Artykuł pochodzi z mojaorunia.pl, autor Piotr Olejarczyk
Już wkrótce skwer przy ulicy Gościnnej może nosić nazwę zamordowanej przez komunistów, legendarnej sanitariuszki Danuty „Inki” Siedzikówny. Grupa oruniaków, których mocno wspiera arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, chce również postawić jej w tym miejscu pomnik. – Wszystko musi być gotowe na 28 sierpnia, czyli rocznicę śmierci „Inki” – mówią. Niektórzy radni miejscy studzą ich zapał. Oruniacy nie chcą jednak słuchać kolejnych wymówek. – Musi to zostać zrobione i koniec!
Trudno o bardziej wstrząsający i wzruszający scenariusz (patrz ramka pod artykułem) z czasów wojny niż historia Danuty „Inki” Siedzikówny, która walczyła w Armii Krajowej, by po wojnie zostać zamordowaną z sądowego wyroku polskich komunistów. W chwili śmierci miała niecałe 18 lat.
Dopiero niedawno udało się odkryć miejsce pochówku „Inki”. Najprawdopodobniej we wrześniu tego roku w Gdańsku odbędzie się uroczysty pogrzeb legendarnej sanitariuszki.
Grupa oruniaków postanowiła uczcić pamięć „Inki” w jeszcze inny sposób. Chcą skwer przy ulicy Gościnnej (nieopodal Traktu św. Wojciecha) nazwać imieniem Danuty „Inki” Siedzikówny i postawić jej tutaj pomnik.
Skąd taki pomysł? Odpowiedzi jest kilka
Pomysłodawcami są tutaj księża salezjanie, między innymi Mirosław Dukiewicz, proboszcz parafii kościoła przy ulicy Gościnnej. – W czasie wojny „Inka” uczyła się w szkole sióstr salezjanek w Różanymstoku. Była wychowana w duchu patriotycznym, w duchu religijnym, w duchu nauk księdza Jana Bosko. Może być wzorem dla dzisiejszej młodzieży, jest uosobieniem patriotyzmu, miłości do ojczyzny. Zginęła w Gdańsku. Stwierdziliśmy, że dobrze byłoby właśnie w taki symboliczny sposób powiązać jej imię z salezjanami – tłumaczy proboszcz Dukiewicz.
Pomysł podchwycił również Krzysztof Kosik, wieloletni mieszkaniec Oruni, w latach 90-tych radny miasta. – Pierwsza wersja pomnika była skromniejsza, miał to być głaz narzutowy z wykonanym napisem. O całej sprawie dowiedział się jednak arcybiskup Sławoj Głódź, któremu pomysł się bardzo spodobał i który włączył się w to przedsięwzięcie. Została stworzona koncepcja pomnika z czerwonego marmuru. Mamy nawet już wykonawcę. Będzie to znany na pewno niektórym plastyk z Warszawy, pan Andrzej Renes – mówi Kosik.
Pomnik ma zostać sfinansowany nie ze środków miejskich. – Dżentelmeni o pieniądzach nie dyskutują, ale powiem tylko, że arcybiskup Głódź zaangażował się tutaj w każdym wymiarze – uśmiecha się Kosik.
Musimy zdążyć do 28 sierpnia
Pomysłodawcy chcą by miasto dołożyło swoje cegiełkę w postaci oświetlenia i wykonania małej architektury wokół pomnika.
– Pomnik musi być gotowy do 28 sierpnia, czyli do rocznicy śmierci „Inki”. Nie ma innej opcji. Choćby skały pękały, musimy mieć wtedy uroczyste odsłonięcie pomnika – komentuje Kosik.
Zdaniem salezjanów i Kosika, ważnym jest również, by pomnik był gotowy przed terminem uroczystego pogrzebu „Inki”. Chodzi o to, by po uroczystościach pogrzebowych w Gdańsku, na których już zapowiada się tysiące osób z całej Polski, ludzie przyjechali także na Orunię, na ulicę Gościnną, pod nowy pomnik.
By tak się stało, potrzeba jednak aprobaty i zgody miasta. Po pierwsze, gdańskie władze muszą zgodzić się na nadanie skwerowi przy Gościnnej imienia „Inki”. Po drugie, muszą też „zaklepać” zgodę na budowę pomnika.
Pomysłodawcy już zaczęli przekonywać urzędników i radnych. W ostatni wtorek na ręce prezydenta został złożony (brał w tym udział także naczelnik jednego z wydziałów Instytutu Pamięci Narodowej) list intencyjny całego przedsięwzięcia. Stosowne informacje wysłane zostały także do gdańskiego Wydziału Architektury. Wczoraj proboszcz Dukiewicz, Kosik, a także Kamil Sobkiewicz, przewodniczący Zarządu oruńskiej Rady Dzielnicy spotkali się z miejskimi radnymi, którzy zasiadają w Komisji Kultury.
Przestrzegam przed takim optymizmem
Marek Bumblis, przewodniczący Komisji studził jednak zapał oruniaków. Przekonywał, że do realizacji tych pomysłów potrzeba wiele czasu i być może nie uda się zdążyć przed końcem sierpnia, czy początkiem września.
– Przypominam, że okolica skweru jest strefą objętą ochroną konserwatorską, wymaga to określonych procedur, związanych z prawem budowlanym. O pomyśle musi też wypowiedzieć się Komisja Pomnikowa. Dobrze byłoby też poznać opinie całego środowiska Żołnierzy Wyklętych, a także zdanie rodziny pani Danuty Siedzikówny – mówił wczoraj.
- Nie przyjmuję do wiadomości, że termin jest odległy. Przy dobrej woli możemy pokazać gdańskiej społeczności, że są ważne przedsięwzięcia, które traktuje się priorytetowo – ripostował Kosik.
Radni z Komisji Kultury chcą poprosić tutaj o opinię prezydenta Gdańska. Pomysł oruniaków popiera m.in. radny Piotr Czauderna, który zasiada we wspomnianej wyżej Komisji Pomnikowej, a także Lech Kaźmierczyk z Komisji Kultury.
Co ciekawe, opisywany tu skwer przy Gościnnej miał nosić nazwę imienia księdza Michała Winiarza, który w latach 80-tych pełnił posługę kapłańską w pobliskiej parafii. Kilka miesięcy temu taki wniosek złożyła oruńska Rada Dzielnicy.
Na następnej swojej sesji radni zmienią jednak swoją uchwałę. W rozmowie ze mną Sobkiewicz nie krył, że dzielnicowi radni z Oruni chcą by skwer nosił nazwę „Inki” i by stanął tutaj pomnik.
Mają też jeszcze jeden pomysł. – Planujemy zaangażować szkoły w naszej dzielnicy i zrobić konkurs o Armii Krajowej, Państwie Podziemnym i postaci „Inki”. Dopracowujemy szczegóły – mówi Sobkiewicz.
Trudno o bardziej wstrząsający i wzruszający scenariusz z czasów wojny niż historia Danuty „Inki” Siedzikówny.
Na początku wojny jej ojciec zostaje wywieziony przez Sowietów, udaje mu się wydostać z ZSRR wraz z Armią Andersa, ale umiera niedługo później. Jej matka ginie w Polsce, zamordowana przez Gestapo. Sama „Inka”, która na początku wojny ma zaledwie 11 lat, kilka lat później wstępuje do Armii Krajowej.
Już po wojnie wraz ze swoim oddziałem zostaje aresztowana przez grupę NKWD-UB. Udaje się jej wydostać z niewoli, nawiązuje kontakt z przedstawicielami antykomunistycznego podziemia, w tym z dowódcą jednego ze szwadronów legendarnego majora Zbigniewa „Łupaszki” Szendzielarza. Wkrótce zostaje ponownie aresztowana, tym razem w Gdańsku. Ta 18-letnia wówczas dziewczyna w trakcie śledztwa jest bita i poniżana. Już w tak zwanej wolnej Polsce zostaje skazana na karę śmierci.
28 sierpnia 1946 roku staje przed plutonem egzekucyjnym, składającym się z polskich oficerów. Według świadka tamtej egzekucji „Inka” zdążyła jeszcze krzyknąć przed śmiercią: „Niech żyje Polska! Niech żyje „Łupaszko”!
Przyznam, że ta historia wzrusza mnie za każdym razem.
„Inka” została już upamiętniona m.in. w następujący sposób:
Tablica Pamiątkowa w Bazylice Mariackiej w Gdańsku
Pomnik w Parku im. Sanitariuszki Inki w Sopocie
Pomnik przy Kościele Parafialnym w Narewce
Symboliczny Grób na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku
Pomnik w Parku im. dra H. Jordana w Krakowie