Na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich w Gdańsku odbyła się dziś uroczystość upamiętniająca zdobycie Gdańska (Danziga, jak mówili Rosjanie) przez wojska sowieckie. Rok temu patronował tej uroczystości prezydent Paweł Adamowicz. W tym roku nie przyszedł.  Na uroczystość wysłał swojego zastępcę Piotra Grzelaka oraz przewodniczącego Rady Miasta – Bogdana Oleszka.

Za mundurową oprawę składającą wieńce posłużyli strażnicy miejscy.

Uroczystość była wyraźnie skromniejsza niż rok temu i wyglądała na przygotowaną tylko dla  przybyłego konsula rosyjskiego i…. niemieckiego. Wieniec niemiecki złożony na cmentarzu wyglądał tak, jakby Niemcy przepraszali za wojnę. Rosyjski tak nie wyglądał. Przypomnijmy – w 1939 agresorów było dwóch.

Przed bramą cmentarza zebrało się kilkudziesięciu protestujących, którym nie podobała się uroczystość pod patronatem Rady Miasta i vice prezydenta, m.in. Stowarzyszenie Republikanie i Stowarzyszenie Koliber Trójmiasto, którzy rozdawali ulotki o “wyzwoleniu”.

Sama ceremonia była krótka i skromna. Podczas składania wieńców protestujący wznieśli okrzyk “Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, za co zostali spisani. Chyba za to, bo powodu spisujący funkcjonariusze nie podali.

Wcześniej oficjalny list do prezydenta Adamowicza, aby zrezygnował z uroczystości, wysłał naczelnik IPN w Gdańsku, dr Karol Nawrocki.  Czy nieobecność prezydenta była owocem tego apelu – nie wiemy, ale miasto nie wycofało się z obchodów zmieniając trochę retorykę i w czasie dalszych uroczystości (pod Dworem Artusa) starano się we wszystkich przemówieniach omijać słowo “wyzwolenie”, zastępując je “powrotem Gdańska do macierzy”. W przemówieniu Bogdana Oleszka więcej było mowy o obecnym rozwoju  Gdańska niż tragicznych losach miasta. Natomiast prawdziwie zadumaliśmy się w czasie przemówienia prezydenta Grzelaka, który oznajmił, że wojna to nie Hitler ani Stalin, ale (między innymi) ból matki radzieckiego żołnierza rzuconego na front i tragedia kobiety w wyzwalanym mieście.

Chciałoby się rzec – jaka uroczystość, takie obchody.

Niewątpliwie, nastąpiła pewna zmiana. Podobno prezydent Adamowicz ulitował się nad cywilami i złożył kwiaty w kościele św. Józefa, gdzie spalono 27 marca 1945  ponad 100 kobiet, dzieci i starców (obiecał, nie sprawdzaliśmy).

Poniżej dla przypomnienia, co działo się w Gdańsku pod koniec marca i w kwietniu 1945. O tym, jaką wolność przyniosła Armia Czerwona, innym razem.

W Gdańsku przebywały głównie kobiety, dzieci i starcy. Zwycięzcy żołnierze – jak to zwykle bywa w ich przypadku – oczekiwali zaspokojenia swoich potrzeb, zarówno materialnych, jak i seksualnych. Dążenia Sowietów w tym kierunku przybrały niebotyczną skalę. Wszędzie zdawały się słyszeć słowa: „Frau, komm!”, które oznaczały dla kobiety tylko jedno: gwałt (niekiedy wielokrotny). Miażdżąca liczebna przewaga Niemek sprawiała, że to głównie one stawały się ofiarami przemocy seksualnej ze strony Sowietów. Byli niesłychanie brutalni.

Magdalena Meller tak wspomina los młodej i pięknej koleżanki zniewolonej przez mongoloidalnych  żołnierzy sowieckich w ruinach Dworca PKP w Gdańsku: „Rzucili ją na duży stół w jednej z sal. Odarto ją z odzieży i przytrzymując rozciągniętą wielokrotnie brutalnie zgwałcono. Z ukrycia wyszłyśmy dopiero, gdy żołnierze odeszli. Poszliśmy pomóc nieszczęsnej.  Była półprzytomna i zakrwawiona, ostatkiem sił schodziła, a właściwie zsuwała się ze stołu. Krew lała jej się po nogach.”

Na porządku dziennym były gwałty zbiorowe. „W takiej też chwili do budynku weszła grupa żołnierzy sowieckich. Rozpoczęły się krzyki: <rabotać>, czyli, że chcą mieć stosunki z kobietami. Wywlekli do innych pomieszczeń i mieszkań w kamienicy  wszystkie kobiety, które uznali za nadające się do zgwałcenia. Kładli je na stołach albo na łóżkach i stawiali się do nich w kolejce. Los zgwałconych nie ominął mnie i mojej siostry. Takie zdarzenia powtarzały się niemal każdego dnia.” Niemiecka gdańszczanka, Helga Fiele, wspominała, że pijani Rosjanie zdarli z niej ubranie, przywiązali do stołu i zaczęli gwałcić. Zemdlała przy 25 czerwonoarmiście. 

Przemoc seksualną o podobnej skali stosowano również wobec Polek, np. pochodzącą z Oksywia kobietę przywiązano na tydzień do łóżka i przez cały ten czas na okrągło gwałcono. We wspomnieniach z działalności żołnierzy sowieckich jednostek frontowych porażają zarówno opisy gwałtów (ofiarę trzymało 5 żołnierzy: jeden za głowę, pozostali za ręce i nogi), jak i innych zachowań, m.in. torturowanie kobiet poprzez kaleczenie ich narządów rodnych z pomocą pałek i luf karabinów. Nie rzadko po gwałcie kobiety zamykano ją w więzieniu. Przy wybieraniu ofiar żołnierzom było wszystko jedno. „Gwałcono staruszki, zakonne siostry, kobiety tuż po porodzie, a także pozostałe w mieście nieliczne Polki. Niektóre kobiety zniewalano tyle razy, że zmaltretowane w nieludzki sposób umierały”.

Jedna z Polek, która prawdopodobnie ubiegała się o pracę w otoczeniu sowieckiego garnizonu, pisała 17 kwietnia 1945 roku: „Chciano nas chętnie, bo my mówiliśmy po polsku. Gdy jednak usłyszałam, że wszystkie te kobiety po 15 razy zgwałcono, przestraszyłam się bardzo i poszłam z powrotem. […] Raz tej nocy zostałam zgwałcona, ta hańba odbyła się na oczach ojca.[…] Mnie zgwałcono 7 razy, to było straszne”. Marcin Zaremba ustalił, że Cenzura Wojenna przechwyciła wiele listów gdańszczanek obawiających się gwałtu. Pewna Polka w swoim liście z 21 kwietnia  1945 r. pisała „[…] bo gdy Rosjanie wkroczyli, to każda dziewczyna miała za swoje”.

Kobiety obawiając się gwałtów non stop chroniły się w piwnicach, wychodząc na zewnątrz tylko sporadycznie. Niektóre Polki miały wielkie szczęście, np. jedna z nich w ostatniej chwili uderzyła oficera sowieckiego, który próbował ją zgwałcić, i uciekła. Inne zaś – podobnie jak Niemki – by uniknąć gwałtów, wybierały sobie na kochanka  oficera sowieckiego, dzięki czemu zapewniały sobie i swoim bliskim względne bezpieczeństwo. Niektóre oszalałe ze strachu kobiety szukały wybawienia w próbie samobójczej, co  czasem skutkowało odstąpieniem agresora od gwałtu. […]  Zgwałcone kobiety doznawały szoku, traumy, chciały uciec, popełniały samobójstwa, np. skacząc do Motławy. [opracowanie IPN Gdańsk]

Więc kto zabijał bardziej – hitlerowiec w obozie koncentracyjnym czy krasnoarmijec wyzwalający kobiety? Macie za swoje,  Gdańszczanki!

Gdańsk Strefa Pretiżu

3 thoughts on “Kto zabijał bardziej?

  • Niemcy nie zabijali tylko w obozach koncentracyjnych. Zabijali wszędzie, nie tylko Żydów, również Polaków. Polki były gwałcone i mordowane. W pierwszych dniach wojny WYMORDOWALI 40 tys. Polaków, cywili. Wiem, że teraz o tym w szkołach nie uczą, ale są książki. Warto czytać.

    Odpowiedz
    • Obóz koncentracyjny to tylko przykład. A tytułowe pytanie nie brzmi „kto zabijał”, tylko „kto zabijał bardziej”.

      Odpowiedz
  • Artykuł straszny. Skoro postawiono pytanie, kto bardziej mordował, to można było przytoczyć również precedensy jakie ustanawiał wermacht wkraczając do Polski i tam stacjonując. Najlepiej w postaci liczb. Po czym można było przytoczyć wartość liczbową ze strony Sowieckiej i zastosować odejmowanie. Przytaczanie wspomnień o gwałtach dokonywanych przez Sowietów, świadczą jedynie o tym, że takie zjawisko istniało. I w celu oznajmienia, że coś takiego występowało można przytoczyć takie wspomnienia. Ale nie w celu oddawania skali tego zjawiska.

    Ten problem jest i tak złożony bez tendecyjności…

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.