Plan miejscowy dla pasa nadmorskiego w Brzeźnie, plan miejscowy dla biurowców przy al. Grunwaldzkiej w Oliwie, plan miejscowy dla ul. Piekarniczej i Lema na Morenie czy plan miejscowy dla ul. Dantyszka i Dębowej na Aniołkach to tylko przykłady miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego w Gdańsku z ostatnich miesięcy, które wzbudziły protesty mieszkańców.
Niewiele rzeczy jest w stanie tak zjednoczyć osoby z danego osiedla czy dzielnicy, jak wizja nowej zabudowy, która znacząco odbiega od kształtu sąsiednich budynków. Rzecz w tym, że sprzeciw jest jak głos wołającego na puszczy, odbija się od ścian Biura Rozwoju Gdańska i magistratu.
Jako radny komisji zagospodarowania przestrzennego widzę po półtorarocznej pracy w Radzie Miasta, jak tworzy się plany, jak przeprowadza się dyskusje nad nimi, a na końcu uchwala. Wydawać by się mogło, że to typowa planistyczna praca mająca na celu przygotowanie danego terenu pod nowe formy zagospodarowania. W dodatku w „szczytnym celu”. Nie ma bowiem wątpliwości, że plany miejscowe są pod względem teoretycznego uporządkowania terenu lepsze niż wydawane na wniosek strony – warunki zabudowy. Schody zaczynają się w momencie wpływu właścicieli działek na projektowany MPZP. Zazwyczaj są to inwestorzy i deweloperzy, którzy dysponując potężnymi środkami są w stanie wywierać nacisk na miasto, by zwiększyć intensywność zabudowy, wysokość dopuszczalnych budynków czy zmniejszyć ilość zieleni, czy terenów biologicznie czynnych.
Republika deweloperów – hasło, na które władze miasta się obruszają (ciekawe, że część z nich wspierała 3 lata temu kandydata, który był jego twórcą), nie da się jednak uciec od poczucia, że głos inwestora jest w Gdańsku więcej wart niż głos mieszkańca. Przykład? Aniołki – rejon ul. Dantyszka i Dębowej. Mieszkańcy, Rada Dzielnicy, organizacje zgłosiły blisko 112 uwag do planu. WSZYSTKIE zostały odrzucone. Deweloper mógł tworzyć zabudowę zgodnie ze swoimi zamierzeniami. Kolejny przykład? Biurowce w Oliwie. Podczas komisji i sesji Rady Miasta pytałem: „w jaki sposób chcemy zmieścić te samochody, które zaleją tę część miasta, na takich drogach, skoro już teraz mierzymy się z ogromnymi korkami na skrzyżowaniach z ul. Kołobrzeską czy al. Wojska Polskiego? Kandydat Jarosław Wałęsa mówił o końcu republiki deweloperów. Mówił, że deweloper nie będzie dyktował warunków kształtowania przestrzennego miasta. Teraz wraca jak bumerang ten plan z pominięciem uwag Rady Dzielnicy Oliwa”.
Nie znając historii i topografii miasta, ktoś mógłby powiedzieć, że to mieszkańcy starszych dzielnic „czepiają się”, że ktoś chce budować w ich okolicy. Tymczasem sprzeciw wobec planów miejscowych pojawia się także w relatywnie młodych osiedlach na południu Gdańska, które stały się wręcz rajem dla deweloperów, budujących się „gdzie popadnie”. Projektowany plan miejscowy Zakoniczyn, rejon ul. A. Dulina, zakłada zwiększenie intensywności oraz wysokości zabudowy, do tego zmniejszenie powierzchni biologicznie czynnej. Ktoś mógłby rzec – nic nowego na południu Gdańska. Oczywiście, tyle że władze miasta „wspaniałomyślnie” mówią, że w zamian powstanie lodowisko, centrum sportowe, część zieleni zostanie zagospodarowana, a na dodatek wszystko połączy PKM na południe. Wspaniale, prawda? Niestety, realia są takie, że po uchwaleniu planu deweloper zbuduje i sprzeda mieszkania w ciągu 3-4 lat, a centrum sportowe, nowe tereny zielone czy sama PKM na południe to pieśń 10- czy nawet 15-letniej przyszłości. Będziemy mieli więc o 60% (!) więcej mieszkańców i dalej chroniczny brak dobrej komunikacji, czy zagospodarowanej zieleni.
Czy ktoś nad tym panuje? Czy ktoś troszczy się o zrównoważony rozwój dzielnic? Czy mieszkańcy mają możliwość wpływania na to jak kształtuje się ich okolica? Czy mamy do czynienia z „planowanym chaosem” jeśli chodzi o przestrzeń miejską? Odpowiedź zostawiam czytelnikom.
Jest jedna rzecz, która cieszy i daje nadzieję na to, że przyszłość tworzenia planów miejscowych może być inna. To większa świadomość mieszkańców. Media społecznościowe, społecznicy, aktywiści coraz silniej stawiają tamę dla miejskiego dyktatu. Być może uda się zmienić politykę przestrzenną miasta już w najbliższych wyborach samorządowych.
Przemysław Majewski
Szkoda, że nie wspomniał Pan o skandalicznych planach intensywnej zabudowy obszarów tzw. Górnego Tarasu w okolicach Klukowa (dzielnica Matarnia). Jako radny z Komisji na pewno zna Pan stanowisko mieszkańców i Rady Dzielnicy w tej sprawie