Zapewne żaden z członków założonego podczas oblężenia Akki w roku 1190 bractwa, mającego zajmować się opieką na chorymi i rannymi, nie marzył o tym, że już po czterdziestu latach jego współbracia zaczną na wybrzeżach Bałtyku tworzyć państwo, które w czasach swego rozkwitu zostanie uznane za „mocarstwo”, a w konsekwencji – mierząc ludzkim pojęciem – będzie miało trwać po wieczność. Skromnie można w tym miejscu wspomnieć słowa, jakie zapisał Mommsen w swej historii Rzymu (t. III, str. 272 i nast.), mówiąc o podbiciu Galii przez Cezara.
Początkowo był to tylko skromny związek rycerzy niemieckich – w przeciwieństwie do joannitów czy templariuszy, którzy składali się przede wszystkim z elementu romańskiego. Zakon Niemiecki wzrastał w siłę podczas walk z Saracenami, poświęciwszy się Najświętszej Dziewicy, opiece nad chorymi i potrzebującymi. Przysięgali na miecz, służąc pod wodzą równie wielkiego sercem, co i dzielnego i doświadczonego dyplomaty, a także myślącego perspektywicznie człowieka, jakim był Hermann von Salza, przyjaciel cesarza Fryderyka. Zakon osiągał coraz większą władzę i potęgę. Posiadłości w Europie – podarunki cesarskie – zapewniały mu potrzebne do egzystencji środki także i wtedy, gdy zgodnie z osiągniętymi celami sens wojen krzyżowych należało uznać za wyczerpany. Również i wtedy, gdy zgasł już zapał zarówno wśród książąt, jak i ludów Europy, co spowodowało, że Zakon Niemiecki wycofał się ze sceny teatru wojny na Wschodzie.
Zamiast jednak, jak inne zakony rycerskie, osiąść na laurach i oddać się działaniom prowadzącym do upadku, lub też wypełniać złożone przysięgi w walkach z waldensami czy innymi kacerzami, zakon krzyżacki z radością udał się za wezwaniem biskupa Christiana, by wziąć udział w długotrwałych walkach przeciwko ciągle jeszcze niepokonanym, pogańskim Prusom. Nie podbity jeszcze wówczas kraj został oddany Zakonowi w formie darowizny – co według ówczesnych chrześcijańskich pojęć było całkowicie dopuszczalne –i na wiosnę 1231 roku można było już rozpocząć działania wojenne.
Jak to bywa podczas podbojów wszystkich krajów będących związkami plemiennymi, główną zasadą Zakonu było zabezpieczenie początkowo zdobytych terenów poprzez budowę zamków. Tak więc najpierw, idąc z biegiem głównej rzeki, Wisły, rycerze zakonni zbudowali zamki w Toruniu, Chełmnie, Kwidzynie, Radzyniu i Elblągu. Potem przyszła kolej na Bałgę nad Zalewem Wiślanym, Dzierzgoń, Bartoszyce, Sępopol, Reszel, Lidzbark Warmiński, Braniewo i inne.
Nie tylko historiografowie tej wojny zaborczej, ale także historycy wojskowości uznali, że Zakon działał z niesłychanie godnym podziwu sprytem i zręcznością, odpowiadającym nawet współczesnemu nam stanowi wiedzy militarnej. Podobnie jak rzymski legionista niósł podczas wojennych marszów zaostrzony pal szańcowy, co umożliwiało mu niemal natychmiastowe założenie castrum w niemal dowolnym miejscu i zabezpieczeniu tym samym bazy operacyjnej (przypomnijmy sobie choćby kampanię wojenną Cezara w Galii), tak i rycerze zakonni załadowywali statek przeważnie materiałami potrzebnymi do założenia stałej osady i wysyłali go razem z drużyną wojskową w dół Wisły, aż do miejsca, które dobrze nadawało się do zbudowania kasztelu. Pogańscy Prusowie przyglądali się tym działaniom przeważnie ze spokojem – do czasu, gdy na swą zgubę zorientowali się w konsekwencjach takiego osiedlania się nieprzyjaciela.
Początkowo kasztele te składały się tylko z otoczonego palisadą wału ziemnego, który potem był poszerzany i rozbudowywany. Można na tej podstawie przyjąć, że żaden z tych starych zamków nie został dokończony w formie, w jakiej rozpoczęto jego budowę. Kiedy w roku 1276 obok starej – aczkolwiek raczej legendarnej – wsi Aliem, gdzie mieli zwyczaj załadowywać prowiant w trakcie podróży do swych obronnych siedzib w Elblągu, Bałdze czy Lochstädt, rycerze zbudowali zamek dla ochrony żeglugi na Nogacie i na cześć Najświętszej Marii Panny nazwali go Grodem Marii, trudno było z góry zakładać, że będzie to centralny punkt utrwalonej już podówczas władzy w krainie bursztynu. Jednakże zalety tego miejsca musiały prędko rzucić im się w oczy, bowiem z mądrego przewidywania czy też działania instynktownego, jego wybór po dzień dzisiejszy pozostaje godzien pochwały. Już wcześniej, przy okazji omawiania pozycji Gdańska, zauważyliśmy, że jakieś miejsce może mieć tym większe znaczenie jako punkt krystalizacji interesów krainy, im bardziej wykorzystuje ono swoje naturalne położenie. Zobaczyliśmy, jak bardzo znacząca dla pozycji Gdańska była jego lokalizacja względem pobliskiego morza oraz nurtu wielkiej rzeki w miejscu, gdzie spotykały się wzgórza i niziny. Biorąc pod uwagę przede wszystkim interesy gospodarcze, oceniając te kryteria, nasz wzrok pada na punkt węzłowy, jaki tworzą krzyżujące się szlaki handlowe akurat u stóp gdańskiego Grodziska.
Jednakże w przypadku Malborka, jako centrum państwowości i polityki Zakonu, musimy spojrzeć na to miejsce z innego punktu widzenia, bowiem interesy handlowe musiały być tutaj podporządkowane celom administracyjnym i militarnym. Względami, jakie należało wziąć pod uwagę przy wyborze takiego centrum, były: koncentracja wszystkich nici administracyjnych w jednym punkcie, łatwy ogląd sytuacji w różnych częściach kraju, możliwość szybkiego przerzucania oddziałów wojskowych w zagrożone rejony, możliwość użycia drogi wodnej, by pozostawać w stałym kontakcie z innymi zamkami leżącymi nad Zalewem Wiślanym, a z drugiej strony – kontrola szlaku łączącego krzyżaków z ich krajem ojczystym, Niemcami, i ułatwiająca potencjalną akcję kolonizacyjną.
- fragment książki Ludwiga Passarge „Z wiślanej delty. Tczew, Gdańsk, Żuławy, Malbork. Szkice z podróży 1856”.