Od zawsze słucham Raz Dwa Trzy. Od Ich zawsze, gdyż moja myślodsiewnia, sięga już znacznie dalej. Cóż, latka lecą i fajnie jest co wspominać, a jest tego już całkiem sporo.
Oczywiście, byłem już kiedyś na ich koncercie, ale od jakiegoś czasu bardzo chciałem zorganizować taki koncert. Zawsze byłem przekonany, że to będzie coś innego – wyjątkowego. Taka ponadczasowa forma łączenia rocka, folku i poezji mocno mi odpowiada. Był rok bodajże 1991, kiedy usłyszałem ich po raz pierwszy. Pracowałem wówczas w Teatrze Muzycznym w Gdyni, a pomieszkiwałem w Domu Aktora. To był czas, kiedy słuchało się jeszcze radia, oczywiście przede wszystkim Trójki. W którejś z nocnych audycji usłyszałem tekst przewrotnej piosenki: „w kawiarni za szybą puchnę jak ryba albo jak anioł w pacierzu, bawię się nożem jest coraz gorzej lub jeszcze bardziej pod wieczór, mógłbym się upić, ale mam w dupie, fakt, że kelner coś przeżył” i pomyślałem: „kurcze, jak Młynarski”. A to był niejaki Nowak. Pasuje mi tekst, pasuje przewrotna muzyka, no i poszło-weszło. Wcześniej był Sikorowski i jego malowniczy zespół Pod Budą, zawsze był Niemen, potem Voo Voo Waglewskiego, a od czasu do czasu, wpadało coś tak genialnego, jak „I Ching” i pozostawało na jakiś czas albo dłużej.
Po zapowiedzi koncertu staję z boku sceny, zaraz przy stoliku akustyka. Mogę niemal dotknąć muzyków, zatem widzę wszystko jak na dłoni. Widzę te charakterystyczne dla zespołu dźwięki gitary. Pamiętam je z piosenki „Zapyta Bóg” czy „Pod Niebem pełnym cudów”. Od zawsze są ze mną gdzieś na drugim planie codzienności. Widzę brzmienie akordeonu z piosenki „I tak warto żyć”. Gapię się i pożeram wszystko. Czuję, że publiczność, tak, jak ja, widzi i gra wraz z zespołem każdą nutkę. Piękna, wspaniała i wrażliwa publiczność. Sala nabita po brzegi. Wszyscy uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni. Lubię takich ludzi. Szkoda, że na ulicy coraz częściej ich nie widać. Raz Dwa Trzy-Młynarski. Już w 2000 roku pan Wojciech podszedł po koncercie do Adama Nowaka i zaproponował współpracę. Wówczas chłopaki byli zajęci innymi projektami w tym genialną „Osiecką”. I tak minęło kilka lat, aż w 2007 roku dochodzi do ponownej propozycji, która ku uciesze wiernych słuchaczy, owocuje sukcesem aż do dziś. Nikt nie byłby w stanie zagrać Młynarskiego tak, jak robi to Raz Dwa Trzy. Słuchasz, pamiętasz Młynarskiego jak śpiewał, ale kiedy usłyszysz pierwsze dźwięki kolejnej piosenki zespołu, ulegasz chwili i traktujesz taką interpretację jako oczywistą. Nikomu nie udało się to aż tak synergicznie, jak im.
Zespół dociera do Starego Maneżu moooocno spóźniony. Adam po drodze zachorował. Coś zaatakowało mu żołądek i wszyscy byli już przekonani, że koncert zostanie odwołany – szpital. No, ale udało się. Adam prosi o ryż i wodę. Wygląda słabo – pokiereszowany, ale uśmiecha się, daję radę. Zespół montuje się błyskawicznie, Adam stawia się na próbę, śpiewa. Wszystko działa jak w starych zegarkach. Próba trwa chwilę. Wchodzi tysiąc osób na salę. Wchodzę na scenę i ja. Słyszę swój głos, przyjazna reakcja publiczności. Wchodzi Adam z zespołem… Muzyka. I nagle wszystko staję się oczywiście dobre, prawdziwe i normalne. Na wszystkich spada magiczny, ciepły śnieg jakiegoś czaru. Czaru, który jest nam potrzebny do normalności. Adam, Młynarski, ich poezja i muzyka-piękne. Przy drugim bisie, podczas długiego akustycznego trwania piosenki – tej przez wszystkich ulubionej – „Zapyta Bóg”, Adam schodzi za scenę. Stoję tam i ja. Adam, dziękuję, nawet nie wyobrażasz sobie, ile ja wódki wypiłem przy Twojej muzyce. Jak ja kurewsko lubię Waszą muzykę. Robimy misia. Adam spokojnie – nawet nie wiesz, jak dobrze, że to mówisz, zapalisz? Wychodzimy na zewnątrz i palimy fajeczkę… Koncert trwa, wciąż ten sam kawałek… Pytam – Adam wychodzisz na scenę jeszcze? Adam zaciąga się spokojnie papierosem – zobaczę, co będzie, zobaczymy… Adam jest niezwykłym człowiekiem, nad wyraz skromny, miły, uprzejmy i… jakby nieobecny. Wszyscy go lubią i szanują to, co i jak robi. Ja nad wyraz. Chciałbym potrafić tak mówić, jak On. Wszystko, co i jak opowiada, jest piękne. Były jeszcze kolejne dwa bisy, czyli w sumie cztery, ale mogło być ich jeszcze znacznie więcej, gdyż wszyscy nie chcieliśmy rozstać się z tą piękną energią. Minęła noc, jest niedziela, zmieniliśmy czas na zimowy… Wciąż słyszę tę muzykę. I tak już mam przez 27 lat. Fajnie mam.
Koncert zorganizowany przez Agencję Koncertową Moment odbył się w Starym Maneżu 28.10.2017.
Podpisuje się pod każdym napisanym przez Pana słowem. To był cudowny, magiczny wieczór z obecnym na scenie zespołem i na pewno z obecnym na sali panem Wojtkiem Młynarskim. To się czuło. Bardzo dziękuję za ten koncert :)
Pani Aleksandro… Bardzo Pani dziękuję za piękny komentarz :) Podzielam Pani zdanie i wrażenia :) Kłaniam się