Od 26 kwietnia bieżącego roku dyrektorzy gdańskich instytucji gminnych mogą otrzymywać 21 000 zł miesięcznego wynagrodzenia. Zarządzenie 762/22 wydała A. Dulkiewicz, prezydent Gdańska.
To w ciągu pół roku druga podwyżka w Gdańsku – w październiku ub. roku, zarządzeniem 1555/21 prezydent podniosła wybranym podwładnym pułap płac z 18 do 19 tys. zł miesięcznie. To dobra wiadomość dla komendanta straży miejskiej Leszka Walczaka, dyrektor Biura Rozwoju Gdańska Edyty Damszel-Turek, dyrektora oliwskiego zoo Michała Targowskiego, czy dyrektora Gdańskiego Ośrodka Sportu Leszka Paszkowskiego.
W zarządzeniu, w którym przywołuje się miejski dekret prezydenta P. Adamowicza z lutego 2016, nie ma ani słowa o przyczynach kolejnej podwyżki płac samorządowych prominentów, nie są też wskazane przesłanki do podejmowania indywidualnych decyzji o zmianie uposażenia. W zarządzeniu 138/16 prezydent precyzował jedynie, że kwota łączna miesięcznego uposażenia dyrektorów obejmuje pensję zasadniczą, dodatek funkcyjny, dodatek za wysługę lat, comiesięczne dodatki, w tym premiowe – nie wyszczególnia natomiast 13 pensji ani nagród rocznych. W 2016 roku prezydent wyceniał prace dyrektorów sfery gminnej na 16 tys. zł miesięcznie, a zastępców na 12 tys. zł miesięcznie.
W bezczelnie szczerej notatce Daniela Stenzla, wynajętego w urzędzie do tłumaczenia mieszczanom gdańskim różnych przypadków urzędowych, można przeczytać, że podwyżki to konsekwencja inflacji, która zjada zarobki liderów komunalnych instytucji. Trzeba się więc ratować. Skala i wielkość koła ratunkowego wciąż jest skrzętnie skrywana. Od lutego „Gazeta Gdańska” zadaje pytania o skalę podwyżek w urzędzie – wg niedementowanych informacji do 50 proc. podwyżki dla najbliższych współpracowników, resztówka dla zwykłych urzędników? – uzyskując jedynie ogólne informacje o regulacjach samorządowych płac.
Prezydent Andrzej Duda zarabia 25 tys. zł miesięcznie, premier Mateusz Morawiecki, marszałkowie Sejmu i Senatu – po 20 528 zł.
Pieniądze na wynagrodzenia urzędnicze pochodzą ze „składek” gdańszczan. Po tym, jak wyszło prezydenckie zarządzenie w sprawie maksymalnego miesięcznego wynagrodzenia dyrektorów, zapytaliśmy prezydent miasta Gdańska o jej motywy i o ocenę pracy urzędników. Czekamy na odpowiedź, czy jest to efekt pogoni za galopującą dwucyfrową inflacją, czy też uznania dla urzędniczej pracy.
W Gdańsku w spółkach gminnych zarabia się bardzo godziwie. Maciej Lisicki, prezes spółki Gdańskie Autobusy i Tramwaje ma pensji zasadniczej po podwyżce 24 200 zł plus 30 proc. premii rocznej od rady nadzorczej.
przeczytaj:
- Oświadczenia majątkowe gdańskich prominentów
- W zarobkach gdańskich prezesów nie widać pandemii
- Portfele gdańskich prezesów spółek komunalnych
Od pół wieku wiemy, że „nie ma darmowych obiadków”, a stwierdzenie to spopularyzował guru liberalizmu gospodarczego i piewca wolnego rynku Milton Friedman (znany najpewniej gdańskim działaczom PO). Nie ma też darmowych przejazdów nawet dla uchodźców z Ukrainy – ktoś za nie przecież płaci. Zatem od 1 czerwca 2022 r. w Gdańsku obowiązywać będą nowe ceny biletów komunikacji miejskiej. Wyższe.
Przedstawione przez Piotra Borawskiego, zastępcę prezydenta ds. przedsiębiorczości i ochrony klimatu propozycje zmian taryfowych zatwierdziła Rada Miasta Gdańska. Przy podwyżkach cen paliw, inflacji i wzroście cen energii elektrycznej oraz podniesieniu wynagrodzeń zarządzającym, przy skromnych dochodach z GPEC i SNG, podniesienie cen biletów jest nieuniknione. Średnio zapłacimy miesięcznie (zależnie od częstotliwości korzystania) więcej o 10-15 zł.
Uzbiera się na milion złotych dla zarządu i 200 tys. dla rady nadzorczej.
Urzędniczy taniec na kasie podatnika trwa w najlepsze w naszej małej Sycylii.