Firma się rozrasta. Znów zapadła decyzja o tym, by zwerbować kolejne osoby do działu międzynarodowego.
Osoba, którą teraz firma wzięła na celownik, mieszka w Dongguan… więc cały dział pojechał na sobotnią wycieczkę, by zaprosić ją na lunch. Mogę zatem na mapie zaznaczyć kolejne miejsce… Może nawet kiedyś kupię taką mapę i czerwone pinezki :)

Dongguan
Samo spotkanie trochę przypomina mi pierwsze spotkania z firmą… a to z kolei przypomina mi film „Adwokat diabła”…

Wchodzisz do firmy, a to firma aktywnie wchodzi w Twoje życie. Pracujesz z nimi, jadasz z nimi… z nimi spędzasz weekendy, razem uprawiacie sporty… wszytko razem…
Z początku powodowało wrażenie „osaczenia”… hehe…
Cóż, dla mnie szok kulturowy, dla nich normalka.

To nie koniec porównań do filmów: rama i dach knajpy przypominały mi film „Rambo”… była taka fajna scena jak Sylwusia pod prąd podpinali.
Cały dach zdaje się był wykonany bez gwoździ… wszystko wiązane drutem i sznurkiem! Sam zach wielkości boiska piłkarskiego. A gdzie inspekcja budowlana – hłe hłe.
Szok!

Dongguan
Na szczęście ze względu na barierę językową nie musiałem uczestniczyć w nudnych rozmowach, więc skupiłem się na przyjemnościach…
Widoki i papu…

Na uwagę zasługują dwa dania:

Wołowina z zalążkami arbuzów… i jeżozwierz z imbirem i selerem… TAK, jeżozwierz… „to taka specjalna świnka jest”, mówili.

fooky

Dodaj opinię lub komentarz.