Jak każdy rodowity gdańszczanin, jestem żywo zainteresowany co w moim mieście piszczy. Śledzę z niemałym zaciekawieniem wszelkie nowiny związane z funkcjonowaniem grodu, studiuję rozmaite plany zagospodarowania, przyglądam się budowom, pochylam nad projektami i wizualizacjami. Bywa, że jestem zadowolony. Zdarza się, że nie. Jak to w życiu, można powiedzieć. Jeden lubi marchewkę, inny pomidora. Ale pewne rzeczy, mimo wszystko, powinny odpowiadać wyobrażeniom ogółu. A przynajmniej nie spotykać się z drwinami, czy wręcz zdecydowanym sprzeciwem.
Jest kilka bardzo kontrowersyjnych inwestycji, na które wydano masę pieniędzy. Często zapożyczając się na długie lata w bankach komercyjnych, oraz emitując obligacje miejskie. Sam już nie wiem, może w niektórych przypadkach mowa już o obligacjach obligacji, lub innych wynalazkach kreatywnej ekonomii. Jest tego całkiem sporo, a miasto zazwyczaj lekką ręką sięga po nasze dochody w następnych latach. Czy to nie jest stąpanie po kruchym lodzie? Zapewne jest, ale to temat na zupełnie inny artykuł. Zajmijmy się jednak tymi wzbudzającymi najwięcej dyskusji.
Europejskie Centrum Solidarności… To był temat od lat rozbudzający najwięcej emocji. Zdecydowanie. W tramwajach i przy kawiarnianych stolikach, na budowach i parkowych pochlejach, w gabinetach prezesów poważnych przedsiębiorców i w kolejkach do pośredniaka poddawano w wątpliwość sens inwestycji. A jak już nawet uznano jej celowość, to wizje architektoniczne każdy miewał inne. Większość w ogóle uznała ECS za wyrzucenie pieniędzy w błoto. Na szczęście (lub nieszczęście), o tym jaki projekt zostanie zrealizowany decyduje szacowne jury. I jak to zwykle bywa wygrywa taki, który… no właśnie, zawsze wówczas pojawiają się teorie spiskowe o przekupnych jurorach itd. Faktem jest, że jakiś tam wyróżniony projekt, olśniewa większość publiki. A wygrywa jakiś „kloc”. No i mamy niezły pasztet później. A właściwie puszkę z pasztetem. I to przerdzewiałą. Tak to wygląda. Jak złom. Może to miała być apoteoza rozkładu stoczni, który obserwowaliśmy przez ostatnie ćwierćwiecze? No tak, bardziej ta budowla kojarzy się z upadkiem ideałów Solidarności, a nawet z destrukcją państwa. Czy o to chodziło? Może to zakamuflowane szyderstwo jakiegoś architekta? I tak bywa. Znajomy opowiadał mi, jak to projektował dom dla jakiegoś neofity. Z przedłożonych propozycji klientowi spodobała się najbardziej ta, w której kolega sobie po prostu zakpił. Potem to wybudowano, a znajomy rwie sobie teraz włosy z głowy, bo kumple po fachu uznali że jest czołowym, lokalnym makabryłowcem. Nawet jeśli tak nie było z ECS, to przyznać trzeba, że gmaszysko jest ponure, a szczególnie złowieszczo wygląda podczas kiepskiej pogody. Niektórzy mawiają „obraz nędzy i rozpaczy” wskazując budowlę. Inni po prostu mówią „wrak”, albo „złomowiec”. To „złomowiec” szczególnie mi się podoba, bo kojarzy się z zomowcem. Takie oczywiste nawiązanie.
Powiem szczerze, ze ten corten podoba mi się nawet. Zawsze miałem słabość do undergroundowej i radykalnej muzyki, jaką jest industrial. Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca na koncert Einsturzende Neubauten. I znowu się kojarzy ta nazwa… Na pewno byłby to genialnie wyglądający klub muzyczny. A miejsce upamiętniające idee Sierpnia? No cóż, wystarczyłoby zostawić ten teren takim jak jest. Bez żadnych upiększeń, burzenia, złomowania dźwigów. Byłby to wstrząsający symbol Solidarności. Metaforyczne podsumowanie przemian po 1989 roku. Coś, co – gwarantuję – chwyciłoby niejednego turystę za serce. I zmusiło do zastanowienia, chwili refleksji. Taki skansen.
Co do wystawy wewnątrz… Nie powiem, nie jest zła. Interesująca nawet. Dzieci mają dużo frajdy, to cieszy. Trafia do nich. Mi osobiście czegoś brakuje. Czegoś takiego nieuchwytnego, trudnego do nazwania. Może to coś, co bezpowrotnie minęło? Może po prostu brak tych ideałów?…
Kolejny przykład. Zamek Nekromantów! Tfu!… To znaczy Gdański Teatr Szekspirowski. Studiując projekt, nie wyglądało to tak najgorzej. Może lepszym słowem byłoby „odważnie”. Ale wątpliwości były i tak ogromne od samego początku. W końcu zaczęto to budować. Po wielu perypetiach i zwrotach akcji, których nie powstydziłby się scenarzysta niejednej hollywoodzkiej produkcji, dzieło ukończono. Przybyłem, zobaczyłem i… nie uwierzyłem w to, co widzę. Szczęka opadła do kolan, a kolana uderzyły z rezygnacją o bruk. Nie jestem pewien, czy nie zawyłem z rozpaczy. Chyba jednak bardziej oniemiałem. To coś, to kompletna makabra! Makabra – w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pierwsze skojarzenia, które przychodzą do głowy, to takie, że tam męczą ludzi! Normalnie miejsce kaźni. Żeby tam jeszcze tej kaźni wewnątrz poddawali architekta, czy osoby które wskazały ten projekt jako zwycięski… Ale czemu torturuje się oczy przypadkowych przechodni? Czemu straszy się dzieci? Przypomniało mi się, jak zza Domu Harcerza wyłoniła się nagle jakaś wycieczka licealistów z Holandii i stanęli jak wryci. „Lol wtf?!”, „fucking dungeons!” – tyle pamiętam z komentarzy. Ja na wszelki wypadek zmyłem się, nie miałem zamiaru świecić oczami za kapitułę konkursowych architektów. staram się omijać to miejsce, pasuje tam jak kij w oku. I choć lubię teatr, nie jestem pewien, czy moja noga tam postanie. Lubię czuć psychiczny komfort w miejscach, które odwiedzam.
To teraz może o miejscu, które funkcjonuje tylko na papierze. A uściślając na wizualizacjach, które podsyła gawiedzi od czasu do czasu inwestor. Zapowiadane, jako epokowa inwestycja. Miejsce, gdzie deweloper zapowiedział nowoczesną tkankę miejską, nowe ulice, place. Rejon inwestycji budzi szacunek. Jest masa miejsca do zabudowania, a cały teren zupełnie zmieni swe oblicze. Dość powiedzieć, że Gdańsk dorobi się niewielkiego odcinku „metra”. Tory kolejowe zostaną zabudowane, powstaną nowe biurowce… Gdzie jest haczyk? No tak, a jakże! Zbudują nam też gigantyczne centrum handlowe i kolejny multipleks! Cóż, nim teren sprzedano, każdy widział potrzebę zagospodarowania tego miejsca w jakiś sensowny sposób. Gildia, która znajdowała się wcześniej w tej lokalizacji cuchnęła cebulą i spoconymi ludźmi. A towary oferowane w tych blaszakach, to była głównie podrabiana odzież i taniocha z dalekiego wschodu. Nikt raczej – poza kupcami – nie żałował tej Gildii. Ja tym bardziej, bo zawsze unikałem takich miejsc i tak pewnie będzie też w przyszłości. Był też tam spory parking, a właściwie wielki plac zaadaptowany na niego (dawniej stały tu żaby z których spylano chińskie gacie i skarpety). Była też piekarnia, kiosk stał. Drzewa, ich było sporo. szkoda mi tych drzew, lubiłem je. Co z tego, że „samosiejki”. Drzewa przydają miastu przytulności, tonują stresy, którym co dnia musimy stawiać czoła.
Ale zawsze mamy do czynienia z „blablabla” inwestora, a potem okazuje się, że jest zupełnie na opak. Pierwsze rendery potwierdziły ponure przypuszczenia: oto powstanie KOLEJNY betonowy gigant handlowy, z dużym prawdopodobieństwem będzie tworzył zwartą bryłę. Wszystko pod dachem, począwszy od tunelu pod „Lotem”, a skończywszy kilka hektarów dalej, przy magistracie. Czy to scenariusz kolejnego filmu grozy? Nie. To przyszłość tego terenu. Gigantyczne, wielopiętrowe parkingi i biurowce spoczywające na wannach z betonu, kompleks handlowy, w którym trzeba będzie zatrudnić detektywa, by odnaleźć dziatwę, która się zagapi, oraz kina do których nie przychodzą wbrew pozorom miłośnicy X muzy, tylko głodna popcornu i nachos hołota, lubiąca sobie na dodatek siorbnąć colę. Wizualizacje mocno rozczarowują, są strasznie niechlujne. Burdel i serdel, jakby rzekł Piłsudski. Bardzo przepraszam, ale włodarze Wąchocka byliby pewnie zażenowani poziomem tego projektu. Jestem przekonany, ze dobrze ten potworek będzie się komponował z okropną obwodnicą w sąsiedztwie. Marność i lipa. Na miejscu głównego urbanisty miasta, popełniłbym seppuku. Nie mogę się denerwować, bo to źle wpływa na moje zdrowie, dlatego zakończę ten wątek. Nie wiem, czy chcę żyć dłużej na tej planecie, po tym co ujrzałem.
A są oczywiście inne projekty. Np Wyspa Spichrzów – ale nią zajmę się kiedy indziej. Jeden projekt gorszy od drugiego. Niekiedy trafi się jakaś perełka. Ale niestety rzadko. To nie jest tak, że jestem ze wszystkiego niezadowolony. Rozbudowa linii tramwajowych, Pomorska Kolej Metrpolitalna, POG, przepiękny stadion, naprawa nabrzeży (pominąwszy niektóre odcinki), tunel pod Wisłą… Sporo inwestycji jest trafionych, aż miło popatrzeć. Ale dobrze byłoby cieszyć się ze wszystkiego. Każdy gdańszczanin chciałby, by jego miasto było najpiękniejsze. To bierze się z ambicji, dumy, potrzeby identyfikacji z miejscem zamieszkania. Serce rośnie, gdy wszystko gra jak należy. Gdy słychać muzykę, gdy współgra wszystko w jednej, pięknej harmonii. Jest też, oczywiście niemało, inwestycji rozczarowujących. Ale musiałbym pisać i pisać, a tymczasem trzeba położyć się spać. Jutro też będzie dzień. A każdy dzień dobry, by trochę ponarzekać. Lub pochwalić.
Zawsze mnie interesowalo dlaczego ze zardzewialej stali?przeciez tyle ciekawych materialow teraz jest.A tu taki kicz.Oprowadzalem latem gosci z Niemiec i Rosji to komentowali to bardzo krytycznie i z ironicznym rozbwieniem.
Chciałbym zwrócić uwagę, na bardzo często powielaną nieprawdziwą historię związaną z tzw „zwycięskim” projektem Renato Rizziego. Otóż ten wenecki architekt, konkursu na projekt Teatru Szekspirowskiego nie wygrał, bo go wygrać nie mógł. Projekt który przedłożył przekraczał warunki konkursowe, w związku z tym nie został do niego dopuszczony. Natomiast utworzono specjalnie dla tego projektu nagrodę pocieszenia czyli pozakonkursową nagrodę specjalną jury. Gwoli ścisłości, sam konkurs został oprotestowany w sądzie a ostatecznie uznano go za nieważny. Zatem tak po prawdzie nikt nie może się czuć zwycięzcą, nawet te dwa projekty które tenże konkurs faktycznie wygrały. Po unieważnieniu konkursowego wyłonienia projektu na TS, prof. Limon dokonał wyboru z wolnej i tu od razu wskazał na Rizziego.
P.S. Znajomy z Warszawy oglądał ten obiekt zanim jeszcze nbył pokryty tym czarnym klinkierem i zapytał – Co to jest”, ja na to – A jak myślisz, a On – No chyba nie budujecie w centrum miasta elektrowni atomowej?!
Ochrona reaktora 4 w Czarnobylu będzie wyglądała tak samo.
Wystawa w ECS jest słaba, przeładowana multimediami, zbyt agresywna, odbiera przestrzeń refleksji i osobistego kontaktu z historią.
Budynek przytłoczył otoczenie i zniszczył symbolikę Placu Solidarności.
ECS w tej formie to wielkie nieporozumienie…
Świetnie opisane Arku, popieram w całości :)
Solidarność to zaplute karły reakcji, wyszliśmy z deszczu pod rynnę jeśli chodzi o prawa człowieka inne.