W tym artykule nie będę omawiać podstaw diety ketogenicznej, ani próbować przekonać nikogo do jej stosowania. Nie zamierzam też wdawać się w dyskusje z osobami, które powtarzają nieprawdziwe twierdzenia o szkodliwości keto dla nerek, bazując na niepotwierdzonych źródłach. Nie jest moim celem również krytykować całej branży farmaceutycznej, która mogłaby mieć korzyści z mojej choroby.
Ja jestem przekonana do keto i ten artykuł powstał na prośbę kilku osób, by opisać, jak to ze mną było, czyli empiria, zamiast wydumana teoria. Jest przeznaczony także dla tych, którzy chcą rozpocząć keto, a nie bardzo wiedzą, jak. Jeśli myślisz, że będziesz chodził głodny, że bez chleba i ziemniaków nie przeżyjesz, to jesteś w błędzie i chcę ci pokazać na moim przykładzie, że dopiero teraz życie dosłownie nabrało smaku, bowiem smak powrócił do formy pierwotnej: bez cukru i bez zapychaczy. Można polubić wątróbkę, gorzką kawę i awokado, które dopiero teraz stało się dla mnie objawieniem.
Żyłam jak wszyscy, jadłam to, co wszyscy, czyli dużo węglowodanów (chleb, ziemniaki, makaron, ryż, słodycze, ciasta, pizza, słodkie owoce, piwo rzemieślnicze, przekąski, żywność wysoko przetworzona i słodzona kawa) i olejów, typu rzepakowy. Jak siedziałam w kinie, to z czipsami i colą; jak upał, to litry soków owocowych. Normalne życie. Kolacja o 23, podjadanie. O 8 śniadanie, o 12 mogłam już konia zjeść.
W 2016 roku po raz pierwszy miałam takie uderzenia krwi do głowy, że trafiłam do neurologa. Już wtedy wiedziałam, że mam przepuklinę rozworu przełykowego, na którą pracowałam latami podjadając po nocach. Napady bólu nie do wytrzymania, kłopoty z oddychaniem. W 2018 musiałam zacząć brać leki na nadciśnienie. Dożywotnio. „Z czego to się bierze?” pytałam. „Tak już niektórzy mają”. Starość puka.
Na początku 2019 roku trafiłam do szpitala. Po ataku bólu związanego z przepukliną i utratą pamięci domownicy wezwali karetkę pogotowia. Dobrze się stało, bo w ciągu 3 dni zrobiono mi wiele badań na głowę i serce. Głowa okazała się w porządku (organizm bronił się przed bólem odcinając dopływ tlenu do mózgu, co zaskutkowało przemijającą niepamięcią), serce powiększone, co było następstwem nadciśnienia. Kolejne badania musiałam wykonać w poradni neurologicznej i kardiologicznej. Neurologiczna nic nie znalazła, choć przy okazji dopplera tętnic szyjnych wyszły mi guzki na tarczycy, a kolejne USG wykazało stan zapalny tarczycy. Kardiologiczna orzekła, że mam przebudowane serce. Dostałam inne dawki dożywotnich lekarstw i zaczął się kolejny rok męczeństwa.
Tłuszcz to zdrowie-film dokumentalny – lektor. To bardzo ważny film w dziedzinie postrzegania żywności jako lekarstwa.
Ciśnienie miałam już unormowane lekarstwami, a jednak źle się czułam. Wiecznie zmęczona, bez energii, ciężko było mi wchodzić na piętra, ciężko ubierać buty, wszystko było wysiłkiem. Lato spędzałam w domu, bo na powietrzu umierałam, jakby ktoś mi serce ściskał jak gąbkę. Nogi i twarz spuchnięte od rana. Wstawałam i już swoich kostek nie widziałam. Ubrania pękały w szwach. Wiedziałam, że powinnam schudnąć, ale schudnąć nie mogłam, bo brakowało mi energii, by cokolwiek ze sobą zrobić. Błędne koło. Zasypiałam po posiłkach, zasypiałam przed komputerem w trakcie pracy. Posiłek, który jest pokarmem dla ciała, daje mu siłę, przynosił zmęczenie i senność. Jeszcze nie jest ze mną źle, myślałam, ale kolejna impreza, w szafie wiszą sukienki, a ja żadnej nie mogę ubrać. Na wagę nie wchodziłam, na wszelki wypadek, żeby się nie przestraszyć. Aż mnie w gabinecie zmusiła lekarka. 77 kilo. „Na pewno jest zepsuta” powiedziałam.
Teraz wiem, że miałam stan przedcukrzycowy. Czytając ówczesny lipidogram widzę tam, że stosunek trójglicerydów do HDL wynosił 5. To był dzwonek alarmowy, ale wówczas tego nie wiedziałam, żaden lekarz nie zwracał na to uwagi. Lekarzy tylko interesuje cholesterol całkowity, powiedzą ci wtedy, że nie masz jeść masła i tłustego mięsa (których nie jadłam), a ja prostą drogą szłam do zawału nie z powodu cholesterolu, a z powodu wysokich trójglicerydów, niskiego HDL i wysokiego cholesterolu resztkowego.
W każdym razie przyszła pandemia i wizyty u kardiologa stały się trudniejsze. Jesienią 2021 roku zrobiłam echo serca i lekarka miała zadzwonić, by mi je objaśnić i nie zadzwoniła. Czekałam trzy miesiące. Telefony do niej nie działały (w sensie: trudności w połączeniu), jakieś wyznaczone godziny otwarcia, nie wiem, jakie, ale i tak nie można było wejść. Wszystko to było beznadziejne i zostałam z tym echem, nie wiedząc, co z nim robić.
Na szczęście.
Bo poszłam z nim do innego lekarza. Moje serce okazało się w kształcie klepsydry i nie miało siły pompować krwi z jednej komory do drugiej; konieczna stała się zmiana lekarstw. Ale zanim trafiłam do nowej pani doktor, porozmawiałam ze znajomym kardiologiem o tym, co może dziać się w moim organizmie. Znajomy był na diecie ketogenicznej. To była rozmowa, która zmieniła moje życie. Po pierwsze trafiłam w dobre (lekarskie) ręce, po drugie pchnęła mnie, by coś ze sobą zrobić. Po pierwsze schudnąć. Patrzyłam w ścianę i dokonywałam wyboru: teraz albo nigdy, Pisarska. Jeśli to zrobisz, to może coś się zmieni, może nie. Ale jeśli nie zrobisz, nie zmieni się na pewno. A jeśli umrę z głodu? Jak to mam nie jeść pysznego, pachnącego chleba? Ptasiego mleczka? Winogron? Jak mam pić gorzką kawę i zajadać się mięsem? A gorące ziemniaczki? Pierożki z grzybami i kapustą, które tak lubię? Straszna ta dieta, niesmaczna.
Zaczęłam od wiedzy. Szukałam wiedzy na temat diety ketogenicznej. Oczywiście, musiałam trafić na braci Rodzeń i zaczęłam w końcu rozumieć, jak działa ta maszyneria we mnie. Wszystko zrobiło się logiczne. No i te podziękowania dziesiątek, setek ludzi pod każdym ich filmem, podziękowania za uratowanie zdrowia! Więc jeśli chcesz rozpocząć na nowo swoje życie, zacznij od zdobywania wiedzy. A gdy nadszedł dzień zero, stanęłam na wadze, bo w końcu jak mam spadać z konia, to muszę wiedzieć, z jak wysokiego. 85 kilo. Wzrost 159.
Stawałam na tej wadze codziennie przez rok. Nie jest to potrzebne, można stawać sobie co tydzień albo co miesiąc, ale ja nie mogłam sobie odmówić. To dieta bardzo wdzięczna, szybko widać rezultaty, po tygodniu waga drgnęła i zaczęła hamować dopiero po 9 miesiącach. Nie będę rozpisywać się o założeniach keto, są ludzie w tym mądrzejsi ode mnie. Wiadomo, że rzecz polega na ograniczeniu węglowodanów i przyhamowaniu szalejącej w organizmie insuliny. Nie tyje się od spożywanego tłuszczu, a od węgli otłuszczających narządy. W keto następuje zmiana paliwa. A nie nastąpi, jeśli będzie się jadło pączki, płatki śniadaniowe i spaghetti. To, że nie chodzi tu tylko o utratę wagi, to oczywiste. Chodzi o odzyskanie i utrzymanie zdrowia. Nigdy na keto nie liczyłam i nie liczę kalorii. Mam ogólną orientację, co zawiera mniej, a co więcej węglowodanów. Liczenie kalorii do niczego nie jest mi potrzebne. Nigdy nie posiadałam żadnej aplikacji do ich liczenia.
Postanowiłam, nie odstawiać chleba gwałtownie, ale stopniowo zmniejszać. Ale inne rzeczy odstawiłam od razu, jednym cięciem:
- wszystkie ciasta, ciasteczka i słodycze, wszystko, co zawiera cukier, w tym miód
- wszystkie przekąski i podjadacze typu czipsy lub smakija
- soki owocowe, mleko, coca cola i tym podobne
- ziemniaki i wszystko, co z mąki
- ryż i kasza
- oleje roślinne (rzepakowy, słonecznikowy) – zamieniłam na masło klarowane, olej kokosowy, smalec i oliwę
- piwo
Z mojej lodówki zniknęły na zawsze od razu margaryny i serki topione, a także pożegnałam się z zupami w proszku i budyniami. Gdy to rozdałam, pomyślałam, że teraz na pewno umrę z głodu, więc muszę porządnie zaopatrzyć się nie wiem, w co. Ruszyłam więc do sklepu. Pierwsze keto-zakupy zabrały mi trzy godziny. Wstyd powiedzieć, ale dopiero wtedy zaczęłam czytać etykiety. Im krótszy skład, tym lepiej, im mniej węgli w 100 g, tym lepiej (nie kupuję produktów, które mają więcej niż 5 g węgli), ale żeby wybrać na przykład ten pierwszy majonez, musiałam przeczytać wszystkie majonezy. Teraz wiem, że jeśli kupować, to tylko Kielecki, a mój ukochany Winiary odszedł na zawsze. Ewentualnie mogę robić sama (co pewnie byłoby najlepsze).
Z czym jednak zjeść ten pasztet, który kupiłam? Jak sam bez chleba? Jeszcze kurczaka bez ziemniaków mogłam sobie wyobrazić, ale pasztet, ser żółty, tłusty twarożek? Na początku więc ograniczyłam tylko chleb – z trzech kromek zeszłam do dwóch, ale pozostałe rzeczy pokroiłam obok. I weszły sałatki. Nie trzy plasterki na chleb, ale cały pomidor lub dwa, albo miks warzyw. Do mięsa – sałatki. Po tygodniu takiego jedzenia nie byłam już w stanie przełknąć dwóch kromek, za dużo. Przeszłam więc na jedną kromkę. Kolejny tydzień i chleb przestał być potrzebny. Od końca stycznia 2022 do dzisiaj nie zjadłam ani jednego kawałka pieczywa – ani pszennego, ani żytniego. Nawet keto-chleb, na który kilka razy się skusiłam, nie jest mi potrzebny, bo ogranicza spożycie innych rzeczy, które mogłabym wszamać. Po dwóch tygodniach mój organizm sam zadecydował, że nie muszę jeść częściej niż dwa razy dziennie, bo nie łapie mnie głód. Robię się głodna około południa i następny posiłek dopiero wieczorem. A jak zapomnę zjeść (tak się zdarzyło), to nic się nie stanie!
To pominięcie śniadania jest jedną z fajniejszych rzeczy na keto. Wypijam kawę, wypijam herbatę i mam luz, mogę wyjść, mam więcej czasu na inne sprawy, a jeśli wyjdę przed południem i nie zjem, to robię sobie post aż do wieczora i mój organizm odpoczywa od trawienia.
Oczywiście, ketogrypa była, czyli ten stan przejściowy, kiedy organizm przestawia się z jednego paliwa (glukozy) na inny (ketony), kiedy musi załapać, co robić z ketonami. Już wcześniej suplementowałam witaminę D3 i przypuszczam, że dlatego ketogrypa u mnie była łaskawa. Trwała tylko jeden dzień i objawiła się ciężkim, nieznanym mi dotąd, bólem głowy. Miewałam migreny, ale to teraz było całkiem inne.
Gdy pierwsze 100 gramów zleciało z wagi, poczułam, że zaczyna się mój wielki eksperyment. Że coś w tym jest. Jem boczek i chudnę, na początek spada woda. Wspaniale. Pomyślałam, że obym tylko spadła 5 kilo, to będzie już sukces. Przez 10 miesięcy spadłam 20. Waga spadała sinusoidalnie – raz w górę, raz w dół, ale ze stałą tendencją spadkową. Od października spadła jeszcze jeden kilogram, w sumie 21. I zatrzymała się. Ważę 64 kilo. Jem nadal to samo, ale waga nie chce drgnąć – tak, jakby organizm sam wiedział, na ile sobie może jeszcze pozwolić. Chciałabym zrzucić jeszcze 5, ale nie mogę. Jednak spadek wagi, to taki trochę produkt uboczny tej diety, przede wszystkim poprawia się zdrowie metaboliczne, o czym za chwilę. W każdym razie, gdy strzałka na wadze minęła 70, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, bo to się po prostu działo!
Przez cały ostatni rok brałam codziennie:
- 10000 IU witaminy D3
- 1000 mg czystego potasu w formie cytrynianu
- 700 mg czystego magnezu w formie cytrynianu
- i trochę więcej solę (oczywiście solą kłodawską, nie zwykłą jodowaną)
- od jakiegoś czasu również selen i bor
Nie będę tłumaczyć, dlaczego trzeba się suplementować, ale trzeba. Pierwsze cztery rzeczy obowiązkowo (im mniej wypełniaczy w kapsułce, tym lepiej). Oczywiście, sprawdzam ich stan badaniami. Wobec wysokiego (i zadawalającego) poziomu wit. D3 w tej chwili obniżyłam przyjmowanie do 8000 IU. Chcę w tym momencie podkreślić rzecz, którą uważam za fundamentalną: należy ciągle i ciągle uzupełniać swoją wiedzę o keto! Żeby wiedzieć, jak działa insulina, czym karmią się choroby, co to jest stłuszczenie wątroby, skąd bierze się uczucie senności po posiłkach, skąd bierze się nadciśnienie (nikt mi nie potrafił wytłumaczyć!), co to jest indeks glikemiczny, na czym polega lipogeneza de novo i jaki jest ten zadowalający poziom witaminy D3! Żeby nikt nigdy ci nie powiedział, że to zabójcza dieta, która cię wykończy, wyniszczy, a mięsa nie wolno jeść. Cholesterol całkowity, który ci trochę pójdzie do góry, nie jest niczym szkodliwym! Będziesz miał swoje zdrowe życie na dowód, że wszystko działa, jak należy. I będziesz rozumiał, dlaczego tak, a nie inaczej. Ba, żeby czasem być mądrzejszym od lekarza. Będziesz potrafił zbić argumenty, że organizm potrzebuje cukru do życia. Na końcu tego artykułu podam, kogo słuchać i czytać, gdzie są te kopalnie wiedzy.
Przez cały ostatni rok dosyć rygorystycznie podchodziłam do diety, albo raczej do siebie, bo byłam chora metabolicznie. Nie jadłam czereśni, bananów, lodów, ciast. Ale musisz wiedzieć, że po pierwsze tracisz ochotę na pewne produkty, a po drugie – nie chce ci się jeść. To na diecie wysokowęglowodanowej organizm domaga się jedzenia i przekąszania po wysokich wyrzutach insuliny i spadku energii, na nisko nie masz ochoty. Nie ciągnie cię do słodkich rzeczy, jeśli masz prawidłowo wysoki poziom potasu, bo to potas jest odpowiedzialny za widzenie przez organizm zapasów glikogenu w wątrobie. Gdy jest go mało, twoje ciało ich nie widzi i woła o cukier.
Nie jadłam i nie jem żadnych słodzików (jednorazowa przygoda skończyła się ciężkim pobytem w toalecie). Z ich powodu opuściłam trzy grupy ketogeniczne na Facebooku i nie wchodź w żadne takie. Nie znajdziesz tam wiedzy. Grupy są zalewane postami ludzi, którzy chcą oszukać swój organizm i przemycić słodkie w postaci erytrolu i tym podobnych. Znajdziesz słodycz w inny sposób (zresztą wg ostatnich badań słodziki przyczyniają się do chorób sercowo-naczyniowych). Truskawki robią się niesamowicie słodkie bez cukru, a lody przestają smakować, bo robią się ulepkami. Twój smak się zmienia. Pozwolisz sobie na ciasto albo pizzę, gdy będziesz miał elastyczny metabolizm, gdy będziesz zdrowy, tak może raz w miesiącu, ale jestem przekonana, że szybko wrócisz do swojego keto, bo organizm zareaguje, a nie będziesz chciał marnować swoich zdobyczy. Pozwolisz sobie również na jakimś weselu, ale to wszystko. Nawet alkohol nie będzie ci smakował.
Jakie produkty odkryłam na keto?
- awokado, które nawet potrafi robić za ziemniaki
- cukinia
- majonez Kielecki
- wątróbka (miłość z dzieciństwa)
- papryka (którą pasjami faszeruję ostrym mielonym)
- wachlarz przypraw, które zaczęłam używać, aż musiałam kupić 42-słoiczkowy przyprawnik
- nowe herbaty (na keto chce się pić)
- szparagi (do tej pory dość skromnie)
- gorzka czekolada 85%
- śmietanka 36%
- mascarpone
- halloumi
- jogurt grecki (zwłaszcza boski z Intermarche)
- pieczona golonka
Czekam na odkrycie brukselki i zastanawiam się, kiedy zacznę robić sama zimne nóżki z octem, które uwielbiam, jednak zawsze je jadłam z chlebem. Nadal czytam etykiety, ale wiem już mniej więcej, które produkty omijać, a na niektóre półki – „półki śmierci” – w ogóle nie patrzę. Zasada jest prosta: jak najmniej przetworzonej żywności i jak najmniej węglowodanów. Nie da się tego wyeliminować całkowicie, ale można poważnie ograniczyć.
Na pewno spotkasz się ze stwierdzeniami typu: „Życie jest tylko jedno, ja się nie będę ograniczał, chcę dobrze i smacznie zjeść, nie będę się katował. Będę jeść placki ziemniaczane koniec, kropka”. Ja też lubię placki ziemniaczane i faktycznie mamy życie tylko jedno, więc dlatego należy o nie zadbać. Jedz i choruj, jak chcesz. Przyjdzie czas na udar, wylew albo nowotwór. Teraz może cię nic nie boleć. Można rzec za poetą: „Zdrowie… ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił”. Mówisz, że jesteś młody i masz czas? Tylko tak ci się wydaje, bo na swój przyszły stan metaboliczny pracujesz już teraz.
Zapewniam jednak, że na keto można jeść obficie i smacznie. I do tego wygrywasz zdrowie. To nie jest dieta oparta na głodzeniu się i cierpieniu, gdy wszyscy wkoło obżerają się węglowodanowymi frykasami. Razem ze mną mieszka rodzina mojej córki, mamy trzy pokolenia pod jednym dachem, dwie różne kuchnie. Jednak pyszne pizze moich współlokatorów już nie wzbudzają mojego pożądania, a zapachy nie skręcają żołądka.
Na koniec napiszę, co zyskałam:
- wycofałam egzemę między palcami dłoni
- poprawiłam obraz tarczycy, stan zapalny złagodniał
- stosunek trójglicerydów do HDL poprawiłam z 5 na 1,6, czyli ze stanu alarmowego do bardzo dobrego
- cholesterol resztkowy (mała, wredna hiena) spadł z 36 na 21
- wysypiam się, nie nastawiam budzika, śpię tyle, ile potrzebuję, co wpływa na poziom leptyny i greliny
- minęło „zamglenie” umysłu i senność atakująca za dnia albo po posiłkach
- więcej energii, mniej zmęczenia, lepsza koncentracja myśli
- nie mam bólów w klatce piersiowej
- stan układu kostnego wykazuje 111% mojej normy wiekowej
- brak ataków bólowych przepukliny przełykowej
- poprzez badania krwi, które sobie funduję co jakiś czas, kontroluję mój organizm
- mam również kontrolę nad swoim jedzeniem, nawet mogę zjeść ziemniaki, ale wiem, ile węgli dziennie mogę i ja tym rządzę
- odeszły migreny
- nie mam opuchlizn, widzę swoje kostki, a rano nie szukam oczu między powiekami
- i rzecz najważniejsza: kardiolog odstawił mi jedno lekarstwo, dawka drugiego została obniżona, nie mam objawów nadciśnienia, już latem po raz pierwszy od dawna nie męczyła mnie pogoda
I creme de la creme, jakże mogłoby być inaczej: ta radość, gdy mogłam wydać pieniądze na nowe ubrania, gdy z rozmiaru 44 spadłam na 38… To rozumie każda kobieta.
Kogo słuchać, kogo czytać:
Łukasz i Mateusz Rodzeń:
Mateusz Ostręga:
Iwona Wierzbicka:
PS. Pierwszy posiłek zjadłam o 12.30 i była to duża patelnia wątróbki z papryką, pomidorami, twarożkiem i trzema jajkami sadzonymi. Kończę ten artykuł dwanaście godzin później. Do tej pory nie czuję głodu. W międzyczasie wypiłam parę herbat i kawę. Jeść mi się nie chciało. Leptyna dobrze zadziałała, a insulina była dobrze spłaszczona. Czas na nocną regenerację, by rano nie zaatakował mnie głód.
Kurczaki, świetny artykuło-opis doświadczeń. Dobrze się czytało :)
Gratuluję przełamania się w odstawieniu tegoż… chleba!