Stuknęło nam 6 lat.
Na naszej stronie fejsbukowej wrzuciliśmy 11 545 zdjęć z mniejszym lub większym komentarzem, niektóre po dwa razy, ale to w sumie będzie maks 100 zdjęć powtórzonych. Świątek, piątek, bez przerwy. Ponieważ dziennie wrzucamy 8 postów, to reszta przypada na udostępniane artykuły, myślę, że ok. 6000. Artykuły oczywiście trzeba napisać.

Na tej stronie mamy ich 1925, wszystkie były udostępniane na fb. Było ich nawet więcej, ale dwoje autorów postanowiło się  z nami pożegnać, zabierając jednocześnie swoje prace.
Niektórzy autorzy przestali już pisać, reszta pisze częściej lub rzadziej. Wszystkim pragnę mocno podziękować, także za wsparcie i komentarze.
Nie mamy jak się Wam odwdzięczyć.

Zdjęć na stronie internetowej udostępniliśmy 15 802 – różnych: stare pocztówki, zdjęcia współczesne, grafika, obrazy. Każde zdjęcie trzeba przyciąć, ustawić rozmiar, nazwać.

Wyświetleń strony widzę prawie 2 miliony. Czy jest to wiarygodna statystyka? Nie wiem.
Osobiście napisałam 350 artykułów, Andrzej 112. Artykułów podpisanych jako GSP jest 754.
Do tego dochodzą artykuły wrzucane przez nas i redagowane, a podpisane przez innych (sam Wojtek Stybor i „Oliwa, w poszukiwaniu tajemnic przeszłości” to 62 artykuły wrzucone przeze mnie, Zbyszek Sajnóg to kolejne 42 artykuły, Andrzej zajmował się np. artykułami Piotra Nasiołkowskiego i „Obrazkami gdańskimi”) plus korekta wszystkich. Te opisy zdjęć też trzeba skądś wziąć. Książki trzeba przeczytać. Trochę jest więc pracy i to całodobowej.
Potem czytam na naszej fejsbukowej stronie, że my z Gdańskiem nie mamy nic wspólnego i ludzie są zawiedzeni, nie tego oczekiwali i nienawidzimy Gdańska. No, cóż.
Przepraszam, ale nie damy rady spełnić oczekiwań wszystkich. Nie stać nas na zatrudnianie dziennikarzy, a zarobionymi pieniędzmi gospodarujemy bardzo oszczędnie, by wystarczyło na utrzymanie serwera i wszystkie techniczne opłaty.

Znacie to?

Jeśli nie spełniam Twoich oczekiwań, nie obrażaj się. Przecież to są twoje oczekiwania, a nie moje obietnice. – Christian Friedrich Hebbel

Mimo skromnego budżetu, zaistnieliśmy w mediach lokalnych i ogólnopolskich, czasem wyśmiewani, czasem cytowani, czasem proszeni o komentarz.

Wbrew niektórym opiniom, nie utrzymuje nas żadna partia polityczna ani nie mamy celów politycznych (jak to niektórzy z triumfem ogłaszają, że w końcu wiedzą, o co nam chodzi). Nikt nas nie utrzymuje i nikt nie dyktuje, co mamy pisać. Artykuły historyczne to przytłaczająca większość naszych wpisów i fotografii. Jeśli gdzieś pojawia się polityka (choć nigdy w wydaniu np. ogólnopolskiej jatki nad wolnością sądów ani kto ile pieniędzy zdefraudował będąc przy władzy), to dlatego, że przekrój czytelników jest duży, a ludzi różne rzeczy interesują, nas także. Jeśli jednak protestowaliśmy przeciwko zakładaniu koszulki z napisem „konstytucja” na Neptuna, to dlatego, że żądamy poszanowania przestrzeni historycznej i właśnie niewykorzystywania jej do celów politycznych. Jeśli są u nas podróże, to też dlatego, że każdy szuka czegoś innego, a mnie jest szkoda zostawiać moje wrażenia wyłącznie dla siebie (co ciekawe, przy artykułach z przepisami kulinarnymi nie spotykam się z zarzutami „Gdzie tu jest Gdańsk??”).

Ale najciekawsze jest zestawienie najbardziej czytanych artykułów od początku istnienia tej strony, tj. od 1 kwietnia 2015 r.:

Jak widać, typowej historii tu jak na lekarstwo. Królują mafia i afery ;)

Artykuły pisane przeze mnie nie są najwyższych lotów historycznych, mam tego świadomość. Powiedzmy, że robię, co mogę, mając pracę zawodową na głowie, dom, lekarzy, zaćmienia Słońca i tylko 24 godziny. Historykiem nie jestem, raczej popularyzatorem. Jest jednak kilka takich wpisów, z których mam satysfakcję, bo kosztowały mnie dużo czasu i pracy, np. mieszkania Reinholda Bahla, rodzina Czachowskich, Ritterhof czy opowieść o hotelu Waldorf=Astoria w Nowym Jorku lub Grunwaldzkiej. I koniecznie – o Wróblewie, o którym musiałam całą książkę przeczytać.

O czym chciałabym napisać w najbliższym czasie? A raczej w czym zalegam i nie mogę się zebrać? Dokończyć historię szkockiej Rosslyn, opisać Alcatraz, stworzyć cykl o historycznych całkowitych zaćmieniach Słońca, spisać archikatedralne ciekawostki oliwskie. A tu jeszcze zabytki w Gdańsku trzeba ratować, pisać petycje, wnioski, organizować wykłady.

Jako team pracujemy nad archiwizacją pocztówek. Wkrótce będzie gotowa nowa strona. Ciągle chcemy uruchomić sklep.

Nie chciałabym, aby ten mój 351 artykuł zabrzmiał jak jakiś żal czy skarga. Jest jak jest. Jedni nas kochają, drudzy nienawidzą.

Prawdę mówiąc wolałabym dłubać przy jakimś zdjęciu i szukać adresu niż sprawdzać te wszystkie artykuły i tłuc się z ludźmi na fb (także tutaj), obrażonymi, że piszemy o zaniedbaniach na Westerplatte. Lista wyzwisk, jakimi jesteśmy obrzucani, jest… interesująca. Ostatnio Dominik Kwiatkowski, kandydat na wiceprezydenta Gdańska, kandydat na radnego nazwał nas hienami cmentarnymi. Wiecie, kim są hieny. To osoby żerujące na krzywdzie innych, bogacące się na nieszczęściu innych, pazerne i tchórzliwe. I to dlatego, że zapytałam prezydent Dulkiewicz, dlaczego milczy w sprawie odnalezienia szczątków na Westerplatte. Panie Dominiku, czy w sądzie potrafiłby Pan to udowodnić? Mogę być hieną w Pana wydaniu, ale pytać będę.

Dziękuję wszystkim, którzy dają nam poczucie sensu tego, co robimy. Trochę boję się pokładanych w nas nadziei, bo wierzcie mi – kryzysy nam też się zdarzają.

Anna Pisarska-Umańska

Dodaj opinię lub komentarz.