Dzieje życia tego admirała zasługują na dobry thriller. Został okrzyknięty największym awanturnikiem XVII w., pierwszym polskim konkwistadorem, wiele lat w służbie niderlandzkiej. Uczestnik wielu bitew, admirał, generał artylerii, banita, najemnik, szpieg, a nawet zwykły zabójca, poeta i etnolog.

Urodził się w Rogalinie w Wielkopolsce, ale jego przodkowie pochodzili z Arciszewa koło naszego Juszkowa i Pruszcza Gdańskiego. Życie admirał dokończył prawdopodobnie w rodowym Arciszewie (choć niektóre źródła podają pobliskie Buszkowy), ale pochowany został w Lesznie, koło rodziców. Niestety, kościół (ariański) spłonął w czasie potopu, wraz z trumnami, w czasie pożaru miasta, wznieconego przez wojska kasztelańskie Krzysztofa Grzymułtowskiego, wściekłe na wpuszczenie Szwedów do Leszna.

Portret Krzysztofa Arciszewskiego, staloryt Antoniego Oleszczyńskiego, 1832 rok, domena publiczna

Szczegółowy życiorys Arciszewskiego przedstawiła Maria Sadurska w artykule  Patron ulicy na Strzyży, i warto zacząć od niego lekturę,  ja bym chciała zwrócić uwagę na kilka aspektów w życiu tego konkwistadora i admirała.

Na przykład dzwon nurkowy

Na rysunku poniżej przedstawiam  dzwon nurkowy Edmunda Halleya z 1690 r. Dzwon nurkowy był konstrukcją – jak sama nazwa mówi – do nurkowania, otwartą od spodu, którą opuszczano na dno zbiornika wodnego. W dzwonie tworzyła się wolna od wody przestrzeń. Wynalazek znany był od XVI wieku, Halley dodał do niego beczkę z powietrzem, która dostarczała jego dodatkowe ilości. Człowiek połączony ustnikiem z rurką mógł wtedy wychodzić na zewnątrz i parę minut chodzić pod wodą.

dzwon nurkowy

No, ale nie było tak, że wszyscy z tego korzystali i powszechnie nurkowali. Mimo wszystko korzystanie z dzwonu było wyczynem i zarezerwowane było dla najodważniejszych. Jednym z tych odważnych był Krzysztof Arciszewski. Nie do końca wiadomo, jak on poza dzwon wyszedł, bo żył przed Halleyem, ale był pierwszym Polakiem, który chodził po dnie Morza Północnego u wybrzeży Holandii w 1624. Był może Arciszewski był połączony z dzwonem, może z czymś innym, albo nawet miał  długą rurkę, która wychodziła na powierzchnię.

W zasadzie pierwszym polskim nurkiem jest niejaki Pierzchliński, który przeszedł Dniepr w 1508 r. w czasie przemarszu wojsk polsko-litewskich za Zygmunta Starego, ale zrobił to, bo musiał. Oddychał resztką powietrza, która mu została pod hełmem i tylko dwa razy napił się wody. Dosyć szczęśliwie wyszedł z rzeki i doczekał się nazwania go nurkiem po raz pierwszy w historii pływania pod wodą. Jednak Arciszewski zrobił to świadomie i moglibyśmy powiedzieć – w imię nauki.

Zresztą pretendentów do palmy pierwszeństwa jest wielu, ale wszystko owiane jest legendą. Jednym z nich jest Aleksander Wielki. Na jednej z francuskich rycin z XIII w. widać wodza siedzącego w szklanej beczce na dnie oceanu. Aleksander chciał badać ryby. Zobaczył wtedy potwora morskiego tak dużego, że przepłynięcie obok beczki zajęło zwierzęciu 3 dni. Jak Aleksander wtedy oddychał, to nie wiadomo.

Aleksander Wielki w beczce

Na przykład kamienica w Gdańsku

Nie, Arciszewski nie mieszkał w Gdańsku. To jego rodzina miała kamienicę narożną przy ulicy Św. Ducha 111 (obecnie 53) i Złotników.  Dokładnie kamienica narożna należała z numeracją  do ulicy Złotników, ale zaraz obok niej stała kamienica Arciszewskich. Przebudowano ją w latach 90-tych XVIII wieku, a w 1848 roku właścicielem stało się miasto. Po przebudowie wnętrza za 11 869 talarów urządzono w niej szkołę Św. Jana i ta funkcja szkolna pozostała w budynku aż do 1945 r.  W latach 1872-1904 – Rechtstädt Knaben Mittelschule (Głównomiejska Szkoła Średnia dla Chłopców), 1905-1931  Hilfsschule (szkoła elementarna), 1931-1939 Jüdische Hauptschule (żydowska szkoła podstawowa), a w latach 1939-1945 znowu Hilfsschule – cały czas w posiadaniu miasta.  Jeszcze w latach 30-tych zachowane były schody i drzwi z przebudowy sprzed wieków, ale wojna z wszystkim się rozprawiła. Trzeba przyznać, Prusacy skutecznie wymazali pamięć o Arciszewskich.

Szkoła św. Jana przy ul. Św. Ducha 111, tu stała kamienica Arciszewskich

A po wojnie to miejsce odbudowano w zupełnie inny sposób i właściwie trudno to nazwać odbudową. Kamienica stała się budynkiem mieszkalnym i niestety nie jest nawet wspomnieniem dawnego wyglądu. Szkoła Św. Jana  przywędrowała w to miejsce z ulicy Straganiarskiej 19. Na Straganiarskiej została szkoła podstawowa  dla dziewcząt, a absolwenci Św. Jana otrzymali prawo do studiów w Akademii Budowlanej w Berlinie. Uczniów było od 300 do 530.

Św. Ducha 53

Na przykład zabójstwo 

To z  jego  powodu Krzysztof Arciszewski w 1623 r. w wieku 31 lat uciekł z Polski. Uciekł, zanim zapadł wyrok nakazujący infamię i banicję. Wrócił dużo później mając list żelazny króla Władysława IV Wazy, gdy już mało kto o tym fakcie pamiętał. Kacper Jaruzel Brzeźnicki był cwanym, aroganckim i wyrachowanym prawnikiem (Rzeźnicki, jak mówił Arciszewski, co było niedalekie od prawdy – adwokat kupił swoje nazwisko i tytuł). Ogołocił Arciszewskich prawie ze wszystkiego, zrujnował ich. Młody Krzysztof wraz z bratem Eliaszem nie wytrzymali. Tym bardziej że mieli z Brzeźnickim sprawy sądowe, które ich bardzo upokarzały. Urządzili na niego zasadzkę, zarzucili pętlę szubienicy na szyję i zażądali zwrotu dóbr. Nie przewidzieli, że Brzeźnicki odmówi, bo gdy to zrobił, przyszły konkwistador wpadł w szał i wypalił z rusznicy. Strzelił on i jego ludzie. Brzeźnicki już konał, kiedy Arciszewski poderżnął mu gardło, wyciągnął mu język i przybił do szubienicy.  A potem ochłonął, choć bez wyrzutów sumienia, jednak ten czyn skazał go na wygnanie. Ta awanturnicza natura przydała się w późniejszych bitwach, a sława admirała obiegła całą Europę.

Krzysztof Arciszewski

Na przykład kanibalizm

Krzysztof Arciszewski napisał pamiętnik, który się nie zachował. Siedział w Brazylii i pisał. Coś tam jednak wiemy, choć bardzo, bardzo niewiele.

Maria Paradowska:

„Pamiętnik Arciszewskiego nie zachował się do naszych czasów. Jego fragmenty dotyczące Indian Tapuja – plemion zamieszkujących wówczas północno – wschodnie wybrzeża Brazylii i należących do najstarszych mieszkańców tego obszaru – znamy z dzieł uczonego holenderskiego Gerarda de Voss, który przyznawał Arciszewskiemu ważne zasługi na polu dopiero rodzącej się nauki – etnografii: „Długo by trwało wyliczanie wszystkich obyczajów Tapujów, o których dowiadujemy się od znakomitego Arciszewskiego…” Arciszewski, jak rasowy etnolog, zdobył najpierw zaufanie Indian, którzy pozwolili mu w końcu uczestniczyć w najtajniejszych obrzędach. Jego opis Tapujów jest unikalny, bo wkrótce plemiona te uległy całkowitej zagładzie. W swoim pamiętniku Arciszewski skrupulatnie notował swoje spostrzeżenia dotyczące życia i obyczajów tubylczych Indian. Pod jego komendą znajdowali się Tapujowie uprawiający rytualne ludożerstwo. Opisywał niepojęte dla Europejczyka obyczaje, między innymi wstrząsające sceny zjadania zmarłych, jako przejaw pierwotnej kultury. Powstrzymywał się od oceniania kanibalizmu w kategoriach moralnych, mimo że w dyskusjach toczonych współcześnie przez światłe umysły w Europie obyczaj ten był koronnym dowodem braku duszy i człowieczeństwa u Indian. Odmienność Indian zdawała się nie szokować Arciszewskiego. Przyjmował jako rzecz oczywistą, przynależne ludziom prawo do właściwych sobie form życia.”

Mapa dedykowana Arciszewskiemu (prawdopodobnie on dostarczył danych), płn-wschodnie wybrzeże Brazylii, Amsterdam 1662 rok, Biblioteka Narodowa

Co zatem odnotował Arciszewski?

Krewni umyli trupa, wydobyli wnętrzności i oczyścili z rozkładających się pokarmów, inne części ciała też starannie obmyli. Następnie posiekali ciało na drobne części, nie brzydząc się żadnej, nawet genitaliów, usmażyli to, ze szczególną starannością zbierając do naczyń tłuszcz i sos ściekające przy pieczeniu. Wszystko to było na uczcie pokarmem dla krewnych zmarłego.

Jego materiał z Brazylii zaginął. I nigdy nie napisał pracy poświęconej życiu Indian, co sobie obiecywał, ale jego opisy były cytowane w ówczesnych czasach przez profesorów holenderskich.

Dzisiaj pozostaje mieć nadzieję, że znajdzie się reżyser światowego formatu, który życie Krzysztofa Arciszewskiego przeniesie na ekran, a gmina Pruszcz Gdański przypomni sobie, kim był właściciel Arciszewa.

Był nim także w 1808 kupiec gdański Cornelis van Almonde, ale to temat na zupełnie inny artykuł.

Anna Pisarska

źródła:

  • BG PAN
  • Paradowska Maria, XVII-wieczna relacja Krzysztofa Arciszewskiego jako źródło badań nad wierzeniami Indian wybrzeża Brazylii, Etnografia Polska 1972
  • Paradowska Maria, Przyjmij laur zwycięski, Wydawnictwo Śląsk, Katowice 1987
  • Łenyk – Barszcz Joanna, Przemysław Barszcz, Poza horyzont. Polscy podróżnicy, Warszawa 2016
  • https://www.divingheritage.com/
  • https://histmag.org/
  • https://arsenal.pl/
  • https://www.nurkomania.pl/
  • Encyklopedia Gdańska
  • http://www.augustynek.pl/
  • Biblioteka Jagiellońska

Dodaj opinię lub komentarz.