Miłośnicza astronomia w Polsce poniosła wielką stratę. Właśnie dowiedziałem się, że nagle odszedł Janusz Płeszka, jeden z prekursorów astronomicznego ruchu DIY, mistrz samodzielnego majsterkowania przy teleskopach i ich osprzęcie, założyciel jednego z pierwszych salonów astronomicznych w kraju. Można było kupić w nim nie tylko teleskopy i lunety, ale zamówić także drobne elementy mechaniczne, które Janusz własnoręcznie toczył, frezował, malował i Bóg wie, co jeszcze. Był doskonałym znawcą optyki instrumentalnej i choć mocno specyficzny w obejściu, o trudnym charakterze, potrafił dzielić się tą wiedzą z innymi.

Sam bardzo wiele mu zawdzięczam, bo na przełomie wieku byłem nie tylko jego stałym klientem (ciężarki, złączki, przejściówki i inne duperele), ale także konsultowałem z nim wiele kwestii teoretycznych i praktycznych, które zapoczątkowały moją tzw. „karierę” literacką na polu popularyzacji astronomii. Jeśli dodamy do tego jego miłość do komet, które obserwował i regularnie raportował do „Uranii”, otrzymujemy postać niebanalną, której po prostu będzie nam wszystkim brakować. Pierwsze zloty astronomiczne na Kudłaczach, to też była po części „płeszkowa” robota. Hasło „jesteśmy od Janusza” uratowało mi kiedyś życie, kiedy półprzytomny po kilkunastogodzinnej jeździe samochodem zapukałem do drzwi rodziny Kudłaczy z błaganiem o nocleg w zamkniętym po sezonie schronisku.

Pamiętam moją ostatnią wizytę w jego salonie AstroKrak, który określałem zawsze nieco szyderczo kanciapą. Było to ładnych kilka lat temu. Znajdował się w Krakowie przy ulicy Mogilskiej. Wchodzę, siedzi Janusz i jego koledzy, każdy z mocną herbatą czy kawą, półmrok, choć był środek dnia. Momentalnie słyszę: Rany boskie, Przemas!!!!! Co tu robisz, stary????

Janusz rozmawiał oczywiście o astronomii. To było całe jego życie i największa pasja. Takim zapamiętam tego wyjątkowego i bardzo oryginalnego człowieka.

To był dla mnie zaszczyt Januszu, że byliśmy kolegami. Spoczywaj w pokoju…

Przemysław Rudź

Dziękuję za 12 lat znajomości, za wspólne zloty w Roztokach Górnych i na Kudłaczach, za zimne noce, gdy szukaliśmy Skorpiona na nieboskłonie i Andromedy na czubku drzewa, za miłość do astronomii, za wspólne podróżowanie, za olbrzymią wiedzę, za olbrzymie wsparcie, za to, że Ci się chciało i mnie zachęcałeś, za tę społeczność, której byłeś ojcem. Za autorytet, troskliwość i pasję.

Żegnaj, Januszu, przyjacielu…

Dziękuję za wszystko. Już nic nie będzie takie same.

Nie zdążyłam wrócić do Ciebie. Przepraszam.

Anna, Twój moderator forum wielkiej astrorodziny.

Trudna lekcja. Nie mogłem od razu

Lecz nauczę się… po pewnym czasie…

Proszę! Zostaw mnie na drugie życie

Jak na drugi rok w tej samej klasie.

Dodaj opinię lub komentarz.