Autor polemizuje z artykułem Krzysztofa Katki „Ekspert Kacpra Płażyńskiego, kandydata PiS na prezydenta Gdańska, był w sekcie Niebo”, zamieszczonym w Gazecie Wyborczej 29 października 2018.

Tutaj znajduje się część pierwsza.

Po przypomnieniu raczej nieznanej działalności Totartu i po niejakich wyjaśnieniach „jak to możliwe, że człowiek inteligentny, wolnościowiec, może przyłączyć się do sekty”, przychodzi czas na rozprawienie się z kwestią, pardon, Flupów. Ten plugawy wierszyk oderwał się od osoby i władzy autora i od już blisko 30 lat mogę tylko ewentualnie śledzić jak wyłania się, pojawia to tu, to tam, coraz to podbijany, wrzucany na nowo w obręb publicznej rozmowy. Nic mogę na to poradzić, nie mam możliwości zatrzymania tego, wierszyk się rozprzestrzenił i cóż. Bywał a to zgorszeniem i obiektem łajań, a to podnietą, a to pretekstem naukowych rozważań. Wzbudzał niesmak, obawy i ubolewania. Ale ani go mogę cofnąć, ani usunąć, ani zatrzymać – bo i jak niby?

Dziś jako chrześcijanin kajam się, przepraszam, mówię: źle zrobiłem – tyle mogę zrobić. Załączając przestrogę, żeby naprawdę uważać, co się robi i co się wpuszcza w publiczną przestrzeń, bo tak właśnie bywa, że potem się żałuje – ale co poradzić można na to? Prąd wyłączyć?

Ludzie dojrzewają, zmieniają się i co dziś wydaje się psikusem, popisem albo prowokacją, co zdaje się komuś, gdy to robi, „świetną akcją” – za pewien czas może bardzo, ale to bardzo boleć i tym bardziej, że doznaje się bezsilności, gdy to co i raz wraca i wraca i ożywa i przykleja się wciąż na nowo. A im bardziej chciałbyś człowieku mówić o rzeczach najbardziej poważnych – tym bezwzględniej zostaje to wyjęte z cienia i użyte. I znów użyte. Także – przestrzegam.

A teraz, że doprawdy wierszyk ten oddzielił się ode mnie, ale i ja od niego i patrzę na to zjawisko już z zewnątrz, jako już tylko obserwator – więc teraz w tej roli powracam do kwestii wywołanej przez Gazetę Wyborczą –  wywołanej w nikczemnym zamiarze użycia w „politycznej” walce.

Przyjrzyjmy się tej sytuacji i tej sprawie, patrząc przez pryzmat kultury, której – rzekomo – dotyczą. Przyjrzyjmy się uznając kulturę za sferę rozmowy o człowieku, o społeczeństwie. Rozmowy, która przecież po doświadczeniach XX wieku nabrała tonów szczególnej powagi i obciążona jest szczególną odpowiedzialnością. Także dlatego, że współcześnie rozwijane są narzędzia dające niezwykłe możliwości manipulowania, potencjalne narzędzia wyjątkowo perfidnej niewoli, ale i na przykład dlatego, że przy posiadanych współcześnie przez ludzkość środkach niszczenia mówimy w ogóle o kwestii istnienia życia i świata. Taki jest współcześnie zakres odpowiedzialności, odpowiedzialności ludzi zajmujących się kulturą – a pozostajemy tu w mierze powszechnie dostępnego rozumienia, bo owszem, idzie i o rzeczy jeszcze nieporównanie większe, sięgające poza ten świat i czas, ale to rozumieją ludzie wierzący.

Zatem – sama tego chciałaś Gazeto Wyborcza. Porozmawiajmy o kulturze, a zróbmy to tak, odwołajmy się do dwóch przykładów.

Władysław Łuszczkiewicz „Jan Kochanowski w Czarnolesie”, 1864/65

Przykład pierwszy. Jan Kochanowski pisywał wulgarne fraszki. Nie będę cytował, ale przywołam znalezioną w sieci wypowiedź współczesnej czytelniczki – zaskoczonej takimi utworami – tego autora:

Hmmm… nie spodziewałabym się po twórcy natchnionych Pieśni, przesyconych smutkiem i melancholią Trenów czy nawet dość frywolnych niektórych Fraszek aż takiej swobody w posługiwaniu się językiem…
Właściwie to dość mnie one zaszokowały; zarówno wulgarność języka i to, z jak wielką lubością i upodobaniem autor używa wiadomych słów, jak i sama ich treść rodem z karczemnych opowieści pijanej szlachty – zaszokowały mnie.

                                                                                                        Isadora

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/70709/fraszki-nieprzystojne

Staropolscy czytelnicy przyjmowali te fraszki różnie:

Mimo woli poety w pośmiertnym wydaniu z roku 1585 Januszowski zamieścił swobodniejsze fraszki na końcu zbioru (jeden wiersz, O księdzu, całkiem usunął), opatrując je apetycznym nagłówkiem Dobrym towarzyszom gwoli. (…)  Przeniesienie obscenów na ostatnie karty zapewne usprawiedliwiało wydawcę do pewnego stopnia. Kupowano bowiem luźne składki, które każdy oprawiał własnym sumptem. (…) Nabywcy mogli więc nie przeznaczać do oprawy półarkusza zawierającego rażące poczucie przyzwoitości wiersze, można go też było łatwo wyrwać (istnieją egzemplarze ze śladami wydarcia ostatnich stronic).

Prof. Roman Krzywy, Sarmaci w negliżu, czyli dlaczego Kochanowski pisał nieprzyzwoite fraszki?

http://www.wilanow palac.pl/sarmaci_w_neglizu_czyli_dlaczego_kochanowski_pisal_nieprzyzwoite_fraszki.html

Ale – do czego zmierzamy – że Jan Kochanowski to i owo zmalował, nie powodowało jego wykluczenia, w rodzaju: zmalowałeś imć Kochanowski to i owo – i wara ci od elekcyjej! Czy od czego tam. Tak się nie działo – i wręcz przeciwnie: Jan Kochanowski był dworzaninem Zygmunta Augusta, był sekretarzem królewskim, brał udział w sejmach, w elekcjach. Jan Zamojski i król Stefan Batory namawiali go do uczestniczenia w życiu politycznym dworu (poeta odmówił). Batory uczynił go wojskim sandomierskim. A i to wszystko jeszcze mało, bowiem Kochanowski zarządzał dobrami kościelnymi – „robił świecką karierę kościelną”.

I wreszcie, sam król Stefan Batory przemawiał w czasie uroczystości pogrzebowych po śmierci poety. Więc w sumie nie znajdujemy choćby śladu wykluczenia. (Moglibyśmy dworować, że troska o państwo i surowość moralna  Gazety Wyborczej wyższa onejże troski i surowości króla Stefana Batorego).

Nikt – za to, że pisywał grube fraszki – nie wykluczał Jana Kochanowskiego z kultury, ani w Pierwszej Rzeczpospolitej, ani w Drugiej, ani dziś. Maciej Kazimierz Sarbiewski – w swoim czasie przesławny polski poeta (1595-1640), uwieńczony przez papieża Urbana VIII laurem poetyckim (dodajmy: czwartą księgę liryk Sarbiewskiego ilustrował Rubens, a współcześnie Władysław Tatarkiewicz nazwał poetę pierwszym polskim estetykiem), tenże więc Sarbiewski (by the way – jezuita) stawiał Jana Kochanowskiego wyżej Petrarki, Dantego i Ronsarda. Grubych fraszek mu nie wypomniał.

A dziś Jan Kochanowski jest patronem szkół, jego imieniem nazwano teatr w Opolu, uniwersytet w Kielcach.

Adam Mickiewicz na rycinie „Powrót z polowania – scena w obozie Kozaków osmańskich w Burgas w 1855 r.” wykonanej wg rysunku Piotra Suchodolskiego z 1855 r. Muzeum Literatury w Warszawie.

Przykład drugi. Jest taka bardzo znana postać polskiej kultury, bardzo bardzo znana. Człowiek ten był kilka lat w sekcie. I nawet, owszem, pełnił funkcje kierownicze, gdy jej przywódcę wydalono z Francji.

Ale to wszystko doprawdy jeszcze nic, bo człowiek, o którym mówimy, pod koniec życia połączył się z islamistami w zamiarze napaści na chrześcijański kraj! I kto wie jak daleko by w tym zabrnął, ale zaangażowawszy się w organizację oddziałów wojskowych zmarł, mówi się, że na cholerę.

O kim mowa? O Adamie Mickiewiczu. Wspomniana sekta, to Koło Sprawy Bożej, sekta towiańczyków. Islamski kraj to Turcja, tam Mickiewicz pojechał, by organizować legiony – polski i żydowski – na wojnę z Rosją.

Dziś Adam Mickiewicz jest honorowany w Polsce jako najznakomitszy poeta, narodowy wieszcz, wystawiono mu pomniki, jego imieniem nazywa się ulice, jego imię nosi uniwersytet w Poznaniu, jego imię nosi znany instytut:

Instytut Adama Mickiewicza jest narodową instytucją kultury, której misją jest budowa i komunikacja wymiaru kulturalnego marki Polska poprzez aktywny udział w międzynarodowej wymianie kulturalnej.

https://iam.pl/pl/o-nas/instytut-adama-mickiewicza

Cdn.

Zbigniew Sajnóg

od redakcji:

„W liście do Delfiny Potockiej z 20 marca 1848 roku Zygmunt Krasiński opowiada o spotkaniu politycznym, które odbyło się w jego mieszkaniu. Obecni byli na nim Adam Mickiewicz, Eliza Krasińska, Norwid i przyjaciel Krasińskiego Stanisław Małachowski. W liście tym opisuje Krasiński co powiedział owego wieczoru Mickiewicz:

„Polski nie będzie już. Połączą się Czechy, Moskale i Polacy… Narodowości zaginą, stopią się. Zachodnia łacińska ogłada…przeklętą…rzymski język, rzymska literatura…i kościół odrzuconym jest. Szlachta Polska to najemcy!…Dziś ono plemię obce, ona szlachta musi się rozsypać, zaginąć, zniknąć….Wszelka przeszłość herezją, wszelka tradycja, jeśli nie jest pogańska, grzechem jest. Imię Polska nawet skazane jest na śmierć i zgubę…. Może to gorzkie prawdy, ale taka wola jest Boża, takie objawienie jej. Gorzkie przecież ojczyźnie żydowskiej było chrześcijaństwo….Szlachta….musi wykorzenioną być! Wszystko cokolwiek było, musi przestać być….o to przyszłość świata, oto zbawienie, oto życie!”  

źródło

Dodaj opinię lub komentarz.