Jej wizyta w naszym mieście trwała od 11 lutego do 28 lutego 1646 roku. Do Gdańska przybyła z Paryża Ludwika Maria Gonzaga podążająca do swego małżonka, zaślubionego „per procura” (5 listopada 1645 r.), króla Władysława IV. Ten właściwy ślub odbył się w Krakowie 10 marca 1646 roku.
Wjazd do Gdańska Józef Ignacy Kraszewski w swojej książce „Na królewskim dworze” opisał tak :
Na drodze już z Oliwy do Gdańska, w przeciągu milki jednej, na którą pięć godzin czasu straciła królowa, poczęły się powitania. Na pół drogi stały gwardie królewskie w sześciu oddziałach, w barwach niebieskich podbitej żółtą, za nimi pachołkowie króla piesi, halabardnicy, dragoni, kozacy, ustawieni szeregami, całą prawie drogę aż do bram miasta zajmowali.
Król nie mógł być świadkiem tego wydarzenia, gdyż po drodze zaniemógł i musiał zawrócić z drogi. Podobno popełnił za to faux pas. Biograf Władysława IV podaje: „W przeznaczonym dla Ludwiki Marii futrze znajdowała się kartka z nazwiskiem poprzedniej właścicielki, Rozyna Małgorzata von Eckenberg”. Ta niedelikatność musiała być dla Ludwiki Marii gorzką pigułką do przełknięcia…
Wjazd do Gdańska udokumentował Bartholomeus Milwitz na obrazie, który obecnie znajduje się w Krakowie na Wawelu.
Rezydencją królowej na czas jej pobytu w Gdańsku było boczne skrzydło Bramy Zielonej. I jest to jedyna koronowana głowa, która w Bramie Zielonej przewidzianej na królewską siedzibę, nocowała. Pozostali woleli nocować gdzie indziej, tam, gdzie było ciszej, spokojniej i nie dobiegały hałas i nieciekawy zapach z portu.
Wszyscy mieszkańcy Gdańska wiedzą, w jakim czasie pokonuje się dystans sprzed Bramy Wyżynnej do Bramy Zielonej. Wędrówka królowej tą trasą trwała wiele, wiele godzin. Myślę, że mogła być dla niej, w końcu, męcząca. W międzyczasie zapewniono jej całą masę atrakcji.
Uroczysty wjazd uświetnił paradny orszak strojnych chorągwi, wystrzały armatnie, a przede wszystkim ustawiona w połowie ulicy Długiej brama triumfalna, w której ustawione na postumentach figury Atlasa (talent i rozum) i Herkulesa (praca) podtrzymywały panoramę Gdańska, ukazaną pod łukiem tęczy. Oba posągi dzięki mechanizmom i ukrytym w środku ludziom poruszały się i przemawiały w języku francuskim i po łacinie. Była to wizja naszego miasta zabiegającego o łaskę króla Władysława.
Druga brama stała na Długim Targu przed Ratuszem. Był to trójprzelotowy łuk triumfalny również z przesłaniem moralno-polityczno-dynastycznym. Z obu stron znajdowały sie obrazy Adolfa Boya przedstawiajace królewską parę.
Od strony wschodniej „Sąd Władysława IV”- władca stojący w sypialni odrzuca konkury Junony, Wenus i Minerwy, wdzięcznie zwracając się w stronę portretu księżniczki Gonzagi, trzymanego przez Kupidyna.
Od strony zachodniej był to obraz przedstawiający „Zaślubiny Władysława IV z Ludwiką Marią” obramowany hermami z alegoriami Długowieczności i Płodności.
Prócz podobizn Marii Ludwiki i Władysława IV byli tam też przedstawieni Władysław Jagiełło i Kazimierz Jagiellończyk i Zygmunt III Waza. Konstrukcja bramy była na tyle duża i solidna, że mieściła galerię dla muzyków i aktorów. Muzy i nimfy pomimo solidnego mrozu ubrane były, oczywiście, w powiewne szaty. Choróbsko pewne, ale kto by się tym przejmował.
Trzecia brama stała na tle Zielonej Bramy. Tworzyły ją dwa obeliski na cokołach oplecionych winoroślą (alegorycznie – czas dobrobytu, rozkwitu) i gałązkami oliwnymi (pokój), połączone u góry girlandą kwiatową z orłem, a obok znajdowały się posągi Apollina i Diany, do których przyrównywano parę królewską.
W tym okresie bardzo chętnie nawiązywano w sztuce do antyku. Chrześcijaństwo zaadaptowało solarną symbolikę cesarską w ikonografii zarówno Chrystusa, jak i władców.
Odsyłam do znakomitego opracowania Marcina Kalecińskiego „Mity Gdańska” z którego korzystałam pisząc ten tekst.
Wróćmy do bram – przy ich wznoszeniu, innych dekoracji również, zatrudniono całą czołówkę twórców gdańskich – budowniczego Georga Muncha, stolarza Philipa Kapelreya, rzeźbiarzy Christiana Rotha i Nicolausa Boyego, malarzy Adolpha Boya, Samuela Niedenthala i wielu innych.
Ale nie były to jedyne atrakcje. W następnych dniach odbywały się widowiska taneczne, spektakle muzyczne i teatralne. Np. 15 lutego zespół teatralny z Warszawy wystawiał operę o zaślubinach Amora i Psyche. Zbudowano nawet specjalnie drewniany budynek teatralny na trzy tysiące widzów. Było to pierwsze w Gdańsku, a także w tej części Europy przedstawienie tego typu.
16 lutego odbyły się fajerwerki według projektu komisarza gdańskiej artylerii, Nathaniela Schmiedena. Na scenie widocznej z okien rezydencji królowej- na scenie ustawiono cztery piramidy oplecione laurem, między nimi trzy baseny, w których pływały syreny i wielobarwne serca (nie zapominajmy, że to luty, a zimy kiedyś były sroższe niż dzisiaj). W środku znajdowała się figura Wenus na kwadrydze i Herkules walczący z hydrą i Cerberem. Za nimi stała sosna ze złotymi i srebrnymi szyszkami – drzewo stanęło w płomieniach, kiedy zleciały na nią dwa błyszczące orły. W tym czasie hydra i Cerber okładane herkulesową maczugą (głośno przy tym rycząc) eksplodowały racami. Następnie spłonął Herkules z resztą menażerii, ognia uniknęła tylko Wenus, nad którą rozbłysł napis Vive le Roy, Vive la Royne.
W następnych dniach przedstawiono inscenizacje walk Sarmatów z Gotami. Planowano jeszcze walkę Krzyżaków z Prusami, ale pierwsza inscenizacja pochłonęła zbyt wiele ofiar w ludziach, więc zrezygnowano z tego pomysłu.
Dobrze, że Maria Ludwika 28 lutego opuściła Gdańsk, bo nie wiadomo ile jeszcze ofiar mogło by być.
Śpiewem żegnały ją nimfy wodne i sama bogini Diana.
Żoną Władysława IV była niedługo, bo do 20 maja 1648 roku, do jego śmierci. Rok później poślubiła jego brata Jana Kazimierza, ale to już temat na inną opowieść.
I jeszcze jedna ciekawostka. W orszaku Marii Ludwiki znajdowała się pewna mała, czteroletnia, śliczna dziewczynka – Maria Kazimiera d’Arquien de La Grange, znana później jako…. Marysieńka Sobieska. Niektórzy plotkują, że była nie tylko chrześniaczką Ludwiki Marii Gonzaga, ale i jej nieślubną córką (!).
Pisząc tekst korzystałam z: M. Kaleciński, Mity Gdańska. Antyk w publicznej sztuce protestanckiej Res Publiki, Gdańsk 2011.
Ewa Czerwińska przewodnik po Trójmieście
autorka blogu Trójmiejskie opowieści przeróżnej treści
brawurowy tekst. gratulacje