Obiekty i miejsca

Zawsze po jakiejś wojnie, zawsze przed jakąś wojną

Nie pamiętam, kto to powiedział: „Zawsze po jakiejś wojnie, zawsze przed jakąś wojną”. Jakże to trafne, gorzkie podsumowanie historii ludzkości…

Bo zawsze były na Ziemi okresy pokoju i okresy wojny. Był czas ruin i czas budowania, jak mówi biblijna Księga Koheleta. W albumie „Był sobie Gdańsk” znajduję zdjęcia pomników stojących kiedyś w tym mieście. Oto pomnik niemieckich zwycięstw 1864 – 1870 na obecnym Targu Drzewnym (Holzmarkt). Przed Bramą Wyżynną (Hohes Tor) wzniesiony w 1903 roku pomnik Wilhelma I (1797 – 1888).

Rok 1945 przyniósł tym monumentom zagładę. W albumie „Koniec i początek” zamieszczono fotografie Zbigniewa Kosycarza z komentarzem, że czołgiści obalony, pogruchotany pomnik cesarza wrzucili do zbiornika przeciwpożarowego. W 1965 roku w miejscu pomnika niemieckich zwycięstw stanął lwowski konny posąg Jana III Sobieskiego, (posadowiony na Wałach Hetmańskich w 1898 roku, a od 1950 roku przez wiele lat zdobiący park w Wilanowie). Jak wszystkie narody, dla których zaczął się czas budowania, mieszkańcy Gdańska, Gdyni, Pomorza stworzyli miejsca i pomniki upamiętniające ofiary ostatniej wojny, często bezimienne oraz jej bohaterów, także tych, o których długo nie wolno było pamiętać.

Ten proces postępował powoli, choć już w 1953 roku na Targu Węglowym ustawiono głaz z napisem „Pamięci Obrońców Wybrzeża 1939 – 1944”. W 1989 roku napis zmieniono na „Obrońcom Wybrzeża 1939.” W 1966 roku odsłonięto pomnik „Obrońców Westerplatte” autorstwa Franciszka Duszeńki. Monument różnie oceniany… A w roku 2008 powołano Muzeum II Wojny Światowej, którego budowa rozpoczęła się w sierpniu cztery lata później. To najważniejsze przedsięwzięcie w dziedzinie polityki historycznej nazywane „promowaniem Polski jako strażnika pamięci Europy o latach 1939 -1945”.

Pragnę przywołać kilka innych obiektów i miejsc przypominających okropności wojny i jej bohaterów.

  • Piaśnica
  • Cmentarz na Zaspie
  • Pomnik bezimiennych ofiar tyfusu
  • Tablica poświęcona Alfowi Liczmańskiemu
  • Nagrobna tablica przy kościele w Mierzeszynie

Przypominam zachowane w polskiej pamięci miejsca z bólem śledząc wojnę na Ukrainie.
Jeszcze nie dotarła na zachód kraju, choć gdy piszę te słowa (18 marca) wiadomo już, że ostrzelano Lwów. Kilka dni wcześniej zbombardowano lotnisko w Iwano-Frankiwsku (kiedyś był to Iwano Frankowsk, jeszcze wcześniej Stanisławów). To miasto założył w 1661 roku Stanisław Rewera Potocki. Imię nadano miastu na cześć jego wnuka Stanisława, który zginął 12 września 1683 roku pod Wiedniem. Z tego kresowego wojewódzkiego miasta pochodziła moja rodzina. Miasto, które opuścili na zawsze i którego już nigdy nie odwiedzili, było obecne w naszym poniemieckim domu. Żyło we wspomnieniach, rodzinnych opowieściach, nielicznych fotografiach i przedmiotach, jakie udało się przywieźć tzw. repatriantom do miasta nad Bałtykiem.

Ale moja wiedza o tym niemal mitycznym miejscu była niepełna i nieuporządkowana. Nie zdążyłam zapytać bliskich o różne szczegóły … Przez długie lata sądziłam, że niemal całkowicie zniszczony cmentarz przy ulicy Sapieżyńskiej (właściwie trafniejsze byłoby tu określenie „zlikwidowany”, co nastąpiło w 1980 roku) był miejscem pochówku mego dziadka.

Dopiero parę lat temu na portalu Nieobecni.com.pl (autorem którego jest m.in. Dawid Wildstein) odkryłam, że wciąż istnieje w Iwano-Frankiwsku cmentarz założony w 1928 roku, zwany przez miejscowych „U Spuziaka” od nazwiska właściciela działki. Nadal stoi tam grobowiec wybudowany przez powinowatego naszej rodziny. I to tam jest miejsce, gdzie spoczywają szczątki męża mojej babki. Dziadek Michał Dutka zmarł na galopujące suchoty, tuż przed I Wojną Światową. Jego brat bliźniak Włodzimierz już po wojnie, także na gruźlicę, której nabawił się w okopach. Pozwalam sobie na ten osobisty ton… Co przyniesie przyszłość ? Giną żołnierze, mordowani są cywile, w ruiny obracają się miasta. Jakie znaczenie ma stary grobowiec, gdzieś na byłych Kresach Rzeczypospolitej?

Czesława Scheffs

One thought on “Zawsze po jakiejś wojnie, zawsze przed jakąś wojną

  • Dziękuję Pani Czesławie Schetts za te wspomnienia. A propos Stanisławowa, o którym myślałam, że wielkopolska moja rodzina nie miała ze wschodnimi kresami żadnych koneksji; Ostatnimi laty dowiedziałam się że szwagier bliskiej cioci był tam prezydentem miasta w latach 30.ub.st. do 1938r.
    Nazywał się Włodzimierz Seydlitz. Rodzina Seydlitz to byli bardzo ofiarni polscy patrioci, a osiedlili się kilkaset lat wcześniej w ramach kolonizacji, jakich było w Wielkopolsce kilka przez stulecia: po wojnach, pożarach i epidemiach. Włodzimierz Seydlitz ze Stanisławowa wyjechał w 1938r. do Szwajcarii, skąd niebawem do W.Brytanii. I tam pozostały do dziś ich pokolenia. Jego brat- mój wujek Bogusław Seydlitz był w Poznaniu adwokatem. Wysiedleni w 1939r. do Częstochowy. Gdzie cudem się uchowali. Jeden ich prawnuk jest w Polsce a dwoje wnuków w USA urodzeni z Polaków.
    I zastanawiać się można co, która ziemia, jest naszą chrześcijańską ojczyzną ? Czyja kultura jest najbardziej kapitalną a roznoszoną po świecie za przyczyną wojen, powstań, biedy ? Macierzą zapewne jest język ojczysty, miasta, historyczne fakty okupione krwią, bo więcej warte niż życie. Braterstwem częściej tożsamość.
    Nie dość tego: Po IIWŚ okazało się że najbliższych z domu moich dziadków wojna dotknęła na wszystkich krańcach świata, od Polski, przez Europę i USA aż do Japonii i Syberii. Każdego inaczej. Dziadkowie oboje każdego dnia modlili się na Mszy św. i podczas wojny, z jej powodu i obozów – nikt nie zginął ani zdrady nie dokonał.

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.