Kultura i sztuka

Postscriptum do „wyzwolenia” – pomniki wdzięczności

IPN wydał książkę Dominiki Czarneckiej o „pomnikach wdzięczności“ armii sowieckiej we współczesnej Polsce. Autorka konsekwentnie bierze tę „wdzięczność” w cudzysłów i to jest jej jedyny odautorski komentarz do całej sprawy. Poza tym bowiem książka jest przede wszystkim rzetelnym i obszernym (ponad 500 stron) zrelacjonowaniem zjawiska, które jawi się, w świetle przedstawionych faktów, jako upodlenie i upokorzenie Polski. Oto bowiem o współczesnym losie fałszywych pomników „wdzięczności” – budowanych przez sowieckie komendantury wojskowe, potem na podstawie decyzji egzekutyw komitetów PPR i PZPR – decydują ambasador i konsulowie Rosji w Polsce!

Sowieckie pomniki, symbol powojennego dominium sowieckiego w Polsce, zaczęły znikać wkrótce po pierwszych po wojnie wolnych wyborach do samorządu terytorialnego (27 V 1990). Niestety, tylko niektóre – w gminach o zdecydowanej przewadze radnych z pierwszej,  niepodległościowej „Solidarności”.  W większości gmin zostały, przecząc słynnej wypowiedzi aktorki Joanny Szczepkowskiej z jesieni 1989 roku: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. Nie skończył się do dziś, przepoczwarzył się tylko w jego karykaturę. Niebezpieczną, bo rujnującą patriotyczne wychowanie naszej młodzieży.

Kto nie zdążył wyburzyć w gminie sowieckiego pomnika, po 22 lutego 1994 r. stanął przed murem nie do przeskoczenia. Na podstawie polsko-rosyjskiej umowy „o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji”, podpisanej w imieniu Polski przez ministra spraw zagranicznych Andrzeja Olechowskiego (w czasach PRL „kontakt operacyjny” gen. Gromosława Czempińskiego, który dziś głosi tezę o „zdradzie” płk. Ryszarda Kuklińskiego), Rosja żąda od nas opieki nad wszelkimi reliktami sowieckiego panowania w Polsce.  Rosja umiejętnie szantażuje Polskę tą umową przywołując cmentarze w Katyniu i Miednoje. Tylko, że w Katyniu i Miednoje spoczywają ofiary tych, których pomniki stoją w Polsce!

Dla  wielu czytelników książki Dominiki Czarneckiej odkryciem będzie rozdział „Postępowanie żołnierzy sowieckich wobec polskiej ludności”, dotyczący głównie okresu od „wyzwolenia” do końca 1947 r. Udokumentowane przez autorkę fakty są druzgoczące i szokujące. Tysiące zgwałconych kobiet, niezliczone mordy i grabieże dokonane na „wyzwolonej” ludności, strzelanie do ludzi, plądrowanie polskiego majątku i wywożenie go w Sowiety. Nie zobaczymy tego na żadnym z setek filmów wojennych wyprodukowanych w PRL. „Oprócz zorganizowanych akcji o charakterze policyjno-represyjnym [np. obława augustowska, „polowania” na oddziały  podziemia niepodległościowego], które były odgórnie  planowane przez sowieckie władze i służby specjalne, niezliczoną liczbę przestępstw na obywatelach polskich popełnili szeregowi żołnierze” – pisze autorka.  Wielu Polakom pobyt sowietów na ziemiach polskich, zwłaszcza w latach 1945-46, „przypominał najgorsze lata z okresu panowania hitlerowców”.

Kilka przykładów z długiej listy:

21.X.1945 r. w Jeżowie (Łódzkie) dziewięciu żołnierzy sowieckich zaczęło bić ludzi na targu, demolować i okradać stragany. Strzelali też do ludzi. Miejscowi milicjanci, wspierani przez mieszkańców Jeżowa, stoczyli z bandytami bitwę. Byli zabici i ranni.

2.VIII.1945 r sowieccy żołnierzy w Szlachetnych Kruszynach (powiat brodnicki) obrabowali i wymordowali rodzinę Gutowskich, w tym matkę w ostatnim miesiącu ciąży. W nocy z 31 lipca na 1 sierpnia 1945 r.  w Poznaniu dokonano 8 zabójstw. Wszystkie były dziełem „wyzwolicieli”. W Malborku gwałcenie kobiet i dziewczynek było na porządku dziennym, także w samym centrum miasta, w ciągu dnia. W Miejscu Kładzkim zwyrodniały lejtnant sowiecki zgwałcił 3-letnią dziewczynkę, która umierała na oczach rodziców. W Wyrzysku głośny był gwałt na dziewczynce 5-letniej. W Starogardzie 16-letnia Jadzia stanęła w grudniu 1945 r. przed sądem grodzkim. Zrozpaczona dziewczynka ukrywała gwałt z dnia „wyzwolenia” przed bliskimi, a kiedy urodziło się dziecko, udusiła je. Za to była sądzona.

15.IX.1945 r. w lesie w Michałowicach sowieci zgwałcili wielokrotnie 13-letnią dziewczynkę, potem ją zamordowali. Szokujący jest meldunek z Koszalina, z lipca 1945 r.: „Częste są rabunki dokonywane na ludności polskiej przez czerwonoarmistów. Podobne rzeczy nie grożą Niemcom, gdyż chronią ich specjalne [sowieckie] instrukcje”! W meldunku sytuacyjnym szefa wywiadu komendy obwodu AK w Białymstoku czytamy: „Ma się wrażenie, że to nie wojsko, ale banda dobrze uzbrojona. Obdarci, prawie połowa boso, wielu w cywilnych łachmanach. Kradną wszystko i wszędzie, co się da”. W sprawozdaniu z Kluczborka napisano: „Wojska sowieckie pozajmowały majątki, wszystkie konie i żniwiarki, Niemców do roboty i żniwują na własną rękę„. Obliczono, że na tym terenie sowieci zrabowali około 40% zboża. Sprowadzani tam repatrianci głodowali.

Autorka rozprawia się z propagandowym mitem o budowie pomników „wdzięczności” jako spontanicznego aktu „wdzięczności” od „wyzwolonych”. W rzeczywistości te pomniki powstawały na żądanie sowieckich komendantów wojennych, opłaty od ludności były wymuszane, a kiedy brakowało pieniędzy, stawiano bezprawne żądania finansowania sowieckich potworków z biednych, powojennych budżetów komunalnych, kosztem pierwszych potrzeb  wynędzniałych przez wojnę ludzi. Wydatki poniesione na sowieckie budowle – symbole panowania nad Polską – wynosiły tylko do lipca 1945 r. ponad 339 mln zł! „W wielu miejscowościach lokalne władze i obywatele musieli ponosić koszta budowy sowieckich monumentów w pierwszej kolejności, odsuwając w czasie realizację niezbędnych inwestycji i akcji pomocy„. W Gdańsku zdesperowani żołnierze frontowi proponowali, by wybudować dom dla inwalidów „ku czci Armii Czerwonej”, bo jest konieczny. Sowieci się nie zgodzili, choć był już rok 1947.

Warszawski pomnik „czterech śpiących” na Pradze kosztował ogromne pieniądze. „Zaprojektował” go sowiecki major Koralew. Postawienie na Pradze, skąd sowieci obserwowali w sierpniu i we wrześniu agonię Warszawy, pomnika „towarzyszom broni” było szatańskim szyderstwem.

Autorka daje zestawienie 476 pomników „wdzięczności” podkreślając, że spotyka też takie, których  nie odnalazła w różnych oficjalnych zestawieniach. Było ich więc w Polsce  ponad 500! Sądząc po opisach (według stanu na rok 2012) połowa z nich stoi na polskiej ziemi i ma się dobrze.

Dominika Czarnecka „Pomniki wdzięczności Armii Czerwonej w Polsce Ludowej i w III Rzeczypospolitej”. Na podstawie pracy doktorskiej pod kierunkiem prof. Mirosława Golona [dyrektora Oddziału Gdańskiego IPN]. Wyd. IPN 2015, stron 544. Dystrybucja kanałami IPN.

Piotr Szubarczyk

historyk, nauczyciel, publicysta, uczestnik opozycji demokratycznej w PRL, autor kilkuset artykułów, odznaczony w 2011 roku Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za „wybitne zasługi w upowszechnianiu wiedzy o najnowszej historii Polski”

Pomnik Braterstwa Broni („czterech śpiących”) był gipsowym odlewem. W 1947 dokonano odlewu z brązu. Za ten odlew Warszawa musiała zapłacić Moskwie 700 000 rubli i 1400 marek. Była to równowartość 640 000 dolarów amerykańskich i 240 000 000 ówczesnych złotych polskich. W sondażach w 2014 roku większość warszawiaków wypowiedziała się za postawieniem pomnika z powrotem na swoje miejsce. – przyp. od red.

Dodaj opinię lub komentarz.