W czasach nowożytnych pod wpływem przemijających epok, zmieniających się kanonów i widzenia świata, zmieniał się także kształt trumien. W średniowieczu była to prosta skrzynia w kształcie prostopadłościanu, potem jej przekrój przypominał rozszerzony przy wieku trapez. Ostatecznie trumny osiągnęły formę barokową o podniesionym wieku, w postaci podobnej do dzisiejszej. W XVII wieku formy skrzyń nabrały nieco łagodniejszych kształtów, o klasycznym trumiennym, sześcio- lub ośmiokątnym przekroju. Wieczne miejsce spoczynku najczęściej wykonywano z drewna dębowego.
Ograniczenia antyzbytkowe, pojawiające się w miejskich ordynacjach, prowadziły do tego, że zdobienia ograniczały się do taniej galanterii rzemieślniczej, takiej jak: „niby-okucia”, kartusze, kwiatony, korony wycięte z cieniutkiej blachy miedzianej lub cynowej, przybitej do desek, a także uchwyty, które nie spełniały funkcji praktycznej, lecz wyłącznie ozdobną. Podobnie było w Gdańsku, kiedy ordynacja z 1734 r. zakazywała przeciętnym mieszczanom kunsztownego zdobienia trumien. „Wszystkie wartościowe zdobienia, zarówno od środka, jak i z zewnątrz są zabronione. Signator miał czuwać nad tym”. O każdym złamanym przepisie powinien informować Sąd Wetowy. W dziesiątym artykule wymieniono przedmioty, takie jak: szyldy, srebrne lub pozłacane plakiety, girlandy ze srebrnymi i złotymi nitkami, zabroniono także obijania desek kosztownymi materiałami, np. jedwabiem, pod karą 20 talarów. Pozwalano na ocynkowane lub czarne listwy i zdobiące uchwyty. Wcześniej wydany edykt, z 1681 r., zakazywał kosztownych okuć, obić trumien czy dekoracji złotymi i srebrnymi sznurami.
Na trumnie umieszczano symbole wiary czy oznaki indywidualne, charakteryzujące konkretną osobę, wiek zmarłego, oznaki przebytych szczebli kariery. Materiały – sukno, aksamit, atłas czy mary do okrycia trumny – były wypożyczane przez cechy. Wieko skrzyni pokryte było zwykle materiałem o barwie czarnej, rzadziej fioletowej.
W czasie trwania pogrzebu umieszczano również oznaki przynależności społecznej – na trumnie członka cechu lub bractwa pojawiały się funeralne szyldy korporacyjne. Po ceremonii tablice korporacyjne wracały do skrzyni cechowej. Na srebrnych, niekiedy złoconych, blachach cechowych umieszczano przedstawienia narzędzi i inne symbole kojarzące się z działalnością cechu – siatki, bułki, młotki, piły, buty, skarpetki, a także symbole przemijania i marności.
Nie zabrakło oczywiście blaszanych szyldów, zaopatrzonych w inskrypcję informującą o osobie zmarłej, na których ryto nazwisko, daty urodzenia i śmierci, szczegóły biograficzne, zajmowane urzędy lub herby. Proste mieszczańskie kartusze natrumienne z końca XVIII wieku znaleźć można w krypcie kościoła Bożego Ciała w Gdańsku czy w krypcie pod kościołem św. Trójcy. Widnieją na nich herby oraz nazwiska, dzięki czemu możliwa jest identyfikacja większości pochowanych tu osób. Jedną z nich była Beata Karolina von Bagge, która niegdyś zakupiła kryptę z myślą o pochowaniu męża. Kolejny kartusz należał do rodziny Rosenbergów.
Zdarzało się, że tabliczkę zastępowano wbijanymi gwoździami, które ułożone tworzyły napisy informujące o nieboszczyku. Taki przypadek miał miejsce na trumnie ze zwłokami Jana Heweliusza. Złoconymi gwoździami ułożono monogram JH wraz z rokiem (1687) i dniem (28) śmierci astronoma. W późniejszym czasie znaleziono odłamany kawałek z nazwą miesiąca Januar – styczeń. „Trumna Jana Heweliusza, o wymiarach 195×75×45 cm, wykonana była z grubych bali sosnowych; zachowało się w niej niewiele szczątków kostnych astronoma (szczęka, kręgosłup, resztki żeber). Można było ponadto zauważyć nikłe resztki odzieży (kokarda od żakietu) i tkaniny wyścielającej wnętrze trumny; tkanina ta była umocowana licznymi pozłacanymi ćwiekami” – opisywali archeolodzy. W kościele św. Katarzyny w szklanej gablotce, tuż przy miejscu spoczynku uczonego, znajduje się fragment zachowanej tabliczki natrumiennej.
W Gdańsku nie uniknięto konfliktów na tle produkcji trumien. W 1602 r. skrzyniarze próbowali zabronić snycerzom wyrabiania trumien dębowych. Wszystko z powodu ubożenia cechu, który zaczął się koncentrować na wyrobie nie mebli, a trumien. W XVII wieku odnotowano fakt, że pomimo silnej pozycji cechów znaczący udział w miejscowym rynku utrzymywał dawny czeladnik, następnie nakładca, Lorentz Werner, który w sposób niedozwolony reklamował swój towar, wystawiając go przed warsztat.
Nabycie trumny nie wiązało się ze zbyt dużym wydatkiem. „Duża nieheblowana trumna zakupiona u skrzynkarzy kosztowała 4 szelągi, mała 2, za heblowanie trzeba było dopłacić 2 grosze. Robocizna przy zwykłej trumnie z »kolumienkami« kosztowała pół florena, jednak za małą skrzynię, poniżej 3 łokci (około 170 centymetrów), wystarczyły raptem 2 grosze” – informuje znaleziona notatka z 22 października 1695 r.