W XVI wieku rozwinęły się w Gdańsku szkoły trywialne. Powstały ze średniowiecznych szkół parafialnych. Uczono w nich katechizmu oraz sztuki czytania i pisania po łacinie i niemiecku (inaczej – szkoły łacińskie). W wyższych klasach chłopcy zapoznawali się z dziełami starożytnych i współczesnych humanistów.

Dużą wagę przykładano do śpiewu. Cała klasa wraz z nauczycielem musiała śpiewać co niedziela w chórze kościelnym. Taką szkołą kierował rektor, przy pomocy kantora i 1 lub 2 bakałarzy. Szkoła była opłacana częściowo przez miasto, częściowo przez rodziców. Nie były to duże kwoty, więc nauczyciele dorabiali bokami. A to gdzieś handlowali, a to oprawiali książki. Czasami jakaś fundacja wspomagała taką szkołę.

Nie wiadomo dokładnie, ile godzin trwała nauka. Projekt reformy w 1574 r. zakładał naukę w godzinach (uwaga): 6-8, 9-10, 13-16. Najmłodsi mieli przychodzić na 7 rano, a środowe popołudnie dla wszystkich wolne. Z powodu opłat ubożsi mogli liczyć tylko na zapomogi, ale było to możliwe i mogli uczęszczać do klas dla ubogich w Szkole Mariackiej i szkole św. Jana. Szkoła trywialna była tylko wstępem do dalszej nauki i na tę mogli sobie pozwolić tylko zamożniejsi. Uzupełnieniem szkoły trywialnej były wyjazdy na praktykę do kantorów połączoną z naukami języków obcych – do miast pomorskich na przykład. I dopiero tam uczono się języka polskiego. Albo do Anglii czy Holandii. Szkół miejskich było 6. Prywatnych zdecydowanie więcej.

Oprócz szkół miejskich w XVI i XVII wieku istniało w Gdańsku kilkadziesiąt podstawowych szkół prywatnych. Można by powiedzieć, że co ulica, to szkoła. Nie były one już ukierunkowane humanistycznie, tylko przygotowywały do wykonywania zawodu. A więc oprócz czytania i pisania po niemiecku – również rachowanie. W szkołach francuskich uczono francuskiego (bo tego wymagał handel), w polskich – polskiego. Pojawiały się również roboty ręczne. Po takiej szkole można było podjąć już pracę. Dziewczęta też mogły się uczyć czytania, pisania, rachowania, śpiewu, haftu i szycia. Te bogatsze pobierały nauki bądź w domu, bądź w klasztorze norbertanek w Żukowie. Tam nabywały dwornych manier.

Niektóre takie szkoły przyjmowały dzieci w wieku 4-7 lat, niektóre starsze. Niektóre miały internaty, gdy dziecko przybywało z okolic Gdańska. Ale bywali uczniowie z Lubeki i Rygi i mogli wtedy uczyć się polskiego. Można więc powiedzieć, że system edukacyjny oferował (poza brakiem obowiązku nauki) albo szkoły miejskie (z wykształceniem bardzo podstawowym i możliwą nauką później odpłatnie), albo prywatne (z wykształceniem szerszym, bardziej praktycznym). Tak czy siak, nauka języka polskiego była możliwa dla zamożniejszych. Rektor Szkoły Mariackiej (miejskiej) skarżył się w 1663 r. na konkurencję szkół prywatnych. Wtedy to doliczono się na Głównym Mieście prywatnych w liczbie 33, do których uczęszczało 842 uczniów, w tym 120 dziewcząt. Rektor twierdził, że jest ich 56.

Zarówno szkoły miejskie, jak i prywatne, miały swoje „kuratorium” nad sobą. Podlegały ciału zwanemu Collegium Scholarchalae. W skład kolegium wchodził burmistrz i trzech rajców, a od 1678 r. także dwóch ławników i czterech centumwirów (czyli takich sędziów ds. cywilnych). Kolegium odpowiadało przed władzami miasta za poziom nauczania, troszczyło się o warunki bytowe nauczycieli i uczniów. A także dbało, by nauczyciele byli godni zaufania. Pod kolegium podlegało również Gimnazjum Miejskie, ale to już stopień wyższy od szkół trywialnych i trochę później.

Anna Pisarska-Umańska

Na podstawie: M. Bogucka „Życie codzienne w Gdańsku XVI-XVII”

Dodaj opinię lub komentarz.