Kultura i sztuka

Betonowa nostalgia albo o nieoczekiwanej wyższości onlajna nad oflajnem

Falowiec z Przymorza Wielkiego, najdłuższy wieżowiec na świecie i drugi najdłuższy budynek mieszkalny, stał się niekwestionowaną atrakcją turystyczną oraz inspiracją artystyczną.

Powstały o nim dwie powieści (w 2016 „Pieczeń z amfy” Salci Hałas z Nagrodą Literacką Gdynia i „Latawiec z betonu” Moniki Milewskiej z 2018 r.), komiks oraz słuchowisko z Piotrem Adamczykiem i film/spektakl Teatroteki z Januszem Chabiorem – te dwa ostatnie dzieła wg powieści Milewskiej. Ponadto wiele przywołań i drobiazgów, jak choćby serial „Motyw”, którego bohater, detektyw Paweł Szulc (Michał Czarnecki), zażywa tabakę, przysięga „na Gdańsk” i, by dopełnić gdańskości, mieszka w falowcu (uśmiech). Dr Jacek Friedrich stara się od lat o wpisanie falowca do rejestru zabytków, ale to temat trudny, bo wpis do rejestru niesie ze sobą obowiązek dbania o zabytek, a koszty takiego giganta jak moloch z Obrońców Wybrzeża 4–10 też są pewnie naj. Kolekcję artystycznych przedstawień uzupełnił monodram Wojciecha Stachury, czyli spektakl w Teatrze Miniatura. Piszę w takiej kolejności, bo to przede wszystkim projekt aktora Miniatury i wiceprezesa Fundacji KonglomeArt, który po trosze ze względów praktycznych został zrealizowany przez macierzysty teatr w ramach konkursu grantowego.

Opowieść opiera się na niebanalnym założeniu, że zakrzywienie falowca powoduje… zakrzywienie czasu, dzięki czemu bohater, fikcyjny inżynier, konstruktor falowca, przeżywa podróż w czasie. Żyjąc w latach 70., tuż po zbudowaniu legendarnego budynku (1970-73), co rusz wraca do przyszłości. Niektóre wiadomości zaskakują nie tylko jego (wybór Karola Wojtyły na papieża), inne są zapowiedziami osobistych upadków (alkoholizm) i rodzinnych tragedii (śmiertelny wypadek na autostradzie, w którym giną najbliżsi). Czas teraźniejszy to opresyjny PRL, inżynier jest donosicielem, którego męczą narastające wyrzuty sumienia. Decyzja o zerwaniu współpracy kończy się katastrofą…

Monodram jest bardzo trudnym gatunkiem, zdecydowanie nie wszyscy mają odwagę przebywać samemu na scenie. Solówka sceniczna może być koniecznością (najtańszy w eksploatacji gatunek, b. często wybierany przez aspirujących amatorów i młodych aktorów), benefisem albo cezurą. Tak może być w przypadku absolwenta Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza na Wydziale Lalkarskim w Białymstoku, od 2013 r. w Miniaturze. Wojciech Stachura, choć fizycznie w konfrontacji z publicznością jest sam, to ma przebogate towarzystwo animantów. Przede wszystkim wiele rodzajów lalek, następnie przedmioty wzbogacane oraz animowane wizualiami i wreszcie… on sam (fragmenty z kartonami). Aktor występuje w wielu rolach, wciela się w postaci z bloku, rozmawia z nimi i esbeckim „opiekunem”, który wywiera na nim presję i szantażuje. Stachura, spiritus movens projektu „Falowiec, czyli podróż w historię” dofinansowanego kwotą 60 tys. zł przez Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu „Patriotyzm Jutra”, jest zarazem autorem scenografii i wszystkich lalek. To jego opera omnia i, mam nadzieję graniczącą z pewnością, cezura w aktywności artystycznej. Już dorosłe Papety zapowiadały nową estetykę w trójmiejskim teatrze, ale tam głównie dzięki językowi Marii Wojtyszko. Mam też kolejną nadzieję, że spektakl zobaczy prof. Marek Waszkiel i Stachura tylko na podstawie prezentacji „Betonu” zostanie np. … doktorem, bo ta godzina na scenie jest bardziej wartościowa niż dysertacje i „przewody”.

„Beton” to bardzo trudny i złożony technicznie spektakl. Kilkadziesiąt zmian wszystkiego: tonacji oraz intonacji, tempa, sytuacji, scenografii. Dwa główne plany to szafa i stół. W szufladach czekają postaci i rekwizyty, na stole cztery prostopadłościany, którymi operuje animator, układając z nich falowiec w różnych miejscach przestrzeni. Bardzo ważną rolę odgrywają wizualizacje i multimedia, za które odpowiedzialny jest Sebastian Łukaszuk. Pomysłowo wzbogacają przebieg, pełnią rolę dramaturgiczną i wariantują scenografię, tworząc nastrój np. poprzez różnobarwne filtry. Najbardziej zapamiętałem małego Stachurę „rzuconego” na cegłę i bardzo prosty, ale spektakularny efekt rozlewającego się mleka. Połączenie wizualizacji z lalkami przypominało mi niedoścignionych żartownisiów z Agrupación Señor Serrano, z tyłu głowy otwierała się dawna „Machina” na stronie poświęconej tandetnym acz kultowym dziś laleczkom, przed oczami przeleciał oddział chłopców z osiedla Wejhera walczących z tymi z Tysiąclecia (falowiec to był inny świat). Tak się nostalgicznie porobiło…

Wojciech Stachura zgarnął większość pomorskich nagród teatralnych za zeszłoroczną premierę online i pewne jest, że na tym się nie skończy. Z zasady nie piszę recenzji z onlajnów, bo teatr jest dla mnie tylko w bezpośrednim kontakcie, a pomorskie realizacje pozostawiały tak wiele do życzenia, że w praktyce powstawałyby recenzje okrutne. Z „Betonem” rzecz ma się inaczej i, co uzmysłowiłem sobie po wyjściu z teatru, onlajn bardziej mnie przekonał niż pokaz na żywo. Dlaczego premiera sceniczna pozostawia niedosyt, skoro jest tak wiele do pochwalenia?

Realizacja filmowa pozwala na powtórki, precyzję i detale, tworzy nową sytuację i odczytania. W premierowym pokazie na żywo takich bonusów z naturalnych powodów nie było. Pewnie także emocje wynikające z kontaktu z żywą widownią spowodowały, że aktor… zniknął. Zabrakło zróżnicowania tempa, zatrzymań, czas sceniczny to inna specyfika i wymagania. Wielość atrakcji wizualnych przesunęła animatora na drugi plan, historia straciła okazję na ukazanie wymiaru symbolicznego. Gdzieś uciekła szansa na uniwersalną metaforę, która przez jeden niezwykły budynek ukazuje całą zbiorowość, gdzie los bohatera spleciony z losem współlokatorów mówi nam w nowy sposób o naszych dziejach. Spektakularności formalnej nie dotrzymała kroku oryginalność opowieści. Ciekawsza dla mnie byłaby poprowadzona ze swadą rzecz o budynku i jego lokatorach niż historia bohatera-narratora. Wolałbym być zaczarowany przez falistą mitologię, a nawet bajkę. Jestem trochę zmęczony kolejnymi losami anonimowych postaci potrącanych przez Los. Żyję już trochę w tym miejscu i czuję, że nigdy nie dowiemy się o wielu najważniejszych historiach, tak jakby ktoś pilnował, by tajemnice nie ujrzały światła dziennego, bo coś się zawali, coś umrze, jakaś legenda, jakaś Idea. A przecież Idei już dawno nie ma…

Bardzo dobra prezentacja filmowa rozbudziła apetyt na widowisko epokowe, którego premierowa wersja sceniczna nie zaspokoiła. Inne emocje, inna energia i pandemia też miały tu pewnie wiele do powiedzenia. Te refleksje nie zmieniają jednak faktu, że „Beton” nie tylko warto, ale trzeba koniecznie zobaczyć!

Piotr Wyszomirski

Beton na podstawie powieści Latawiec z betonu Moniki Milewskiej. Adaptacja i reżyseria: Michał Derlatka, animacje i multimedia: Sebastian Łukaszuk, muzyka: Sarapata Sound Workers, koncepcja scenografii i lalek: Wojciech Stachura, konsultacje konstrukcyjne scenografii: Beniamin Straszewski, reżyseria świateł: Maciej Iwańczyk, wykonanie: Wojciech Stachura, wykonanie piosenek: Marta Złakowska, głosy: Zofia Bartoś, Michał Derlatka, Edyta Janusz-Ehrlich, Piotr Srebrowski. Premiera online: 25 listopada 2020 premiera offline: 4 czerwca 2021 na Scenie prób Miejskiego Teatru Miniatura. Czas trwania: 65 min. (bez przerwy).

Piotr Wyszomirski, Gazeta Świętojańska

Dodaj opinię lub komentarz.