Z tymi butami to generalnie jest problem.

W różnych regionach Polski obowiązują różne zasady dotyczące butów.
Zacznijmy od bliskich mi Kaszub, na których buty zdejmuje się w sieni. Zdejmuje się je również na Śląsku i w okolicach Włocławka, skąd pochodzi mój Tato. Nie rozmawiałam na ten temat z osobami z pozostałych stron Polski, więc nie wiem, jak to jest w Małopolsce, na Mazurach, Podlasiu, Wielkopolsce czy na Pomorzu Zachodnim. Być może jest tak samo, jak na Kaszubach, ale z pewnymi wyjątkami. I tu wchodzimy w grupy społeczne. Prawda jest taka, że zdejmowanie butów (będąc u kogoś z wizytą) wielu osobom kojarzy się z chłopami, czyli prostaczkami z nizin społecznych. Przecież to chłopi wchodząc do chałupy w ufajdanych krowim łajnem buciorach musieli ściągać je w sieni. A kto by chciał być przyrównywany do wieśniaków? Przecież większość Polaków wywodzi się ze szlachty! Arystokracja nie ściąga butów! No i mamy problem!

Za niezdejmowaniem butów przemawia fakt, że buty są nieodłączną częścią ubioru. Ładnie ubrana kobieta ma zdejmować swoje szpilki, a jej partner w gajerku ma paradować w skarpetach? A co, jeżeli te skarpety są dziurawe albo śmierdzące? Bo elegancik tak naprawdę jest niechlujem i brudasem.

Na wszystko jest sposób – buty na zmianę. Czy to naprawdę problem zabrać ze sobą drugie buty? Moi rodzice mieli koleżankę, która zawsze przychodziła z butami na zmianę. Wiedziała, że u nas w domu nie chodzi się w butach i szanując ten zwyczaj, a jednocześnie nie chcąc paradować na bosaka, zabierała dodatkowe obuwie. Dodam, że było to obuwie które nie stwarzało ryzyka zniszczenia naszego parkietu. Taaa, bo obuwie na zmianę to jest nie taka prosta sprawa. Jakiś czas temu byłam na imprezie, na którą przyszła dosyć niska dziewczyna. Singielka chciała upolować kandydata na męża i koniecznie chciała wyglądać na wyższą i bardziej seksowną. Pomimo tego, że gospodarz właśnie niedawno położył nową podłogę, uparła się, że ona MUSI być w szpilkach. Skończyło się tak, że wlazła w tych szpilach i zdjęła je po pół godzinie, ponieważ gospodarz siedział ze skwaszoną miną, kandydat na męża olał imprezę i nie przyjechał, a szpilki zaczęły ją cisnąć w stopy. Dodam, że reszta gości siedziała na bosaka i panna wyglądała w tych swoich szpilach komicznie. Nie wspomnę, że nić sympatii pomiędzy gospodarzem a szpilarą została nadszarpnięta. Było warto pchać się w tych szpilach?
Dziury po obcasach to jedno, a co powiecie na piach i ….kupy? Piach to jeszcze pikuś – jakoś się go sprzątnie, ale….kupa to już jest inna para butów. Niektórzy goście są tak bezczelni albo bez wyobraźni, że nawet nie sprawdzą, czy coś im się nie przykleiło do buta. A dodam, że oprócz kupy może się też przykleić guma, której pozbycie się z dywanu graniczy z cudem. A nawet, jeżeli sprawdzą i wyczyszczą (“kocham” wycieraczki i schody ufajdane kupą), to na butach wnosi się bakterię kałową, która nie jest fajna dla domowych zwierzaków i dla dzieci. Czy to naprawdę kosztuje wiele ściągnięcie butów wiedząc, że u kogoś w domu jest malutkie, raczkujące dziecko?

Spotkałam się również z argumentem, że jeżeli kogoś stać na drogi dywan, to i stać go na pranie tego dywanu. Na pohybel drogim dywanom! Będę je deptał swoimi butami – a niech mają za swoje! No, witki opadają…. Gdzieś tam wyczytałam, że szanując swoich gości nie powinniśmy inwestować w drogi dywan do salonu. Znaczy się, trzeba sobie kupić tanią wykładzinę, żeby tylko goście mogli paradować po salonie w trzewikach? A jeżeli ta tania wykładzina nam się nie podoba, a podoba nam się drogi dywan? Zwijać go na imprezę i ścielić podłogę tanią wykładziną albo szarym papierem? Zrezygnować z kupna drogiego dywanu i kupić tani, żeby go co rok zmieniać?
Wchodzenie w butach do domów jest jeszcze w miarę zrozumiałe w krajach, w których praktycznie nie ma zimy, tak jak np. w Italii czy Hiszpanii. W Polsce wiadomo, jaką mamy pogodę i goście zimą mają się pchać na salony w obłoconych butach? Hmm na to również znalazłam dobrą radę – akcesoria do czyszczenia butów. Tylko teraz tak – czy to nie urazi naszego gościa, że wciśnie się mu w łapę szmatę mówiąc, żeby sobie wytarł buty? Przecież od razu mu zasugerujemy, że ma usyfione buty i nie chcemy go z tym syfem na salonach. No i znowu problem!

A jak to wygląda w Szwecji?

Szwecja – wiadomo – jaki ma klimat. Pogoda tak tu wygląda, że przez większą część roku coś pada – jak nie deszcz, to śnieg. Do tego wszystkiego drogi i chodniki posypuje się specjalnymi kamykami, które po zimie niby są sprzątane, ale tak naprawdę wszędzie się poniewierają. To sprawia, że Szwedzi nie chodzą w domach w obuwiu. Oni nawet w kapciach nie chodzą. Większość śmiga na bosaka. W domach często mają ogrzewanie podłogowe, w mieszkaniach jest ciepło. Do tego kochają naturę, a nie ma nic bardziej naturalnego od chodzenia na bosaka. Tak więc w Szwecji raczej goście ładujący się w butach na salony to coś dziwnego. Co ciekawe w Szwecji nie ma wycieraczek na klatkach schodowych (podobno to wynika z przepisów przeciwpożarowych). Przepraszam zdarzają się, ale raczej nieczęsto.

Za to wycieraczki są pod drzwiami wewnątrz mieszkania i na nich często zostawia się buty, a jak jest impreza, to gospodarz np. rozkłada gazety i buty zostawia się na gazetach. A to ci dopiero mają tupet, co? Nie dość, że “każą” zdjąć buty, to jeszcze na gazecie trzeba te buty zostawić!

To co mnie wprawiło w osłupienie, to sytuacja, kiedy sprawdzano u nas instalację gazową, kominy i pęknięcia w suficie. W sumie mieliśmy trzy wizyty pracowników zajmujących się sprawdzaniem tych rzeczy. Za pierwszym razem o mało nie padłam ze zdziwienia. Pan nie dość, że ściągnął buty, to jeszcze do tego postawił je na wycieraczce pod drzwiami (w środku mieszkania) i w skarpetkach powędrował zrobić swoje. Sytuacja powtórzyła się za każdą wizytą. Zero ładowania się w brudnych butach.

Nie tylko w domach ściąga się obuwie. Normą jest w szpitalach i przychodniach przyszpitalnych, że nie wchodzi się w obuwiu na oddział. Przy drzwiach ustawione są kosze z folią na buty. W butach nie chodzi się również w przychodni dziecięcej. W naszej zostawia się buty w specjalnie wyznaczonym miejscu, tylko na bosaka. To samo tyczy się stref dziecięcych w bibliotekach. Buty muszą zostać za specjalną linią. Za tą linią można chodzić tylko bez butów.

A w Polsce? Wszyscy pracownicy np. spółdzielni mieszkaniowej, sprawdzający liczniki na wodę czy kaloryfery, ubezpieczyciele, a już nie wspomnę o kolędujących księżach, pchają się w buciorach do domu. I spróbuj takiemu uwagę zwrócić! A jak widać można ściągnąć buty i korona z głowy nie spadnie! A jeżeli chodzi o gości…..to ja chyba nie mam ochoty zapraszać osób, które nie respektują zasad panujących w moim domu. W końcu zawsze można się spotkać na mieście w kawiarni. I żeby uprzedzić komentarz, że jak może być ważniejszy dywan od przyjaciół… – a co to za przyjaciele, którzy nie szanują zasad panujących w domu swojego przyjaciela?

Agnieszka Więckowska

Autorka prowadzi blog: Agnes na szwedzkiej ziemi

2 thoughts on “Buty… zdjąć, czy nie zdjąć…

  • Mieszkam z rodziną w warszawskim bloku z lat 70. Chodzimy po mieszkaniu w kapciach lub bez (ja latem przeważnie boso, bez skarpetek). Ponieważ nasz blok znajduje się na skraju dużego skupiska biurowców, większość mieszkań jest rotacyjne wynajmowana przez pracowników – przyjezdnych z całego kraju, przeważnie ze środowisk wiejskich i małomiasteczkowych. W związku z tym od czasu do czasu zdarzają się typowo wsiowe, prostackie zachowania. Np. jedna z lokatorek chodziła boso (bez obuwia, skarpetek czy rajstop) zarówno po swoim mieszkaniu, jak i po całym bloku (do zsypu, na klatkę schodową, do sąsiadów). W porze letniej chodziła tak również do osiedlowego sklepu spożywczego. Nie muszę chyba opisywać, jaką paletę barw i zapachów miały jej stopy… Pewna lokatorka z naszego piętra przyjmowała na noc kolejnych kandydatów na narzeczonego. Jeden z nich nosił tanie, mocno przepocone buty ze sztucznej skóry, które zostawiał na korytarzu, obok drzwi do mieszkania panny. Przez całe noce buty zionęły smrodem. Za którymś razem przeniosłem je na drugi koniec korytarza i postawiłem w mało widocznym miejscu pod sufitem. Rano koleś miotał się przez blisko godzinę w przekonaniu, że ktoś mu te buty ukradł. Od tamtej pory wietrzył je już na balkonie panny. Opisana przez autorkę kwestia przyzwyczajenia gości do brylowania „po salonach” w obuwiu zewnętrznym wynika zapewne z dawnych czasów, kiedy po przyjęciu podłogi były szorowane przez służącą czy inną pomoc domową. Etat gosposi zanikł w okresie socjalizmu, a zwyczaje gości pozostały bez zmian.

    Odpowiedz
  • Zdejmowanie butów przez zaproszonych gości to kwestia kultury.Jeżeli zaprasza się gości,to nie należy od nich wymagać zdejmowania czy zmiany obuwia. Jeśli boimy się o cenne dywany lub parkiety to nie zapraszajmy wcale.Goście sami z siebie czasami zdejmują buty, ja teź, zwłaszcza zimą czy w słotne dni.

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.