W efekcie niepomyślnego dla obrońców przebiegu bitwy granicznej, zagrożone okrążeniem siły polskie rozpoczęły odwrót znad Warty wieczorem, w sobotę 2 września około godziny 20.00.

 Żołnierze Wehrmachtu forsujący Wartę
Żołnierze Wehrmachtu forsujący Wartę

Wykonując rozkaz dowódcy 30. Poleskiej Dywizji Piechoty, generała Leopolda Jana Cehaka, wszystkie baterie 30. Poleskiego Pułku Artylerii Lekkiej opuściły swoje dotychczasowe stanowiska ogniowe. Wchodząca w skład II dywizjonu czwarta bateria dowodzona przez porucznika Mieczysława Chylińskiego także wycofała się w kierunku Pajęczna, a potem dalej przez Bętków do lasu koło wsi Józefina, by w końcu, 3 września zająć stanowisko ogniowe na zachodnim skraju wsi Stanisławów II.

Niemiecka piechota nad Wartą
Niemiecka piechota nad Wartą

W dniu wojennych imienin mojego stryja Stefana, a więc 2 września 1939 roku, na stanowisku ogniowym swojej baterii zginął nad Wartą podporucznik Wacław Szałkiewicz. Ranny też został kapral Malinowski. Jeżeli idzie o straty materiałowe, to tamtego dnia I Dywizjon utracił ukryty w chłopskiej stodole jaszcz wypełniony amunicją. Należał on do wyposażenia drugiej baterii dowodzonej przez porucznika Leona Witkowskiego. Celne trafienie nieprzyjacielskiego pocisku w stodołę spowodowało rozbicie koła od jaszcza. Pomimo wysiłków nasi żołnierze nie zdołali wyciągnąć go spod palącej się już stodoły. W końcu wszyscy musieli uciekać, gdyż zmagazynowana w jaszczu amunicja artyleryjska w każdej chwili groziła wybuchem.

W swojej relacji z tego dnia porucznik Zygmunt Zwolanowski mówi o rannych i zabitych żołnierzach I dywizjonu. Przekaz ten znajduje swoje potwierdzenie także w relacji dowódcy pierwszej baterii kapitana Alojzego Piwowara. Pisząc o poniesionych stratach, żaden z tych oficerów nie precyzuje jednak ich rozmiaru. Próżno zatem szukać liczb, a tym bardziej nazwisk, czy chociażby tylko imion rannych lub poległych żołnierzy. Zaprawdę wielka to szkoda, że pozostawionym przez oficerów zapisom zabrakło precyzji w tym zakresie, co przecież pozwoliłoby niejednej rodzinie ustalić wojenny los swoich krewnych, którzy będąc zwykłymi żołnierzami walczącymi w tamtej wojnie, nie zdołali już nigdy powrócić do rodzinnego domu…

W niedzielę, 3 września, 30. Poleski Pułk Artylerii Lekkiej maszerował już w kierunku głównych pozycji obronnych przygotowanych latem nad rzeką Widawką. Tamtej niedzieli około południa III dywizjon majora Adama Fedorki wraz z 82. Syberyjskim Pułkiem Strzelców obsadził po drodze na krótko opóźniające obronne pozycje przejściowe. Zlokalizowane one były na osi wycofywania się jednostki z Działoszyna do Szczercowa. Posiadały charakter wybitnie prowizoryczny. Składały się one bowiem zaledwie z jednej linii płytkich rowów strzeleckich. Zatem posterunki obserwacyjne naszej artylerii mogły zostać rozmieszczone jedynie w pierwszej linii obrony. Zarówno dowódca obrony odcinka, jak i dowódca wspierającej go formacji artyleryjskiej nie mogli znaleźć dla siebie stanowiska obserwacyjnego. Cały ten teren ocenić należy jako wielce niedogodny do obrony. Pozycje haubic były bowiem całkowicie odkryte i pozbawione jakichkolwiek zasłon naturalnych. Faliste ukształtowanie podejścia do linii obronnej od strony potencjalnego kierunku ataku nieprzyjaciela wybitnie sprzyjało prowadzeniu ofensywnych działań przez niemiecką broń pancerną. Na całe jednak szczęście nie doszło tutaj do żadnych walk, gdyż niebawem nadszedł rozkaz do zwinięcia stanowiska ogniowego i wycofania się na główną pozycję, a więc nad rzekę Widawkę.

Przeczytaj też:

Marsz pułku z towarzyszącym mu dywizjonem artylerii – z całą pewnością – został zauważony przez nieprzyjacielskie lotnictwo, które jednak nie atakowało kolumny marszowej, ponieważ posiadało zadanie atakowania tylko obiektów stałych. Zbombardowano wtedy – między innymi – stację kolejową Rusiec, odległą zaledwie o około trzy kilometry od osi marszu III dywizjonu. Maszerująca kolumna III dywizjonu została ostrzelana przez niemieckie samoloty z broni pokładowej dopiero w momencie dochodzenia do Szczercowa. Miało to miejsce pomiędzy godzinami 18.00 a 19.00, a więc tuż przed samym zmierzchem.

Kapitan Alojzy Piwowar, dowodzący pierwszą baterią I dywizjonu 30. Poleskiego Pułku Artylerii Lekkiej – z całą pewnością – nie wiedział tego, że w niedzielę, 3 września 1939 roku, akurat w tym samym czasie, gdy on sam prowadził swoją formację znad Warty w kierunku głównych pozycji nad rzeką Widawką, Niemcy zajęli już jego rodzinną wieś Niedźwiedź koło Limanowej. I natychmiast podpalili nieco na uboczu położone osiedle składające się z jedenastu domostw. Wśród spalonych wtedy zagród znalazło się także rodzinne siedlisko kapitana Alojzego Piwowara…

Wycofując się nad Widawkę, poszczególne dywizjony 30. Poleskiego Pułku Artylerii Lekkiej odchodziły pod osłoną piechoty wraz z pułkami, którym w ramach otrzymanych uprzednio przydziałów miały udzielać wsparcia ogniowego. Podczas odwrotu poszczególne pułki czasami wydzielały ze swojego składu po jednym batalionie oraz jednej baterii artylerii i pozostawiały je jako tylną straż ubezpieczającą odwrót. Spośród oddziałów 83. Pułku Strzelców Poleskich rolę tylnej straży pełnił II batalion, który wraz z jedną baterią pozostał na stanowiskach zajętych nieopodal wsi Ożegów. Reszta pułku odeszła na nowe pozycje tuż po północy, by w godzinach popołudniowych 3 września, maszerując przez Kiełczygłów – Szczerców – Lubiec, osiągnąć główną pozycję nad Widawką. Pod wieczór tego samego dnia do pułku dołączył jego II batalion, który obsadził tymczasowo przewidziany do obrony przez 82. Syberyjski Pułk Strzelców odcinek od wsi Magdalenów do strumienia Sadulaki. II batalion 83. pułku piechoty, stanowiący odwód macierzystej formacji, po zluzowaniu go 4 września przez 82. pułk zajął pozycje nieopodal wsi Kuźnica Lubiecka.

Podobnie wyglądał też odwrót 82. Syberyjskiego Pułku Strzelców. Jednostka ta, odchodząc znad Warty trasą wiodącą przez Mokre – Laski – Radoszewice – Kiełczygłówek – Rusiec – Szczerców, pozostawiła pomiędzy miejscowościami Lipnik i Delfina straż tylną, składającą się z jednego batalionu i jednej baterii artyleryjskiej. Jakkolwiek odwrót znad Warty odbył się w zupełnym porządku, to jednak odnotować należy, że – z powodu nalotów Luftwaffe – szczególnie utrudniony przemarsz miała dowodzona przez kapitana Alojzego Piwowara, pierwsza bateria 30. Poleskiego Pułku Artylerii Lekkiej. Dlatego też ta bateria znalazła się pod Szczercowem dopiero późną nocą z 3 na 4 września. Ale że most na Widawce został już wysadzony przez naszych saperów – bateria zmuszona była przez całą noc poszukiwać jakiegoś przejścia pomiędzy licznymi w tym rejonie zbiornikami wodnymi. W końcu, dopiero świtem 4 września nasi artylerzyści zajęli przewidziane dla nich stanowisko ogniowe usytuowane nieopodal wsi Bożydar.

Dowodzony przez pułkownika Stanisława Sztarejkę 84. Pułk Strzelców Poleskich, zmierzając w kierunku zajętych przez siebie o zmierzchu 3 września nowych pozycji, przemieszczał się trasą dość okrężną. Wycofująca się jednostka maszerowała przez miejscowości Ożegów – Siemkowice – Kiełczygłów – Rząśnię – Będków – Broszęcin – Kieruzele – Tatar – Żar.

Niemcy jakoś zupełnie nie zauważyli nocnego odejścia znad Warty 30. Poleskiej Dywizji Piechoty. Świadczy o tym podjęty przez nich – rankiem następnego dnia – ostrzał artyleryjski opuszczonych polskich pozycji. Tymczasem w niedzielę, 3 września o świcie 30. Poleska Dywizja Piechoty właściwie zdążyła już obsadzić swoje przygotowane wiosną i latem pierwotne wyjściowe pozycje „Szczerców”, rozciągające się nad rzeką Widawką w linii wyznaczonej położeniem wsi Rząsawa i Chrząstowa. Teren upstrzony licznymi bagnami i zbiornikami wodnymi doskonale nadawał się do obrony.

W tym miejscu zauważyć trzeba, że złożona z trzech dywizji Armia „Łódź” – oczekująca na niemieckie natarcie – bronić miała 100-kilometrowej linii frontu. A więc na jedną naszą dywizję spadał ciężar obsadzenia ponad 30-kilometrowego odcinka frontu. W tym czasie militarne standardy prowadzenia walk obronnych przewidywały dla jednej dywizji odcinek do obrony mierzący od siedmiu do dziesięciu kilometrów długości.

Ludność cywilna, spodziewająca się w tym rejonie walk obronnych, masowo opuszczała wtedy swoje domostwa. Bezładne kłębowisko przerażonych ludzi oraz zwierząt inwentarskich na dobre zablokowało szosę, która przecież tak bardzo była potrzebna naszemu wojsku. Tym to sposobem maszerujące kolumny wycofującej się armii siłą rzeczy zostały zmuszone do korzystania z leśnych dróg. Zaś w tym samym czasie bezbronny tłum cywilnych uciekinierów został na szosie dosłownie zmasakrowany przez zupełnie bezkarnie działające niemieckie samoloty.

Cywilni uciekinierzy na szosie (wrzesień 1939 roku)
Fot . 7. Cywilni uciekinierzy na szosie (wrzesień 1939 roku)

Dowództwo i sztab 30. Poleskiego Pułku Artylerii Lekkiej rozlokowały się w lesie nieco na północny zachód od miejscowości Kluki, tuż obok drogi wiodącej z tej miejscowości do Parzna.

Zadaniem III dywizjonu było wspieranie około pięciokilometrowego odcinka obrony, który rozciągał się od mostu na drodze Szczerców – Bełchatów, poprzez młyn Żar, aż do mostu przy dworze Słupia. Odcinek ten został obsadzony siłami dowodzonego przez majora Stanisława Mastalskiego III batalionu, stanowiącego część 84. Pułku Strzelców Poleskich. Siły te wchodziły w skład utworzonej uprzednio grupy bezpośredniego wsparcia. Jak to już wcześniej zostało wspomniane, jej dowódcą został podpułkownik Zygmunt Lewandowski dowodzący jednocześnie 30. Poleskim Pułkiem Artylerii Lekkiej. Z powyższego wynika, że wdrożono do wykonania właśnie drugi spośród wariantów działania, ustalonych alternatywnie jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych.

Artykuł jest na 4 podstronach, przejście na kolejną podstronę poniżej.

6 thoughts on “Decydująca wrześniowa bitwa…

  • Opisane walki to jedna z bitew.
    Powodów przegrania wojny obronnej 1939 było kilka w większości z przed lat. A wśród nich były między innymi:
    Problem 1: Plan obrony granic
    Problem 2: Brak koordynacji działań
    Problem 3: Dowódcy armii (vide: Dąb-Biernacki,Rómmel itp.)
    Problem 4: Liczenie na sojuszników
    Problem 5: 17 września!!!

    Odpowiedz
    • Szanowny Panie; zgadam się, że to tylko jedna z bitew. Ale jednak ta decydująca. Pański głos odbieram jako zachętę do opublikowania mojego bardzo obszernego artykułu zajmujacego się przyczynami kleski wrześniowej. W tym opublikowanym artykule jest mowa jedynie o aspekcie militarnym, tej bitwy, która zadecydowała o załamaniu sie naszej obrony. O całej reszcie aspektów, prawie, że kompletnie przez Pana wyliczonych jest mowa w nieopublikowanym jeszcze artykule; Wśród przyczyn klęski wrześniowej.
      Zaciekawia Pana jego treść?

      Odpowiedz
    • Marek Szymański. Pozwolę sobie nie zgodzić się z Panem w problemie 1 i 4. Oba są ze sobą związane gdyż właśnie liczenie na sojuszników było główną przyczyną ustalenia takiego planu obrony. Chodziło o osłonięcie wojskiem mobilizacji na obszarze etnicznie polskim i przewiezienie rekruta na wschodnie rubieże RP. Dopiero potem miano przeprowadzić manewr odwrotu na linię Wisły by tu przyjąć i zatrzymać wroga. Sojusznicy w ciągu 20 dni od rozpoczęcia wojny mieli zaatakować Niemcy.
      Wszystko potoczyło się jednak trochę inaczej niż planowano. Cały świat został zaskoczony Blitzkriegiem. Dodatkowo doszły spore zaniedbania czyli Pańskie pkt. 2 i 3. No i wreszcie 17 września!!! Cios w plecy cofającej się armii.
      Przecież mimo iż było bardzo źle to nie było beznadziejnie. Niemcy wydatnie spowolnili marsz swoich jednostek i kto wie ???? ale to już inna para kaloszy.

      Odpowiedz
      • Pozwolę sobie bronić punktów 1 i 4.
        Jako dowód na pkt. 1 : Cieniutka obrona na liczącej ponad 2 tysiące kilometrów granicy Polski z Niemcami, Słowacją oraz Protektoratem Czech i Moraw nie miała szans powodzenia i to nie moje osobiste zdanie.
        Jak pisał generał Tadeusz Kutrzeba, jeden ze współautorów planu obronnego „Zachód”, aby obronić się przed nowoczesną, zmechanizowaną armią, na dywizję powinno przypadać nie więcej niż 7-8 km. Gdyby rozlokowano dywizje na granicy to na jedną dywizję przypadałyby 30 km.
        Na budowę umocnień nie było pieniędzy. Tak naprawdę tylko w dwóch punktach powstały umocnienia: Wizna i Węgierska Górka. Spełniły swoją rolę.
        Jeśli chodzi o pkt. 4 to po pierwsze niechęć Francji do atakowania i uznanie, że wystarczy siedzieć za umocnieniami. A Anglia we wrześniu 1939 tak naprawdę nie miała sił zbrojnych, które liczyłyby się na ówczesnym polu walki. Przecież mimo wypowiedzenia wojny to Francja i Anglia podjęły decyzję o nie atakowaniu jeszcze przed 17 września.
        Z polską armią do 17 września nie było tragicznie. Efektem walk Polski była zmiana planów ataku na Francję z jesieni 39 na następny rok.
        Mimo, że sojusznicy uzyskali dzięki Polakom prawie 6 miesięcy czasu to i tak tego czasu nie wykorzystali.

        Odpowiedz
        • Szanowny Panie,
          Komentując artykuł wybiegł Pan niejako przed przysłowiową orkiestrę. Otóż wszelkioe przyczyny kleski wrześniowej zostały przeze mnie omówione w innym artykule; Wśród przyczyn klęski wrześniowej. Odsyłam do mającej się ukazać mojej książki zatytułowanej Korepetycje z historii nieocenzurowanej. Są tam także szczegóły odnoszące się do ustalenia premierów z Abeville z dnia 12 września 1939 roku, że Polsce nie zostanie udzielona pomoc przez Anglię i Francję. I o przyczynach tej odmowy.

          Odpowiedz
  • Witam. Stanowisko obserwacyjne naszej artylerii znajdowało się na wieży zabytkowego, drewnianego, kościoła w Chabielicach. Niemcy w zemście podpalili kościół 5 września 1939r.

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.