazane na fotkach odwiedzałem i są mi bliskie.Dziekuję

    Odpowiedz
    • Dziękuję za słowa uznania; starałam się włożyć wiele serca w przygotowanie materiałów oraz opracowanie tego artykułu. Zależało mi na tym, by dotrzeć do miejsc związanych z ks. biskupem („ślady, które zostawił na Pomorzu”) – aby móc go lepiej poznać, a tym samym dokładniej przybliżyć jego losy.
      Maria Sadurska

      Odpowiedz
  • Bardzo dziękuję za ten doskonały artykuł

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.