Najpierw kościół, od którego rozpoczęła się reformacja w Gdańsku.
Jak to zawsze bywa, musi być odpowiedni człowiek, powód i okoliczności. Mamy rok 1525 – 492 lata temu, 22 stycznia i trochę wcześniej.
Człowiek: ksiądz Jakub Knade (Knothe), zastępca proboszcza, kaznodzieja;
powód: miłość – ksiądz zakochał się w parafiance Annie Rohbose, biegał do niej z dobrym piwem lub pieczenią, rodzice zajadali się kolacją, a młodzi szeptali po kątach, nawet zapominał dla niej o mszach i nieszporach;
okoliczności: Luter przybił już swoje tezy na drzwiach katedry w Wittenberdze i wieści szybko się rozchodziły. Jakub pojął za żonę Annę, co okupił ciężkim, kościelnym, rocznym więzieniem. Mieszkali potem poza Gdańskiem, ale iskra już poszła.
Miasto przeżywało zły okres w swoich dziejach. Było w konflikcie z Danią, podupadał handel, obok dochodziło do starć polsko-krzyżackich, kwitła lichwa na wielką skalę, różne spekulacje, konkurencja wykańczała mniejsze firmy, a kapitał kumulował się w rękach niewielkiego grona osób. Małe firmy padały. Biedocie nie wystarczało na życie.
Gdańsk stawał się miastem ostrych kontrastów społecznych – przepełnione magazyny, między którymi krążyli biedni w poszukiwaniu pracy lub kawałka chleba.
Dochodziło do nadużyć na szczytach władzy – zagarniania dochodów publicznych. Sytuacja była na tyle napięta, że rada miejska zgodziła się na reformy – na początku utworzyć kolegium – reprezentację ludności Gdańska. Jednak 48 osób szybko się skorumpowało i weszło w istniejące układy.
Ciągle nowe podatki. Z obawy przed Krzyżakami rada miejska nakazała w 1519 spalić tereny podmiejskie. A z Niemiec płynęły dobre wieści…
Od 1522 dochodziło do coraz częstszych zamieszek na ulicach. Rada Miejska w wielkim strachu znalazła człowieka – Aleksandra Svenichena – który po naradzie z gdańskim duchowieństwem miał okiełznać gniew tłumu i skierować ku słuchaniu Słowa Bożego. Najwyraźniej się przeliczono, bo 22 stycznia 1525 doszło do wybuchu powstania.
22 stycznia nie pozwolono Svenichenowi wygłosić kazania. Tłumem dowodził czeladnik Berndt von Eidten, którego szybko uwięziono. Rozjuszony tłum ogłosił punkt zborny na ulicy Szerokiej. Do tego punktu zaczęły napływać setki biedoty i mniej zamożnych mieszczan.
Przerażona rada kazała uderzać w dzwony, a bogatsze mieszczaństwo zaczęło gromadzić się pod Dworem Artusa.
Z obawy przed powstańcami zaczęto zamykać wszystkie ulice dochodzące do Drogi Królewskiej. Wyloty były skuwane łańcuchami i stały przed nimi działa. Zamknięto wszystkie bramy.
W nocy dwaj przywódcy powstańców kowal Koenig oraz browarnik Netacke usiłowali przedrzeć się na Targ, ale rozpoznano ich i uwięziono. To uwięzienie skłoniło powstańców do podjęcia pertraktacji z radą miasta.
Rankiem 24 stycznia rada uznała program „partii” ludowej sformułowany w artykułach. I jak to z postulatami – niektóre zrealizowano, a niektóre szybko wycofano.
Pierwszy i najważniejszy postulat to: „Nie chcemy cierpieć w Gdańsku wielkich spółek handlowych, bowiem dały się nam one dobrze we znaki. Także wszelka lichwa ma być zakazana, a wszystkie już popłacone odsetki mają być zaliczone na poczet spłaty sumy dłużnej”.
Dalsze punkty dotyczyły dyskryminacji ludności przedmieść, wolności łowienia ryb, ptaków i zwierzyny, opieki nad ubogimi, zniesienia akcyz, ustalenia różnych stawek podatkowych w zależności od zamożności.
Żądano również równego dla wszystkich wymiaru sprawiedliwości, likwidacji kolegium 48. WSZYSCY urzędnicy mieli być wybierani w wyborach powszechnych. Lud pospolity miał otrzymać swoją reprezentację czyli 12 rentmistrzów jako ciało doradcze. Proboszczowie mieli być wybierani przez lud, a duchowieństwo miało się zajmować przede wszystkim głoszeniem Słowa Bożego wg Ewangelii.
Były to więc poważne zmiany religijno-ustrojowe. Zakony – siedlisko nieróbstwa i zepsucia – miały ulec likwidacji.
Już tego samego dnia 24 stycznia wezwano mnichów do opuszczenia klasztorów.
Ile z tych postulatów zostało zrealizowanych? I które?
Z postulatów partii ludowej zostały zrealizowane te dotyczące religii. Gdańsk stał się protestancki. Dodatkowo: zniesiono kolegium 48 i zapewniono wolność łowienia ryb i ptaków. Co do reszty…
Zamiast zrobić wybory powszechne, władzę powierzono rentmistrzom, a że lud prosty, to rentmistrzami zostali przefarbowani zwolennicy starego systemu, którzy miotali się między nowym a starym.
Gdy zniesiono karę śmierci za kradzież i zaczęto rozprawiać o lichwie, nastał popłoch i wystosowano pismo do samego Lutra, który… ją obronił.
Jednocześnie – mamy wiosnę 1525 – odezwał się król Zygmunt I, który wreszcie po odebranym krzyżackim hołdzie, mógł myśleć o Gdańsku. A gdańszczanie to dla niego buntownicy. Nakazał wypłacić odszkodowanie Ferberowi, który uciekał z miasta, i przywrócić stary ład. Dla miasta było to jak rażenie piorunem. Nawet nie myśleli, że zadrą z królem. Ludowi przywódcy zostali zaproszeni do Krakowa, ale bali się tam pojechać (jedna delegacja już trochę przesiedziała w więzieniu).
W chaosie, który zapanował, rada miejska postanowiła przywrócić to, co się da. 17 kwietnia król wjechał do miasta. Posypały się aresztowania i egzekucje. Cofnięto wszystko oprócz reformacji. No i wolności połowów ryb i ptaków.
opracowano na podstawie: M. Bogucka „Życie codzienne w Gdańsku”
Gwoli ścisłości, Jakub Knade (Jacob Knothe) nie był pierwszym kaznodzieją, który głosił w Gdańsku idee reformacji. Ten mit powielało przez lata wielu autorów, opierając się na kronice dominikanina Martina Grunewega (począwszy od osiemnastowiecznych profesorów Gimnazjum Akademickiego, Michaela Christopha Hanow i Daniela Gralatha Młodszego).
W Gdańsku pierwsze luterańskie kazanie, o którym wiemy na pewno, wygłosił 13 lipca 1522 roku ksiądz Jacob Hegge.