Kultura i sztuka

Nie bój się Kaszuby – nie da się zbudować niczego na kompleksach

Nie da się zbudować niczego na kompleksach. Siłą wielkich projektów, idei czy państw była – i jest do dzisiaj – samoświadomość tego, czym są i co mają do zaoferowania. Pewność siebie. To przyciąganie, a nie odpychanie, decyduje o sukcesie. Dlatego ze zdziwieniem odnotowałem pomysł zmniejszenia dotacji na naukę języka kaszubskiego.

Nie bój się Kaszuby - nie da się zbudować niczego na kompleksach
Nie bój się Kaszuby – nie da się zbudować niczego na kompleksach

A Kaszuba ze mnie żaden. Urodziłem się w Krakowie i kawał mojego serca do dziś bije dla Podhala, gdzie spędzałem wszystkie wakacje, chłonąc góralszczyznę w autentycznej, niekomercyjnej formie. W Sopocie jestem więc, jak większość, elementem napływowym. Wiem o tym, a gdybym niechcący zapomniał, to wnet będzie mi to wypominane w różnych dyskusjach o kurorcie, kiedy interlokutorom zaczyna brakować argumentów.

Jak taki krakus wchłania kaszubskość? Po pierwsze, nosem. Ma zapach tabaki, tam na południu, które było moim domem, zupełnie nieznanej. Naturalnie, wiedziałem, że tabaka ma z Kaszubami nierozerwalny związek – od czasu do czasu w mediach pojawiały się obrazki tabaczących polityków, szukających wsparcia w regionie podczas kampanii wyborczych.
A w pamięci wciąż jeszcze pozostawał opis tabakiery księdza Robaka, z której generał Dąbrowski (też z Małopolski!), miał osobiście zażywać przyjemności, i to bodaj czterokrotnie. Tak czy inaczej, pierwszy niuch był dla mnie niezapomniany. A ja na długi czas zostałem admiratorem tej używki.

Potem zaczyna się słyszeć. Nie wiem, czy tu nie popełniam jakiegoś lingwistycznego samobójstwa – z góry przepraszam wszystkich specjalistów i purystów, jeśli to, o czym teraz napiszę, nie ma z Kaszubami wiele wspólnego, ale chodzi mi o szyk zdania z charakterystycznym na jego końcu wyrazem „wtedy”. Być może niedoświadczone ucho łatwiej wyłapuje takie niuanse. Są dla niego bardziej wyraziste i głośniej brzmią.

To napiszę o „jo” wtedy. No bo „jo” podbiło moje serce od razu. Był to nie tylko przejaw zwyczajnej fascynacji przybysza, ale również podziw dla pięknego w prostocie brzmienia. I zacząłem tego „jo” nadużywać. Najpierw podczas zakupów na „Zielonym Rynku”, potem w pracy. Neofici są najgorsi, jak mówi powiedzenie.

Wreszcie zacząłem poznawać Kaszuby przez żołądek. To droga piękna, chociaż, jak w przypadku tabaki, dosyć niebezpieczna. Nie chcę tu robić lokowania produktu, ale jest za Gdańskiem kilka miejsc, w których szybko zacząłem doceniać kuchnię regionalną. Żeby jednak nie było zbyt przymilnie, to przyznam, że do dziś nie jestem w stanie zrozumieć połączenia śledzi z ziemniakami jako głównego dania.
O przyrodzie Kaszub nie śmiem napisać nawet jednego zdania, wystarczy poczytać Żeromskiego czy Wańkowicza.

Dyskusja o dotacji już przybrała rytualne formy okładania się partyjnym cepem. Opozycja podbija bębenek, podkreślając – nie do końca w zgodzie z faktami – że to pewnie zemsta za niskie poparcie dla partii rządzącej w regionie. Posłowie rządzącej koalicji nie pozostają dłużni, chcąc nie chcąc, wrzucają Kaszubów do jednego worka decyzji administracyjnych z mniejszością niemiecką, co jest i niesprawiedliwe, i po prostu niemądre.
No, ale cała ta sytuacja, to dla obu stron kolejna okazja do budowania murów. A tej pokusy, w dzisiejszej spolaryzowanej rzeczywistości, jest politykom coraz trudniej uniknąć.

Ale najsmutniejsze jest to, że w temacie dotacji żadnej ze stron partyjnego sporu nie chodzi o Kaszubów, którzy zresztą przez całe wieki udowadniali, że w swoim uporze potrafią zachować język i odrębność. Z dotacjami i bez dotacji. A także wbrew brutalnym i krwawym represjom, których byli ofiarami jeszcze nie tak dawno.

Wojciech Wężyk, Dziennik Bałtycki

2 thoughts on “Nie bój się Kaszuby – nie da się zbudować niczego na kompleksach

  • Panie Wojciechu, Zapewne kiedy zgłębi Pan historię Kaszub i Kaszubów, dowie się Pan – a może już wie o tym?- że słynne „JO” w tym regionie jest wspólne dla języków Bałtów. W Szwecji np. używa się go na wdechu i znaczy „TAK” – potakiwanie jak i u Kaszubów. Różnie detalicznie odmienione znakami diakrytycznymi w pisowni to słowo ma tę samą treść. Możliwe, że wzięło się z panowania tu króla Eryka dawniej w okolicy Darłowa ? Lub wcześniej już tu było używane ?
    Dla mnie będącej z rodziców wielkopolskich, słuchanie tu na odpustach zwłaszcza, ale nie tylko, brzmiało jakoś ordynarnie. Wybaczcie Kaszubi. Nauczyciel mojej czteroklasówki zażywał tabakę nawet w trakcie lekcji wydmuchując ją na chusteczkę – były też mocnymi wrażeniami dla dzieci z tradycji innych regionów. Był też problem z brzmieniem słów jak np. dla mnie „oczyścił”, które pan zamieniał na „oczyszczył ” dając mi gorszą ocenę. Swoim dzieciom zakazywał używania kaszubszczyzny.
    Do niedawna zniesmaczało mnie nadużywanie w Trójmieście i okolicy potakiwania „no, no, no” a to dla literacko poprawnej mowy włączone dawniejsze „jo” !!!! Łodzianie, Poznaniacy powiedzą „tak, tak”. A tu to „no, no” ma wydźwięk formy pytajnika na końcu.- I dla moich rodziców było niegrzecznym i niejasnym co do woli interlokutora. Takim jakby warunkującym przyzwoleniem z niedowierzaniem. Szwedki kiedy słuchają opowiadania znajomej często wyrażają „JO” zachłystując się nim.
    Kaszuby mają wiele odcieni jak łowicka zapaska kolorów. Na odpuście w Wejherowie trudno było się porozumieć Kaszubce spod Pucka z tą z okolicy Kartuz czy Kościerzyny. Ciekawe było obserwować to w latach 60.ub.st.
    Ponieważ w Trójmieście, a szczególnie w Gdańsku wiele jest Kaszubów z Kociewia – to wiem, że jest to lżejsza forma języka już przemieszanego z kujawskim dialektem. Ci mieli swoją modę dla pań i mężczyzn. Nie tylko w kolorach ale i krojach.
    Mini-regiony różniły się wzorami haftów. Haft wprowadziły tutaj siostry Norbertanki sprowadzone do Żukowa w 1212r. I do dziś te wzory się kultywuje: jedne bardziej kolorowe, inne w barwach żółci i brązu.
    Region Kaszub był biedny. Przysmakiem były pomuchle – czyli wędzone dorsze. A w jeziorach przepyszne śledzie słodkowodne czyli Sielawa i Sieja. Gęsina i zupa z żółtej brukwi z tłuszczem gęsim zimową porą. A na Wielkanoc pascha z ucieranych jajek. Cudne lasy, piękne jeziora, wspaniałe grzyby, górki i pagórki to polska Szwajcaria Kaszubska. Warto odwiedzać i się zaprzyjaźnić. Nadmienię, że dzieci w Szkole Podstawowej w okolicy za Gdańskiem uczą się dodatkowo języka kaszubskiego. „Hola, hejda, z Kaszeb jesme me. Hej ! Pokój, radość wszedcim żeczyme !

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.